czwartek, 17 maja 2018

19. Zebranie

Volt zawsze powtarzał, że wszystkie zebrania były właściwie takie same, niezależnie od tematu jaki się na nich pojawiał. Czy chodziło o podstawówkową naradę na Dzień Matki, wybieranie motywu przewodniego imprezy w szkole średniej, czy poważne rodzinne rozmowy o tym, który z synów powinien przejąć interes.
Na początku temat zaczyna się interesująco, chce się wiedzieć więcej  i uczestniczy w dyskusji. Potem przychodzi moment, w którym wszystkich dopada nuda i zaczyna się obserwacja plam na suficie, rozkręcanie najbliższych obiektów lub też wystukiwanie jakiegoś rytmu. To prowadzi do upominania przez prowadzącego i, albo uczestnicy poczują wstyd i się uspokoją, albo dostaną głupawki przez co trzeba będzie zarządzić przerwę bądź w ogóle wszystko przełożyć. Dalej jest już z górki. Tylko głosowanie i decyzja lidera, który to w 75 na 100 przypadków i tak postawi na swoim.
To Vexosowe zebranie przebiegało według powyższego schematu od co najmniej pół godziny. To znaczy, po ciekawym początku, który zawierał w sobie opowiedzenie o zeznaniach von Hercela i dotychczasowych ustaleniach, entuzjazm, którym tryskali członkowie Vexosów, zniknął, a od momentu rozpoczęcia tłumaczenia o co chodzi z dyżurami przy tej całej Alice Gehabich, atmosfera całkowicie się rozprężyła.
Volt najpierw starał się być przykładem idealnego członka zebrań i słuchać co Spectra ma do przekazania, ale w końcu doszedł do wniosku, że kontakt wzrokowy nie jest do tego potrzebny. Dzięki temu odkrył, że dziwne stukania przypominające parodię najnowszego hitu tutejszego boysbandu były zasługą Shadowa, który bezmyślnie bębnił swoimi zbyt długimi pazurami o blat. Dostrzegł też, że siedzący naprzeciw niego Lync zajął się rozkręcaniem długopisu, zamiast, jak to robił wcześniej, skupiać się na nierzucaniu się w oczy. Chyba to głównie Volta starał się unikać, więc jego partner do działań w terenie uprzejmie nie zatrzymał na nim dłużej wzroku. Zamiast tego podążał spojrzeniem za przybyłą muchą, która bzyczała bardzo głośno, zagłuszając wszystkie słowa. Biedny Volt musiał obserwować czy przypadkiem nie narobi im kłopotów i to dlatego wkrótce zgubił wątek.
Jedynie Gus i Mylene zdawali się jeszcze skupiać na samym temacie zabrania. Chociaż ten pierwszy chyba tylko patrzył na swojego mistrza. Co do niebieskowłosej Luster nie był pewny. Być może naprawdę widziała w tym wszystkim coś godnego zapamiętania.
Nagle pięść Phantoma uderzyła w stolik, który zadrżał w cichym proteście. Mucha odleciała z salonu\sali zebrań do kuchnio-jadalni, bębnienie ustało, a górna część długopisu spadła z cichym brzdękiem na podłogę. Wszystkie oczy zwróciły się pokornie w stronę Spectry jakby spodziewając się zbesztania, jednak zamiast tego przywitał ich dobrze znany jadowity uśmieszek.
– Czy ktoś mnie łaskawie słuchał? – spytał lider, specjalnie przedłużając słowa, żeby tylko nie wybuchnąć.
Gus, który znał Spectrę najlepiej z nich wszystkich, przełknął ślinę. Najwyraźniej wiedział, że do owej erupcji dzieliło ich jedynie kilka kroczków. Nawet Volt pamiętał, co oznaczają te zaciśnięte pięści, wymuszony uśmiech i pozorny spokój. Miał tylko nadzieję że Shadow nie zacznie się śmiać. Na szczęście jego ciche prośby zostały wysłuchane i zamiast głupawki, która najprawdopodobniej byłaby przysłowiowym ostatnim gwoździem do trumny, Vexosi poczuli lekki wstyd. Żaden z nich się nie odezwał, co pozwoliło Phantomowi ochłonąć. Blondyn przeczesał włosy i zaczął czujnie obserwować członków swojej grupy, a gdy tylko upewnił się, że go słuchają, wypuścił głośno powietrze.
– Teraz pytanie. Kto z was chce pilnować tej dziewczyny­? Przypominam tym, którzy nie słuchali, że dyżury będą się zmieniać codziennie – zapytał już swoim zwykłym, niewyrażającym nic szczególnego tonem głosu.
Ożywienie, które teraz zapanowało, przypominało te na początku zebrania. W końcu od tego niezwykłego głosowania zależało czy dostanie się więcej obowiązków, a żaden z Vexosów nie miał na to specjalnej ochoty.
– Osoba, która będzie miała dyżur, nie będzie pracowała inaczej w tym dniu – dodał lider, chyba czując, że uczestnicy spotkania nie słyszeli wielu istotnych informacji.
Jego podejrzenia niestety były trafne i Volt poczuł wstyd, gdy nieśmiało podniósł rękę.
– Proszę – Phantom udzielił mu głosu, wyraźnie zadowolony z poziomu kultury jakim Luster się wykazał.
Niestety, pomyślał młodzieniec, gdy usłyszy jaki poziom wiedzy ma jego podwładny, nie będzie taki zachwycony.
– Ile może potrwać ta obserwacja? Nie chodzi mi o dyżury, tylko...
– Wiem, o co ci chodzi – przerwał mu szybko blondyn. – Gdybyś mnie słuchał, wiedziałbyś, że nie jest to jeszcze ustalone. Mamy najprawdopodobniej do czynienia z kimś więcej niż zwykłymi złodziejami czy porywaczami. Sprawa jest bardzo poważna, a więc...
– Ja nie mam zamiaru pracować z Młodymi Wojownikami – powiedziała głośno Mylene.
Słyszała już całą przemowę i nie miała zamiaru znów tego robić. Nie przyniosłoby to żadnych nowych faktów, a znając ją, poprzednie przemyślała pewnie już co najmniej dwukrotnie.
– Młodzi Wojownicy? Ale będzie zabawa! – zaśmiał się nagle Shadow, wywalając swój długi jęzor na światło dzienne.
Spectra znów się zirytował i trzasnął pięścią w stół, chociaż musiał zdawać sobie sprawę, że tylko Volt będzie przestrzegał zasad ustalonych na początku zebrania.
– Ręka do góry, jeśli chcecie coś powiedzieć! – warknął. – A teraz proszę się określić! Mylene!
Lusterowi przemknęło przez głowę, że wyraz ''proszę'', powinno się zastąpić słowem ''żądam''. Szybko jednak skupił się na tym, co powinien powiedzieć. Osobiście nie miał nic przeciwko Młodym Wojownikom ani tej całej Alice. Wydawała się dość sympatyczną dziewczyną, a przynajmniej nie męczącą. Poza tym... Taki jakby wolny dzień co jakiś czas... Ta propozycja była naprawdę zbyt kusząca, by jej nie rozważyć.
– Nie chcę jej pilnować. Myślę, że Volt także powinien zostać. Jeśli Shadow byłby na tym dyżurze, potrzebowałabym silnego partnera – chłodny głos niebieskowłosej sprawił, że Volt podjął już decyzję.
Wiedział, że tu nie chodziło o partnerstwo, ale o tamtą rzecz. Schowaną w piwnicy, czekającą na zebranie wszystkiego, co potrzebne. Nie czekając na swoją kolej, podniósł rękę.
– Ja również nie chcę – oznajmił po udzieleniu głosu.
Shadow zignorował wysiłek jakim to jest zgłoszenie się.
– Ja chcę!!! – zawołał.
Lider Vexosów zlekceważył to, że po raz kolejny zasady zostały złamane. Popatrzył tylko na Prove'a ze względnym spokojem, ale jego mięśnie spięły się tak jak wtedy, gdy miał powiedzieć coś, co wyprowadzi rozmówcę z równowagi.
– Alice nie życzyła sobie, żebyś był przy niej.
Cisza, która zapanowała zdawała się wypełniać cały budynek. Lync, który dotąd siedział spokojnie, zerknął z ukosa na albinosa. Widząc szeroko otwarte, czerwone ślepia i twarz zastygłą w wyrazie zaskoczenia, nie wytrzymał i zaśmiał się cicho. Ten spontaniczny wybuch radości oczywiście nie przeszedł bez echa. Wszyscy spojrzeli na niego i całe to zręczne udawanie, że się nie istnieje, poszło na marne. Chłopak nerwowo rozejrzał się dookoła, a kiedy podchwycił spojrzenie Volta, natychmiast się zaczerwienił i spuścił głowę. Niedostatecznie nisko, żeby ukryć zażenowanie, ale przynajmniej nie wyglądało to jakoś groteskowo. Volt wiedział, że powinien skupić się, tak jak reszta, na Shadow’le, który zaczął rozpaczliwie protestować i dać Lyncowi czas na uspokojenie, ale było mu go tak strasznie szkoda.
Znów wrócił myślami do tego co się stało po przerwaniu walki Ventusa. Wtedy też bardzo chciał mu jakoś pomóc i nie czekając na pozwolenie od Spectry, pobiegł za nim. Możliwe, że to teraz przez to tak go unikał, ale nie żałował swojej decyzji.
– Wychodzi na to, że tylko Lync będzie naszym wysłannikiem – spokojne słowa Spectry wypełniły pomieszczenie.
Lync, już nie czerwony, tylko blady, szybko podniósł głowę, zapominając dlaczego w ogóle ją pochylił. Zszokowanym spojrzeniem wodził od Spectry do Gusa, czekając na śmiech i przyznanie się do żartu, ale nic nie wskazywało, żeby mieli zawołać ''Mamy cię!''. Volt mógłby się założyć, że chłopak sam chciał się zgłosić na ochotnika, by być dalej od nich wszystkich póki sprawa z Kazamim nie przycichnie, (to nie byłby pierwszy raz, gdyby zastosował taką taktykę), ale teraz najwyraźniej poczuł się w obowiązku zaprotestować. Zawsze musiał się wykłócać i nie zgadzać, gdy ktoś próbował za niego decydować, ale czy Luster mógł go za to winić? Jako najmłodszy brat wiedział, że gdyby raz się nie postawił, kolejne rozkazy i przymuszenia byłyby tylko kwestią czasu.
– A co jeśli nie chcę? Pilnowanie dziewczyny jest przecież taaakie nudne – oznajmił różowowłosy, prowokacyjnie patrząc na Spectrę.
Ten tylko uśmiechnął się tak jak wtedy, gdy chciał namącić ludziom w głowach. Przeczesał niedbale blond włosy, udając, że zastanawia się nad odpowiedzią, ale tak naprawdę pewnie wiedział, co chce przekazać zanim Lync zgłosił zastrzeżenia.
– Lync... – zaczął, udając namysł. – Ja i Gus mamy ważniejsze sprawy na głowie, a reszta nie jest chętna do współpracy. Musisz to zrobić, chociażby dlatego, że musimy zaangażować się w tę sprawę.
Volan dzielnie przetrzymywał spojrzenia wszystkich Vexosów. Choć widać było, że miał wielką ochotę nie patrzeć już na demonicznego Phantoma, nie odwracał wzroku. Volt był z niego nawet trochę dumny, ale równocześnie miał ochotę to wszystko przerwać. Udawana licytacja nie była dobrym pomysłem. Nie dzisiaj.
– No może racja, ale... – zaczął Lync pewnym siebie głosem.
Przerwał mu niegrzecznie rechot Shadowa.
– Lyncuś, przecież i tak do niczego innego się nie nadajesz! Tobie można dawać tylko te najprostsze zadania, których nie da się zawalić! A jeszcze podskakujesz, zamiast być wdzięcznym, że nie oberwałeś po przegranej walce z Shunem! – śmiał się.
Gus przyłączył się do Prove'a, ale szybko się opanował. Pozostali milczeli, jednak dla Lynca się to nie liczyło. Zawsze był przewrażliwiony, chociaż z drugiej strony, czy Volt też by taki nie był, gdyby zawsze traktowali go w taki sposób? I w sumie, jeśli się nad tym zastanowić, to czy Lync naprawdę nie dostał żadnej kary? Oficjalnie może i nie, ale złośliwe komentarze, pogardliwe spojrzenia i wybuchy śmiechu nie wyglądały na pokojowe zapomnienie tematu.
– Ty też przegrałeś! – wrzasnął najmłodszy, po raz kolejny wyciągając ten sam argument.
Odpowiedź, która padła, też pozostawała niezmienna.
– Bo Sarogaru jest oszustką! A do tego niezłą – albinos miał taką minę jakby stwierdzał rzecz oczywistą.
Lync wyglądał jak zaszczute zwierzę. Drżący i bezsilny już-już otwierał usta, by spróbować się bronić, gdy tym razem odezwał się Grave.
– Kazami cię całkowicie zdeklasował. Taki wstyd przed Wojownikami! Wiem, że nie jesteś silny, ale mogłeś chociaż się postarać.
– Starałem się! – Volan zerwał się na równe nogi, przewracając krzesło.
Głośny łoskot nie zrobił jednak na nikim wrażenia. Shadow przyzwyczaił wszystkich, że tak gwałtowne gesty są powiązane raczej z żartem niż prawdziwymi uczuciami. Może dlatego nie widzieli tego co Volt? Że przekraczają już pewną granicę?
– Starałem się bardziej od was! – Dzieciak jak zwykle nie miał zamiaru godzić się na bolesne docinki bez walki. – Ćwiczyłem cały czas! Próbowałem mu dorównać, ale nie mogłem! Zresztą czego się spodziewaliście?! On uczył się walki od najmłodszych lat!
Volt zacisnął zęby. Pamiętał, że miał się nie wtrącać, ale zastanawiał się czy Lync naprawdę miał na myśli pozwalanie na publiczny lincz. Zresztą to było lata temu, podczas ich pierwszego spotkania, kiedy przydzielano grupy. Volt od razu się zgłosił, gdy Spectra spytał kto nie miałby nic przeciwko zaopiekowaniu się dzieckiem. Zawsze je lubił, może dlatego, że w jego rodzinie było ich pełno, a on wreszcie mógłby być w roli tego starszego. Niestety Lync nie chciał starszego brata i natychmiast zaczął się wykłócać, że nie potrzebuje opieki i wcale nie jest dzieckiem, ale wszyscy zdawali sobie sprawę, że jedenastolatek dostał się do Vexosów tylko dlatego, że nie było innych kandydatów z Ventusem.
Potem, gdy Volt spróbował go bronić przed zaczepkami Shadowa, usłyszał całą przemowę o tym, że nie ma go chronić, bo jeśli sam sobie z tym nie poradzi, to się nigdy nie skończy. Ale nie skończyło się aż do dziś i za każdym razem, gdy Shadow straszył, popychał czy robił jakieś kąśliwe uwagi, Luster walczył ze sobą by nie zareagować. Nawet po pierwszej zawalonej misji, Lync zrobił mu awanturę o to, że próbuje go ochronić przed konsekwencjami.
– Usiądź – powiedział spokojnie Spectra, a to jeszcze bardziej zdenerwowało Lync.
– Nie, dopóki nie przyznacie...!
– ...że jesteś zerem? – Wtrącenie Shadowa spowodowało nowy wybuch śmiechu.
Ta grupa dogadywała się tylko wtedy, gdy trzeba było się nad kimś poznęcać. Volan znał tę prawdę i wielokrotnie była jego sprzymierzeńcem. Często przyłączał się lub sam inicjował przezywanie Gusa czy kpienie z Prove'a zamiast w ogóle walczyć z takimi zachowaniami. Voltowi się to nie podobało, ale jak obiecał, nie wtrącał się. Chociaż teraz coraz bardziej się łamał, widząc jak reaguje Lync. Trzeba było przyznać, że miał prawo poczuć się dotknięty tym, że większość Vexosów przyjęła słowa Shadowa jako oczywistość.
Jego partner wyglądał tak jakby miał się zaraz rozryczeć. Nie rozpłakać, ale naprawdę rozryczeć. Przed oczami Volta stanął najgorszy możliwy scenariusz. Lync nawrzeszczy na wszystkich, a po policzkach będą mu spływać potoki łez. Okaże się słabeuszem i dopiero będzie miał przechlapane u tych wszystkich pozbawionych empatii głupców. Jeszcze istniała możliwość, że ucieknie, tak jak wczoraj, żeby nikt nie zobaczył jego łez, ale nic na to nie wskazywało. Stał jak wryty, coraz bardziej się zapadając.
– Dajcie mu spokój! – stanowczy głos Lustera przedarł się przez kakofonię dźwięków ku zaskoczeniu nawet samego posiadacza. – Nie widzicie, że to przeżywa?
Cała złość na ten niesprawiedliwy, okrutny świat na nowo uwolniła się z zakamarków podświadomości. Wróciło do niego wszystko. Dręczenie innych tylko przez to, że mieli moce, arogancja i nienawiść tylko dlatego, że nie należeli do tej samej grupy, kopanie słabszych zamiast wspomagania. Widział jak młodsze dzieci przetrzymywały dziewczynkę i sypały jej piasek na twarz tylko dlatego, że okazała się mieć Subterrę. Widział jak potencjalni klienci ojca pluli mu pod nogi i odjeżdżali swoimi samochodami, bo dowiadywali się, że w jego rodzinie są osoby z domenami. Widział jak Lync uchyla się przerażony, gdy próbował go pogłaskać po głowie jakby nie spodziewał się niczego miłego i jak Shadow to wykorzystuje. Jak chwyta dzieciaka za kark i mówi że mu go skręci. Nawet nie musiał nic więcej robić. Tylko chwytać. Lync i tak był przerażony. Wtedy nie wytrzymał. Poczekał aż będą z Shadowem sami i przygwoździł go do ściany. Zapowiedział, że jeśli jeszcze raz złapie tak jego partnera, to własnoręcznie skopie mu albinoską dupę. Udało się. Shadow nigdy więcej tak nie zrobił, a Lync się o niczym nie dowiedział. Wtedy czuł podobną bezsilność i złość.
Musiał coś powiedzieć. Musiał zareagować. Otworzył usta, ale nie zdążył nic z nich wydobyć, bo przerwał mu Lync:
– Zamknij się!!! – wrzasnął piskliwie, jakby próbował ukryć rozpacz lub panikę.
Volt spojrzał na niego ze zdziwieniem i to go uratowało. W ostatniej chwili zobaczył lecącą w swoją stronę połowę długopisu i zdążył się uchylić. Volan w tym czasie wybiegł z kuchni, potykając się jednak o wciąż leżące krzesło. Zszokowany Luster zareagował prawie automatycznie. Poderwał się za chłopakiem, starając się zignorować buzujące w żyłach pragnienie zmian. Adrenalina tętniła mu w uszach. Nic więc dziwnego, że dogonił i tak niezbyt szybkiego chłopaka, nim ten zdołał zamknąć się w pokoju. Trochę zbyt mocno złapał go za ramię i zbyt gwałtownie odwrócił w swoją stronę. Zrozumiał to, słysząc syknięcie z bólu.
– Puszczaj! Zabieraj te brudne łapy! – wrzasnął Lync, próbując się wyrwać.
Palce Volta wbiły się mocniej w wątłe ramiona chłopaka i zmusiły go, by na moment zaprzestał wykonywania gwałtowniejszych ruchów. Na jeszcze przecież dziecinnej twarzy pojawił się grymas, który sugerował, że bardzo go boli i na ten widok z Volta odeszła cała złość. Nie chciał przecież zrobić mu krzywdy. Rozluźnił chwyt na tyle, by nadal kierować sytuacją, ale nie sprawiać bólu. W takich sytuacjach czuł się najpewniej. Gdy to od niego wszystko zależało.
Nie znaczyło to jednak, że chciał rządzić. Nie czuł się na tyle pewnie, by kimś kierować, a nie chciał by jego ewentualnym podkomendnym stała się jakakolwiek krzywda. Co innego służyć pod rozkazami. Zawsze starał się jak najlepiej wypełniać swoje obowiązki, bo wtedy czuł się w pewien sposób spełniony. Lubił widzieć uśmiechy na twarzach tych, którym pomógł. Szczególnie uwielbiał udzielać pomocy dzieciom. Gdy tylko widział jakieś nieszczęśliwe, biegł mu z pomocą. I to dlatego tak się przejął losem Lynca. Gdy na niego patrzył, wciąż widział dziecko, choć różowowłosy tak bardzo starał się zaprzeczać.
– Nie dotykaj mnie! – Głos Volana zabrzmiał ponownie, gdy tylko ból się skończył. – Nie...
– Dlaczego się tak wściekasz? Przecież byłem po twojej stronie – przerwał mu spokojnie Volt.
Kątem oka dostrzegł, że reszta Vexosów obserwuje ich z zaintrygowaniem. Czy mógł się dziwić? Po nudnym zebraniu trafiła się okazja obejrzenia kłótni partnerów. Nie skorzystała tylko Mylene, za co Luster w duchu dziękował.
– Obiecałeś mi wtedy, że nie powiesz co się tam działo! – Lync w końcu zebrał się w sobie. – A teraz chciałeś wszystko wygadać! Twoje obietnice są warte tyle, co słowa Spectry!
Volt nie mógł się powstrzymać, by nie zerknąć na lidera. Żałował, że ten ma maskę, bo jego mina musiała być w tym momencie niezwykła. Nie miał przecież pojęcia, że jego kłamstwa zostały przyjęte jako związek frazeologiczny. Na razie używało go tylko siedem osób, ale nie od razu Rzym zbudowano. O tak... Luster miał słabość do przysłów, przenośni i frazeologizmów. Szczególnie tych wymyślonych przez niego samego.
Jednak teraz chłopak skupił się bardziej na znaczeniu "warte tyle, co słowa Spectry", niż na tym, że zostało użyte. Był przecież honorowy i to była dla niego największa obraza. Powinien się za to zdenerwować albo przekonywać, że to nieprawda, ale to była prawda. Teraz nie liczyły się powody, którymi przekonywał się, że nie robił nic złego. Liczył się tylko fakt, że po raz kolejny w życiu chciał zrobić coś wbrew swoim zasadom. Ta świadomość bolała.
– To się więcej nie powtórzy – odezwał się cicho, puszczając dzieciaka.
Ten natychmiast skorzystał z okazji i zatrzasnął się w swoim pokoju, ale Volta to nie obchodziło. Myślał nad tym jak się stacza i jak łamie wszystkie swoje wartości odkąd Mylene poprosiła go o pomoc w... Właściwie nie pamiętał dokładnie o czym była mowa wtedy, gdy weszła do jego pokoju. Kiedy wracał do tamtego dnia, widział jedynie jej piękne niebieskie oczy i wąskie usta. Właściwie wyrzekał się siebie w imię czegoś, o czym nie miał do tej pory pojęcia. Nie wiedział za co walczy, ale wiedział dla kogo. I to powinno mu wystarczyć.
Z tymi myślami ruszył w kierunku salonu\sali zebrań. Nie zwracał uwagi na donośny głos Phantoma, który informował, że Lync pojedzie do Gehabich po wyjeździe Klausa.


**************************************************************************************************

   Uwielbiam ten rozdział. Zmiany są bardzo duże, ale nie w części dialogowo-akcyjnej, tylko w tej metafizycznej (głupie, głupie, trafne słówko). Chyba mocno się przebija, że naprawdę lubię pisać Volta, ale nie szkodzi. Pisarz może mieć swoich ulubieńców. ;) Czytelnik przecież też ma, prawda?
   Cieszę się, że jesteście! I cieszę się, że idzie mi tak sprawnie. Nawet jeśli poprawki potrafią zająć czasami kilka godzin.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz