piątek, 4 maja 2018

17. Spotkanie nad jeziorem


                Sojusz między Alice i Klausem wbrew przewidywaniom dziewczyny nie skończył się po obejrzeniu walk. Von Hercel zdawał się zupełnie nie pamiętać, że jeszcze niedawno nienawidził jej z całego serca i zarzucał bycie potworem. Może tak działały na niego endorfiny wytworzone podczas oglądania potyczek, a może sama trasa.
                Dziewczyna nie wybrała jej przypadkowo. Jezioro Wojssa było piękne, dość duże, z piaskową plażą, gromadkami łabędzi i niesamowitymi refleksami o zachodzie słońca. Raj dla miłośników pięknych widoków, pływania czy wioślarstwa. I nawet jeśli teraz wyglądał jak zwykły zbiornik wodny opuszczony z racji pory roku, wciąż wywoływał bardzo miłe wspomnienia.
    – Pamiętasz jak w połowie lipca wymknęliśmy się tutaj i spotkaliśmy Dana i Runo? Było tak okropnie gorąco, że nikt oprócz nich nie siedział na plaży. Ona próbowała go odciągać od lodziarza, a on wrzeszczał, że lubi takie temperatury – przypomniała z uśmiechem Alice.
                Klaus nie potrafił opanować śmiechu i dziewczyna zastanawiała się czy robi to by pokazać, że zakopali topór wojenny, czy naprawdę tak go to bawi.
                – Ludzie patrzyli na niego jak na wariata! – wydusił chłopak, gdy się opanował. – A my cały czas pływaliśmy na głębinie. Tam, gdzie nikogo nie było.
    Alice skinęła głową. Moc, którą posługiwał się Klaus dawała dużo możliwości. Mógł tworzyć bagna, małe stawy czy chmury deszczowe, ale to oddychanie pod wodą i przekazywanie tej umiejętności osobie, którą dotykał, było ulubioną opcją dziewczyny. Dzięki temu nie musieli cisnąć się między ludźmi nawet w najbardziej oblężone dni. Zamiast walczyć o miejsce na płyciźnie, pływali trzymając się za ręce i prawie nie wynurzając. Podobnie jak rodzeństwo Time. Tylko, że dzieciaki miały po 6 lat, a oni... Zresztą to nie było takie ważne. Ona i Klaus byli jedynakami, a pakt, który zawarli przy trzecim spotkaniu łączył ich jako "brata" i "siostrę". Nie musiała się nagle przejmować tym, jak można to było odbierać.
                Szybko potrząsnęła głową i przeniosła wzrok z tafli jeziora przed siebie. Jeszcze nim dostrzegła co się tam dokładnie znajduje, jej ciemne oczy otworzyły się niepokojąco szeroko, a usta wzięły szybki, głośny wdech. Ciało zareagowało szybciej niż umysł. Natychmiast się zatrzymała. Zaskoczony Klaus zrobił to samo i w końcu oderwał od niej wzrok, który powędrował dokładnie tam, gdzie patrzyła - na stojącego w lekkim rozkroku kilka metrów przed nimi dobrze zbudowanego mężczyznę.
    Był chyba przed trzydziestką, miał na sobie kiedyś zapewne białą koszulkę bez rękawów, która ukazywała potężne mięśnie, w tej chwili napięte jakby chciał się nimi pochwalić, jego ciemne włosy były przycięte na jeża. Na jego widok intuicja Alice dawała bardzo jasne sygnały do ucieczki i nawet Klaus, mówiący, że przecież nic się nie dzieje, nie dał rady jej uspokoić
                Gdy nieznajomy ruszył w ich stronę, dziewczyna zesztywniała. Poprosiła Klausa, żeby zaczęli biec, ale on odpowiedział równie zdenerwowanym szeptem, że nie boi się napaści, bo przecież sobie bez trudu poradzą. Ale nawet on wydawał się odczuwać ulgę, kiedy mięśniak zatrzymał się jakieś półtorej metra przed nimi. Z bliska można było zobaczyć kilkudniowy zarost i zmrużone wściekle brwi.
                – Długo cię szukaliśmy Alice Gehabich. Zbyt długo – oznajmił nosowym głosem.
                Na jego dźwięk dziewczyna pobladła i cofnęła się o krok. Poznała go! To był jeden z tych, którzy przed szkołą dyskutowali o załatwieniu jej.
    – Ty... Przed szkołą... – szepnęła, odwracając się gwałtownie.
                Przestraszyła się jeszcze bardziej, widząc, że kilkanaście kroków za nimi stał młodzieniec o rudych włosach i grzywce zaczesanej na lewą stronę. Nie mógł mieć mniej niż dwadzieścia trzy lata, ale szeroki, pogodny uśmiech dawał efekt infantylności.
                – Nie bój się. Jeśli pójdziesz z nami, obejdzie się bez ofiar – powiedział spokojnie, a Alice pomyślała, że skądś go zna. Nie tylko ze zdarzenia przed szkołą.
                – Odczepcie się natychmiast – warknął Klaus. – Nie mamy przy sobie pieniędzy ani wartościowych rzeczy.
                Biedny nawet nie podejrzewał, że to może być zaplanowana akcja, a Alice nie miała czasu go uświadamiać. Zerknęła w ostatnią stronę, w którą można było uciec, tę na przeciwko jeziora i nawet nie poczuła zdziwienia, że i tam ktoś już stał.
                Był niższy i na pewno najmłodszy ze wszystkich prześladowców, może dwudziestoletni. Miał brązowe, długie do ramion włosy z grzywką podpiętą wsuwkami, by nie wpadała do oczu, ale tym co zwracało uwagę był jego ubiór. Mimo ładnej pogody miał na sobie grubą kurtkę i ciemnozielony szalik zawinięty w taki sposób, że wystawały tylko bardzo roziskrzone oczy. Tak jakby i on przyjechał z Lorsono. Dziewczyna mimowolnie zacisnęła palce na trzymanej w ręku kurtce. Jedyną drogą ucieczki pozostawało jezioro.
                – Ale chojrak! – zaśmiał się rudy, wyrywając ją z rozmyślań.
                Wydawał się być pewny siebie, co w Alice obudziło złe przeczucia. Chciała coś powiedzieć do Klausa, ale nie mogła. Zabrakło jej słów, a gardło miała zbyt ściśnięte. Bała się o wiele bardziej niż teoretycznie powinna, ale miała niejasne wrażenie, że znają się na rzeczy i nie poddadzą się tak łatwo. Klaus chyba był innego zdania, bo nie rezygnował z zastraszenia.
                – Chyba coś powiedziałem! Macie nas zostawić w spokoju! – powiedział, rzucając swoją kurtkę na ziemię na znak gotowości do walki. – Mam moc!
                Śmiech rudego i parsknięcie mięśniaka uświadomiły Alice, że są w prawdziwym niebezpieczeństwie. Tamci mieli nie tylko przewagę liczebną, ale i efekt zaskoczenia, bo ją przecież znali, a Klaus głupio zdradził ich największy atut. Oni o napastnikach nie wiedzieli prawie nic.
                – Tylko jedną, cieniasie? – zawołał rudzielec, gdy już się opanował.
                Te słowa spowodowały zgrzytnięcie zębów u tego w "białej" koszulce i złość najmłodszego.
                – Zamilcz, ćwierćinteligencie! – krzyknął przyjemnym, aksamitnym głosem, który mógł należeć do lektora lub śpiewaka.
                Obaj napastnicy zachowywali się tak jakby słowa tamtego zdradziły coś bardzo ważnego. Tylko co? Przecież wiadomo było, że jeśli choć dwójka z nich miała moc, mówił prawdę. O to się zezłościli? Alice na ich miejscu powiedziałaby głośno, że są silniejsi. Wywołałoby to popłoch, który bardzo by pomógł. Tymczasem rudy przybrał znudzoną minę.
                – Ale mi obraza! Powinieneś nauczyć się paru normalnych słów, Naki. Nie można czytać tylko klasyki literatury! – oznajmił.
                Wtedy dziewczyna go rozpoznała. Ignorowała obraźliwe epitety, które rzucał mięśniak. Teraz skupiała się tylko na tym roześmianym rudzielcu, nie mogąc uwierzyć w to, co sobie właśnie uświadomiła. To przecież był ten wiecznie znudzony sprzedawca z ich ulubionej kawiarni! Nie miał nigdy mocy, unikał groźnych dla niego sytuacji i nie miał wcale przyjaciół, a z rodziną pozostawał w wiecznym sporze. Tak przynajmniej tłumaczył im właściciel przybytku, pan Atsushi, który to wiecznie pomagał swoim pracownikom i nie dawał na nich psioczyć, nawet jeśli byli niesympatycznymi mrukami przez których mogły spadać obroty. Pewnie dlatego go zapamiętała. Miał też bardzo ładne imię – Hiroshito. Nazwisko w tej chwili uleciało z jej pamięci.
                Tymczasem już nie tajemniczy rudzielec uśmiechał się, słuchając kolejnych obraz jakby to były zaszczytne tytuły. Kiedy wreszcie się skończyły, posłał drugiemu z towarzyszy szeroki uśmiech.
                – I takie słownictwo powinieneś znać, Naki – oznajmił rozbawiony.
                – Nie powinno się zdradzać imion, analfabetyczny niedobitku rasowy! – warknął ten, nazwany Nakim.
                – Swojego nie zdradzę! – roześmiał się, nawet nie podejrzewając, że wcale nie musi.
Umięśniony mężczyzna, który jako jedyny pozostał anonimowy, stracił w końcu cierpliwość.
                – Kończmy zanim ten kretyn wszystko wygada! Gehebich, idziesz po dobroci czy mamy użyć siły? – powiedział zdenerwowany.
                Alice pokręciła szybko głową, a serce boleśnie uderzało o żebra. Zwróciła błagalne spojrzenie na rudego.
                – Hiroshito... Proszę zostaw nas... – jęknęła.
                Szok jaki odmalował się na twarzy młodzieńca sugerował, że jej nie pamięta. Podczas gdy mięśniak znów wyzywał go od wszystkiego co najgorsze, a Naki kręcił głową z dezaprobatą, ten intensywnie nad czymś myślał. Po chwili na jego twarzy pojawił się szczery uśmiech zwycięzcy.
                – Pamiętam! To ty zawsze przychodziłaś z Młodymi Wojownikami i próbowałaś ze mną gadać! – oznajmił radośnie, ale raczej dlatego, że sobie przypomniał, a nie że ją znał.
                – I co to niby zmienia?! – wrzasnął naprawdę wściekły anonim i postąpił krok w ich stronę.
                Tylko tyle zdążył nim wpadł w bagnisko po pas. Dziewczyna zerknęła z uznaniem na Klausa. Więc w tym czasie, gdy panikowała, a napastnicy się kłócili, działał! Również odrzuciła kurtkę, starając się przekonać samą siebie, że jest gotowa na akcję. Podczas gdy mięśniak raczył ich wiązanką jakże soczystych przekleństw, zerknęła w stronę Nakiego, by sprawdzić, czy nie przystąpił do ataku. On jednak stał, mrużąc cienkie brwi w niezadowoleniu, ale widocznie przeszkadzało mu słownictwo sojusznika, a nie to co się stało. Hiroshito tymczasem doskonale się bawił.
                – Ucz się, Naki, bo wstyd będzie się z tobą pokazać!
                Długowłosy spojrzał na niego pogardliwie i podniósł wysoko głowę, odsłaniając prosty nos i wąskie wargi. Alice mimowolnie pomyślała, że jest przystojny mimo swojej bladości i lekkich cieni pod oczami.
                – Mniej się wstydzą ci, co po wejściu w stado wron zachowali swój język, niż ci, co kraczą jak one – powiedział uroczyście.
                Klaus, znudzony bezczynnością, sprawił, że ziemia pod stopami Hiroshito również stała się bagniskiem. Tamten zaśmiał się tylko, wyciągając rękę w stronę podłoża i nim zagłębił się choć do kostek, ziemia stanęła w płomieniach, osuszając się i znów robiąc stabilna. Spokojnie wyjął jedną nogę i otrzepał ją z brudu, potem zrobił to samo z drugą. Dziewczyna pobladła i powstrzymała chęć by się skulić. Przecież on nie miał mocy! A może się pomyliła? Nie! Nie mogła się pomylić! Pamiętała go!
                – A ja lubię krakać – mówił spokojnie Hiroshito, ignorując to co się stało. – Wiesz czemu? Bo uwielbiam ptaki! Szczególnie kury, bo znoszą jajka. A ja kocham sadzone jajka!
                Widocznie uważał, że nie uciekną przed nimi i nie ma znaczenia kiedy ją złapią. Pogawędka z kolegą wydawała się dla niego istotniejsza niż sam cel. Pewnie dlatego anonim ciągle pospieszał ich niecenzuralnymi wyrazami, które szatyn coraz bardziej ignorował.
                – Uwielbiasz je, bo tylko to potrafisz sam przyrządzić. Nawet kanapki są dla ciebie zagrożeniem życia, bo możesz wykrwawić się na śmierć – mruknął, podchodząc do nich.
                – Umiem robić wiele rzeczy, tylko mi się nie chce! – zawołał Hiroshito, unikając zgrabnie kopniaka wymierzonego przez Klausa.
                Najmłodszy pokręcił głową w geście rozpaczy.
                – Wiem. Dlatego nie przygotowuje podwójnych porcji. Chociaż to ci nie przeszkadza podjadać – odpowiedział z nutką złośliwości.
                Obserwował teraz jak jego kolega unika ciosów von Hercela. Nie próbował pomóc. Wszystko wydawało się iść po jego myśli.
    – Oj, tam! Masz problem! Możesz nie gotować ciągle kisielu! – prychnął rudy.
                Mięśniak dalej próbował wygrzebać się z błota. Darł się jak opętany, chcąc wreszcie zakończyć tę żenadę.
                – Tylko nie skrzywdź dziewczyny – oznajmił w końcu Naki i przystąpił do roboty.
                To znaczy posłał w kierunku Klausa jakąś bardzo jasną kulę światła. Chłopak musiał zamknąć oczy, ale tak samo musieli też postąpić wszyscy inni.
                – I ty niby jesteś ten inteligentny?! – wydarł się Hiroshito.
                Słychać było, że był naprawdę wściekły. O wiele za mocno jak za taką głupotkę. Naki raczej się tym nie przejął.
                – Zrobić ci darkusową osłonkę na oczy? – spytał usłużnie.
Alice zesztywniała, zastanawiając się czy może źle usłyszała. Przecież on miał już Haosa! Nie można było posiadać dwóch domen!
– Lepiej wyłącz to draństwo! – warknął w odpowiedzi Hiroshito.
                Gdy tylko tak się stało, to on kopnął Klausa. Gehabich stała w szoku, nie wiedząc jak mu pomóc. Klaus nie lubił walki w zwarciu, więc nie rozumiała dlaczego na nią pozwalał zamiast po prostu użyć mocy. Chciał najpierw wybadać sytuację? Dlaczego nie mówił jej co ma robić? Dlaczego ona sama nie mogła się zdecydować co robić? To, że to nie był jeszcze koniec było kwestią szczęścia. Naki i Hiroshito widocznie chcieli pobawić się tą całą sytuacją, tylko anonimowi zależało na szybkiej robocie. Gdyby to nie jego wciągnęły bagna... Nawet to, że Klaus i rudy byli na podobnym poziomie jeśli chodzi o bójki, to znaczy skupiali się głównie na unikach, niepewni jak powinno się uderzać, było kwestią szczęścia.
                – Pomóc? – zapytał nagle spokojnym głosem długowłosy.
                Rudzielec tylko prychnął i szerokim gestem ręki wywołał wiatr, którym podciął Klausowi nogi. Alice wydała zduszony okrzyk. I on miał dwie moce! Ventusa i Pyrusa! Spojrzała ukradkiem na anonima. Ciągle próbował się wygrzebać, podciągając na skaliste kolumienki, które nie wiedzieć kiedy pojawiły się przy nim. Gdy to nie przyniosło rezultatów, uderzył pięściami w ziemię, wywołując ognisty wyprysk. Czyli o to chodziło... Dziewczyna zrozumiała, że naprawdę nie mają szans.
– Klaus, uciekajmy! – krzyknęła.
                Nie odwrócił się, robiąc kolejny unik. Jego moc naprawdę była dobra na dystans, a w bezpośrednim starciu wypadała blado. Mógł co prawda zastosować swoją ostatnią linię obrony czyli stworzyć pod sobą lustro wodne, w którym przeczekałby niebezpieczeństwo, ale wtedy musiałby zostawić Alice, a tego raczej by nie zrobił.
                Hiroshito tym razem wykonywał podmuchy wiatru, które przenosiły płomienie. Było to Klausowi na rękę, bo mógł temu przeciwdziałać, tworząc drobny deszczyk, który gasił ataki. Jeśli zaczęliby się kontrować mocami, wszystko mogłoby być dobrze. Klaus był długodystansowcem, posiadał niesamowite pokłady sił i to był jego główny atut nad którym zachwycała się cała grupa badaczy, którzy diagnozowali go jako dziecko. Jeśli żaden z pozostałych nie będzie się wtrącać, mógł ich powykańczać po kolei.
                – Co za idiotyzm! – zdenerwował się w końcu Hiroshito, gdy po raz kolejny jego plan legł w gruzach, ale nie przestawał atakować ognistym wiatrem.
                Alice ze zdziwieniem stwierdziła, że długowłosy nadal tylko obserwuje ich wszystkich z pewnej odległości, a mięśniak ponawia samodzielne próby wydostania się, krzycząc coraz głośniej.
                – Co to ma być?! Gadacie tylko i się gapicie! Co to ma być, do...
                – Oj, daj spokój! – przerwał już wnerwiony rudzielec. – Zadanie ma być wykonane! Niezależnie jak! Po za tym ona ciągle tu stoi jak słup soli! A jak ucieknie, Naki ją złapie. Mamy wszystko obcykane.
                Dziewczyna wiedziała, że bezczynne stanie nie pomagało, ale nie wyobrażała sobie, że może uciec i zostawić Klausa. Nie wyobrażała sobie też co może zrobić, by się przydać. Przerażona zerknęła na długowłosego Nakiego, który dalej stał, uśmiechając się delikatnie. Mimo całej tej pogody ducha, wydawał się bardzo zmęczony.
                – To może jednak pomogę, co? – ponowił propozycję.
Tym razem Hiroshito skinął głową, ale jakoś tak niechętnie. Zrezygnował już z ataków Pyrusem i na nieszczęście Klausa, przeszedł do walki wręcz. Był wyraźnie zmęczony i jego ciosy były gorsze od tych von Hercela, ale uniki nadal miał perfekcyjne. Poza tym anonimowy mięśniak zaprzestał prób wydostania się i na przemian wywoływał wybuchy lawy, które rozpraszały i lekko raniły Klausa. Tak więc białowłosy musiał nie tylko robić uniki, ale i wywoływać deszcze lub namaczać glebę.
Alice obserwowała ich tylko, drżąc na całym ciele, ale gdy nad walczącymi pojawiła się jakaś osłonka, która nie przepuszczała kropel, a ziemia przestała poddawać się namaczaniu, ruszyła krok do przodu, pragnąc tylko odciągnąć od tego Klausa. Nagle przed nią wyrosła ostra ściana ze skał. Rudowłosa pisnęła zaskoczona, odskakując w tył. Nie spodziewała się tego. Do tej pory napastnicy ją ignorowali.
– Teraz się zachciało ruszać, Gehebich? – dobiegło ją warknięcie anonima. – Stój, bo ci flaki wypruję, ty ruda...
                – Ej! Nie przy mnie! – przerwał mu Naki dziwnie ostrym głosem.
                Gdy odzywał się Hiroshito, nie reagował tak. Alice wywnioskowała, że jego i rudzielca łączyło coś na kształt przyjaźni. Kolejne słowa tego pierwszego tylko ją w tym utwierdziły.
                – Naki, dasz radę słabeuszu? Czy może ochrona przed deszczem i namoknięciem ziemi jest zbyt trudna – wysapał, a dziewczyna przemknęła ślinę. Kim, a raczej czym, jest ta osoba, skoro posiada aż trzy domeny?
                Nadzieję dawał fakt, że ta bijatyka czy raczej unikanie ciosów, zaczynała bardzo męczyć Hiroshito. Klaus był w zdecydowanie lepszej formie, mimo że musiał mierzyć się z aż trzema przeciwnikami. Te lata treningów się opłaciły. W sercu dziewczyny pojawiła się kolejna iskierka. Postanowiła spróbować wykorzystać swoją nieprzydatną moc. Nieprzydatną, bo przecież mgła Darkusa także dla Klausa była utrapieniem. Nic w niej nie widział. Mimo to, musiała zrobić cokolwiek.
                Skupiła się w sobie, a wokół pojawiła się czarna mgła. Dla niej była na wpół przezroczysta, ale wiedziała, że dla innych ludzi jest nieprzeniknionym mrokiem.
– Brawo, Alice! – zawołał Klaus, cofając się.
                Rękoma macał  przestrzeń wokół siebie, tak jak i reszta. Dziewczyna, poczuła nagłą pewność siebie i ruszyła w stronę przyjaciela. Jednak tuż po jednym kroku, rozbłysło jasne światło, rozpraszając ciemną mgłę. Gehebich wydała z siebie zduszony okrzyk, bo po wznowieniu widoczności, Hiroshito znalazł się tuż przed nią i złapał ją za ramiona.
                – Wyłącz to! Natychmiast! – wrzasnął.
                Alice zesztywniała ze strachu. Mimo to jakaś jej część nie chciała poddać się jego woli i podtrzymywała mgłę. Nie było z tego większego pożytku, bo Naki temu przeciwdziałał i tylko traciła siły, ale z drugiej strony on też się męczył. I do tego szybciej, bo kątem oka widziała jak Klaus starając się do niej podbiec, musi uważać na wyrastające kamienne kolce i wypryski lawy, więc Naki wciąż blokował namaczanie Aquosem.
                – Zaciemnij mu wzrok, bo nie trafię tego kretyna! – wydarł się nagle mięśniak.
                Rudowłosa otworzyła usta, żeby na to nie pozwolić, ale nic nie powiedziała. To mógł być koniec! Co zaskakujące, nie tylko ona była temu przeciwna. Hiroshito wyglądał na zszokowanego.
                – Ani mi się waż! Najpierw chociaż coś wygaś!
                Najmłodszy nie zwracał na niego uwagi. Zrobił to, sądząc po zachwianiu się Klausa i jego czarnych białkach i tęczówkach. Von Hercel wydawał się przestraszony, ale nie złamany. Wciąż nasłuchiwał skąd nadejdzie atak i był gotowy bronić się do końca. Jednak dalsze obserwacje zakłócił nagły ból wbijanych palców. Rudy trzymał ją w szalenie mocnym uścisku i potrząsał nią desperacko.
                – Wyłączcie to! Wyłączcie!!! – wrzeszczał do wszystkich.
                Jego silny głos został zignorowany jakby był jedynie niewyraźnym szeptem. Anonim co prawda po chwili przestał atakować, ale wyraźnie zbierał siły na coś mocniejszego. Na szczęście nie zdążył tego wykonać, bo von Hercel odzyskał wzrok. Stało się to w tej samej chwili, gdy gleba zamokła, zaczął siąpić deszczyk, a mgła powróciła. To ostatnie Alice zneutralizowała natychmiast i mogła zobaczyć jak Naki przewraca się na ziemię. Odgłos uderzenia był bardzo cichy jakby młodzieniec nic nie ważył. Możliwe, że był wychudły, kurtka przecież go osłaniała, ale żeby aż tak?
                – Naki!!! – Krzyk Hiroshito był pełen paniki i histerii.
                Odepchnął ją, ale nie tak mocno, by się przewróciła. Może nie miał siły? Albo chciał ją zachować na krótki bieg do kolegi? Nie zważał na krzyki mięśniaka, by zostawił tamtego i ją łapał, bo ucieknie. Zachowywał się, jak gdyby widział tylko przyjaciela. Przystanął w niewielkiej odległości od podnoszącego się na rękach długowłosego, jakby bał się podejść bliżej. Alice z szeroko otwartymi oczami obserwowała całe zajście. Czy to było coś w rodzaju przeciążenia? Nawet z tej odległości słyszała jak Naki spazmatycznie wciąga powietrze. Cały dygotał, a z nosa pociekła mu krew. Nagle zwymiotował.
                Dziewczyna przeniosła spojrzenie na Klausa i dostrzegła, że on również stał bez ruchu z szeroko otwartymi oczami. Znów namaczał ziemię, więc nie groźna mu była moc anonima, bo nawet ziemiste kolce rozpływały się w błoto, ale zasłabnięcie przeciwnika kompletnie wytrąciło go z równowagi i nie wiedział co robić.
                Tym razem to ona wiedziała. To była ich jedyna szansa. Szybko podbiegła do przyjaciela, złapała go za ramię i pociągnęła w kierunku wody. Z jego oczu wyczytała, że zrozumiał o co chodzi. Poczuła jak jego moc wpływa w jej gardło, tchawicę i płuca. Było to zimne, mokre uczucie, którego nie umiała dobrze opisać, jednak mimo wszystko było przyjemne. Szczególnie pod wodą, gdzie można było wreszcie zrobić wdech.
Ostatni raz zerknęła za siebie. Rudy próbował pomóc wstać blademu, wciąż drżącemu Nakiemu, a anonim zaczął się wygrzebywać z znikającego pomału bagna. Nie był zagrożeniem. Bo jak Pyrus i Subterra miałyby zagrozić jezioru? Także Ventus był im niegroźny. Tylko ten najmłodszy z Aquosem mógł coś zrobić, ale w takim stanie nie musieli się nim przejmować.
Więc nie robiła tego. Mocno trzymając Klausa za rękę, odprężyła się. Po raz pierwszy od wielu dni.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz