Sojusz między Alice i Klausem
wbrew przewidywaniom dziewczyny nie skończył się po obejrzeniu walk. Von Hercel
zdawał się zupełnie nie pamiętać, że jeszcze niedawno nienawidził jej z całego
serca i zarzucał bycie potworem. Może tak działały na niego endorfiny
wytworzone podczas oglądania potyczek, a może sama trasa.
Dziewczyna nie wybrała jej
przypadkowo. Jezioro Wojssa było piękne, dość duże, z piaskową plażą,
gromadkami łabędzi i niesamowitymi refleksami o zachodzie słońca. Raj dla
miłośników pięknych widoków, pływania czy wioślarstwa. I nawet jeśli teraz
wyglądał jak zwykły zbiornik wodny opuszczony z racji pory roku, wciąż
wywoływał bardzo miłe wspomnienia.
– Pamiętasz
jak w połowie lipca wymknęliśmy się tutaj i spotkaliśmy Dana i Runo? Było tak
okropnie gorąco, że nikt oprócz nich nie siedział na plaży. Ona próbowała go
odciągać od lodziarza, a on wrzeszczał, że lubi takie temperatury –
przypomniała z uśmiechem Alice.
Klaus nie potrafił opanować
śmiechu i dziewczyna zastanawiała się czy robi to by pokazać, że zakopali topór
wojenny, czy naprawdę tak go to bawi.
– Ludzie patrzyli na niego jak
na wariata! – wydusił chłopak, gdy się opanował. – A my cały czas pływaliśmy na
głębinie. Tam, gdzie nikogo nie było.
Alice
skinęła głową. Moc, którą posługiwał się Klaus dawała dużo możliwości. Mógł
tworzyć bagna, małe stawy czy chmury deszczowe, ale to oddychanie pod wodą i
przekazywanie tej umiejętności osobie, którą dotykał, było ulubioną opcją
dziewczyny. Dzięki temu nie musieli cisnąć się między ludźmi nawet w
najbardziej oblężone dni. Zamiast walczyć o miejsce na płyciźnie, pływali
trzymając się za ręce i prawie nie wynurzając. Podobnie jak rodzeństwo Time.
Tylko, że dzieciaki miały po 6 lat, a oni... Zresztą to nie było takie ważne.
Ona i Klaus byli jedynakami, a pakt, który zawarli przy trzecim spotkaniu
łączył ich jako "brata" i "siostrę". Nie musiała się nagle
przejmować tym, jak można to było odbierać.
Szybko potrząsnęła głową i
przeniosła wzrok z tafli jeziora przed siebie. Jeszcze nim dostrzegła co się
tam dokładnie znajduje, jej ciemne oczy otworzyły się niepokojąco szeroko, a
usta wzięły szybki, głośny wdech. Ciało zareagowało szybciej niż umysł.
Natychmiast się zatrzymała. Zaskoczony Klaus zrobił to samo i w końcu oderwał
od niej wzrok, który powędrował dokładnie tam, gdzie patrzyła - na stojącego w
lekkim rozkroku kilka metrów przed nimi dobrze zbudowanego mężczyznę.
Był chyba
przed trzydziestką, miał na sobie kiedyś zapewne białą koszulkę bez rękawów,
która ukazywała potężne mięśnie, w tej chwili napięte jakby chciał się nimi
pochwalić, jego ciemne włosy były przycięte na jeża. Na jego widok intuicja
Alice dawała bardzo jasne sygnały do ucieczki i nawet Klaus, mówiący, że
przecież nic się nie dzieje, nie dał rady jej uspokoić
Gdy nieznajomy ruszył w ich
stronę, dziewczyna zesztywniała. Poprosiła Klausa, żeby zaczęli biec, ale on
odpowiedział równie zdenerwowanym szeptem, że nie boi się napaści, bo przecież
sobie bez trudu poradzą. Ale nawet on wydawał się odczuwać ulgę, kiedy mięśniak
zatrzymał się jakieś półtorej metra przed nimi. Z bliska można było zobaczyć
kilkudniowy zarost i zmrużone wściekle brwi.
– Długo cię szukaliśmy Alice
Gehabich. Zbyt długo – oznajmił nosowym głosem.
Na jego dźwięk dziewczyna
pobladła i cofnęła się o krok. Poznała go! To był jeden z tych, którzy przed
szkołą dyskutowali o załatwieniu jej.
– Ty...
Przed szkołą... – szepnęła, odwracając się gwałtownie.
Przestraszyła się jeszcze
bardziej, widząc, że kilkanaście kroków za nimi stał młodzieniec o rudych
włosach i grzywce zaczesanej na lewą stronę. Nie mógł mieć mniej niż
dwadzieścia trzy lata, ale szeroki, pogodny uśmiech dawał efekt infantylności.
– Nie bój się. Jeśli pójdziesz z
nami, obejdzie się bez ofiar – powiedział spokojnie, a Alice pomyślała, że
skądś go zna. Nie tylko ze zdarzenia przed szkołą.
– Odczepcie się natychmiast –
warknął Klaus. – Nie mamy przy sobie pieniędzy ani wartościowych rzeczy.
Biedny nawet nie podejrzewał, że
to może być zaplanowana akcja, a Alice nie miała czasu go uświadamiać. Zerknęła
w ostatnią stronę, w którą można było uciec, tę na przeciwko jeziora i nawet
nie poczuła zdziwienia, że i tam ktoś już stał.
Był niższy i na pewno najmłodszy
ze wszystkich prześladowców, może dwudziestoletni. Miał brązowe, długie do
ramion włosy z grzywką podpiętą wsuwkami, by nie wpadała do oczu, ale tym co
zwracało uwagę był jego ubiór. Mimo ładnej pogody miał na sobie grubą kurtkę i
ciemnozielony szalik zawinięty w taki sposób, że wystawały tylko bardzo
roziskrzone oczy. Tak jakby i on przyjechał z Lorsono. Dziewczyna mimowolnie
zacisnęła palce na trzymanej w ręku kurtce. Jedyną drogą ucieczki pozostawało jezioro.
– Ale chojrak! – zaśmiał się
rudy, wyrywając ją z rozmyślań.
Wydawał się być pewny siebie, co
w Alice obudziło złe przeczucia. Chciała coś powiedzieć do Klausa, ale nie
mogła. Zabrakło jej słów, a gardło miała zbyt ściśnięte. Bała się o wiele bardziej
niż teoretycznie powinna, ale miała niejasne wrażenie, że znają się na rzeczy i
nie poddadzą się tak łatwo. Klaus chyba był innego zdania, bo nie rezygnował z
zastraszenia.
– Chyba coś powiedziałem! Macie
nas zostawić w spokoju! – powiedział, rzucając swoją kurtkę na ziemię na znak
gotowości do walki. – Mam moc!
Śmiech rudego i parsknięcie mięśniaka uświadomiły Alice, że są w prawdziwym
niebezpieczeństwie. Tamci mieli nie tylko przewagę liczebną, ale i efekt
zaskoczenia, bo ją przecież znali, a Klaus głupio zdradził ich największy atut.
Oni o napastnikach nie wiedzieli prawie nic.
– Tylko jedną, cieniasie? –
zawołał rudzielec, gdy już się opanował.
Te słowa spowodowały
zgrzytnięcie zębów u tego w "białej" koszulce i złość najmłodszego.
– Zamilcz, ćwierćinteligencie! –
krzyknął przyjemnym, aksamitnym głosem, który mógł należeć do lektora lub
śpiewaka.
Obaj napastnicy zachowywali się
tak jakby słowa tamtego zdradziły coś bardzo ważnego. Tylko co? Przecież
wiadomo było, że jeśli choć dwójka z nich miała moc, mówił prawdę. O to się
zezłościli? Alice na ich miejscu powiedziałaby głośno, że są silniejsi.
Wywołałoby to popłoch, który bardzo by pomógł. Tymczasem rudy przybrał znudzoną
minę.
– Ale mi obraza! Powinieneś
nauczyć się paru normalnych słów, Naki. Nie można czytać tylko klasyki
literatury! – oznajmił.
Wtedy dziewczyna go rozpoznała.
Ignorowała obraźliwe epitety, które rzucał mięśniak. Teraz skupiała się tylko
na tym roześmianym rudzielcu, nie mogąc uwierzyć w to, co sobie właśnie
uświadomiła. To przecież był ten wiecznie znudzony sprzedawca z ich ulubionej
kawiarni! Nie miał nigdy mocy, unikał groźnych dla niego sytuacji i nie miał
wcale przyjaciół, a z rodziną pozostawał w wiecznym sporze. Tak przynajmniej
tłumaczył im właściciel przybytku, pan Atsushi, który to wiecznie pomagał swoim
pracownikom i nie dawał na nich psioczyć, nawet jeśli byli niesympatycznymi
mrukami przez których mogły spadać obroty. Pewnie dlatego go zapamiętała. Miał
też bardzo ładne imię – Hiroshito. Nazwisko w tej chwili uleciało z jej
pamięci.
Tymczasem już nie tajemniczy
rudzielec uśmiechał się, słuchając kolejnych obraz jakby to były zaszczytne
tytuły. Kiedy wreszcie się skończyły, posłał drugiemu z towarzyszy szeroki
uśmiech.
– I takie słownictwo powinieneś
znać, Naki – oznajmił rozbawiony.
– Nie powinno się zdradzać
imion, analfabetyczny niedobitku rasowy! – warknął ten, nazwany Nakim.
– Swojego nie zdradzę! – roześmiał
się, nawet nie podejrzewając, że wcale nie musi.
Umięśniony
mężczyzna, który jako jedyny pozostał anonimowy, stracił w końcu cierpliwość.
– Kończmy zanim ten kretyn
wszystko wygada! Gehebich, idziesz po dobroci czy mamy użyć siły? – powiedział
zdenerwowany.
Alice pokręciła szybko głową, a
serce boleśnie uderzało o żebra. Zwróciła błagalne spojrzenie na rudego.
– Hiroshito... Proszę zostaw
nas... – jęknęła.
Szok jaki odmalował się na
twarzy młodzieńca sugerował, że jej nie pamięta. Podczas gdy mięśniak znów
wyzywał go od wszystkiego co najgorsze, a Naki kręcił głową z dezaprobatą, ten intensywnie
nad czymś myślał. Po chwili na jego twarzy pojawił się szczery uśmiech
zwycięzcy.
– Pamiętam! To ty zawsze
przychodziłaś z Młodymi Wojownikami i próbowałaś ze mną gadać! – oznajmił
radośnie, ale raczej dlatego, że sobie przypomniał, a nie że ją znał.
– I co to niby zmienia?! –
wrzasnął naprawdę wściekły anonim i postąpił krok w ich stronę.
Tylko tyle zdążył nim wpadł w
bagnisko po pas. Dziewczyna zerknęła z uznaniem na Klausa. Więc w tym czasie,
gdy panikowała, a napastnicy się kłócili, działał! Również odrzuciła kurtkę,
starając się przekonać samą siebie, że jest gotowa na akcję. Podczas gdy
mięśniak raczył ich wiązanką jakże soczystych przekleństw, zerknęła w stronę
Nakiego, by sprawdzić, czy nie przystąpił do ataku. On jednak stał, mrużąc cienkie
brwi w niezadowoleniu, ale widocznie przeszkadzało mu słownictwo sojusznika, a
nie to co się stało. Hiroshito tymczasem doskonale się bawił.
– Ucz się, Naki, bo wstyd będzie
się z tobą pokazać!
Długowłosy spojrzał na niego
pogardliwie i podniósł wysoko głowę, odsłaniając prosty nos i wąskie wargi.
Alice mimowolnie pomyślała, że jest przystojny mimo swojej bladości i lekkich
cieni pod oczami.
– Mniej się wstydzą ci, co po
wejściu w stado wron zachowali swój język, niż ci, co kraczą jak one – powiedział
uroczyście.
Klaus, znudzony bezczynnością,
sprawił, że ziemia pod stopami Hiroshito również stała się bagniskiem. Tamten
zaśmiał się tylko, wyciągając rękę w stronę podłoża i nim zagłębił się choć do
kostek, ziemia stanęła w płomieniach, osuszając się i znów robiąc stabilna.
Spokojnie wyjął jedną nogę i otrzepał ją z brudu, potem zrobił to samo z drugą.
Dziewczyna pobladła i powstrzymała chęć by się skulić. Przecież on nie miał
mocy! A może się pomyliła? Nie! Nie mogła się pomylić! Pamiętała go!
– A ja lubię krakać – mówił
spokojnie Hiroshito, ignorując to co się stało. – Wiesz czemu? Bo uwielbiam
ptaki! Szczególnie kury, bo znoszą jajka. A ja kocham sadzone jajka!
Widocznie uważał, że nie uciekną
przed nimi i nie ma znaczenia kiedy ją złapią. Pogawędka z kolegą wydawała się
dla niego istotniejsza niż sam cel. Pewnie dlatego anonim ciągle pospieszał ich
niecenzuralnymi wyrazami, które szatyn coraz bardziej ignorował.
– Uwielbiasz je, bo tylko to
potrafisz sam przyrządzić. Nawet kanapki są dla ciebie zagrożeniem życia, bo
możesz wykrwawić się na śmierć – mruknął, podchodząc do nich.
– Umiem robić wiele rzeczy,
tylko mi się nie chce! – zawołał Hiroshito, unikając zgrabnie kopniaka
wymierzonego przez Klausa.
Najmłodszy pokręcił głową w
geście rozpaczy.
– Wiem. Dlatego nie przygotowuje
podwójnych porcji. Chociaż to ci nie przeszkadza podjadać – odpowiedział z
nutką złośliwości.
Obserwował teraz jak jego kolega
unika ciosów von Hercela. Nie próbował pomóc. Wszystko wydawało się iść po jego
myśli.
– Oj, tam!
Masz problem! Możesz nie gotować ciągle kisielu! – prychnął rudy.
Mięśniak dalej próbował
wygrzebać się z błota. Darł się jak opętany, chcąc wreszcie zakończyć tę
żenadę.
– Tylko nie skrzywdź dziewczyny
– oznajmił w końcu Naki i przystąpił do roboty.
To znaczy posłał w kierunku
Klausa jakąś bardzo jasną kulę światła. Chłopak musiał zamknąć oczy, ale tak
samo musieli też postąpić wszyscy inni.
– I ty niby jesteś ten
inteligentny?! – wydarł się Hiroshito.
Słychać było, że był naprawdę
wściekły. O wiele za mocno jak za taką głupotkę. Naki raczej się tym nie
przejął.
– Zrobić ci darkusową osłonkę na
oczy? – spytał usłużnie.
Alice
zesztywniała, zastanawiając się czy może źle usłyszała. Przecież on miał już
Haosa! Nie można było posiadać dwóch domen!
– Lepiej
wyłącz to draństwo! – warknął w odpowiedzi Hiroshito.
Gdy tylko tak się stało, to on
kopnął Klausa. Gehabich stała w szoku, nie wiedząc jak mu pomóc. Klaus nie
lubił walki w zwarciu, więc nie rozumiała dlaczego na nią pozwalał zamiast po
prostu użyć mocy. Chciał najpierw wybadać sytuację? Dlaczego nie mówił jej co
ma robić? Dlaczego ona sama nie mogła się zdecydować co robić? To, że to nie
był jeszcze koniec było kwestią szczęścia. Naki i Hiroshito widocznie chcieli
pobawić się tą całą sytuacją, tylko anonimowi zależało na szybkiej robocie.
Gdyby to nie jego wciągnęły bagna... Nawet to, że Klaus i rudy byli na podobnym
poziomie jeśli chodzi o bójki, to znaczy skupiali się głównie na unikach,
niepewni jak powinno się uderzać, było kwestią szczęścia.
– Pomóc? – zapytał nagle
spokojnym głosem długowłosy.
Rudzielec tylko prychnął i
szerokim gestem ręki wywołał wiatr, którym podciął Klausowi nogi. Alice wydała
zduszony okrzyk. I on miał dwie moce! Ventusa i Pyrusa! Spojrzała ukradkiem na
anonima. Ciągle próbował się wygrzebać, podciągając na skaliste kolumienki,
które nie wiedzieć kiedy pojawiły się przy nim. Gdy to nie przyniosło
rezultatów, uderzył pięściami w ziemię, wywołując ognisty wyprysk. Czyli o to
chodziło... Dziewczyna zrozumiała, że naprawdę nie mają szans.
– Klaus,
uciekajmy! – krzyknęła.
Nie odwrócił się, robiąc kolejny
unik. Jego moc naprawdę była dobra na dystans, a w bezpośrednim starciu
wypadała blado. Mógł co prawda zastosować swoją ostatnią linię obrony czyli
stworzyć pod sobą lustro wodne, w którym przeczekałby niebezpieczeństwo, ale
wtedy musiałby zostawić Alice, a tego raczej by nie zrobił.
Hiroshito tym razem wykonywał
podmuchy wiatru, które przenosiły płomienie. Było to Klausowi na rękę, bo mógł
temu przeciwdziałać, tworząc drobny deszczyk, który gasił ataki. Jeśli
zaczęliby się kontrować mocami, wszystko mogłoby być dobrze. Klaus był
długodystansowcem, posiadał niesamowite pokłady sił i to był jego główny atut
nad którym zachwycała się cała grupa badaczy, którzy diagnozowali go jako
dziecko. Jeśli żaden z pozostałych nie będzie się wtrącać, mógł ich powykańczać
po kolei.
– Co za idiotyzm! – zdenerwował
się w końcu Hiroshito, gdy po raz kolejny jego plan legł w gruzach, ale nie
przestawał atakować ognistym wiatrem.
Alice ze zdziwieniem
stwierdziła, że długowłosy nadal tylko obserwuje ich wszystkich z pewnej
odległości, a mięśniak ponawia samodzielne próby wydostania się, krzycząc coraz
głośniej.
– Co to ma być?! Gadacie tylko i
się gapicie! Co to ma być, do...
– Oj, daj spokój! – przerwał już
wnerwiony rudzielec. – Zadanie ma być wykonane! Niezależnie jak! Po za tym ona
ciągle tu stoi jak słup soli! A jak ucieknie, Naki ją złapie. Mamy wszystko
obcykane.
Dziewczyna wiedziała, że
bezczynne stanie nie pomagało, ale nie wyobrażała sobie, że może uciec i
zostawić Klausa. Nie wyobrażała sobie też co może zrobić, by się przydać.
Przerażona zerknęła na długowłosego Nakiego, który dalej stał, uśmiechając się
delikatnie. Mimo całej tej pogody ducha, wydawał się bardzo zmęczony.
– To może jednak pomogę, co? –
ponowił propozycję.
Tym razem
Hiroshito skinął głową, ale jakoś tak niechętnie. Zrezygnował już z ataków
Pyrusem i na nieszczęście Klausa, przeszedł do walki wręcz. Był wyraźnie
zmęczony i jego ciosy były gorsze od tych von Hercela, ale uniki nadal miał
perfekcyjne. Poza tym anonimowy mięśniak zaprzestał prób wydostania się i na
przemian wywoływał wybuchy lawy, które rozpraszały i lekko raniły Klausa. Tak
więc białowłosy musiał nie tylko robić uniki, ale i wywoływać deszcze lub namaczać
glebę.
Alice
obserwowała ich tylko, drżąc na całym ciele, ale gdy nad walczącymi pojawiła
się jakaś osłonka, która nie przepuszczała kropel, a ziemia przestała poddawać
się namaczaniu, ruszyła krok do przodu, pragnąc tylko odciągnąć od tego Klausa.
Nagle przed nią wyrosła ostra ściana ze skał. Rudowłosa pisnęła zaskoczona,
odskakując w tył. Nie spodziewała się tego. Do tej pory napastnicy ją
ignorowali.
– Teraz się
zachciało ruszać, Gehebich? – dobiegło ją warknięcie anonima. – Stój, bo ci
flaki wypruję, ty ruda...
– Ej! Nie przy mnie! – przerwał
mu Naki dziwnie ostrym głosem.
Gdy odzywał się Hiroshito, nie
reagował tak. Alice wywnioskowała, że jego i rudzielca łączyło coś na kształt
przyjaźni. Kolejne słowa tego pierwszego tylko ją w tym utwierdziły.
– Naki, dasz radę słabeuszu? Czy
może ochrona przed deszczem i namoknięciem ziemi jest zbyt trudna – wysapał, a
dziewczyna przemknęła ślinę. Kim, a raczej czym, jest ta osoba, skoro posiada
aż trzy domeny?
Nadzieję dawał fakt, że ta
bijatyka czy raczej unikanie ciosów, zaczynała bardzo męczyć Hiroshito. Klaus był
w zdecydowanie lepszej formie, mimo że musiał mierzyć się z aż trzema
przeciwnikami. Te lata treningów się opłaciły. W sercu dziewczyny pojawiła się
kolejna iskierka. Postanowiła spróbować wykorzystać swoją nieprzydatną moc.
Nieprzydatną, bo przecież mgła Darkusa także dla Klausa była utrapieniem. Nic w
niej nie widział. Mimo to, musiała zrobić cokolwiek.
Skupiła się w sobie, a wokół
pojawiła się czarna mgła. Dla niej była na wpół przezroczysta, ale wiedziała,
że dla innych ludzi jest nieprzeniknionym mrokiem.
– Brawo,
Alice! – zawołał Klaus, cofając się.
Rękoma macał przestrzeń wokół siebie, tak jak i reszta.
Dziewczyna, poczuła nagłą pewność siebie i ruszyła w stronę przyjaciela. Jednak
tuż po jednym kroku, rozbłysło jasne światło, rozpraszając ciemną mgłę.
Gehebich wydała z siebie zduszony okrzyk, bo po wznowieniu widoczności,
Hiroshito znalazł się tuż przed nią i złapał ją za ramiona.
– Wyłącz to! Natychmiast! –
wrzasnął.
Alice zesztywniała ze strachu.
Mimo to jakaś jej część nie chciała poddać się jego woli i podtrzymywała mgłę.
Nie było z tego większego pożytku, bo Naki temu przeciwdziałał i tylko traciła
siły, ale z drugiej strony on też się męczył. I do tego szybciej, bo kątem oka
widziała jak Klaus starając się do niej podbiec, musi uważać na wyrastające
kamienne kolce i wypryski lawy, więc Naki wciąż blokował namaczanie Aquosem.
– Zaciemnij mu wzrok, bo nie
trafię tego kretyna! – wydarł się nagle mięśniak.
Rudowłosa otworzyła usta, żeby
na to nie pozwolić, ale nic nie powiedziała. To mógł być koniec! Co
zaskakujące, nie tylko ona była temu przeciwna. Hiroshito wyglądał na
zszokowanego.
– Ani mi się waż! Najpierw
chociaż coś wygaś!
Najmłodszy nie zwracał na niego
uwagi. Zrobił to, sądząc po zachwianiu się Klausa i jego czarnych białkach i
tęczówkach. Von Hercel wydawał się przestraszony, ale nie złamany. Wciąż
nasłuchiwał skąd nadejdzie atak i był gotowy bronić się do końca. Jednak dalsze
obserwacje zakłócił nagły ból wbijanych palców. Rudy trzymał ją w szalenie
mocnym uścisku i potrząsał nią desperacko.
– Wyłączcie to! Wyłączcie!!! –
wrzeszczał do wszystkich.
Jego silny głos został
zignorowany jakby był jedynie niewyraźnym szeptem. Anonim co prawda po chwili
przestał atakować, ale wyraźnie zbierał siły na coś mocniejszego. Na szczęście
nie zdążył tego wykonać, bo von Hercel odzyskał wzrok. Stało się to w tej samej
chwili, gdy gleba zamokła, zaczął siąpić deszczyk, a mgła powróciła. To
ostatnie Alice zneutralizowała natychmiast i mogła zobaczyć jak Naki przewraca
się na ziemię. Odgłos uderzenia był bardzo cichy jakby młodzieniec nic nie
ważył. Możliwe, że był wychudły, kurtka przecież go osłaniała, ale żeby aż tak?
– Naki!!! – Krzyk Hiroshito był
pełen paniki i histerii.
Odepchnął ją, ale nie tak mocno,
by się przewróciła. Może nie miał siły? Albo chciał ją zachować na krótki bieg
do kolegi? Nie zważał na krzyki mięśniaka, by zostawił tamtego i ją łapał, bo
ucieknie. Zachowywał się, jak gdyby widział tylko przyjaciela. Przystanął w
niewielkiej odległości od podnoszącego się na rękach długowłosego, jakby bał
się podejść bliżej. Alice z szeroko otwartymi oczami obserwowała całe zajście.
Czy to było coś w rodzaju przeciążenia? Nawet z tej odległości słyszała jak
Naki spazmatycznie wciąga powietrze. Cały dygotał, a z nosa pociekła mu krew.
Nagle zwymiotował.
Dziewczyna przeniosła spojrzenie
na Klausa i dostrzegła, że on również stał bez ruchu z szeroko otwartymi
oczami. Znów namaczał ziemię, więc nie groźna mu była moc anonima, bo nawet
ziemiste kolce rozpływały się w błoto, ale zasłabnięcie przeciwnika kompletnie
wytrąciło go z równowagi i nie wiedział co robić.
Tym razem to ona wiedziała. To
była ich jedyna szansa. Szybko podbiegła do przyjaciela, złapała go za ramię i
pociągnęła w kierunku wody. Z jego oczu wyczytała, że zrozumiał o co chodzi.
Poczuła jak jego moc wpływa w jej gardło, tchawicę i płuca. Było to zimne,
mokre uczucie, którego nie umiała dobrze opisać, jednak mimo wszystko było przyjemne.
Szczególnie pod wodą, gdzie można było wreszcie zrobić wdech.
Ostatni raz
zerknęła za siebie. Rudy próbował pomóc wstać blademu, wciąż drżącemu Nakiemu,
a anonim zaczął się wygrzebywać z znikającego pomału bagna. Nie był
zagrożeniem. Bo jak Pyrus i Subterra miałyby zagrozić jezioru? Także Ventus był
im niegroźny. Tylko ten najmłodszy z Aquosem mógł coś zrobić, ale w takim
stanie nie musieli się nim przejmować.
Więc nie
robiła tego. Mocno trzymając Klausa za rękę, odprężyła się. Po raz pierwszy od
wielu dni.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz