sobota, 23 lutego 2019

41. Pierwsze trudności


Hiroshito starał się przepchnąć przez masę spanikowanych ludzi, ale to nie było łatwe zadanie. Chaos, wrzaski i ciągły ruch nie pomagały w rozróżnieniu drogi, a popychające ciała próbowały rozdzielić go od Nakiego. Kiedy kolejna osoba wpadła między nich, prawie zmuszając Hiro do rozluźnienia chwytu, rudzielec zrozumiał, że musi wydostać się z tego szalonego biegu na ślepo. Widząc lukę po prawej, rzucił się w jej stronę, nie analizując skąd mogła wziąć się przerwa.
Zaraz jednak zrozumiał swój błąd, bo stanął w oko w oko z trzema uzbrojonymi w mechaniczne noże wyrostkami. Zatrzymał się jak wryty, patrząc to na broń, to na napastników. To były jedne z tych nagrzewających się modeli, których używał w kuchni. Mimo że nie mogły mu zrobić większej krzywdy, czuł do nich niechętny respekt. Wiedział co można z ich pomocą zrobić. Tamci goście również zastygli na moment, wpatrzeni w dwóch uciekinierów trzymających się za ręce. Hiro zaklął w myślach. Mieli nie pakować się w kłopoty i nie rzucać w oczy, a tymczasem mógł mieć pewność, że przynajmniej ta trójka ich zapamięta!
Gdy jeden z nich, widocznie przywódca, wyszczerzył się dziwnie i kazał reszcie zająć się „tą parką”, Hiroshito puścił dłoń Nakiego i zasłonił go własnym ciałem, przygotowując się równocześnie do ataku ognistym Pyrusem. Pomimo siły jaką dysponował, wolałby uciec. Tak jak to robił tyle razy przedtem. Być może dlatego zbierał siły i wybierał cel tak długo. A tymczasem oczy przeciwników zaciemniły się.
– Naki! – warknął rudzielec, zerkając na chłopaka, którego jeszcze przed chwilą próbował osłonić. – Mówiłem, że nie masz się przemęczać! Ja się nimi zajmę!
Tamten uśmiechnął się delikatnie, najwyraźniej chcąc go uspokoić.
- Nie widzę przeszkód, by działać po cichu – oznajmił łagodnym głosem. – Za to mam całą masę wątpliwości co do tego, czy warto zwrócić na nas uwagę. Ogień jest dość widowiskowy.
Hiro prychnął, nie wiedząc jak ma odeprzeć ten argument. Przez chwilę obserwował jak dwóch przeciwników wrzeszczy, czołgając się po ziemi. Trzeci wymachiwał na ślepo nożem, żądając oddania zmysłu. Byli żałośni. Widocznie nigdy nie mieli do czynienia z jakąkolwiek mocą. Gdy jedyny stojący wróg zbliżył się do nich, rudzielec szybko poparzył dłonie wszystkich nieprzyjaciół, dzięki czemu niebezpieczeństwo, że zostaną ugodzeni nożem przez ślepców spadło do zera. To poprawiło mu lekko humor, choć z tyłu głowy wciąż rósł strach i gniew. Naki nie miał się przemęczać! Przecież już to raz ustalili! Nie chcąc nic po sobie pokazać odwrócił się z szerokim uśmiechem i wyciągnął rękę w stronę kompana.
– Pan pozwoli, że pomogę mu przejść – zaśmiał się nieco wymuszenie.
– Nie traktuj mnie jak panienkę – fuknął Naki, ale na jego ustach widać było uśmiech. – Już niedługo będziesz kładł przede mną chustki, żebym nie pobrudził sobie butów!
Hiroshito rozejrzał się szybko, wciąż uparcie wyciągając dłoń. Musiał się upewnić, że nikt więcej ich nie zobaczy.
– Niestety na to nie mamy czasu – odezwał się bez wyrzutu. – Spadajmy stąd. Musisz wyłączyć moc jak najszybciej. Nie jesteś w pełni sił. Sam wiesz, że...
Rudy zamilkł nagle, zatrzymując wzrok na mężczyźnie, który prowizorycznie opatrywał młodą kobietę, chowając się między dwoma stoiskami. W tym ogólnym chaosie wydawał się jakoś nie na miejscu, ale to nie to tak wbiło Hiro w ziemię. Rozpoznał go. Jego postawa, sylwetka, a nawet ubrania. To był Atsushi Shimokawa, jego były szef. Dziwne ściskanie w sercu kazało mu zapomnieć o obecnym wokół zagrożeniu.
Dopiero Naki, który wymówił głośno jego imię, otrzeźwił go. Z lekkim szokiem spojrzał w bladą, poważną twarz i przypomniał sobie, że ma już nowe życie. I jak wiele wymaga ono uwagi. Nie mógł się teraz rozpraszać.
– Chodź – powiedział, znów ciągnąc go w tłum, gdzie jednak powinno być bezpieczniej, a co ważniejsze, anonimowo. – Możesz już cofnąć efekt. Pamiętaj, że nie jesteś nieśmiertelny.
***
Shun nie panował nad sytuacją. Pokornie, ale też z pewną złością przyznał przed sobą, że teren Gusa znajdował się poza jakąkolwiek kontrolą. Napastnicy swobodnie szerzyli panikę, a ilość tych, którzy mogliby pomóc była bardzo mała.
Kazami był wściekły na Vexosa, co teoretycznie miało mu pomóc w walce. Wiadomo, że emocje wpływały na zdolności, ale tutaj musiał się jednak hamować. Zbyt silny wiatr był naprawdę niebezpieczny. Mógłby powalić postawione stoiska i skrzywdzić wielu ludzi. Dlatego też po kilku próbach, postanowił korzystać jedynie ze swoich umiejętności walki. Szło mu bardzo dobrze. Sprawnie rozbrajał zaskoczonych ludzi i bez problemu przemieszczał się z miejsca na miejsce. Jego trening był jednak przydatny. Tak jak powtarzał jego dziadek, moce to nie wszystko.
Mimowolnie rozejrzał się raz jeszcze, chcąc ocenić sytuację. Gdy dostrzegł dym na tle szarego nieba, zaczął błagać, by Dan nie był takim kretynem za jakiego go brał.
***
Ogień, który spowodowały rzucane koktajle Mołotowa lub inne prowizoryczne bronie, był łatwy do opanowania. Przynajmniej dla Dana. Chłopak był pewny, że choć Spectra i Mylene też dobrze sobie radzą z takim zagrożeniem, on wypada najlepiej w oczach ludzi. Kiedy to wszystko się zaczęło, wystarczyło, by krzyknął, aby zaczęli go słuchać, pokazując tym samym kto jest ich ulubieńcem. Robili wszystko, co im powiedział, choć jeszcze tak niedawno był zwykłym dzieciakiem. Teraz był bohaterem!
Musiał oczywiście przyznać, że trudno byłoby mu zrobić cokolwiek bez ich pomocy, chociaż OCZYWIŚCIE dałby radę, ale dzięki nim mógł spokojnie skupić się na kierowaniu ogniem. Podczas gdy policjanci i ochotnicy rozbrajali wrogów, on ratował tłumy przed oparzeniami i nie pozwalał uciec tym draniom, którzy śmieli wkroczyć na jego teren. Zachowywał się jak prawdziwy lider! Czuł się taki potężny! Nawet cieszył się z tego ataku, bo jeśli coś miało zamknąć usta tym wszystkim, którzy narzekali na jego przywództwo, to właśnie takie wykazanie się. Był wspaniały! Potężny!
Gdy wygasił trzecie z kolei „ognisko”, dostrzegł nagle coś, co go zmroziło. Duma z dobrze wykonanej akcji przemieniła się momentalnie w strach i niedowierzanie. Przez moment nie mógł zrozumieć co widzi, choć jego ciało już dawno zareagowało w odpowiedni sposób. Z trudem opanował mdłości, ale z drżeniem nóg i rozpaczliwym oddechem nie mógł sobie poradzić.
Na ziemi leżała bezładnie blondynka w błyszczącej, pokrwawionej bluzeczce. Ta, która jeszcze niedawno z nim rozmawiała.
Chciał krzyknąć, by ktoś jej pomógł, ale nie mógł wydobyć słowa. Rozpaczliwie szukał jej imienia w głowie. Echo jej głosu odbijało się gdzieś w umyśle, jednak słyszał tylko, że jest jego fanką. Nie mógł się ruszyć. Nie mógł swobodnie oddychać. Jak to się stało?! Jak mógł jej nie uratować?!
Nagle drgnął, czując jak znów zbiera mu się na wymioty. Zawrócił i zaczął biec w stronę kolejnego zamieszania. Nie chciał dopuścić do takiej sytuacji po raz kolejny. Nie chciał widzieć już żadnego trupa! Zwłaszcza, że, i teraz zdał sobie z tego boleśnie sprawę, tym razem mogła to być jego siostra.

2 komentarze:

  1. łooooorzeszku włoski! wbijam tak dla zasady, a tu proszę nie jeden, a trzy (3!) nowe rozdział. i to nie koniec radości, ten blog znowu żyje! no aż serce śpiewa! jak usiadłam na podłodze, tak przesiedziałam nadrabiając zaległości z najszerszym uśmiechem na jaki pozwoliła mi twarz.
    no nie mogę uwierzyć! znowu będę mogła czytać twoje opowiadanie! aż mnie nosi!!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ha ha! Dzięki za taką reakcję. Aż chce się dalej pisać! :D

      Usuń