Hiroshito
starał się przepchnąć przez masę spanikowanych ludzi, ale to nie
było łatwe zadanie. Chaos, wrzaski i ciągły ruch nie pomagały w
rozróżnieniu drogi, a popychające ciała próbowały rozdzielić
go od Nakiego. Kiedy kolejna osoba wpadła między nich, prawie
zmuszając Hiro do rozluźnienia chwytu, rudzielec zrozumiał, że
musi wydostać się z tego szalonego biegu na ślepo. Widząc lukę
po prawej, rzucił się w jej stronę, nie analizując skąd mogła
wziąć się przerwa.
Zaraz
jednak zrozumiał swój błąd, bo stanął w oko w oko z trzema
uzbrojonymi w mechaniczne noże wyrostkami. Zatrzymał się jak
wryty, patrząc to na broń, to na napastników. To były jedne z
tych nagrzewających się modeli, których używał w kuchni. Mimo że
nie mogły mu zrobić większej krzywdy, czuł do nich niechętny
respekt. Wiedział co można z ich pomocą zrobić. Tamci goście
również zastygli na moment, wpatrzeni w dwóch uciekinierów
trzymających się za ręce. Hiro zaklął w myślach. Mieli nie
pakować się w kłopoty i nie rzucać w oczy, a tymczasem mógł
mieć pewność, że przynajmniej ta trójka ich zapamięta!
Gdy
jeden z nich, widocznie przywódca, wyszczerzył się dziwnie i kazał
reszcie zająć się „tą parką”, Hiroshito puścił dłoń
Nakiego i zasłonił go własnym ciałem, przygotowując się
równocześnie do ataku ognistym Pyrusem. Pomimo siły jaką
dysponował, wolałby uciec. Tak jak to robił tyle razy przedtem.
Być może dlatego zbierał siły i wybierał cel tak długo. A
tymczasem oczy przeciwników zaciemniły się.
–
Naki! – warknął rudzielec, zerkając na chłopaka, którego
jeszcze przed chwilą próbował osłonić. – Mówiłem, że nie
masz się przemęczać! Ja się nimi zajmę!
Tamten
uśmiechnął się delikatnie, najwyraźniej chcąc go uspokoić.
-
Nie widzę przeszkód, by działać po cichu – oznajmił łagodnym
głosem. – Za to mam całą masę wątpliwości co do tego, czy
warto zwrócić na nas uwagę. Ogień jest dość widowiskowy.
Hiro
prychnął, nie wiedząc jak ma odeprzeć ten argument. Przez chwilę
obserwował jak dwóch przeciwników wrzeszczy, czołgając się po
ziemi. Trzeci wymachiwał na ślepo nożem, żądając oddania
zmysłu. Byli żałośni. Widocznie nigdy nie mieli do czynienia z
jakąkolwiek mocą. Gdy jedyny stojący wróg zbliżył się do nich,
rudzielec szybko poparzył dłonie wszystkich nieprzyjaciół, dzięki
czemu niebezpieczeństwo, że zostaną ugodzeni nożem przez ślepców
spadło do zera. To poprawiło mu lekko humor, choć z tyłu głowy
wciąż rósł strach i gniew. Naki nie miał się przemęczać!
Przecież już to raz ustalili! Nie chcąc nic po sobie pokazać
odwrócił się z szerokim uśmiechem i wyciągnął rękę w stronę
kompana.
–
Pan pozwoli, że pomogę mu przejść – zaśmiał się nieco
wymuszenie.
–
Nie traktuj mnie jak panienkę – fuknął Naki, ale na jego ustach
widać było uśmiech. – Już niedługo będziesz kładł przede
mną chustki, żebym nie pobrudził sobie butów!
Hiroshito
rozejrzał się szybko, wciąż uparcie wyciągając dłoń. Musiał
się upewnić, że nikt więcej ich nie zobaczy.
–
Niestety na to nie mamy czasu – odezwał się bez wyrzutu. –
Spadajmy stąd. Musisz wyłączyć moc jak najszybciej. Nie jesteś w
pełni sił. Sam wiesz, że...
Rudy
zamilkł nagle, zatrzymując wzrok na mężczyźnie, który
prowizorycznie opatrywał młodą kobietę, chowając się między
dwoma stoiskami. W tym ogólnym chaosie wydawał się jakoś nie na
miejscu, ale to nie to tak wbiło Hiro w ziemię. Rozpoznał go. Jego
postawa, sylwetka, a nawet ubrania. To był Atsushi Shimokawa, jego
były szef. Dziwne ściskanie w sercu kazało mu zapomnieć o obecnym
wokół zagrożeniu.
Dopiero
Naki, który wymówił głośno jego imię, otrzeźwił go. Z lekkim
szokiem spojrzał w bladą, poważną twarz i przypomniał sobie, że
ma już nowe życie. I jak wiele wymaga ono uwagi. Nie mógł się
teraz rozpraszać.
–
Chodź – powiedział, znów ciągnąc go w tłum, gdzie jednak
powinno być bezpieczniej, a co ważniejsze, anonimowo. – Możesz
już cofnąć efekt. Pamiętaj, że nie jesteś nieśmiertelny.
***
Shun
nie panował nad sytuacją. Pokornie, ale też z pewną złością
przyznał przed sobą, że teren Gusa znajdował się poza
jakąkolwiek kontrolą. Napastnicy swobodnie szerzyli panikę, a
ilość tych, którzy mogliby pomóc była bardzo mała.
Kazami
był wściekły na Vexosa, co teoretycznie miało mu pomóc w walce.
Wiadomo, że emocje wpływały na zdolności, ale tutaj musiał się
jednak hamować. Zbyt silny wiatr był naprawdę niebezpieczny.
Mógłby powalić postawione stoiska i skrzywdzić wielu ludzi.
Dlatego też po kilku próbach, postanowił korzystać jedynie ze
swoich umiejętności walki. Szło mu bardzo dobrze. Sprawnie
rozbrajał zaskoczonych ludzi i bez problemu przemieszczał się z
miejsca na miejsce. Jego trening był jednak przydatny. Tak jak
powtarzał jego dziadek, moce to nie wszystko.
Mimowolnie
rozejrzał się raz jeszcze, chcąc ocenić sytuację. Gdy dostrzegł
dym na tle szarego nieba, zaczął błagać, by Dan nie był takim
kretynem za jakiego go brał.
***
Ogień,
który spowodowały rzucane koktajle Mołotowa lub inne prowizoryczne
bronie, był łatwy do opanowania. Przynajmniej dla Dana. Chłopak
był pewny, że choć Spectra i Mylene też dobrze sobie radzą z
takim zagrożeniem, on wypada najlepiej w oczach ludzi. Kiedy to
wszystko się zaczęło, wystarczyło, by krzyknął, aby zaczęli go
słuchać, pokazując tym samym kto jest ich ulubieńcem. Robili
wszystko, co im powiedział, choć jeszcze tak niedawno był zwykłym
dzieciakiem. Teraz był bohaterem!
Musiał
oczywiście przyznać, że trudno byłoby mu zrobić cokolwiek bez
ich pomocy, chociaż OCZYWIŚCIE dałby radę, ale dzięki nim mógł
spokojnie skupić się na kierowaniu ogniem. Podczas gdy policjanci i
ochotnicy rozbrajali wrogów, on ratował tłumy przed oparzeniami i
nie pozwalał uciec tym draniom, którzy śmieli wkroczyć na jego
teren. Zachowywał się jak prawdziwy lider! Czuł się taki potężny!
Nawet cieszył się z tego ataku, bo jeśli coś miało zamknąć
usta tym wszystkim, którzy narzekali na jego przywództwo, to
właśnie takie wykazanie się. Był wspaniały! Potężny!
Gdy
wygasił trzecie z kolei „ognisko”, dostrzegł nagle coś, co go
zmroziło. Duma z dobrze wykonanej akcji przemieniła się
momentalnie w strach i niedowierzanie. Przez moment nie mógł
zrozumieć co widzi, choć jego ciało już dawno zareagowało w
odpowiedni sposób. Z trudem opanował mdłości, ale z drżeniem nóg
i rozpaczliwym oddechem nie mógł sobie poradzić.
Na
ziemi leżała bezładnie blondynka w błyszczącej, pokrwawionej
bluzeczce. Ta, która jeszcze niedawno z nim rozmawiała.
Chciał
krzyknąć, by ktoś jej pomógł, ale nie mógł wydobyć słowa.
Rozpaczliwie szukał jej imienia w głowie. Echo jej głosu odbijało
się gdzieś w umyśle, jednak słyszał tylko, że jest jego fanką.
Nie mógł się ruszyć. Nie mógł swobodnie oddychać. Jak to się
stało?! Jak mógł jej nie uratować?!
Nagle
drgnął, czując jak znów zbiera mu się na wymioty. Zawrócił i
zaczął biec w stronę kolejnego zamieszania. Nie chciał dopuścić
do takiej sytuacji po raz kolejny. Nie chciał widzieć już żadnego
trupa! Zwłaszcza, że, i teraz zdał sobie z tego boleśnie sprawę,
tym razem mogła to być jego siostra.
łooooorzeszku włoski! wbijam tak dla zasady, a tu proszę nie jeden, a trzy (3!) nowe rozdział. i to nie koniec radości, ten blog znowu żyje! no aż serce śpiewa! jak usiadłam na podłodze, tak przesiedziałam nadrabiając zaległości z najszerszym uśmiechem na jaki pozwoliła mi twarz.
OdpowiedzUsuńno nie mogę uwierzyć! znowu będę mogła czytać twoje opowiadanie! aż mnie nosi!!
Ha ha! Dzięki za taką reakcję. Aż chce się dalej pisać! :D
Usuń