Lync
siedział na podłodze w swoim pokoju tak jak to zaobserwował na filmach, to
znaczy opierał się o drzwi I obejmował ramionami przyciśnięte do klatki
piersiowej nogi. Gdyby widział kogokolwiek w takiej pozycji, nie zawahałby się
z niego kpić i nazywać mazgajem, ale teraz musiał przyznać, że ta iluzja ciepła
i bliskości oszukiwała umysł całkiem sprawnie. Ten, kto to wymyślił, musiał
wiedzieć co czuje osoba bez żadnego wparcia, bo ta nędzna parodia prawdziwej
bliskości sprawiała, że złość pomału przechodziła, a smutek, który wkradał się
w jej miejsce, nie był aż tak dokuczliwy.
– Głupi
Volt... – mruknął nagle bez wyraźnych emocji, po raz kolejny nie mogąc
powstrzymać wspomnień.
Gdy uciekł
po przegranej walce z Shunem, usiadł pod jakimś drzewem w taki sam sposób.
Tylko, że wtedy już nie potrafił wstrzymać emocji i rozpłakał się. To był
pierwszy raz, gdy stracił nad sobą panowanie poza swoim pokojem. Miał szczerą
nadzieję, że nikt tego nie zobaczy, ale pojawił się Volt. Pamiętał jak bardzo
się przestraszył, gdy jakaś wielgachna sylwetka usiadła obok niego. Nie mógł
zapomnieć rozpaczliwych myśli, które wtedy krążyły mu po głowie. Spodziewał się
wyszydzenia, szantażu albo podobnych rzeczy. Nie pomyślałby, że Luster zacznie
go uspokajać i wycierać łzy. Na ustach chłopaka pojawił się kwaśny uśmiech,
gdy wspominał minę Volta, kiedy w odpowiedzi na jego troskę skoczył na równe
nogi i zaczął wrzeszczeć, żeby go zostawić w spokoju. Nie pamiętał co dokładnie
krzyczał ani jak długo to robił, próbując zatamować łzy z bólu, upokorzenia i
bezsilności. Aż trzy emocje kazały mu płakać. Nie dałby rady się im sprzeciwić
nawet, gdyby starał się bardziej.
Chłopak
spojrzał na sufit, oddychając głośno. Te wspomnienia napawały go dziwnym
uczuciem, objawiającym się nieznośnym uciskiem gdzieś w okolicy serca. To było
coś innego niż zdenerwowanie, ale nie miał pojęcia co. Pojawiało się zawsze,
gdy myślał o tym jak Volt obiecywał, że nic nie powie reszcie. Że przecież są
Partnerami. Że może na niego liczyć.
Wtedy
uwierzył. Chyba niepotrzebnie, bo Volt Luster, Vexos Haosu, jego Partner do
Działań w Terenie okazał się takim samym oszustem i dwulicowym draniem jak
Spectra Phantom.
Gorzkie
rozczarowanie cały czas mieszało się ze złością i rozgoryczeniem i buzowało mu
w żyłach, domagając się ujścia. Albo w formie płaczu, albo agresji. Lync może i
chciał się na czymś wyładować, ale uznał, że na to nie zasługuje i tylko
zaciskał zęby. Może to go nauczy bycia mądrzejszym! Przecież ludzie zawszy byli
podłymi oszustami i mówili to, co chciało się usłyszeć, niekoniecznie mając w
planach trzymania się obietnic. Wiedział to już jako dziecko. Wstyd, że jako
piętnastolatek dał się na to nabrać i tak przeżywał zdradę.
– Jaki ja
byłem głupi – powiedział głośno z doskonale wyćwiczonym, kpiącym uśmieszkiem na
ustach, sprawdzając czy już nad sobą zapanował.
Owszem,
jego głos brzmiał bardzo spokojnie, ale emocje wewnątrz wciąż szalały. Jak
zwykle potrafił tylko założyć maskę zamiast zająć się sednem problemu, ale co
by nie mówić, zrobił to w samą porę, bo odezwało się głośne, natarczywe
pukanie. Chłopak poczuł nową falę złości, myśląc, że to znów
Jaśnie-Wielmożny-Mistrz-Spectra-Co-Się-Wtrąca-Do-Wszystkiego. Tytuł był długi,
ale wolał posługiwać się nim niż skrótem, który brzmiał JWMSCSWDW. Był za
trudny do wymówienia i niezbyt jasny, bo mógł też oznaczać
Ja-Wspaniały-Magister-Słodkiego-Ciasta-Stołowego-Wręcz-Dobitnie-Wirtuoz,
którego używał Shadow. Już samo imię autora wyjaśniało, dlaczego powyższy
przydomek nie miał większego sensu.
– Nie mam
ochoty cię widzieć o Jaśnie-Wielmożny-Mistrzu-Spec... – zaczął recytację
nastolatek, ale głos, który mu przerwał z całą pewnością nie należał do
JWMSCSWDW. Ani do jednego, ani do drugiego.
– Otwieraj
te drzwi w tej chwili.
Rozkaz był
wydany chłodnym, kobiecym głosem, więc nie trzeba było być geniuszem, żeby
wiedzieć kim jest postać za drzwiami. Lync, który opierał się o nie plecami,
natychmiast zerwał się na równe nogi, wytarł twarz rękawem i położył rękę na
klamce.
Mylene nie
była osobą, którą dało się zlekceważyć. Gdyby jej nie otworzył, wywaliłaby
drzwi z zawiasów prosto na jego biedną główkę, a na to nie miał najmniejszej
ochoty. Zanim otworzył drzwi, raz jeszcze przybrał złośliwy wyraz twarzy. Tym
razem chyba nawet przesadzał, bo mięśnie aż go rozbolały, ale chciał mieć
pewność, że nie będzie po nim widać nawet cienia prawdziwych uczuć. Z tego
samego powodu otworzył je szeroko i bez wahania. Tak jak przystało na kogoś,
kto się nie boi.
– O! Kogo
my tu mamy? – udał zaskoczenie, opierając się niedbale o framugę. – Lodowa Dama
pomyliła drzwi? Do ukochanego na przeciwko.
Lync nie
spodziewał się tego co nastąpiło. Owszem, wspomniał o tym, że widział jak
całowała się z Voltem, by ją rozwścieczyć, ale nie myślał, że będzie aż tak
zła. Przecież zawsze jej emocje były zminimalizowane! A teraz wbiła lodowy
sztylet tuż obok jego głowy! Chłopak odskoczył, robiąc wielkie oczy. W żołądku
poczuł ciężką kulę, a gardło mu się ścisnęło. Nie mógł powstrzymać myśli, że
może niepotrzebnie tak szeroko otwierał te drzwi.
–
Rozmawianie z tobą nie jest żadną przyjemnością, więc mnie nie denerwuj –
syknęła Mylene, zamieniając tkwiące w framudze ostrze w wodę.
Chłopak z
ulgą odwrócił od niej wzrok i zaczął bardzo uważnie obserwować ściekającą
ciecz. Jak za każdym razem poczuł mimowolny podziw dla Vexoski. Nie znał nikogo
innego, kto potrafiłby tworzyć lód. Moc Aquosa nie miała z tym nic wspólnego.
Po prostu była wybitna. Na szczęście szybko od zachwytów przeszedł do trzeźwego
oceniania sytuacji i znów skupił się na gościu, który był, krótko mówiąc, dość
kłopotliwy i niebezpieczny.
– Ja też
nie jestem zachwycony z twojego towarzystwa – wysilił się na "wredną"
odpowiedź.
Wyszło to
nie do końca tak jak chciał. Głos miał zbyt cichy i drżący. Gdy w oczach Mylene
dostrzegł rozbawienie, poczuł, że zaraz zwymiotuje ze stresu. Prawie słyszał
jej myśli. "Ja wiem kim naprawdę jesteś. Tchórzem! Teraz mogę
wykorzystywać cię jak Spectra Gusa. Będziesz robił co zechcę, a kiedy reszta
się dowie jakim jesteś mięczakiem, zmienimy twoje życie w piekło!" Ale
jedyne słowa, które wypowiedziała, brzmiały:
– Chodź za
mną!
Dziewczyna
nie czekając na reakcję, ruszyła korytarzem w lewo. Lync niepewnie wyjrzał ze
swojego pokoju i ze zdziwieniem stwierdził, że o przeciwległą ścianę opiera się
nie kto inny jak sam JWMSCSWDW. Nie, nie Spectra. Shadow Prove we własnej
pseudowampirzej osobie. Ręce założone na piersi, szeroki uśmiech ukazujący
nienaturalnie białe zębiska i biała czupryna stercząca we wszystkie strony
świata jakby nie mogła się zdecydować, w którą stronę rosnąć... Nie można było
go pomylić z nikim innym.
– Boisz
się dziewczyny? Przecież Mylene nie jest wcale groźna! – zarechotał, a potem
ruszył za "niegroźną" dziewczyną.
Przecież
sam widział jak jego partnerka do działań w terenie walczy. Musiał wiedzieć, że
nie zna litości i nie zawaha się przed niczym, by osiągnąć cel! Mimo to...
zaprzeczał faktom. Lync pokręcił głową, idąc za nimi. Podziwiał go (choć
oczywiście nigdy by się do tego nie przyznał) za wiele rzeczy. Przykładowo za
tę jego wiarę we własne możliwości. Oraz za to jak olewał zdrowy rozsądek, by
tylko się niczym nie martwić.
***
Shadow
ziewnął prowokacyjnie, ale idąca obok Mylene go zignorowała. To było jednak
zbyt mało, by chłopak się poddał. Ponownie rozdziawił paszczę, wywalając jęzor
na światło dzienne. A raczej na światło, które rozprzestrzeniały gołe żarówki
zawieszone pod sufitem w podziemnych korytarzach.
Znajdowali
się teraz w piwnicy, będącą tak naprawdę plątaniną podziemnych tuneli,
prowadzących w strategiczne miejsca w mieście. Przewodziła im Mylene, a Shadow
szedł obok niej, żeby idący za nimi Lync myślał, że albinos jest już we
wszystko wtajemniczony, choć prawda była taka, że dziewczyna przyszła do niego
z identyczną "prośbą". Czyli nic nie wyjaśniając, kazała mu za sobą
pójść, a że nie miał nic lepszego do roboty, zgodził się. Dopiero gdy zobaczył,
że idą też po Lynca, zrozumiał, że nie będzie żałował swojej decyzji.
Albinos
zerknął do tyłu, żeby sprawdzić czy najmłodszy z Vexosów jeszcze za nimi idzie.
Szeroki uśmiech pojawił się na jego bladej twarzy, gdy tylko dostrzegł
podążającą za nimi niepozorną sylwetkę. Młody szedł dość szybko, próbując
dostosować się do ich tempa, ale jednocześnie jego kroki były niepewne jakby
spodziewał się, że podłoga zaraz się pod nim rozstąpi. Ponadto rozglądał się
wokół co kilka sekund, a na każdy obcy dźwięk przyspieszał, chyba bojąc się
zostać sam.
Shadow
zaśmiał się, gdy Lync znów gwałtownie się obejrzał. Wyglądało to jak gdyby
spodziewał się napadu! Taka reakcja ze strony Shadowa okazała się strzałem w
dziesiątkę, bo Volan natychmiast się na nim skupił i uspokoił, prychając
gniewnie na dowód swojego spokoju.
Prove
doskonale wiedział, że Lync nie czuje się dobrze w ciemnościach. Gus i Volt też
czuli przed nią coś w rodzaju respektu czy bojaźliwego szacunku jakim to otacza
się kogoś w rodzaju Zenohelda Kinga, ale on, Shadow Prove, kochał mrok. Czuł
się w nim jak ryba w wodzie czy tam jak pączek w maśle. Volt nawet kiedyś użył
stwierdzenia, że w gorących, nasłonecznionych miejscach czuje się tak dobrze
jak Shadow w ciemnościach. To było takie miłe, że albinos przez cały dzień się
mu nie naprzykrzał! Tak więc, gdy on – wielbiciel ciemności, widział kogoś
bojącego się jej, chciało mu się śmiać.
Oczywiście
nie czuł się lepszy od takich osób! Gdzieżby śmiał! Przecież był taki skromny i
miły. On tylko sądził, że to oni są gorsi od niego.
Nagle
Mylene skręciła w korytarz, który od lipca był nieczynny. Prowadził kiedyś do
banku należącego do rodziny Samakiego Hokki z III klasy, ale od wspomnianego
lipca budynek... już nie istniał. Duży wpływ na to miał fakt, że Młodzi
Wojownicy i Vexosi nie mogli dojść do porozumienia, kto z nich ma złapać
wielokrotnego mordercę o pseudonimie Mochi. Mężczyzna, korzystając z
zamieszania, wykorzystał swoją moc Pyrusa i wykończył szanownego pana Hokkiego,
wybuchając cały bank. Mimo wszystko akcja należała do udanych, bo w końcu
złapano zabójcę. Dokonała tego ta cała Misaki, bo trafiła go cegłą w głowę. Co
prawda celowała w Dana...
– Przecież
to zawalony tunel! – głos Lynca nieprzyjemnie ocucił Prove'a.
– Już nie
zawalony i już nie tunel – odparła chłodno Mylene.
Faktycznie.
Po kolejnym zakręcie nie natrafili na zwały gruzu i zasypy ziemi, tylko na
średniej wielkości pomieszczenie z czymś w rodzaju brodzika. Był głęboki na
kilkanaście centymetrów i zajmował połowę podziemnego pokoju. W drugiej, suchej
części pomieszczenia stała szafa z jakimiś papierzyskami i biurko. Na nim zaś
była czarna szkatułka, która zaczęła się mienić na przemian fioletem, błękitem
i zielenią, gdy tylko weszli do pokoju.
– Co to za
szkatułka? – spytał nagle Lync.
Shadow
spojrzał na niego z wyższością. Ten dzieciak pytał się tylko o rzeczy
nieistotne!
– Co nas
obchodzi jakaś tam skrzynka? Patrz! Mamy kryty basen! – Wskazał palcem.
– Nie wiem
jak chcesz tam pływać – mruknęła Mylene, siadając na jedynym krześle.
Delikatnie
pogładziła tajemniczy przedmiot, który na czas dotyku zatrzymał się na
niebieskim kolorze.
–
Motylkiem! – oznajmił ze śmiechem Shadow, ale mina mu jednak zrzedła, gdy
zobaczył spojrzenie niebieskowłosej.
Nie była
raczej zachwycona odpowiedzią. Albinos przewrócił oczami. Jego Partnerka nie
miała poczucia humoru, a on nie potrafił się z tym pogodzić od lat.
– Ta
skrzynka została stworzona ponad 40 lat temu, kiedy osoby z mocą zostały
powszechnie uznane za normalnych obywateli – zaczęła nagle jakiś wykład Mylene.
Shadow
uśmiechnął się kpiąco na tę wzmiankę. Jak ci ludzie byli wtedy głupi! Przecież
ci z mocą nie różnili się praktycznie niczym od innych. A wtedy podobno
próbowano wyplenić te nadprzyrodzone zdolności. To był przecież absurd!
–
Eksperymenty na tych ludziach zostały zabronione pod karą dożywocia. Większość
naukowców przejęła się tym i zajęła czymś innym. Na przykład grzebaniem przy
atomach czy jakiś maszynach. Najczęściej ci badacze wciąż mieszkają w naukowych
miasteczkach, takich jak Lorsono, przystosowanych do różnorakich eksperymentów
na ludziach... – niebieskowłosa chyba chciała wprowadzić ich w temat, ale jak
na gust Shadowa, trwało to zbyt długo.
– Do
rzeczy! – mruknął, zerkając kątem oka na Lynca.
Chłopak
stał przy krawędzi brodzika i obserwował załamywania się świateł żarówek na
tafli wody, ale to zajęcie najwyraźniej nie było aż takie pasjonujące, bo stał
wyprostowany, nasłuchując. Chyba ciekawiła go ta opowieść. Cóż, na historii nie
mógł usłyszeć takich kawałków.
– Zmierzam
do tego, że nie porzucili od razu dobrze płatnych badań. Póki byli sponsorzy,
póty było porównywanie DNA, krojenie i elektrowstrząsy. Jednakże gdy darczyńcy
się wycofali, nie było sensu trzymać wyników testów. Sprzedawano je za bezcen.
Wiele niebezpiecznych broni dostało się w ręce nieświadomych niczego...
Shadow
chrząknął znacząco.
– A co nas
to obchodzi? – prychnął.
Mylene
zamilkła, mierząc go chłodnym spojrzeniem. Prove byłby zachwycony faktem, że
udało mu się wyprowadzić ją z równowagi. Czekał na jakieś drgnięcie z
wściekłości albo syknięcie, żeby się zamknął, na coś, co pozwoliłoby mu
stwierdzić, że osiągnął swój cel. Zawiódł się jednak, bo dziewczyna spokojnie
wróciła do wykładu.
–
Niektórzy z tych badaczy osiągnęli bardzo wiele. Na przykład grupa G odkryła
naturę domen. Co znaczy, że potrafili umieścić wszystkie 6 rodzajów mocy w
jednej osobie, tworząc potężnego wojownika. I obchodzi nas to, mój drogi, że
strzykawki z tą substancją znajdują się w tej oto szkatule. A żeby ją otworzyć
trzeba zadziałać na nią naraz wszystkimi domenami, a...
– ...a że
masz tylko Aquosa, potrzebujesz naszej pomocy – dokończył za nią Shadow,
rozkoszując się każdym słowem.
Czuł się
jakby właśnie osiągnął poziom najwyższej euforii. Oto Mylene, Lodowa Dama,
Aquosowa Wojowniczka, Ta-Która-Nie-Chce-Pomocy błaga ich, by udostępnili jej
swoje domeny. Chyba nigdy nie czuł takiej radości.
– Moje ty
kochane, Mroźne Zjawisko. Oczywiście, że ci pomożemy, skoro tak bardzo się
przed nami płaszczysz – powiedział podniosłym tonem.
Czy kiedyś
słowa smakowały równie cudownie? Nie pamiętał. A słodyczy dodawał fakt, że nie
musiał się przejmować reakcją Mylene. Nie mogła go urazić, bo obrażony nie
byłby skory do pomocy. Teraz mógł do woli nazywać ją tymi tytułami, których
szczerze nie znosiła. O tak... To był doskonały dzień.
–
Potrzebujesz jeszcze Haosu, Subterry i Pyrusa – odezwał się nagle Lync.
O dziwo
jego piskliwy głosik nie zepsuł humoru albinosowi. Może Shadow był zbyt
szczęśliwy, żeby przejmować się takimi rzeczami? Odwrócił głowę w stronę brodzika,
chcąc znaleźć przyczynę braku swojej irytacji. Zamiast odpowiedzi zobaczył
tylko Volana wpatrującego się w nich z wrogością. Znów spojrzał na Mylene, nie
chcąc czegoś przegapić.
– Voltem
się zajęłam – oznajmiła dziewczyna, poprawiając włosy.
– I to
dogłębnie – rzucił ze złością Lync.
Następne
wydarzenia potoczyły się błyskawicznie. Vexoska ze stanu zaskoczenia
przeskoczyła do wściekłości, wstała i ruszył szybkim krokiem w stronę
dzieciaka. Ten rozglądał się, rozpaczliwie szukając drogi ucieczki, ale
widocznie nic nie przyszło mu do głowy, bo stał dalej w tym samym miejscu, gdy
Mylene zatrzymała się tuż przed nim. Shadow nie mógł się nie zaśmiać, widząc
jego przerażone oczy. Z jego perspektywy to było takie zabawne! I to jak
dziewczyna uderzyła go w twarz... Matko! On próbował ją tak sprowokować od
kilku lat, a temu się udało samym zdaniem o Volcie! Mógł to wykorzystać!
Nagle
umilkł. Obserwował uspakajającą się Mylene i Lynca trzymającego się za obolały
policzek, ale jego umysł nie rejestrował tego dokładnie. Myślał o swoim nowym
pomyśle. Nigdy nie naigrywał się z miłości. Z pasji, charakteru, wyglądu,
przyzwyczajeń, mocy owszem, ale nigdy z miłości. Była uczuciem, z którego nie
można było się śmiać. Zbyt delikatnym i trudnym do zdobycia, by próbować je
zniszczyć za pomocą gorzkich słów. Tak zawsze o tym myślał i nie zamierzał
zmienić poglądów, nawet jeśli znaczyłoby to sprowokowanie Mylene.
– Może
nakłonię Dana do współpracy, ale nie wiem skąd wziąć Subterrę – oznajmiła już
spokojnie niebieskowłosa.
Szybko się
opanowała. No, ale skoro już się wyładowała...
– Czyli
Spectra i Gus nic nie wiedzą?! To zdrada?! – Głos Lynca odbijał się chwilę
echem po podziemnych korytarzach.
Shadow był
zaskoczony. Myślał, że po ciosie chłopak będzie cichutki i grzeczny, ale
widocznie nie znał go tak dobrze jak myślał. Zaciekawiony czekał na ruch
Lodowej Damy, ale ta stała tyłem do Vexosa Ventusa i nie miała zamiaru reagować
na te słowa. Na szczęście to małe rozczarowanie nie zepsuło mu całkowicie
dobrego humoru.
–
Myślałem, że ich nie lubisz – przemówił zamiast Mylene.
Lync popatrzył
na niego z niechęcią. Wciąż ukrywał ślad po uderzeniu dłonią i Shadow był
ciekawy czy bardzo go zabolało. Mylene była dość silna i wzięła przecież niezły
rozmach.
– To
prawda, ale za wami też nie przepadam! – warknął chłopak, patrząc na niego z
tłumionym przestrachem.
Prove
obserwował go z zaciekawieniem. Nigdy nie zauważył, że ten młokos potrafi tak
dobrze ukrywać uczucia. I gdyby nie zdradziły go te duże, niebieskie oczy,
żyłby dalej w przeświadczeniu, że Lync Volan to dzieciak, którego nic nie rusza.
Nagle
Mylene odwróciła się do młodego. Na jej twarzy nie było widać żadnych emocji - nawet
złości czy zniecierpliwienia. Odzyskała już równowagę duchową. Chyba nawet na
dobre. Mimo to Lync skulił się. Pewnie miał ochotę się cofnąć, ale przeszkadzał
mu w tym jeden fakt. Za nim znajdował się brodzik, który był tu najwyraźniej
dla ozdoby. W końcu to pomieszczenie należało do Vexsosa Aquosa. Shadow swoje
ozdobiłby ciemnymi zasłonkami na okna! Nawet gdyby nie było okien. I dodałby
klimatyczne lampy, które dawałyby zbyt mało światła, żeby się rozeznać w
terenie, ale na tyle dużo, by dawać upiorne, mocne cienie.
– Teraz
musisz być z nami – lodowaty głos dziewczyny przerwał albinosa. – W przeciwnym
razie konsekwencje mogą być opłakane.
Groźba,
choć niesprecyzowana trafiła w dzieciaka jak piorun. Shadow przestał obserwować
jego twarz i skupił się na niższych poziomach. Z zadowoleniem dostrzegł, że
miał dobre przeczucia. Nogi i dłonie Lynca lekko drżały. Prove już myślał, że
sprawa została całkowicie załatwiona i nic ciekawego już się nie zdarzy, ale
chłopak zgubił najwyraźniej cały zdrowy rozsądek.
– Po co ci
ta moc? – spytał opanowanym głosem, choć cała jego sylwetka świadczyła o innym
stanie ducha.
Shadow nie
mógł wyjść z podziwu. Kunszt aktorski tego chłopaka zasługiwał na owacje na
stojąco.
– Bo tak
chcę – odpowiedź Mylene była źle zbudowana.
Albinos
już-już chciał ją o tym powiadomić, gdy nagle ugryzł się w język. Mógł
przeszkodzić w czymś doprawdy interesującym, a tego by sobie nie wybaczył.
– Ty tu
nie rządzisz – Lync naprawdę nie wiedział, kiedy trzeba się było zamknąć.
To
bronienie Spectry działało Shadowowi na nerwy. Sam nie lubił Phantoma.
Szczególnie od piętnastu minut. Z drugiej jednak strony mógł zrozumieć postawę
chłopaka. Lider był dla niego opiekunem prawnym, a w dodatku obronił go przed
nim nie tak dawno temu. Jeśli ktoś przejmował się czymś tak błahym jak dług
wdzięczności, mógł czuć się w obowiązku być wiernym.
– Czasy
Spectry mijają – Tym oto wzniosłym zdaniem Mylene zakończyła dyskusję. – Masz
coś do dodania?
Prove też
był ciekawy odpowiedzi na to pytanie. Stawiałby na to, że Volan zamilknie, ale
dzisiaj już parę razy nie trafił i ręki by sobie nie dał uciąć.
– Ale...
Shadow
zarechotał. Przejawy wyjątkowej głupoty śmieszyły go chyba najbardziej, ale
Vexoska nie podzielała jego zdania. Podeszła bliżej Lynca, który wyglądał teraz
jakby zobaczył trupa. Albinos pamiętał jak kiedyś musieli udać się na oględziny
ciała wyłowionego z rzeki. Mieli powiedzieć czy ślady ognia na ciele denata
mogły pochodzić ze źródeł nadnaturalnych. Volan był z nimi pierwszy raz. Gdy
tylko odsłonili ciało, nie dał rady się hamować. Co prawda nie krzyknął jak
niegdyś Gus, ale pobladł, a w jego oczach było widać takie przerażenie jakie
widnieje tylko w oczach psychicznie chorych. Wybiegł z sali, zamknął się w
łazience i dopiero po trzech godzinach zgodził się wpuścić Spectrę. Prove
zaśmiał się na to wspomnienie. Ale miał wtedy ubaw!
– Jesteś z
nas najmniej wartościowy – powiedziała nagle Mylene, łapiąc Lynca za kołnierz.
– Daję ci szansę bycia silniejszym, a ty podskakujesz?
Dziewczyna
nie czekała nawet na odpowiedź. Popchnęła chłopaka, a kiedy ten wylądował
tyłkiem w brodziku, woda niczym na sygnał uderzyła w niego z całą swoją siłą,
mocząc go od stóp do głów. Mylene nawet się temu nie przyjrzała, tylko
odwróciła się na pięcie i ruszyła w stronę wyjścia.
–
Wychodźcie pojedynczo – dodała na odchodne.
Gdy tylko
zniknęła, Shadow podszedł do krawędzi brodzika. Lync wciąż siedział w wodzie z
pochyloną głową. Podniósł ją dopiero słysząc zniecierpliwione chrząknięcie.
Prove nie mógł, czy raczej nie chciał, opanować uśmiechu, który wypełzł mu na
twarz na widok doskonale widocznego śladu po ciosie. Szczerzył się też do
pewnej myśli. Skoro z twarzy Lynca spływały teraz krople wody, nikt nie
zauważyłby, gdyby płakał. Nie rozmyślał nad nią jednak zbyt długo, chociaż
dawała milion natchnień do kpin. Stojąc na brzegu i patrząc z góry na
sponiewieranego chłopaka, odezwało się w nim dziwne uczucie. Czuł się wielki i
potężny. Mógł z łatwością dobić, w sensie duchowym, albo też okazać się dla
niego łaskawcą. Choć pierwsza opcja była kusząca, wybrał drugą. Sam nie
wiedział czemu.
Wyciągnął
rękę w stronę Lynca, a ten się cofnął. Patrzył na niego podejrzliwie i
niepewnie. Zachowywał się jak zwierzę. Raz pobite, nie zechce przyjąć pomocy
przez długi czas. Shadowa to lekko zirytowało, ale postanowił nie dać za
wygraną. Nie teraz, gdy raz postanowił być tym dobrym.
– Wiem, że
nie znasz drogi powrotnej. Chcesz sam błądzić w ciemnościach? – spytał z
diabelskim uśmieszkiem.
W
niebieskich oczach Lynca dało się wyczytać przerażenie. Od razu chwycił
wyciągniętą dłoń, a Prove zaśmiał się radośnie i podciągnął go do pionu. Użył
przy tym nieco za dużo siły i zaskoczony Volan omal nie upadł, ale Shadowowi
nie chciało się znów go podnosić, tak przynajmniej to sobie tłumaczył, więc go
przetrzymał. Kiedy chłopaka złapał równowagę, od razu go puścił.
–
Pomoczyłeś mnie! – jęknął, machając rękami.
Rękawy
jednak za nic nie chciały pozbyć się wilgoci. Shadow z cierpiętniczą miną
spojrzał na Lynca i gdy dostrzegł w jego oczach niepokój, uśmiechnął się.
Pewnie młody myślał, że za karę zostawi go samego. Cóż... Pomysł był bardzo
fajny, ale zadecydował już, że go wyprowadzi, więc postanowił na dobry początek
go uspokoić.
– No to
chodźmy! Nie chce mi się siedzieć w tych głupich korytarzach – oznajmił,
wskazując na wyjście.
Lync
pomału skinął głową i ruszył za nim. Od pierwszego kroku trzymał się w pewnej
odległości, którą można było uznać za bezpieczną. Fakt ten nieco zirytował
Shadowa. Volan najwyraźniej bał się być z nim sam na sam w miejscu, gdzie nikt
nie przybyłby mu z pomocą. Albinos stłumił śmiech na myśl, że mógłby go jakoś
podręczyć. Na przykład zniknąć nagle na pewien czas, wtopić się w cień i
obserwować jego panikę albo też bez żadnych subtelności przyszpilić do ściany i
oznajmić, że chce się zemścić za użycie jego prawdziwego imienia. Pomysłów miał
sporo, ale żadnego nie miał ochoty wykorzystać. Wszystkie bladły w porównaniu
do tego pierwszego, który chociaż raz pozwalał mu na bycie bohaterem.
--------------------------------------------------------------------------------------------------------
Przykro mi z powodu opóźnienia, ale to już ten czas, kiedy będę miała mniej czasu. Urok nauki. Jak pisałam w komentarzu, zadośćuczynię złu, wstawiając dodatkowo rozdział w sobotę lub niedzielę. Trzeba korzystać z wolnego, prawda? ;) Dzięki za poganianie!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz