czwartek, 10 maja 2018

18. Ciemną nocą

Alice podniosła się do pionu, tłumiąc krzyk. Rude włosy opadły gwałtownie na klatkę piersiową i zaczęły poruszać się w rytm rozpaczliwych wdechów i wydechów, blade dłonie zacisnęły się kurczowo na kołdrze, a błędny wzrok wędrował co chwila po jej własnym pokoju w poszukiwaniu niebezpieczeństwa. Dziewczyna wiedziała od chwili przebudzenia, że niczego nie znajdzie, ale dzięki temu w końcu mogła się rozluźnić i zacząć normalnie oddychać. Tylko serce potrzebowało więcej czasu na uspokojenie. Chyba nie rozumiało, że jest już bezpieczne i że środek nocy nie jest najlepszą porą do bycia przerażonym.
Nie pamiętała snu. Szok, który wywołał, skutecznie wymazał go z pamięci. Nie wiedziała czy potwory, czy może niedoszli porywacze czyhali na jej bezpieczeństwo, jednak teraz to nie było  istotne. Była bezpieczna, zawinięta w gruby, miękki śpiwór na podłodze swojego pokoju. Na jej łóżku spał w najlepsze Klaus. Był całkiem nieświadomy tego, co się przed chwilą zdarzyło, ale trudno było się dziwić. Miała już wprawę w nierobieniu hałasu, bo zanim się dowiedziała, że jest Mascaradem, dręczyły ją wspomnienia o bitwach, które on stoczył. Ten sen jednak na pewno należał do niej. Nawet jeśli go nie pamiętała.
Nagle Klaus mruknął coś przez sen i zrzucił grubą, białą kołdrę tuż obok dziewczyny. Uśmiechnęła się na ten widok, a potem zaczęła wychodzić ze śpiwora.  Zgodził się spać na łóżku dopiero, gdy powiedziała, że jeśli ktoś się włamie, wyplątanie się ze śpiwora mogłoby być problemem, bo bycie gościem nie było wystarczającym powodem. Ale taki był Klaus. Żeby uniknąć jego marudzenia trzeba było ciągle szukać wymówek i uważać na słowa.
                Okryła go kołdrą, myśląc o przesłuchaniu, które nastąpiło bezpośrednio po napaści. Minęło może z dwadzieścia minut od ataku, kiedy woda jeziora niespodziewanie wyrzuciła ich na brzeg. Bali się, że to tamci bandyci, ale okazało się, że to sprawka Marucho. Z Młodych Wojowników przybyli też Dan i Runo, a z Vexosów Spectra, Gus i Shadow. Usłyszeli czy też może zobaczyli coś podejrzanego i przybiegli. W końcu do ich zadań należało ochranianie miasta i jego mieszkańców. Nawet gdy Vexosi dowiedzieli się kim są ofiary, bardzo poważnie podeszli do próby porwania. Nie liczyło się to, że była niegdyś członkinią Młodych Wojowników (albo raczej Mascaradem). Postanowili pomóc.
                Na plaży  prawie wszyscy stali wtedy koło Klausa, przysłuchując się jego słowom. Opowiadał o zdarzeniu, gestykulując żywo. Miał do tego prawdziwy talent. Nie pomijał nic ważnego ani też nie ubarwiał. Po prostu porywająco opowiadał prawdę, a to w tych czasach było niesamowitym darem.
– ... i wtedy okazało się, że jesteśmy otoczeni. Tam stał rudy, którego Alice nazwała Hiroshito... – to mówiąc zamaszystym gestem wskazał za plecy Daniela,  Runo i Gusa, przy okazji ich ochlapując. Shadow, który stał nieco z boku sparodiował jego gest z wyszczerzonymi zębami. – ...a tam niejaki Naki... – dodał von Hercel, tym razem celując w miejsce, gdzie stała Alice i Spectra.
                Dziewczyna poczuła się zmieszana, gdy wszyscy zerknęli w jej stronę. Phantom nawet tego nie zauważył, osuszając do końca jej ubrania.
– Jaki Hiroshito? – przerwał nagle Dan.
                Podczas, gdy Runo, która od razu domyśliła się o kogo chodzi, próbowała mu wyjaśnić, jasnowłosy lider Vexosów zakończył robotę. Opuścił dłonie, którymi sterował ciepłem, ale nie zamierzał teraz pomóc Klausowi, z którego cały czas ciekła woda. W dziewczynie wzmocniło to uczucie zażenowania i niepewność. Dlaczego pomógł jej się wysuszyć? Przecież nie prosiła. Czy chodziło o to, że gdyby to zrobił Dan, nie mogłaby złożyć zeznań z powodu poparzeń? Albo też ta mokrość mogła jej przeszkadzać w skupieniu? A może to był taki ludzki gest? Odruch? Reguła, którą wyznawał?
                – Dz-dziękuję... – wyszeptała speszona.
                Nie lubiła, gdy ktoś tak intensywnie się w nią wpatrywał, a  teraz tak się działo.
                – Zimno ci? – spytał chłodno młodzieniec, błędnie odczytując jej zająknięcie.
Zaczerwieniła się, nie wiedząc co myśleć. Szczerze mówiąc, bała się go. Z jakiś niewiadomych przyczyn, nie chciała mu zaufać.
                – Nie. Ja tylko... – zaczęła, ale nie wiedziała jak skończyć.
Usłyszała właśnie kłótnię Runo i Shadowa, więc mogła udać zainteresowanie.
– Ja ci mówię, że chodzi o tego Hiroshito, który pół roku temu sprzedawał na targu ogórki z północy jako "owoce mądrości"! – stwierdził głośno Shadow, obnażając zęby.
                – Ten, od którego  kupiłeś całą taczkę starych warzyw? Ciebie, pseudo-Draculo, pogięło chyba! Klaus mówił, że ten był młody i rudy, a ten twój ma chyba z 80 lat i siwe włosy! – wrzeszczała Runo.
Alice uśmiechnęła się lekko. Skąd Runo znała takie szczegóły? Czyżby czytała plotkarskie doniesienia o Vexosach? Ta cała dyskusja była zabawna. W ostatnim czasie niewiele ją cieszyło. Miała zbyt wiele zmartwień na głowie, żeby się śmiać. Dlatego takie momenty były tak cenne. Nagle poczuła, że Spectra pochyla się w jej stronę jakby chciał jej coś powiedzieć. Zamarła.
                – Trudno nie zauważyć, że odkąd przestałaś być Mascaradem, oni już cię nie chcą. Ale ja wiem, że robią straszny błąd. Jeśli jesteś zainteresowana powrotem do działania, mogę pomóc. Nie musisz przystępować do Vexosów, o to nie proszę, ale mam dla ciebie miejsce wśród nas. Będziesz niezależnym ekspertem, który nie musi wybierać strony. Skoro wszyscy chcemy tworzyć dobro, powinniśmy współpracować – szepnął.
Dziewczyna czuła jak krew zastygła w jej żyłach tak jakby ktoś wpuścił tam ciekły azot. Mięśnie skostniały, a serce zapomniało jak się bije. Nie docierała do niej świadomość, że ktoś może chcieć jej pomocy. Patrzyła przed siebie w szoku. Co miała odpowiedzieć? Jak zareagować? Wciąż obserwowała przekrzykujących się Shadowa i Runo, ale nie rozróżniała słów. Cały czas myślała jak ktoś mógł ją docenić.
                – Widzisz, jak oni się dogadują? Vexos i Młody Wojownik ramię w ramię. To możliwe. A ty będziesz naszym kamieniem węgielnym – zmienił nagle temat Phantom, oddalając się trochę.
                Nagle i  niebieskowłosa, i  albinos zamilkli, patrząc na siebie w szoku. Nie trwało to jednak długo, bo Misaki z całej siły strzeliła Prove'a w łepetynę. Młodzi Wojownicy pobladli. Każdy z nich wiedział, że Runo używała przemocy fizycznej tylko na osobach, które... hmm... obdarzyła pewną sympatią. Czy raczej poczuła się z nimi na tyle związana, żeby pozwolić sobie na pewną... swobodę działania. Alice z szeroko otwartymi oczami obserwowała Runo. Jeszcze tak niedawno myślała o tym, że nigdy się nie polubią, a teraz... Może Spectra miał rację? Może trzeba było skupić się na wspólnym celu, a nie na grupie, z której się pochodziło?
Mamrotanie Klausa, sprawiło, że rudowłosa otrząsnęła się ze wspomnień. Z delikatnym uśmiechem popatrzyła na jego śpiącą postać. Miał zostać tu aż do środy, więc już zapewniał jej ochronę. Vexosi i Wojownicy twierdzili, że niedoszli porywacze wrócą i chcieli ustalić jakieś dyżury, gdzie pilnowałby jej jeden Vexos i jeden Wojownik. Ta ironia losu... Przecież jako Macarad sprawiła Vexosom tyle problemów!
Nagle dziewczyna kątem oka dostrzegła jakiś ruch zza oknem. Szybko zerknęła w tamtą stronę i zamarła. Za szybą... stała jakaś postać! Krótki wrzask natychmiast obudził Klausa, jednak zanim biedny chłopak zrozumiał o co chodziło, postać zniknęła, a Alice skuliła się na podłodze. Klaus szybko przykucnął obok niej i ją przytulił.
                – Alice... Spokojnie. Jestem przy tobie – szeptał kojąco. – Nie budź nikogo.
                Tak. To było najważniejsze. Nikt nie wiedział, że spali w tym samym pokoju, bo spotkałoby się to z ostrym sprzeciwem. Nikt nie rozumiał, że traktowali się jak rodzeństwo, a nie jak przyjaciele czy normalni znajomi.
                – Za oknem, coś było! – odpowiedziała cicho dziewczyna, walcząc ze łzami w oczach.
                Uścisk wzmocnił się. Strach i niepewność dziewczyny odpłynęły, zanim usłyszała kolejne słowa.
                – Cichutko, prawie-siostrzyczko. Ze mną nic ci nie grozi.
                Kto by pomyślał, że jeszcze rano ją nienawidził?
***
                Postać w bardzo długim płaszczu siedziała na grubym konarze jedynego drzewa na podwórku Gehebichów. Była lekko podenerwowana. Chłodny wiatr chlastał ją i próbował zerwać gruby materiał, ale człowiek na to nie zważał. Był zbyt pochłonięty swoimi myślami. Najwięcej było wśród nich usprawiedliwień. Przekonywał się, że nie zrobił nic złego. Chciał się tylko upewnić czy ona jest bezpieczna. Tylko upewnić. Nic więcej. Wrzask był nieuzasadniony. Przecież nie zrobił nic złego. Prawda?

2 komentarze:

  1. Matko, zawsze lubiłam ten rozdział, ale po tej edycji jest jeszcze lepszy! Postać Spectry...no dla mnie majstersztyk po prostu, bardzo go lubię ^^
    Czekam na kolejne!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo się cieszę! ^^ Szczerze, to zawsze przy poprawianiu rozdziału boję się, że popsuję to co było dobre, więc twoje słowa bardzo mnie zmotywowały. :D

      Usuń