czwartek, 31 maja 2018

20. Tajemnica w piwnicy


Lync siedział na podłodze w swoim pokoju tak jak to zaobserwował na filmach, to znaczy opierał się o drzwi I obejmował ramionami przyciśnięte do klatki piersiowej nogi. Gdyby widział kogokolwiek w takiej pozycji, nie zawahałby się z niego kpić i nazywać mazgajem, ale teraz musiał przyznać, że ta iluzja ciepła i bliskości oszukiwała umysł całkiem sprawnie. Ten, kto to wymyślił, musiał wiedzieć co czuje osoba bez żadnego wparcia, bo ta nędzna parodia prawdziwej bliskości sprawiała, że złość pomału przechodziła, a smutek, który wkradał się w jej miejsce, nie był aż tak dokuczliwy.
– Głupi Volt... – mruknął nagle bez wyraźnych emocji, po raz kolejny nie mogąc powstrzymać wspomnień.
Gdy uciekł po przegranej walce z Shunem, usiadł pod jakimś drzewem w taki sam sposób. Tylko, że wtedy już nie potrafił wstrzymać emocji i rozpłakał się. To był pierwszy raz, gdy stracił nad sobą panowanie poza swoim pokojem. Miał szczerą nadzieję, że nikt tego nie zobaczy, ale pojawił się Volt. Pamiętał jak bardzo się przestraszył, gdy jakaś wielgachna sylwetka usiadła obok niego. Nie mógł zapomnieć rozpaczliwych myśli, które wtedy krążyły mu po głowie. Spodziewał się wyszydzenia, szantażu albo podobnych rzeczy. Nie pomyślałby, że Luster zacznie go uspokajać i wycierać łzy. Na ustach chłopaka pojawił się kwaśny uśmiech, gdy wspominał minę Volta, kiedy w odpowiedzi na jego troskę skoczył na równe nogi i zaczął wrzeszczeć, żeby go zostawić w spokoju. Nie pamiętał co dokładnie krzyczał ani jak długo to robił, próbując zatamować łzy z bólu, upokorzenia i bezsilności. Aż trzy emocje kazały mu płakać. Nie dałby rady się im sprzeciwić nawet, gdyby starał się bardziej.
Chłopak spojrzał na sufit, oddychając głośno. Te wspomnienia napawały go dziwnym uczuciem, objawiającym się nieznośnym uciskiem gdzieś w okolicy serca. To było coś innego niż zdenerwowanie, ale nie miał pojęcia co. Pojawiało się zawsze, gdy myślał o tym jak Volt obiecywał, że nic nie powie reszcie. Że przecież są Partnerami. Że może na niego liczyć.
Wtedy uwierzył. Chyba niepotrzebnie, bo Volt Luster, Vexos Haosu, jego Partner do Działań w Terenie okazał się takim samym oszustem i dwulicowym draniem jak Spectra Phantom.
Gorzkie rozczarowanie cały czas mieszało się ze złością i rozgoryczeniem i buzowało mu w żyłach, domagając się ujścia. Albo w formie płaczu, albo agresji. Lync może i chciał się na czymś wyładować, ale uznał, że na to nie zasługuje i tylko zaciskał zęby. Może to go nauczy bycia mądrzejszym! Przecież ludzie zawszy byli podłymi oszustami i mówili to, co chciało się usłyszeć, niekoniecznie mając w planach trzymania się obietnic. Wiedział to już jako dziecko. Wstyd, że jako piętnastolatek dał się na to nabrać i tak przeżywał zdradę.
– Jaki ja byłem głupi – powiedział głośno z doskonale wyćwiczonym, kpiącym uśmieszkiem na ustach, sprawdzając czy już nad sobą zapanował.
Owszem, jego głos brzmiał bardzo spokojnie, ale emocje wewnątrz wciąż szalały. Jak zwykle potrafił tylko założyć maskę zamiast zająć się sednem problemu, ale co by nie mówić, zrobił to w samą porę, bo odezwało się głośne, natarczywe pukanie. Chłopak poczuł nową falę złości, myśląc, że to znów Jaśnie-Wielmożny-Mistrz-Spectra-Co-Się-Wtrąca-Do-Wszystkiego. Tytuł był długi, ale wolał posługiwać się nim niż skrótem, który brzmiał JWMSCSWDW. Był za trudny do wymówienia i niezbyt jasny, bo mógł też oznaczać Ja-Wspaniały-Magister-Słodkiego-Ciasta-Stołowego-Wręcz-Dobitnie-Wirtuoz, którego używał Shadow. Już samo imię autora wyjaśniało, dlaczego powyższy przydomek nie miał większego sensu.
– Nie mam ochoty cię widzieć o Jaśnie-Wielmożny-Mistrzu-Spec... – zaczął recytację nastolatek, ale głos, który mu przerwał z całą pewnością nie należał do JWMSCSWDW. Ani do jednego, ani do drugiego.
– Otwieraj te drzwi w tej chwili.
Rozkaz był wydany chłodnym, kobiecym głosem, więc nie trzeba było być geniuszem, żeby wiedzieć kim jest postać za drzwiami. Lync, który opierał się o nie plecami, natychmiast zerwał się na równe nogi, wytarł twarz rękawem i położył rękę na klamce.
Mylene nie była osobą, którą dało się zlekceważyć. Gdyby jej nie otworzył, wywaliłaby drzwi z zawiasów prosto na jego biedną główkę, a na to nie miał najmniejszej ochoty. Zanim otworzył drzwi, raz jeszcze przybrał złośliwy wyraz twarzy. Tym razem chyba nawet przesadzał, bo mięśnie aż go rozbolały, ale chciał mieć pewność, że nie będzie po nim widać nawet cienia prawdziwych uczuć. Z tego samego powodu otworzył je szeroko i bez wahania. Tak jak przystało na kogoś, kto się nie boi.
– O! Kogo my tu mamy? – udał zaskoczenie, opierając się niedbale o framugę. – Lodowa Dama pomyliła drzwi? Do ukochanego na przeciwko.
Lync nie spodziewał się tego co nastąpiło. Owszem, wspomniał o tym, że widział jak całowała się z Voltem, by ją rozwścieczyć, ale nie myślał, że będzie aż tak zła. Przecież zawsze jej emocje były zminimalizowane! A teraz wbiła lodowy sztylet tuż obok jego głowy! Chłopak odskoczył, robiąc wielkie oczy. W żołądku poczuł ciężką kulę, a gardło mu się ścisnęło. Nie mógł powstrzymać myśli, że może niepotrzebnie tak szeroko otwierał te drzwi.
– Rozmawianie z tobą nie jest żadną przyjemnością, więc mnie nie denerwuj – syknęła Mylene, zamieniając tkwiące w framudze ostrze w wodę.
Chłopak z ulgą odwrócił od niej wzrok i zaczął bardzo uważnie obserwować ściekającą ciecz. Jak za każdym razem poczuł mimowolny podziw dla Vexoski. Nie znał nikogo innego, kto potrafiłby tworzyć lód. Moc Aquosa nie miała z tym nic wspólnego. Po prostu była wybitna. Na szczęście szybko od zachwytów przeszedł do trzeźwego oceniania sytuacji i znów skupił się na gościu, który był, krótko mówiąc, dość kłopotliwy i niebezpieczny.
– Ja też nie jestem zachwycony z twojego towarzystwa – wysilił się na "wredną" odpowiedź.
Wyszło to nie do końca tak jak chciał. Głos miał zbyt cichy i drżący. Gdy w oczach Mylene dostrzegł rozbawienie, poczuł, że zaraz zwymiotuje ze stresu. Prawie słyszał jej myśli. "Ja wiem kim naprawdę jesteś. Tchórzem! Teraz mogę wykorzystywać cię jak Spectra Gusa. Będziesz robił co zechcę, a kiedy reszta się dowie jakim jesteś mięczakiem, zmienimy twoje życie w piekło!" Ale jedyne słowa, które wypowiedziała, brzmiały:
– Chodź za mną!
Dziewczyna nie czekając na reakcję, ruszyła korytarzem w lewo. Lync niepewnie wyjrzał ze swojego pokoju i ze zdziwieniem stwierdził, że o przeciwległą ścianę opiera się nie kto inny jak sam JWMSCSWDW. Nie, nie Spectra. Shadow Prove we własnej pseudowampirzej osobie. Ręce założone na piersi, szeroki uśmiech ukazujący nienaturalnie białe zębiska i biała czupryna stercząca we wszystkie strony świata jakby nie mogła się zdecydować, w którą stronę rosnąć... Nie można było go pomylić z nikim innym.
– Boisz się dziewczyny? Przecież Mylene nie jest wcale groźna! – zarechotał, a potem ruszył za "niegroźną" dziewczyną.
Przecież sam widział jak jego partnerka do działań w terenie walczy. Musiał wiedzieć, że nie zna litości i nie zawaha się przed niczym, by osiągnąć cel! Mimo to... zaprzeczał faktom. Lync pokręcił głową, idąc za nimi. Podziwiał go (choć oczywiście nigdy by się do tego nie przyznał) za wiele rzeczy. Przykładowo za tę jego wiarę we własne możliwości. Oraz za to jak olewał zdrowy rozsądek, by tylko się niczym nie martwić.
***
Shadow ziewnął prowokacyjnie, ale idąca obok Mylene go zignorowała. To było jednak zbyt mało, by chłopak się poddał. Ponownie rozdziawił paszczę, wywalając jęzor na światło dzienne. A raczej na światło, które rozprzestrzeniały gołe żarówki zawieszone pod sufitem w podziemnych korytarzach.
Znajdowali się teraz w piwnicy, będącą tak naprawdę plątaniną podziemnych tuneli, prowadzących w strategiczne miejsca w mieście. Przewodziła im Mylene, a Shadow szedł obok niej, żeby idący za nimi Lync myślał, że albinos jest już we wszystko wtajemniczony, choć prawda była taka, że dziewczyna przyszła do niego z identyczną "prośbą". Czyli nic nie wyjaśniając, kazała mu za sobą pójść, a że nie miał nic lepszego do roboty, zgodził się. Dopiero gdy zobaczył, że idą też po Lynca, zrozumiał, że nie będzie żałował swojej decyzji.
Albinos zerknął do tyłu, żeby sprawdzić czy najmłodszy z Vexosów jeszcze za nimi idzie. Szeroki uśmiech pojawił się na jego bladej twarzy, gdy tylko dostrzegł podążającą za nimi niepozorną sylwetkę. Młody szedł dość szybko, próbując dostosować się do ich tempa, ale jednocześnie jego kroki były niepewne jakby spodziewał się, że podłoga zaraz się pod nim rozstąpi. Ponadto rozglądał się wokół co kilka sekund, a na każdy obcy dźwięk przyspieszał, chyba bojąc się zostać sam.
Shadow zaśmiał się, gdy Lync znów gwałtownie się obejrzał. Wyglądało to jak gdyby spodziewał się napadu! Taka reakcja ze strony Shadowa okazała się strzałem w dziesiątkę, bo Volan natychmiast się na nim skupił i uspokoił, prychając gniewnie na dowód swojego spokoju.
Prove doskonale wiedział, że Lync nie czuje się dobrze w ciemnościach. Gus i Volt też czuli przed nią coś w rodzaju respektu czy bojaźliwego szacunku jakim to otacza się kogoś w rodzaju Zenohelda Kinga, ale on, Shadow Prove, kochał mrok. Czuł się w nim jak ryba w wodzie czy tam jak pączek w maśle. Volt nawet kiedyś użył stwierdzenia, że w gorących, nasłonecznionych miejscach czuje się tak dobrze jak Shadow w ciemnościach. To było takie miłe, że albinos przez cały dzień się mu nie naprzykrzał! Tak więc, gdy on – wielbiciel ciemności, widział kogoś bojącego się jej, chciało mu się śmiać.
Oczywiście nie czuł się lepszy od takich osób! Gdzieżby śmiał! Przecież był taki skromny i miły. On tylko sądził, że to oni są gorsi od niego.
Nagle Mylene skręciła w korytarz, który od lipca był nieczynny. Prowadził kiedyś do banku należącego do rodziny Samakiego Hokki z III klasy, ale od wspomnianego lipca budynek... już nie istniał. Duży wpływ na to miał fakt, że Młodzi Wojownicy i Vexosi nie mogli dojść do porozumienia, kto z nich ma złapać wielokrotnego mordercę o pseudonimie Mochi. Mężczyzna, korzystając z zamieszania, wykorzystał swoją moc Pyrusa i wykończył szanownego pana Hokkiego, wybuchając cały bank. Mimo wszystko akcja należała do udanych, bo w końcu złapano zabójcę. Dokonała tego ta cała Misaki, bo trafiła go cegłą w głowę. Co prawda celowała w Dana...
– Przecież to zawalony tunel! – głos Lynca nieprzyjemnie ocucił Prove'a.
– Już nie zawalony i już nie tunel – odparła chłodno Mylene.
Faktycznie. Po kolejnym zakręcie nie natrafili na zwały gruzu i zasypy ziemi, tylko na średniej wielkości pomieszczenie z czymś w rodzaju brodzika. Był głęboki na kilkanaście centymetrów i zajmował połowę podziemnego pokoju. W drugiej, suchej części pomieszczenia stała szafa z jakimiś papierzyskami i biurko. Na nim zaś była czarna szkatułka, która zaczęła się mienić na przemian fioletem, błękitem i zielenią, gdy tylko weszli do pokoju.
– Co to za szkatułka? – spytał nagle Lync.
Shadow spojrzał na niego z wyższością. Ten dzieciak pytał się tylko o rzeczy nieistotne!
– Co nas obchodzi jakaś tam skrzynka? Patrz! Mamy kryty basen! – Wskazał palcem.
– Nie wiem jak chcesz tam pływać – mruknęła Mylene, siadając na jedynym krześle.
Delikatnie pogładziła tajemniczy przedmiot, który na czas dotyku zatrzymał się na niebieskim kolorze.
– Motylkiem! – oznajmił ze śmiechem Shadow, ale mina mu jednak zrzedła, gdy zobaczył spojrzenie niebieskowłosej.
Nie była raczej zachwycona odpowiedzią. Albinos przewrócił oczami. Jego Partnerka nie miała poczucia humoru, a on nie potrafił się z tym pogodzić od lat.
– Ta skrzynka została stworzona ponad 40 lat temu, kiedy osoby z mocą zostały powszechnie uznane za normalnych obywateli – zaczęła nagle jakiś wykład Mylene.
Shadow uśmiechnął się kpiąco na tę wzmiankę. Jak ci ludzie byli wtedy głupi! Przecież ci z mocą nie różnili się praktycznie niczym od innych. A wtedy podobno próbowano wyplenić te nadprzyrodzone zdolności. To był przecież absurd!
– Eksperymenty na tych ludziach zostały zabronione pod karą dożywocia. Większość naukowców przejęła się tym i zajęła czymś innym. Na przykład grzebaniem przy atomach czy jakiś maszynach. Najczęściej ci badacze wciąż mieszkają w naukowych miasteczkach, takich jak Lorsono, przystosowanych do różnorakich eksperymentów na ludziach... – niebieskowłosa chyba chciała wprowadzić ich w temat, ale jak na gust Shadowa, trwało to zbyt długo.
– Do rzeczy! – mruknął, zerkając kątem oka na Lynca.
Chłopak stał przy krawędzi brodzika i obserwował załamywania się świateł żarówek na tafli wody, ale to zajęcie najwyraźniej nie było aż takie pasjonujące, bo stał wyprostowany, nasłuchując. Chyba ciekawiła go ta opowieść. Cóż, na historii nie mógł usłyszeć takich kawałków.
– Zmierzam do tego, że nie porzucili od razu dobrze płatnych badań. Póki byli sponsorzy, póty było porównywanie DNA, krojenie i elektrowstrząsy. Jednakże gdy darczyńcy się wycofali, nie było sensu trzymać wyników testów. Sprzedawano je za bezcen. Wiele niebezpiecznych broni dostało się w ręce nieświadomych niczego...
Shadow chrząknął znacząco.
– A co nas to obchodzi? – prychnął.
Mylene zamilkła, mierząc go chłodnym spojrzeniem. Prove byłby zachwycony faktem, że udało mu się wyprowadzić ją z równowagi. Czekał na jakieś drgnięcie z wściekłości albo syknięcie, żeby się zamknął, na coś, co pozwoliłoby mu stwierdzić, że osiągnął swój cel. Zawiódł się jednak, bo dziewczyna spokojnie wróciła do wykładu.
– Niektórzy z tych badaczy osiągnęli bardzo wiele. Na przykład grupa G odkryła naturę domen. Co znaczy, że potrafili umieścić wszystkie 6 rodzajów mocy w jednej osobie, tworząc potężnego wojownika. I obchodzi nas to, mój drogi, że strzykawki z tą substancją znajdują się w tej oto szkatule. A żeby ją otworzyć trzeba zadziałać na nią naraz wszystkimi domenami, a...
– ...a że masz tylko Aquosa, potrzebujesz naszej pomocy – dokończył za nią Shadow, rozkoszując się każdym słowem.
Czuł się jakby właśnie osiągnął poziom najwyższej euforii. Oto Mylene, Lodowa Dama, Aquosowa Wojowniczka, Ta-Która-Nie-Chce-Pomocy błaga ich, by udostępnili jej swoje domeny. Chyba nigdy nie czuł takiej radości.
– Moje ty kochane, Mroźne Zjawisko. Oczywiście, że ci pomożemy, skoro tak bardzo się przed nami płaszczysz – powiedział podniosłym tonem.
Czy kiedyś słowa smakowały równie cudownie? Nie pamiętał. A słodyczy dodawał fakt, że nie musiał się przejmować reakcją Mylene. Nie mogła go urazić, bo obrażony nie byłby skory do pomocy. Teraz mógł do woli nazywać ją tymi tytułami, których szczerze nie znosiła. O tak... To był doskonały dzień.
– Potrzebujesz jeszcze Haosu, Subterry i Pyrusa – odezwał się nagle Lync.
O dziwo jego piskliwy głosik nie zepsuł humoru albinosowi. Może Shadow był zbyt szczęśliwy, żeby przejmować się takimi rzeczami? Odwrócił głowę w stronę brodzika, chcąc znaleźć przyczynę braku swojej irytacji. Zamiast odpowiedzi zobaczył tylko Volana wpatrującego się w nich z wrogością. Znów spojrzał na Mylene, nie chcąc czegoś przegapić.
– Voltem się zajęłam – oznajmiła dziewczyna, poprawiając włosy.
– I to dogłębnie – rzucił ze złością Lync.
Następne wydarzenia potoczyły się błyskawicznie. Vexoska ze stanu zaskoczenia przeskoczyła do wściekłości, wstała i ruszył szybkim krokiem w stronę dzieciaka. Ten rozglądał się, rozpaczliwie szukając drogi ucieczki, ale widocznie nic nie przyszło mu do głowy, bo stał dalej w tym samym miejscu, gdy Mylene zatrzymała się tuż przed nim. Shadow nie mógł się nie zaśmiać, widząc jego przerażone oczy. Z jego perspektywy to było takie zabawne! I to jak dziewczyna uderzyła go w twarz... Matko! On próbował ją tak sprowokować od kilku lat, a temu się udało samym zdaniem o Volcie! Mógł to wykorzystać!
Nagle umilkł. Obserwował uspakajającą się Mylene i Lynca trzymającego się za obolały policzek, ale jego umysł nie rejestrował tego dokładnie. Myślał o swoim nowym pomyśle. Nigdy nie naigrywał się z miłości. Z pasji, charakteru, wyglądu, przyzwyczajeń, mocy owszem, ale nigdy z miłości. Była uczuciem, z którego nie można było się śmiać. Zbyt delikatnym i trudnym do zdobycia, by próbować je zniszczyć za pomocą gorzkich słów. Tak zawsze o tym myślał i nie zamierzał zmienić poglądów, nawet jeśli znaczyłoby to sprowokowanie Mylene.
– Może nakłonię Dana do współpracy, ale nie wiem skąd wziąć Subterrę – oznajmiła już spokojnie niebieskowłosa.
Szybko się opanowała. No, ale skoro już się wyładowała...
– Czyli Spectra i Gus nic nie wiedzą?! To zdrada?! – Głos Lynca odbijał się chwilę echem po podziemnych korytarzach.
Shadow był zaskoczony. Myślał, że po ciosie chłopak będzie cichutki i grzeczny, ale widocznie nie znał go tak dobrze jak myślał. Zaciekawiony czekał na ruch Lodowej Damy, ale ta stała tyłem do Vexosa Ventusa i nie miała zamiaru reagować na te słowa. Na szczęście to małe rozczarowanie nie zepsuło mu całkowicie dobrego humoru.
– Myślałem, że ich nie lubisz – przemówił zamiast Mylene.
Lync popatrzył na niego z niechęcią. Wciąż ukrywał ślad po uderzeniu dłonią i Shadow był ciekawy czy bardzo go zabolało. Mylene była dość silna i wzięła przecież niezły rozmach.
– To prawda, ale za wami też nie przepadam! – warknął chłopak, patrząc na niego z tłumionym przestrachem.
Prove obserwował go z zaciekawieniem. Nigdy nie zauważył, że ten młokos potrafi tak dobrze ukrywać uczucia. I gdyby nie zdradziły go te duże, niebieskie oczy, żyłby dalej w przeświadczeniu, że Lync Volan to dzieciak, którego nic nie rusza.
Nagle Mylene odwróciła się do młodego. Na jej twarzy nie było widać żadnych emocji - nawet złości czy zniecierpliwienia. Odzyskała już równowagę duchową. Chyba nawet na dobre. Mimo to Lync skulił się. Pewnie miał ochotę się cofnąć, ale przeszkadzał mu w tym jeden fakt. Za nim znajdował się brodzik, który był tu najwyraźniej dla ozdoby. W końcu to pomieszczenie należało do Vexsosa Aquosa. Shadow swoje ozdobiłby ciemnymi zasłonkami na okna! Nawet gdyby nie było okien. I dodałby klimatyczne lampy, które dawałyby zbyt mało światła, żeby się rozeznać w terenie, ale na tyle dużo, by dawać upiorne, mocne cienie.
– Teraz musisz być z nami – lodowaty głos dziewczyny przerwał albinosa. – W przeciwnym razie konsekwencje mogą być opłakane.
Groźba, choć niesprecyzowana trafiła w dzieciaka jak piorun. Shadow przestał obserwować jego twarz i skupił się na niższych poziomach. Z zadowoleniem dostrzegł, że miał dobre przeczucia. Nogi i dłonie Lynca lekko drżały. Prove już myślał, że sprawa została całkowicie załatwiona i nic ciekawego już się nie zdarzy, ale chłopak zgubił najwyraźniej cały zdrowy rozsądek.
– Po co ci ta moc? – spytał opanowanym głosem, choć cała jego sylwetka świadczyła o innym stanie ducha.
Shadow nie mógł wyjść z podziwu. Kunszt aktorski tego chłopaka zasługiwał na owacje na stojąco.
– Bo tak chcę – odpowiedź Mylene była źle zbudowana.
Albinos już-już chciał ją o tym powiadomić, gdy nagle ugryzł się w język. Mógł przeszkodzić w czymś doprawdy interesującym, a tego by sobie nie wybaczył.
– Ty tu nie rządzisz – Lync naprawdę nie wiedział, kiedy trzeba się było zamknąć.
To bronienie Spectry działało Shadowowi na nerwy. Sam nie lubił Phantoma. Szczególnie od piętnastu minut. Z drugiej jednak strony mógł zrozumieć postawę chłopaka. Lider był dla niego opiekunem prawnym, a w dodatku obronił go przed nim nie tak dawno temu. Jeśli ktoś przejmował się czymś tak błahym jak dług wdzięczności, mógł czuć się w obowiązku być wiernym.
– Czasy Spectry mijają – Tym oto wzniosłym zdaniem Mylene zakończyła dyskusję. – Masz coś do dodania?
Prove też był ciekawy odpowiedzi na to pytanie. Stawiałby na to, że Volan zamilknie, ale dzisiaj już parę razy nie trafił i ręki by sobie nie dał uciąć.
– Ale...
Shadow zarechotał. Przejawy wyjątkowej głupoty śmieszyły go chyba najbardziej, ale Vexoska nie podzielała jego zdania. Podeszła bliżej Lynca, który wyglądał teraz jakby zobaczył trupa. Albinos pamiętał jak kiedyś musieli udać się na oględziny ciała wyłowionego z rzeki. Mieli powiedzieć czy ślady ognia na ciele denata mogły pochodzić ze źródeł nadnaturalnych. Volan był z nimi pierwszy raz. Gdy tylko odsłonili ciało, nie dał rady się hamować. Co prawda nie krzyknął jak niegdyś Gus, ale pobladł, a w jego oczach było widać takie przerażenie jakie widnieje tylko w oczach psychicznie chorych. Wybiegł z sali, zamknął się w łazience i dopiero po trzech godzinach zgodził się wpuścić Spectrę. Prove zaśmiał się na to wspomnienie. Ale miał wtedy ubaw!
– Jesteś z nas najmniej wartościowy – powiedziała nagle Mylene, łapiąc Lynca za kołnierz. – Daję ci szansę bycia silniejszym, a ty podskakujesz?
Dziewczyna nie czekała nawet na odpowiedź. Popchnęła chłopaka, a kiedy ten wylądował tyłkiem w brodziku, woda niczym na sygnał uderzyła w niego z całą swoją siłą, mocząc go od stóp do głów. Mylene nawet się temu nie przyjrzała, tylko odwróciła się na pięcie i ruszyła w stronę wyjścia.
– Wychodźcie pojedynczo – dodała na odchodne.
Gdy tylko zniknęła, Shadow podszedł do krawędzi brodzika. Lync wciąż siedział w wodzie z pochyloną głową. Podniósł ją dopiero słysząc zniecierpliwione chrząknięcie. Prove nie mógł, czy raczej nie chciał, opanować uśmiechu, który wypełzł mu na twarz na widok doskonale widocznego śladu po ciosie. Szczerzył się też do pewnej myśli. Skoro z twarzy Lynca spływały teraz krople wody, nikt nie zauważyłby, gdyby płakał. Nie rozmyślał nad nią jednak zbyt długo, chociaż dawała milion natchnień do kpin. Stojąc na brzegu i patrząc z góry na sponiewieranego chłopaka, odezwało się w nim dziwne uczucie. Czuł się wielki i potężny. Mógł z łatwością dobić, w sensie duchowym, albo też okazać się dla niego łaskawcą. Choć pierwsza opcja była kusząca, wybrał drugą. Sam nie wiedział czemu.
Wyciągnął rękę w stronę Lynca, a ten się cofnął. Patrzył na niego podejrzliwie i niepewnie. Zachowywał się jak zwierzę. Raz pobite, nie zechce przyjąć pomocy przez długi czas. Shadowa to lekko zirytowało, ale postanowił nie dać za wygraną. Nie teraz, gdy raz postanowił być tym dobrym.
– Wiem, że nie znasz drogi powrotnej. Chcesz sam błądzić w ciemnościach? – spytał z diabelskim uśmieszkiem.
W niebieskich oczach Lynca dało się wyczytać przerażenie. Od razu chwycił wyciągniętą dłoń, a Prove zaśmiał się radośnie i podciągnął go do pionu. Użył przy tym nieco za dużo siły i zaskoczony Volan omal nie upadł, ale Shadowowi nie chciało się znów go podnosić, tak przynajmniej to sobie tłumaczył, więc go przetrzymał. Kiedy chłopaka złapał równowagę, od razu go puścił.
– Pomoczyłeś mnie! – jęknął, machając rękami.
Rękawy jednak za nic nie chciały pozbyć się wilgoci. Shadow z cierpiętniczą miną spojrzał na Lynca i gdy dostrzegł w jego oczach niepokój, uśmiechnął się. Pewnie młody myślał, że za karę zostawi go samego. Cóż... Pomysł był bardzo fajny, ale zadecydował już, że go wyprowadzi, więc postanowił na dobry początek go uspokoić.
– No to chodźmy! Nie chce mi się siedzieć w tych głupich korytarzach – oznajmił, wskazując na wyjście.
Lync pomału skinął głową i ruszył za nim. Od pierwszego kroku trzymał się w pewnej odległości, którą można było uznać za bezpieczną. Fakt ten nieco zirytował Shadowa. Volan najwyraźniej bał się być z nim sam na sam w miejscu, gdzie nikt nie przybyłby mu z pomocą. Albinos stłumił śmiech na myśl, że mógłby go jakoś podręczyć. Na przykład zniknąć nagle na pewien czas, wtopić się w cień i obserwować jego panikę albo też bez żadnych subtelności przyszpilić do ściany i oznajmić, że chce się zemścić za użycie jego prawdziwego imienia. Pomysłów miał sporo, ale żadnego nie miał ochoty wykorzystać. Wszystkie bladły w porównaniu do tego pierwszego, który chociaż raz pozwalał mu na bycie bohaterem.


--------------------------------------------------------------------------------------------------------

   Przykro mi z powodu opóźnienia, ale to już ten czas, kiedy będę miała mniej czasu. Urok nauki. Jak pisałam w komentarzu, zadośćuczynię złu, wstawiając dodatkowo rozdział w sobotę lub niedzielę. Trzeba korzystać z wolnego, prawda? ;) Dzięki za poganianie!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz