Spectra był bardzo popularny i
jeśli chciał zjeść coś na mieście nieniepokojony przez fanów, musiał wybierać
miejsca bardzo ostrożnie. Przez te lata na szczęście wykształcił w sobie,
podobnie jak inni Vexosi, szósty zmysł. Po jednym spojrzeniu potrafił stwierdzić
czy knajpka jest uczęszczana, czy raczej cierpi na brak gości. Niestety zmysł
nie informował czy podawane jedzenie jest jadalne, ale jeśli tylko można było
posilać się bez próśb o autograf, wszystko było w porządku.
"Niebiański gościniec" już na
pierwszy rzut oka wyglądał na odpowiednie miejsce. Nie chodziło tylko o nazwę
na wypłowiałym szyldzie czy położenie, sugerujące, że miejsce utrzymywane jest
przez radę miasta w ramach projektu wspierania zabytkowych jadłodajni, ale o
atmosferę, którą roztaczał. Człowiek od razu wiedział, że nie zje tutaj żadnych
pyszności i nie posiedzi w ładnym miejscu, ale za to nikt nie będzie się na
niego gapił, robił zdjęć ani podsłuchiwał. Zgodzili się na warunki, zanim w
ogóle przekonali się na własne oczy jakie są złe.
Gus rozejrzał się po poszarzałych
ścianach z kiczowatymi pejzażami i po kilku pustych stolikach, zastanawiając
się jak można aż tak zepsuć wystrój. W tym czasie jego mistrz podszedł do lady,
za którą siedziała kobieta w średnim wieku o niechlujnie ułożonych, brązowych
włosach. Widocznie pasowała jej ta pustka, bo gdy tylko weszli, zaczęła
mamrotać pod nosem.
– Co chcecie? – Zwróciła się do nich
dopiero wtedy, kiedy oboje stanęli przy kasie.
Nawet nie utrzymywała z nimi kontaktu
wzrokowego. Wciąż wlepiała wzrok w jakieś plotkarskie czasopismo leżące na
ladzie. Takie samo jak to, w którym ostatnio spekulowano nad orientacją Gusa.
Może to sprawiło, że Vexos poczuł, że bardzo chce wyjść. Zerknął prosząco na
swojego mistrza, a chłopak wziął na siebie ciężar rozmowy.
– A co może nam pani zaproponować? –
odpowiedział pytaniem na pytanie, widocznie chcąc zmusić kobietę do większego
zaangażowania.
Według Gusa to nie był najlepszy pomysł.
Irytowanie właścicielki miejsca (tak przynajmniej wynikało ze zdjęć na ścianie
za nią), w którym się chciało zjeść, było ryzykowne. Oczywiście nie powiedział
tego głośno, tylko czekał co się stanie. Szatynka westchnęła głęboko i
spojrzała na nich spod grubych, naprawdę ładnych rzęs. Przez chwilę mierzyła
ich wzrokiem, tak jakby zbierała siły i Gus uwierzył, że podejmie konwersację,
ale w końcu odwróciła się leniwie w stronę kuchni.
– Katsuya! – wrzasnęła ochryple. –
Powiedz gościom co mamy do jedzenia!
W głowie Gusa obudziły się niemiłe
skojarzenia. Nie wiedział skąd u takiej w gruncie rzeczy ładnej, nieco pulchnej
i zmęczonej kobiety tak nieprzyjemny głos. Znów przeszył Spectrę wzrokiem, ale
lider udał, że tego nie widzi.
– Przecież wycieczka miała być o
dziewiętnastej! – odkrzyknął po krótkiej chwili ktoś z drugiego pomieszczenia.
Gus poczuł małą satysfakcję, że tak
dobrze ocenił to miejsce. Robił się w tym coraz lepszy, skoro po samej fasadzie
potrafił rozpoznać zabytkową knajpkę przeznaczoną dla wycieczek. Pewnie jedzono
tutaj już tylko ze względu na sławne postacie, które tu kiedyś gościły i miały,
mógł się o to założyć, lepsze warunki.
– Przywlekły się tu jakieś osobniki i
zawracają głowę! – tłumaczyła tymczasem kobieta, głosem przywołującym coraz
więcej wspomnień. – Podejdź tu łaskawie!
– Nie jest pani zbyt miła – odezwał się
lekko zirytowany Vexos.
Niebieskie oczy okalane naprawdę ładnymi
rzęsami skupiły się na nim. Szkoda, że miały taki gniewny wyraz.
– Nie podoba ci się, to wypad. Mnie nie
zależy. Rada i tak nie pozwoli zamknąć tej budy – oznajmiła butnie.
Następnie odwróciła się teatralnie, chcąc
pokazać jak bardzo zależy jej na tym, żeby interes dobrze szedł. Widząc to, Gus
zatrząsł się ze złości. Nigdy nie spotkał się z tak antypatycznym człowiekiem.
Nie zastanawiając się długo, ruszył w kierunku wyjścia, specjalnie stąpając
bardzo głośno. Zatrzymał się dopiero przed drzwiami, czekając na swojego
mistrza. Ten jednak nie ruszył się ani na krok. Wyraźnie czekał na pracownika z
kuchni.
Z zaplecza dość szybko wyłonił się na oko
dwudziestokilkulatek o jasnych włosach ostrzyżonych na grzybka. Miał w nich
pełno kolorowych pasemek, wyraźnych i drażniących. Gdyby nie biały fartuch
kuchenny, Gus nigdy by nie powiedział, że jest kucharzem. U wielu pracodawców
taki wygląd byłby podstawą do zwolnienia.
Mężczyzna zaczął rozmawiać ze Spectrą
całkiem swobodnie. Phantom nie tracił swojej zwykłej rezerwy, ale nie wyglądało
na to, żeby byli sobie obcy. Być może lider już tu jadał. To jeszcze bardziej
zirytowało Grave'a. Nie chciał słuchać o czym mówią tamci. Chciał wyjść. Był
zły na kobietę i jej brak wychowania, zły na to, że jego mistrz go tu
przyprowadził, chociaż musiał zdawać sobie sprawę jak bardzo nie jest to
miejsce dla jego podwładnego, zły, że lider usiadł już przy stoliku przy oknie,
nie zważając na jego uczucia.
I mimo tego całego gniewu, musiał
przyznać, że i tak znowu ugnie się woli Mistrza Spectry. Gdy tylko Spectra
poklepał krzesło stojące obok, zrezygnowany spuścił wzrok.
– Siedź – oznajmił chłodno blondyn, a Gus
lekko się zaczerwienił.
To było upokarzające, nawet jeśli nikt
tego nie słyszał. W jego głowie zabrzmiał głos Lynca, wołający złośliwie
”Piesek Spectry”. Ruszył powoli w stronę stolika, starając się uwolnić od tego
przeklętego głosu. Nie udało mu się to i z lekkim poirytowaniem usiadł na
krześle naprzeciw Phantoma, zamiast na tym obok, co nie spotkało się z oporem.
Gus, zadziwiony własną śmiałością, postanowił ją wykorzystać i szepnął:
– Mistrzu, mógłbyś mi rozkazywać, a nie
wydawać komendy?
Lider chyba tego nie usłyszał, bo kazał
mu powtórzyć zdanie, ale chłopaka opuściła cała wola walki i zaczął zapewniać,
że to nie było nic istotnego. Nie miał odwagi na powtórzenie tego wyczynu, a
szkoda, bo te wszystkie „Zostań!”, „Łap go!”, „Przynieś!”, „Pilnuj!” naprawdę
przypominały polecenia wydawane zwierzęciu. A on nie chciał być psem Spectry,
tylko kimś więcej. Przyjacielem.
– Myślę, że masz rację z tym zaufaniem –
odezwał się nagle blondyn. – Powinienem więcej czasu spędzać z tą dziewczyną.
Wtedy ją omamię i wydrę z niej sekrety.
Gus skinął głową, ale nic nie powiedział.
Nie przepadał za tą całą Gehabich, choć nie wiedział dlaczego. Podskórnie czuł,
że może być dla niego zagrożeniem. Jeszcze nie wiedział na jakiej płaszczyźnie,
ale pracował nad tym.
– Co sądzisz o Altairze? – zmienił nagle
temat Spectra, a chłopak poczuł, że poprzednie słowa nie były do końca szczere.
Zamiast o to spytać, wzruszył ramionami.
– Nie widzieliśmy go jeszcze w akcji –
przypomniał, obserwując uważnie brązową plamę na obrusie.
Lider machnął ręką.
– Wiem. Ale chodzi mi o to, jak oceniasz
ten wynalazek po zapiskach i instrukcjach, które czytaliśmy kilka dni temu.
Gus uśmiechnął się na to wspomnienie. Gdy Zenoheld przyniósł im ten hełm, mówiąc,
że to prezent od nowego naukowca w jego składzie, Spectra od razu wiedział komu
go dadzą. Stwierdził, że trzeba było wyrównać poziom, a Lync był najsłabszym
ogniwem. Kiedy dostosowywali do niego wszystkie ustawienia zgodnie z
przyniesioną, prawie dwutomową instrukcją, mimowolnie zaczęli dyskutować o tym,
że Altair będzie przydatny, ale nie pomoże dzieciakowi stać się silniejszym.
Grave upierał się, że lepiej wykorzystałaby to Mylene albo uwielbiający tego
typu duperele Shadow. Powtórzył też kilka razy, że powinien to dostać ktoś, kto
na to zasługuje, kto zasłużył na ułatwienie swoją wiernością. Phantom zbywał to
przez długi czas milczeniem, ale w końcu stwierdził, że tu chodzi o
podniesienie pewności siebie u Lynca.
– Widziałeś
jakie zrobił postępy przed walką. Jeśli trochę go zmotywujemy, spokojnie nas
dogoni – powiedział troszkę sennym głosem, w którym odbijały się godziny spędzone
na optymalizacji. – Poza tym... Nie powinienem tak go straszyć przed walką z
Shunem.
Stało się
jasne, że to ma być forma przeprosin, a Gus nie dość, że przestał być
zazdrosny, to jeszcze zdobył nowe dowody świetności swojego mistrza.
Było w tym
całym kodowaniu Altaira coś niesamowicie kojącego, bo Spectra wreszcie znalazł
dla niego czas. Przez tę całą sprawę z mocą Mascarada, nie mieli kiedy się
widywać, a wtedy musieli przez niezliczone godziny siedzieć razem, czytać
wydruki, porównywać wykresy i odszyfrowywać drobne pismo tego naukowca. Kiedy
Gus nie dawał rady i zasypiał w łóżku swojego mistrza, Phantom nadal przeglądał
papiery. Rano wciąż siedział nad nimi w tej samej pozycji, czyniąc swojemu
podwładnemu niemy wyrzut.
– Moim zdaniem to przydatna rzecz –
przerwał jego rozmyślania lider. – Ten naukowiec musi mieć spore umiejętności.
To dobrze, że jest po naszej stronie.
Gus gorliwie pokiwał głową.
– Zgadzam się, Mistrzu! Ciekawe kiedy
przyjedzie do nas na wywiad środowiskowy? Inni sprawdzali, co może nam
najbardziej pomóc.
– Niedługo – uciął rozmowę Phantom,
zerkając w stronę kuchni.
Chłopak podążył za jego wzrokiem. W ich
stronę szedł uśmiechnięty od ucha do ucha Katsuya. Trzymał w ręku tacę z dwoma
talerzami i szklankami, które postawił przed nimi.
– Nie zbyt to smaczne, ale przynajmniej
nie trujące – walnął prosto z mostu, poprawiając jasne włosy pełne kolorowych
pasemek.
Gus zapatrzył się w tę niezwykłą postać.
Mimo że tyle kolorów we włosach budziło w nim mieszane uczucia, a ten bialutki
fartuszek pasował bardziej do dziewczyny, nie rzucił żadnego komentarza. Zbyt
dobrze wiedział jaki ból mogą wywołać złośliwe słowa, nawet jeśli się je
zignoruje. Mimowolnie dotknął swoich niebieskich, gęstych pukli. Lubił je i nie
znosił, gdy nazywano je dziewczęcymi. Nagle nienaturalne, pomarańczowe tęczówki
odwzajemniły spojrzenie.
– Jak nie wierzysz, mogę spróbować –
zaśmiał się ich posiadacz.
Vexos szybko spuścił wzrok na swoje
danie. Ziemniaki z dużą ilością kopru, buraki, jakaś surówka i kawałek
niekształtnego mięsa. Nie wyglądało to zbyt apetycznie, ani na tyle
interesująco, by całkowicie zignorować Katsuya'ę.
– Nie... – wymamrotał, zaczynając jeść. –
Bardzo dobre – dodał po chwili.
– Nie musisz kłamać. – Machnął ręką
farbowany. – Przy takiej jakości składników nie ma mowy o ugotowaniu czegoś
dobrego!
Ostatnie zdanie wypowiedział głośniej, by
usłyszała je właścicielka.
– Bierz się za sprzątanie! – odburknęła,
nie odrywając wzroku od czasopisma.
Młodzian wzruszył ramionami i ruszył w
kierunku kuchni. Mimo takiej niemiłej odpowiedzi, jego krok był dziarski i
ochoczy. Można było odnieść wrażenie, że jest nawet zadowolony. Gus pokręcił
głową, wracając do posiłku.
– Mistrzu Spectra, widziałeś jego oczy? –
spytał po skosztowaniu wyjątkowo kwaśnej surówki.
Po co oni robią takie diabelstwa?
– Nie czuję potrzeby, żeby patrzeć obcym
ludziom w oczy – odparł lider.
– Miał pomarańczowe oczy. To były szkła
kontaktowe, prawda? – Nie zraził się Gus.
Phantom nie zdążył odpowiedzieć, bo
zadzwoniła jego komórka. Przełknął to, co miał w ustach i odebrał, nie
sprawdzając kto dzwoni.
– Słucham – mruknął, nabierając na
widelec kolejną porcję ziemniaków. – Nie, nie wrócimy. Dziś gotujesz. – Odpowiedzi
blondyna były lakoniczne. – Nie. Nie zostawiaj. Tak. Tak. Nie. W „Niebiańskim
gościńcu”. To znaczy w niebie.
W tym momencie Spectra odsunął od ucha
aparat i Gus mógł usłyszeć niewyraźny wrzask Shadowa. Brzmiało to jak „Oni już
nie żyją!”. Chłopak nie mógł tylko ustalić czy w tym głosie było słychać
entuzjazm, czy rozpacz.
– To nazwa knajpki, idioto – wysyczał
lider, gdy krzyki nieco się uspokoiły. – Nie, nie ma tu aniołów.
Gus zerknął z ukosa na właścicielkę i
zgodził się z swoim Mistrzem w 100%.
– Tak, jestem z Gusem. – I to były ostatnie spokojne słowa blondyna. –
Nie! Czyś ty zdurniał?! Nie jestem...! Shadow, jak wrócę...!
Spectra rzucił komórkę na stolik. Nie
wyglądał na zachwyconego. Gus był ciekaw, co tej wariat mu powiedział, ale bał
się zapytać. Nagle z jego kieszeni rozległa się popularna muzyczka. Szybko
wyjął telefon, mając nadzieję, że to Shadow. Mógłby wtedy się czegoś
dowiedzieć. Jednak, gdy zobaczył imię na wyświetlaczu, zesztywniał i rzucił
Phantomowi wystraszone spojrzenie. Chciał ukradkiem schować urządzenie, ale
lider wyciągnął po nie rękę.
– Daj! – rozkazał krótko.
Chłopak wzmocnił chwyt, jakby się bał, że
blondyn odbierze mu go siłą. Tymczasem
próba połączenia została przerwana.
– Mistrzu, proszę... – wyszeptał.
W jego zielonych oczach pojawił się
strach. Serce waliło mu mocno, a w głowie kołatała się jedna myśl: Jeśli się dowie, to mnie znienawidzi.
Właśnie tego momentu obawiał się od kilku dni. Vexosi na pewno nie zrozumieliby
tego, co robił. Zażądaliby, żeby zerwał tę znajomość. A Phantom... Wyobrażał
sobie tyle opcji jego złości, że myślał iż jest gotowy na wszystko. Mimo to bał
się jego reakcji na wieść, że ma jeszcze kogoś bliskiego. Osobę, z którą
rozmawia, pisze wiadomości, może wspólnie spędzić czas. Gdyby nie ten brak
czasu ze strony Spectry nie doszłoby do tego! Chciał mu to powiedzieć, ale
wyszło tylko kolejne ciche:
– Mistrzu, proszę...
Widząc nieustępliwość na twarzy lidera,
podał mu komórkę. Potem szybko spuścił wzrok i zacisnął pięści, czekając na
wyrok.
– Kuroi... – przeczytał Phantom
spokojnie. – To ta Wojowniczka ciągle do ciebie wydzwania?
Nie wydawał się zły ani nawet choć trochę
zainteresowany. A może tylko udawał? Nagle Gus poczuł wielką chęć, by się
wytłumaczyć.
– Tak, Mistrzu Spectra! Dała mi swój
numer po pojedynkach, kiedy ją opatrzyłem. I ja... zadzwoniłem do niej. Ale to
dlatego, że Mistrz nie miał dla mnie czasu, a ja... Czułem się samotny i... I
mogę z niej coś wyciągnąć! Jak na razie jeszcze się nie spotkaliśmy, ale
zgodziłaby się...
– Gus, milcz! – głos Spectry nie był
wcale gniewny.
Gdy Grave otrzymał swój telefon z
powrotem, nie mógł uwierzyć, że nie zostanie ukarany za bratanie się z wrogiem.
– Jesteś wolnym człowiekiem. Spotykaj się
z kim chcesz. Póki będziesz wykonywał swoje obowiązki, nie mam nic przeciwko.
Poza tym jest silna. Może nam się kiedyś przydać.
Gus czuł w głowie kompletną pustkę. Nie
spodziewał się takiego obrotu sprawy. Radość i szok mieszały się ze sobą, a on
nie wiedział, co przeważa.
– Dziękuję – wyszeptał.
Jednak kolejne słowa Spectry nie były już
takie przyjemne.
– Przynajmniej przestaniesz zawracać mi
głowę.
Chłopak spuścił wzrok i zaczął jeść w
ciszy. Te słowa przebiły mu serce jak nóż. Chyba po raz setny w tym tygodniu.
***
W małej, sterylnej kuchni „Niebiańskiego
gościńca” przebywała tylko jedna osoba. Katsuya, młodzieniec o nietypowej
fryzurze i pomarańczowych ślepiach, siedział na blacie, na którym zazwyczaj
przygotowywał posiłki i przyciskał do ucha bardzo odrapany, płaski telefon.
Jeden z modniejszych modeli w jego kolekcji. Wisiała przy nim tandetna
zawieszka w kształcie żabki. Cierpliwie wsłuchiwał się w sygnał oczekiwania.
Miał przy tym szeroki uśmiech i majtał szybko nogami w podniszczonych,
czerwonych trampkach za kostkę.
– Nareszcie! – zaśmiał się, słysząc głos
po drugiej stronie. – Mam ważne wieści! Są tu Phantom i Grave.
Zamilkł na chwilę, słuchając rozmówcy.
Mimowolnie wziął w wolną rękę nóż i zaczął oglądać go z różnych stron.
Przemknęło mu przez myśl, czy bardzo by bolało, gdyby się skaleczył, ale
zostawił to w spokoju.
– Nie. Żadne problemy. Po prostu przyszli
coś zjeść – wyjaśnił szybko. – Niedługo nas odwiedzą, żeby zaznaczyć nowe
warunki.
Katsuya przejechał ostrzem po materiale
swoich jasnych dżinsów. Nie zrobił w nich żadnej dziury. Poczuł tylko chłodną
obecność przedmiotu na udzie. Chłopak nachmurzył się lekko, przypominając
sobie, że w tym samym miejscu ma bliznę. Ile to już czasu...?
– To miały być jakieś niewiele
zmieniające poprawki – oderwał się od ponurych myśli.
Był bardzo pogodnym człowiekiem. Zawsze
starał się nie tracić ducha. „Bo kto straci nadzieję i radość, szybko zostanie
pożarty przez bezsens i prawdę”, mawiał jego braciszek.
– No to do zobaczenia! – zawołał.
Rozłączył się akurat w chwili, gdy do
kuchni weszła jego szefowa. Obrzuciła go od razu wściekłym spojrzeniem.
– Co to za pogaduszki w pracy? –
warknęła. – Oddawaj telefon!
Chłopak posłusznie wykonał polecenie.
Podał komórkę, nie schodząc z blatu. Cały czas majtał przy tym nogami i
uśmiechał się. Teraz, pozbawiony zabawki, zaczął obracać nóż w dłoniach.
– Przestrzegaj regulaminu, bo cię wyleje!
– zagroziła kobieta.
Katsuya ziewnął, bezczelnie obserwując
odbicie w ostrzu. Nie lubił tej baby. Ona też za nim nie przepadała, ale lubiła
się na nim wyżywać. Dlatego był spokojny o swoją „karierę”.
– Katsuya! Nie bądź bezczelny! –
wrzasnęła. – Patrz na mnie jak do ciebie mówię, ty rąbnięte dziecko z czwartej
dzielnicy!
Chwyciła jakąś leżącą nieopodal szmatę i
zdzieliła go w plecy. Mimo wszystko trochę zabolało. Przynajmniej na tyle
mocno, by przesunąć się w bok i rzucić szefowej zbolałe spojrzenie.
– Ciesz się, że cię w ogóle przyjęłam z taką
kartoteką! – przypomniała jadowicie i ruszyła w stronę drzwi.
Młody mężczyzna celował nożem w jej
plecy, póki nie wyszła. „Jeśli stracisz opanowanie i zdrowy rozsądek, wszyscy
zobaczą jaki jesteś i będą mogli to wykorzystać przeciw tobie. Dlatego zawsze
zachowaj zimną krew i... nie trać humoru.” Kolejne słowa braciszka zaszumiały
mu w głowie. Spokojnie położył nóż obok i wyciągnął z kieszeni białą nokię z
wysuwaną klawiaturą. Była oblepiona brokatowymi, różowymi kwiatkami i
sztucznymi diamencikami. Miała słaby aparat, ale za to świetne gry. Włączył
jedną z nich, przypominając sobie słowa szefowej.
„Ciesz się, że w ogóle cię przyjęłam z
taką kartoteką!” Miał ją za to wielbić? Albo dziękować? Zatrudniła go tylko
dlatego, że potrafił robić wszystko i nie żądał wiele, bo bardzo potrzebował
pracy. Zresztą ta cała kartoteka nie była taka duża. Trzy podejrzenia o
podpalenie, wyrok za nielegalne posiadanie broni, podejrzenie o wymuszanie
haraczu, wyrok za kradzież, sześć czy siedem podejrzeń o kradzieże z włamaniem,
podejrzenie o współudział w morderstwie. To nie była nawet jedna czwarta tego,
co robił! Słysząc zawarte w niej zarzuty, czuł się prawie niewinny.
-------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Ups? Chyba tylko to mogę napisać. Ale przynajmniej wypoczęłam na plaży. ;)
Shadow jest cudny. To, co z pewnością sobie pomyślał przez słowa: " Jestem z Gusem "... Rozczulające. Ohohoho~
OdpowiedzUsuń