sobota, 16 lutego 2019

40. Pierwsze sukcesy


Shun nie ufał Vexosom. Co prawda to, że Zenoheld King się za nimi wstawił, wyszło na dobre również Młodym Wojownikom i każdej następnej tego typu organizacji, która kiedykolwiek powstanie w tym mieście, bo dzięki patronatowi tego typu drużyny zaczęły się liczyć i przeniknęły do świadomości społeczeństwa. Zanim polityk zajął się tym tematem, Vexosi byli traktowani znacznie mniej poważnie, jak ktoś w rodzaju harcerzyków czy darmowej pomocy i natrafiali na masę trudności. Wszystkie osoby z mocą zawdzięczały temu człowiekowi bardzo wiele – to był fakt równie niepodważalny jak to, że zależność od jednej osoby nie była najbezpieczniejszym wyjściem. Dlatego Alice powołała Młodych Wojowników. Żeby w tym mieście była choć jedna, nieograniczona zaprzedaniem się władzy drużyna. Skąd można było mieć pewność, czy Vexosi pokierują się wspólnym dobrem, a nie rozkazem? Ale teraz Shun nie miał powodów, by nie wierzyć Spectrze. Po co miałby kłamać o prawdopodobnym ataku zorganizowanej grupy na teren, który też ochraniał? Zwłaszcza na festiwalu zorganizowanym przez Zenohelda?
Dan, którego Shun powiadomił jako pierwszego, nie był aż tak ufny. A może raczej nie miał w sobie na tyle dużo rozsądku, by połączyć fakty.
– Jeszcze raz! – jęknął. – Skąd Spectra niby wie, że ktoś coś szykuje?
Shun Kazami był cierpliwym człowiekiem, który starał się tłumić wszelkie emocje, ale zaczynał już tracić cierpliwość. Musiał powiadomić jeszcze wielu ludzi i nie uśmiechało mu się tłumaczenie tego samego po raz trzeci. Zwłaszcza, że taką prostą informację mógł zrozumieć każdy.
– Nie mam czasu – powiedział chłodno. – Po prostu bądź czujny i przekaż policji, że coś się może stać.
Chciał iść, ale jego drogi lider zastąpił mu drogę. Na jego twarzy była widoczna złość.
– Właśnie! Może się stać! – zawołał trochę zbyt głośno. Kilka osób odwróciło się w ich stronę. – Skąd mamy pewność, że...!
– Cicho – upomniał go szybko Shun, tłumiąc zaczątki gniewu. – Nie potrzebujemy paniki.
Daniel zacisnął pięści, a w jego oczach błysnęło coś, co przypominało ogień. Powoli zaczynał tracić nad sobą kontrolę, co dla Shuna od zawsze było dowodem na jego słabość i nie kompetencję. Mimo to ściszył głos.
– Więc dlaczego Spectra każe ci roznosić takie plotki? – spytał. – Jaki ma sens denerwowanie ochroniarzy? On chce skompromitować Młodych Wojowników. Wiem to! Żeby już nie było wolnych od nacisków obrońców! Wtedy będzie miał wszystko w garści i nastanie era Vexosów! Vexosów, Shun!
Chłopak mógłby wypomnieć swojemu przywódcy, że nie powinien się przejmować możliwością zamieszek, bo w końcu zapobieganie im było robotą Młodych Wojowników. Mógłby też dodać, że emocje Dana są wywołane niechęcią do Spectry, a to może kiedyś im zaszkodzić. Gdyby Shun miał choć trochę więcej czasu, mógłby też zapytać dlaczego perspektywa ataku właśnie teraz jest taka niepożądana, skoro byli przygotowani, ale nie miał w zwyczaju kopać leżącego. Zwłaszcza takiego, który musiałby usłyszeć pytanie co najmniej trzy razy zanim zdecydowałby się na odpowiedź.
– Powiadom policję – powiedział tylko, chcąc wreszcie ruszyć przed siebie.
Dan jednak przetrzymał go za rękaw. Shun był pewny, że chłopak jest na niego zły, ale w brązowych, płomienistych oczach dostrzegł jedynie ból.
– Dlaczego? – spytał szatyn. – Jestem dorosły i odpowiedzialny! Pokieruję wami i sami złapiemy tych drani jeśli się pojawią!
Kazami odtrącił jego dłoń, boleśnie świadomy tego ile czasu upłynęło na nic nie wnoszącej paplaninie.
– Dlatego, że ktoś musi pokierować tłumem. Po to się tu kręcą – przypomniał i ruszył przed siebie.
Nie mógł uwierzyć w to jak ciężko było się porozumieć z Danielem Kuso, liderem Młodych Wojowników. Już dawno przestał wymagać od niego wielkich, umysłowych rozwiązań, ale ten brak komunikacji mógł kosztować kilka żyć. Nigdy nie był zadowolony z tego, że to Dan został ich przywódcą, ale teraz wiedział, że trzeba coś z tym zrobić. Albo zafundować Kuso mały trening, albo wymienić go na kogoś kto będzie w stanie ocenić rzeczywistość przez pryzmat obiektywizmu.

***
Mylene, a potem Julie zareagowały bardzo podobnie, co byłoby nawet zabawne, gdyby się nad tym zastanowić. Obie postanowiły powiadomić najbliższych funkcjonariuszy i wyłapywać podejrzanych ludzi. Profesjonalizm zazwyczaj niepoważnej Makimoto kontra profesjonalizm zawsze poważnej Lodowej Damy. Shun miał świadomość, że powinien to docenić, ale skupiał się znalezieniu jak najszybszej drogi do Kuroi.
Gdy tłum zaczął nagle biec, zrozumiał, że zbyt długa rozmowa z Danem zaczęła właśnie zbierać żniwo. Nie myśląc wiele odrzucił spokój i pobiegł w stronę największego hałasu. O swój teren był spokojny. Spectra był dostatecznie silny, by bronić trzy, średnioodpowiednie do ataku wyznaczenia. Trzy, bo pewnie trzeba będzie pomóc temu słabeuszowi Volanowi.
Na samo wspomnienie najmłodszego członka Vexosów Shun poczuł gniew. Tym razem nie musiał go od siebie odrzucić, co było wspaniałym uczuciem. Nie znosił tego małego tchórza! Mijając z niezwykłą lekkością przepychające się tłumy, nakręcał się wspomnieniem o przerwanej przez Spectrę walce. Nie miał zamiaru przyjmować poddanego zwycięstwa! Ono się nie liczyło. Dziadek powtarzał mu przecież, że jeśli ktoś robi ci łaskę, to znaczy, że jesteś jeszcze na tyle słaby, by nie wygrywać za każdym razem. Na samą myśl, że ta mała, ohydna glista kręciła się ciągle koło Alice...!
Jego myśli przerwał jakiś wysoki, umięśniony blondyn, który z okrzykiem na ustach rzucił się na niego z pięściami zawiniętymi w metalowe kolce. Brunet z łatwością odskoczył i kopnął go w głowę. Przeciwnik lekko się zachwiał, ale nie stracił żądzy mordu. Ponowił atak i tym razem zrobił kilka uników, nim znów oberwał od Młodego Wojownika. Gdy Kazami upewnił się, że nikt więcej go nie atakuje, skuł nieprzytomnego blondyna i rozejrzał się, szukając pozostałych napastników.
Tłoczyli się oni przy dwóch postaciach. Dziewczyna z długimi, czarnymi włosami śmiała się, strzelając ciemnymi pociskami z dłoni. Trafieni nimi przeciwnicy upadali i zaczynali wyć z bólu. W ręku Kuroi błyszczał nóż, a na jej głowie odznaczały się... kocie uszka. Shun przez chwilę nie mógł uwierzyć w to co widzi. Uśmiechnął się szeroko, rozbawiony absurdalnością tego widoku. Potem jednak dostrzegł u drugiej postaci falowane, niebieskie włosy. Gus, Vexos przydzielony do najbardziej dostępnej strefy, opuścił swój teren i teraz powalał wyrastającymi z ziemi słupami ludzi, chcących zaatakować bezbronny tłum.
Szok, którego doznał brunet, przemienił się prawie natychmiast w złość i lekki strach. Mając nadzieję, że wszystko jest w porządku, pognał w kierunku terenu pozbawionego obrońcy.


***
Lync czuł strach i wyrzuty sumienia. Zaraz miał stanąć do walki, która była zemstą wściekłego dowódcy gangu, a on nie wziął Altaira! Nie mógł co prawda tego przewidzieć, ale przecież...
Rozejrzał nerwowo, ale radosny gwar nie został niczym zakłócony.
O ile słowa, które wypowiedział Katsuya, mógł traktować jeszcze jako żart, to gdy pojawił się Spectra i ostrzegł go przed gangiem, wiedział, że to prawda. Nie wspomniał oczywiście liderowi o rozmowie z negocjatorem, jakby bał się, że grozi za to jakaś przykra i bolesna kara. Pokornie pokiwał tylko głową, że rozumie jaką część terenu Shuna ma brać pod uwagę i zapewnił, że nie widział żadnego niebezpiecznego członka gangu Konsakiego. Katsuya przecież, mimo złej sławy, nie był dla nich niebezpieczny. Tak przynajmniej powtarzał raz po raz. Nie mógł wyrzucić z głowy obietnicy, którą mu złożył. Bardzo chciał, żeby pojawiło się tu niewielu wrogów.
Nagle poczuł, że coś uderza go w plecy, a wkoło podniósł się krzyk. Ludzie zaczęli w popłochu uciekać i wtedy usłyszał kolejny strzał. Rozumiejąc, że nie został ranny tylko dzięki ochronie w płaszczu, poczuł, że robi mu się niedobrze. Odwrócił się ostrożnie i dostrzegł dwóch mężczyzn uzbrojonych w pistolety. Jeden miał całe ręce pokryte tatuażami, drugi, nieco wyższy i szczuplejszy był ubrany w absurdalnie elegancką koszulę.
Lync rozejrzał się ukradkiem chcąc sprawdzić gdzie są ludzie i gdy wytatuowany wystrzelił, podmuchem zmienił trajektorię lotu pocisku tak, że wbił się w stragan. To samo zrobił z kulą z drugiego pistoletu.
-Mówiłem, że na Ventusa pistolet nic nie da! – jęknął ten elegancki, przeciągając lekko ostatnie słowo.
– Zamknij się! – warknął jego towarzysz, znów strzelając.
I tym razem to nic nie dało. Lync po prostu zatrzymał pocisk w locie.
– Skubaniec też zwalnia! Tak jak pisali. Dobry jest! – znudzony głos wyższego mężczyzny wyrażał uprzejmy zachwyt.
– Przymknij się, łajzo! – wrzasnął po raz kolejny ten z tatuażami.
Widocznie był bardzo zirytowany. Lync nie zauważył innych napastników, ale wiedział, że to o niczym nie świadczy. Nieco uspokojony zaczął grać pewnego siebie, bohaterskiego obrońcę.
– Musicie być naprawdę głupi, żeby walczyć ze mną sami! – odezwał się. – Przecież nie macie żadnej mocy!
Drugi mężczyzna zaśmiał się, poprawiając koszulę. Wystrzelił potem kolejne kule, które Lync szybko zniwelował. To jednak wystarczyło, by ten zdenerwowany wyciągnął skądś młotek i rzucił się w jego stronę.
Lync osłonił się płaszczem. Pole ochronne odbiło narzędzie i Volan mógł odskoczyć. Serce waliło mu bardzo szybko. Zwłaszcza, że musiał robić uniki i osłaniać tłum przed strzałami. Ludzie nie ułatwiali mu tego. Nagle zaczęli uciekać w przeciwną stronę niż powinni, wystawiając się na większe niebezpieczeństwo.
– Nas jest wielu, chłopczku – powiedział lekko elegancik, nawet nie starając się dobrze wycelować. Nie ukrywał, że jego akcje mają na celu rozproszyć przeciwnika, a nie kogoś zranić. – Lepiej, żebyś nas szybko załatwił, jeśli chcesz pomóc tym żałosnym policjantom. Odkąd pojawili się Vexosi, nie są żadnym wyzwaniem.
Odczuwany przez Vexosa strach powoli odchodził w zapomnienie. Było tak jak zwykle. Nie miał czasu na myślenie, robił wszystko automatycznie, a adrenalina brała górę. To było dobre. Przerażenie i poczucie własnej słabości nie przejmowały nad nim kontroli. Nie było tak jak w tej koszmarnej walce z Shunem, bo to nie było nic osobistego. To była praca.
– Więc będzie co opisać w gazecie! – zakpił. – Słabe formacje policji uratowane przez wspaniałego Vexosa!
Po tym przywołał większy strumień wiatru, który powalił wytatuowanego mężczyznę. Młotek wyleciał mu z ręki i zanim zdołał się podnieść, kilku mężczyzn, którzy zdążyli ochłonąć z paniki, przygwoździło go do podłoża. Zaskoczony tym elegant wycelował w nich, ale Lync wytrącił mu broń wiatrem. Kolejni ludzie rzucili się do pomocy, niosąc sznury.
Lync przyglądał się temu z niedowierzaniem. Strach wracał, upominając się o swoje, ale do przodu pchały go głosy, wskazujące miejsca kolejnych rozbojów.
Volan biegł przez rozstępujący się tłum, uświadamiając sobie po raz pierwszy, że nie jest tak bezbronny jak myślał. Dostrzegał jak policjanci starają się nie dopuścić do zranienia cywili, jak ludzie wspomagają rannych i jak rzucają się do walki. Byli wśród nich osoby z mocą, ale też normalni. Wszyscy starali się ochronić pozostałych.
Widząc to, chłopak przyjął najprostszą i najbezpieczniejszą strategię. Znienacka wyrywał bronie z rąk oprawców. Chętny tłum robił resztę za niego, obwołując go radośnie bohaterem.
 --------------------------------------------------------------- 
To do soboty (prawdopodobnie). 23 02

2 komentarze:

  1. Nareszcie! Ile czekałam! Ale było warto. Czyżby "odrodzenie" bloga?
    Czy ja tu wyczułam lekką zazdrość Shuna o Alice? Może jestem przewrażliwiona?
    Wątek relacji Lynca z Katsuyą zaskakujący. Jestem pod wrażeniem.
    Najbardziej cieszy mnie, ze znalazłaś czas na pisanie. Nie mogę doczekać się soboty.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mam nadzieję na odrodzenie. ^^
      Owszem. Shun jak na razie jest lekko zazdrosny.
      Mam nadzieję, że relacja Lynca i Katsui jest zaskakująca w ten pozytywny sposób, a nie w znaczeniu, że to wątek wzięty z niczego. Nigdy nie jestem pewna ile dać wskazówek, żeby nie zdradzić czegoś od razu, ale żeby jednocześnie dać poczucie, że to prawdopodobne. W pierwotnej wersji zakręciłam się z tym wątkiem, bo chciałam być zbyt tajemnicza. XD

      Usuń