środa, 6 marca 2019

42. Gorzka wygrana


Gus zacisnął zęby, gdy kolejny słup, który z jego woli wyrósł przed zdziwionym agresorem, zniszczył konstrukcję jednego ze stoisk. Takie ofiary były nieuniknione przy jego zdolnościach, bo nawet jego specjalność – lewitowanie skał, wiązała się z niszczeniem powierzchni. Mistrz Spectra zdawał sobie sprawę z tego, że jego podwładny polega głównie na swojej mocy, a ta nie nadaje się do walk w terenie zabudowanym, a mimo to dał mu tę robotę. Gus był więc w jakiś sposób usprawiedliwiony, a mimo to czuł się okropnie w roli wandala. Nawet takiego z przypadku. Gdyby tylko nie budowali tych prowizorycznych bazarków tak gęsto!
– Miau! – usłyszał nagle nad sobą.
Mimowolnie zerknął w górę, na słup, który stworzył na samym początku akcji. Siedząca na nim brunetka, uśmiechała się do niego radośnie. Kocie uszka w jej włosach dodawały jej delikatności i niewinności, a przecież to ona powaliła prawie wszystkich drani. Gdy Gus przewalał ich swoją mocą, ona tworzyła małe, czarne pociski, które po dosięgnięciu celu wzbudzały przejmujący ból. Nawet gdyby była tu sama, poradziłaby sobie bez żadnego problemu i to mu trochę imponowało. Jej moc była tak poręczna i skuteczna, że czuł się niezgrabnym, zbędnym natrętem. A może tak działała na niego świadomość, że to nie jego rewir?
Oczywiście nie miał jej za złe, że skusiła go, by nie wracał na swoje stanowisko. Jak mógłby, skoro to była tylko jego wina? Za łatwo ulegał. I to nie tylko jej. Już dawno powinien się nauczyć, że czasem należy się sprzeciwić, ale gdy chodziło o osoby, które darzył sympatią, to było zbyt trudne. W pełni zasłużył na karę, którą wymyśli mu mistrz! Nie będzie się nawet bronił! Myśl, że dopiero teraz pomyślał o Phantomie, zwiększyła tylko wyrzuty sumienia i przyprawiła go o mdłości. Był okropnym podwładnym!
– Gus, po lewej! – zawołała radośnie Kuroi, przerywając jego rozmyślania.
Chłopak natychmiast wziął się w garść i uniósł mocą kilka większych grud ziemi. Na wypadek, gdyby tamci mieli pistolety. Przez chwilę obserwował dziury jakie powstały po jego działaniu, nie mogąc pozbyć się wizji kazania, które go czeka. A przecież to nie była jego wina!
– Gus! – syknęła trochę ciszej Młoda Wojowniczka. – Jest ich więcej! Ja wezmę tych po prawej, zgoda?
Pokiwał głową, nie odwracając się do niej. Starał się usłyszeć nadchodzących ludzi. Zabawne było to, że gdy tylko pojawił się słup, na którym siedziała Kuroi, zaczęli się do nich zbiegać. Gus na ich miejscu pewnie by się nie wychylał i mordował cywili. Bo taki był ich cel, prawda? Nie chodziło przecież o rabunek ani walkę z Vexosami czy Młodymi Wojownikami. Chcieli po prostu zastraszyć miasto. Stąd taka, a nie inna strategia.
Do uszu Gusa zaczęły dobiegać brzdęki. Najwyraźniej napastnicy szli przed potłuczone wazy i figurki, chcąc zajść go od lewej. Szybko odwrócił się do nich, słysząc po jękach i okrzykach bólu z drugiej strony, że Kuroi już rozpoczęła swoją walkę. Bez jego pomocy najpierw musiała zaciemnić ich wzrok, a potem poczekać aż w panice wystawią się na atak albo wymierzać pociski w nadziei, że trafią od razu. Oba sposoby były nawet skuteczne, ale traciła przez to więcej sił niż wtedy, gdy pracowali razem. W sumie byli całkiem zgraną drużyną. Dobrze się dogadywali i znaleźli całkiem efektywną strategię.
W sumie cieszył się, że jest akurat tutaj, w jej rewirze. Cywile uciekli już daleko, prawdopodobnie dzięki łatwemu dostępowi do innych miejsc, i nie musiał na nich uważać. W innych strefach było prawdopodobnie znacznie gorzej. Założyłby się, że wciąż się przewijają przed oczami obrońców, doprowadzając ich do szewskiej pasji. Bo jak spokojnie walczyć, kiedy trzeba na kogoś uważać?
Gdy nadbiegli jego przeciwnicy, chłopak podniósł lekko ziemię przed nimi. Przewróciło się tylko dwóch. Inni przeskoczyli niedużą wypukłość bez trudu. Vexos warknął z irytacją, choć wiedział, że to nie miało prawa dać wielkich efektów, i skupił się na tworzeniu wysokich słupów na drodze napastników. Udało mu się trafić prawie wszystkich. Gdy nadziewali się na nagle wyrośnięte obiekty, upuszczali bronie i kulili się na chwilę. To wystarczało, by Kuroi ich namierzyła i podwoiła ich cierpienia.
Niestety jeden z nadbiegających był na tyle uparty i zwinny, by unikać przeszkód. Gus zdołał go zatrzymać dopiero, gdy napastnik zbliżył się do niego, biorąc zamach nabijanym gwoździami kijem. Broń wbiła się w powstałą nagle bardzo wysoką ścianę i krótko ostrzyżony agresor zamarł, jakby stracił całą inwencję. Vexos już chciał to wykorzystać, gdy niespodziewanie rozległ się głuchy dźwięk i jedna z porządniejszych, wysokich konstrukcji zawaliła się prosto na nich.
***
Kuroi wrzasnęła, choć wiedziała, że to nic nie pomoże. Nie myśląc wiele, zeskoczyła ze słupa, który miał jej pomóc w ocenianiu sytuacji i zapewnić spokojne miejsce do celowania. Teraz nie to jej było w głowie. Wysokość nie była aż tak duża, ale przez chwilę nie mogła wstać. Rozorane na gruzie kolana i dłonie paliły prawie tak jak zaskoczone upadkiem ciało.
– Gus! – krzyknęła rozpaczliwie, czołgając się w stronę katastrofy.
Konstrukcja, która go przywaliła pociągnęła za sobą dwa kolejne stoiska, które skupiły się na tym samym miejscu. Wyższe słupy też upadły na nieszczęśnika. Tak jakby coś je przyciągało właśnie do niego.
Kuroi nie przestała się czołgać, wciąż wołając chłopaka po imieniu. Obok leżeli gnębieni przez nieludzki ból przeciwnicy. Gdy ktoś pojawiał się w jej polu widzenia, niezależnie od tego, kto to był, przelewała rozpacz i nienawiść w pociski. Zawsze trafiała, jakby tamci byli zbyt zaskoczeni widokiem tego co się działo.
Nie wiedziała co zrobić. Czy ma go odkopywać? A jeśli spowoduje lawinę i bardziej go uszkodzi?!
– Gus! – wrzeszczała, odgarniając elementy, które i tak go nie przykrywały.
Musiała wyglądać jak szalona. Cała dygotała. Nie mogła oddychać normalnie. Ale nie płakała. Nie czuła łez na policzkach. Może była w zbyt wielkim szoku? Powinna przecież płakać. Na filmach ludzie płaczą. Normalni ludzie się przejmują!
Nagle ktoś złapał ją za ramiona i odciągnął. Nie wyrywała się, a słysząc znajomy głos, zrezygnowała z porażenia falą bólu.
– Kuroi, już dobrze!
Natychmiast ufnie wtuliła się w ramiona Andrina. Policjant był najlepszym przyjacielem jej ojca. Miał problem z hazardem i zbytnio wierzył w umiejętności osób z mocą, ale robił przepyszny sernik, a gdy mówił, że już jest dobrze, tak właśnie było. Jeśli musiała już komuś zaufać, to mógł być on.
    – Zaraz go wykopiemy – szeptał, uspokajająco gładząc ją po głowie.
Nie pytała skąd wie, że ktoś jest pod gruzami. Przecież darła się jak wariatka i chyba wszyscy już dawno zrozumieli co się stało. Przez chwilę obserwowała tylko jak ludzie - i policjanci, i cywile, rzucają się na pomoc. Ktoś wołał o nosze, ktoś inny wiązał wciąż jęczących bandytów.
Pomyślała w tym momencie, że powinna się nimi przejąć. Wszyscy inni na jej miejscu nie mieliby tego gdzieś, ale dla niej liczył się teraz tylko Gus. Szybko przeniosła wzrok na mężczyznę, chcąc go dopytać o szczegóły, ale słowa uwięzły jej w gardle. Przez chwilę patrzyła na jego mocno zarysowane kości policzkowe i krótkie, nieułożone włosy. Wszystko zakurzone tak jak wtedy, gdy razem z jej rodziną wracał z wycieczki na ryby. Widziała, że jest przejęty i przerażony, że martwi się o wszystkich, a szczególnie o siebie. Zdziwiona zdała sobie sprawę z tego, że tak naprawdę to on potrzebował pocieszenia i uspokojenia, a nie ona. To w jakiś dziwny sposób ją rozśmieszyło. Czy naprawdę była taka żałosna jak on? Naprawdę straciła głowę, choć przecież to nie było nic wartego aż takiej reakcji? Natychmiastowo się uspokoiła. Przez jeszcze krótką chwilę pozwalała mężczyźnie napawać się poczuciem bezpieczeństwa.
    – Dziękuję, wujku – powiedziała już normalnym tonem. – Już wszystko w porządku.
Zwrócił na nią przestraszone oczy, ale nie rozluźnił chwytu.
– Na pewno? – spytał.
Dziewczyna uśmiechnęła się łagodnie. Zareagował tak jakby mówiła o sobie, a nie próbowała go uspokoić. Nie miała mu tego za złe, bo przecież to był ten typ. Zawsze traktował wszystkich jak kruche biedactwa, które trzeba pocieszać i wspierać. Zwłaszcza ją i jej tatę.
– Muszę pomóc reszcie Wojowników w walce – oznajmiła twardo, żeby udowodnić, że jest przy zdrowych zmysłach.
Mężczyzna przez chwilę walczył sam ze sobą, ale wkrótce wypuścił ją z objęć. W samą porę, bo już miała zamiar go porazić. Widać było po nim niepokój, ale nie mogła siedzieć z nim wiecznie! Nie teraz, gdy była masa rzeczy do roboty.
– Ale walka już się skończyła – odezwał się głucho. – Możesz odpocząć.
Odpoczynek był ostatnią rzeczą której potrzebowała. Musiała się czymś zająć. Żeby się nie przejmować. Żeby nie myśleć.
– Powiadomię Spectrę o stanie Gusa – zadecydowała twardo. – A ty, wujku, ratuj go!
Nie sprzeciwił się. Nigdy się nie sprzeciwiał. Pokornie zabierał ją do kina czy na spacer, gdy tylko tego chciała, kiedy coś się jej spodobało, kupował jej to bez zastanowienia, a jeśli coś obiecał, zawsze dotrzymywał słowa. Była dla niego jak najukochańsza bratanica. Prawie córka. Więc jak mógł zareagować?
– Tylko potem opatrz rany! – westchnął z lekkim uśmiechem. – Twój ojciec by mnie zabił, gdyby coś ci się stało!
***
Spectra nie mógł oddychać. Słowa, które usłyszał od Sarogaru wciąż odbijały się w jego głowie, ale nie mógł ich do końca zrozumieć. Jak to Gus był poważnie ranny?! Wiedział, że nie może teraz odejść. Musiał utrzymać z dala ciekawskich dziennikarzy. Musiał pomóc szukać rannych. Musiał pomóc liczyć zabitych.
Ale tak naprawdę co go obchodziło to miasto? Ci durni ludzie? Liczył się tylko Gus!
    – Oddaję dowodzenie nad Vexosami Mylene – rzucił głucho do komunikatora zanim zdał sobie sprawę z tego co robi.
Shun niedawno zniszczył nadajnik, który zapobiegał łączności, więc wystarczyło wygłosić jedno zdanie. Może gdyby musiał łazić do każdego z osobna, podjąłby inną decyzję? Po paru sekundach dostał potwierdzenie, że wszyscy zrozumieli. Nikt nie zgłaszał pytań. Pewnie im też Kuroi obwieściła ciężki stan Gusa i wszystkiego się domyślili. Dostrzegli jego słabość.
Idąc w stronę swojego samochodu miał wrażenie, że zacznie się śmiać. Specjalnie umieścił tego głupca na stosunkowo bezpiecznym terenie. Prędzej spodziewał się zobaczyć w szpitalu Lynca. Zwłaszcza, że znowu nie wziął Altaira. A tu taka niespodzianka!
Usłyszał niezadowolone krzyki policjantów i zobaczył błyski fleszy. Nie zwrócił jednak na to większej uwagi.
Chciał już tylko zobaczyć Gusa. Nawet nieprzytomnego i zmasakrowanego. Chciałby już być przy nim. Ocenić rany. Nie zganiłby go za głupotę, nawet jeśli zachowanie Vexosa było karygodne. Chciałby być przy nim. Tylko tyle.
Wsiadł do samochodu i położył drżące ręce na kierownicy. Przez chwilę przypominał sobie, że nie ma prawa jechać w tym stanie. Potem myślał już tylko o Gusie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz