poniedziałek, 30 kwietnia 2018

16. Kulturalna dyskusja

Pojedynek to takie wzniosłe słowo, oznaczające honorowe wyjście ze sporu i walkę o swoje poglądy. Jeśli się w nim uczestniczyło, można było być dumnym i chwalić się wygraną. Za to zwykła bójka była godna pogardy. To coś tak prostego i prymitywnego, że sama jej obserwacja powinna budzić wstyd w widzach, a niestety te trzy bitwy, które rozegrały się pomiędzy Vexosami a Młodymi Wojownikami nie zasługiwały na nazwanie pojedynkami w żadnym wypadku. Nieuczciwe ruchy, brak zasad i reguł innych niż te najbardziej podstawowe i koniec końców brak wzniosłej sprawy. Chodziło tylko o to, by pokazać, kto jest silniejszy. To było bardziej niż rozczarowujące.
Alice na początku bardzo ekscytowała się wydarzeniem, bo wymyśliła taktykę, do której wszyscy podeszli bardzo entuzjastycznie, potem przez problemy nie myślała o tym, a w końcu widziała w nim nadzieję na pojednanie z Klausem. Dopiero, gdy stanęła przy swoich przyjaciołach, zdała sobie sprawę jakie to wszystko jest zbędne i że powinna to powstrzymać.
Do pierwszej walki nie chciała się wtrącać, bo Spectra od zawsze napełniał ją dziwnym lękiem, którego nie mogła racjonalnie wytłumaczyć. Zawsze wyczuwała czy ktoś jest godny zaufania, czy trzeba się go bać, a blondyn należał do tej drugiej grupy. Jej dziadek nazywał te przeczucia zwykłą intuicją, ale dla reszty osób z jej otoczenia to była jakaś tajemnicza, nowa moc. Gdy kiedyś Dan zażartował, że pewnie były na niej przeprowadzane eksperymenty, Michael strasznie się zdenerwował. Nazwał go denerwującym bachorem i powiedział, że jeśli nie umie się zachować, ma się trzymać z daleka od jego wnuczki. Alice dopiero po kilku rozmowach udało się wytłumaczyć Danielowi dlaczego takie insynuacje, nawet żartobliwe, były dla profesora bolesne. Jeszcze za czasów młodości jej dziadka bywały przypadki eksperymentowania na ludziach. To, że ktoś mógł go z tym łączyć, irytowało go prawie tak jak pytania o rodziców.
Nagły, donośny śmiech Kuroi wyrwał rudowłosą ze wspominek. Tak, to Sarogaru była prawdziwą gwiazdą. Wszyscy stawiali na Shadowa. Rudowłosa też po cichu liczyła na to, że pobije on Wojowniczkę. Chyba dlatego i tym razem nie zareagowała. Dopiero na trzeciej walce, przy uderzaniu Volanem o ściany krzyknęła, żeby Shun przestał. Tylko na tyle się zdobyła. Potem w napięciu patrzyła jak Spectra robi to, co ona powinna.
Nie do końca wiedziała co każe jej martwić się i dbać o bezpieczeństwo tych, którzy nie należeli do jej drużyny. Jej drużyny... Dopiero po chwili zdała sobie sprawę, że nie powinna ich tak określać. Nie była nigdy Młodym Wojownikiem. To Mascarad stworzył grupę i był przedstawicielem Darkusa, nie ona. I gdyby wciąż istniał, nigdy by nie pozwolił na taką bezmyślną głupotę! W przeciwieństwie do Dana, potrafił przewidywać.
Oczywiście Daniel nie był najgorszy, a przynajmniej tak sobie teraz powtarzała, wstydząc się, że ostatnio ma coraz więcej tego typu niemiłych myśli. Po raz kolejny przemknęło jej przez głowę słowo "rozregulowana".
By przestać w końcu myśleć, zerknęła na idącego w ich stronę Shuna. Niepokoiła się trochę, że wciąż jest poza kontrolą, ale jej obawy szybko prysły. Był taki jak zwykle. Chłodny i milczący, jakby nic się nie wydarzyło, jakby wcale przed chwilą nikomu nie groził śmiercią. Mimowolnie uśmiechnęła się na widok lodowatej obojętności, którą znała.
Gdy tylko Kazami podszedł bliżej, otoczyli go Młodzi Wojownicy, gratulując zwycięstwa. Przekrzykiwali się, nie dając mu przejść. Komplementowali styl i konkretne ruchy, alon cały czas patrzył na nią, ignorując tłum pochlebców. O dziwo brakowało w nim jednej osoby. Kuroi zamiast się przymilać ciągle przypominała, że ona przecież wygrała w piękniejszym stylu. Po trzecim razie Dan odwrócił się do niej zniecierpliwiony.
Ty i Shun wygraliście. Możemy się cieszyć z obu sukcesów – oznajmił, a potem znów odwrócił się do Kazamiego.
Sarogaru tylko wydęła wargi, mamrocząc pod nosem, że to ona jest prawdziwym zwycięzcą i gniewnie wróciła na ławkę, kolejny raz wycierając krew z ust.
Przez te słowa Alice zdała sobie sprawę, że oprócz zwycięzców są oczywiście też przegrani i to na nich czekają gorzkie słowa. Mimowolnie spojrzała w kierunku środka "ringu", gdzie Spectra trzymał jeszcze Lynca za ramię. Wokół nich stali pozostali Vexosi. Była ciekawa ich reakcji, bo przecież Spectra, tak jak Dan, miał wybujałe ambicje, a poza tym szkoda jej było tego chłopca. Miał, jeśli dobrze pamiętała, tylko piętnaście lat. Może to był już dojrzały wiek, ale gdy na niego patrzyła albo słyszała ten złośliwy głos, nie mogła oprzeć się wrażeniu, że to jeszcze dziecko. I to takie, które za wszelką cenę pragnie przypodobać się otoczeniu.
Zobaczyła jak chłopak wyszarpuje rękę i coś krzyczy, a potem jak biegnie w stronę schodów. Jego partner do działań w terenie, Volt, pognał za nim bez chwili wahania. Przez głośne zachwyty nad Shunem, Alice mogła się tylko domyślać, co usłyszał przegrany, skoro tak emocjonalnie zareagował i poczuła falę współczucia. Nie tylko dla niego, ale i dla siebie samej. Szybko jednak otrząsnęła się z rozmyślań. Nie była przecież związana z Vexosami, tylko z Młodymi Wojownikami i to na nich powinna się była skupić.
– Alice, to było niesamowite! Cieszę się, że mnie tu zabrałaś! – usłyszała koło siebie głos Klausa.
Zerknęła na niego z uśmiechem, próbując nie czuć się winna, że dopiero teraz zwróciła na niego uwagę. Wydawał się jeszcze podniecony dopiero co zobaczoną walką i to wyglądało naprawdę uroczo. Miał na twarzy lekkie wypieki i błogi uśmiech, co chwila rzucał pełne podziwu spojrzenia na Shuna. Zachowywał się jakby miał kilkanaście lat mniej niż w rzeczywistości. Albo jak normalny młody chłopak, a nie wielki, wyniosły von Hercel. I to cieszyło ją najbardziej. Chociaż, z drugiej strony, zawsze stawał się bardziej ludzki, gdy dostawał to czego chciał i to nie była żadna magiczna przemiana.
– Znam cię od dawna. Wiem co lubisz – oznajmiła bez skrępowania, znów odrzucając większość kłębiących się w czaszce myśli.
– Alice.
Drgnęła zaskoczona, rozpoznając chłodny, beznamiętny głos. Gorąca fala uderzyła ją dość mocno, ale chyba tego nie okazała, chociaż odwróciła się trochę zbyt szybko. Shun stał tuż obok, a inni Wojownicy dalej dyskutowali radośnie między sobą, przez chwilę dając im spokój. Nawet Klaus usłużnie odsunął się na bok, nie chcąc przeszkadzać. Niestety nagła cisza i intymność, sprawiły, że rudowłosa zaczęła się jeszcze bardziej denerwować.
Trochę mnie poniosło – powiedział w końcu brunet. – Dziękuję, że mnie powstrzymałaś.
Dziewczyna zamrugała.
– Ja tylko prosiłam, żebyś go puścił – odpowiedziała zgodnie z prawdą, mimowolnie bawiąc się kurtką, którą uparcie nie odkładała na ławkę.
Czuła, że mogłaby patrzeć w te brązowe oczy cały dzień, chociaż były tak zimne i nieprzystępne jak nigdy.
– Tylko twoje słowa do mnie dotarły. Zabawne – przyznał.
– Zabawne... – powtórzyła bezsensownie.
Gdy to sobie uświadomiła, zaczerwieniła się lekko. Chciała coś powiedzieć, wyjaśnić, ale nie pozwolił jej ostry głos Spectry.
– Myślę, że możemy uznać remis.
Natychmiast odezwały się oburzone głosy Dana, Runo i Marucho. Reszta grupy była w zbyt głębokim szoku. Jak to remis? Przecież Spectra wycofał Lynca! Mógł mieć pretensję tylko do siebie. Zdezorientowana Alice spojrzała odruchowo na Klausa. Gdy ten poczuł jej wzrok, wzruszył ramionami w odpowiedzi. Tak jak za dawnych czasów, gdy nic nie rzucało cienia na ich relacje.
– Przecież zwycięstwo Shuna jest bezapelacyjne! – głos Marukury przedarł się przez kakofonię dźwięków.
Wszyscy Wojownicy się z nim zgodzili. O dziwo! Spectra też.
– To przecież jasne. Mi chodzi o walkę pomiędzy Shadowem i Sarogaru. Nie była uczciwa i nie powinno się jej brać pod uwagę – oznajmił.
Właśnie! – wrzasnął Prove, pokazując oskarżycielsko palcem na brunetkę. – Skarbie, facet nie może pewnych rzeczy puścić płazem! Teraz pożałujesz! Będę ci się chował pod łóżkiem i pod prysznicem! – zagroził.
Z miny Kuroi Alice wywnioskowała, że ta nie miałaby nic przeciwko. Skrzyżowane ręce, znudzona mina, spojrzenie spod zmrużonych powiek... Rudowłosa żałowała, że nie miała takiej pewności siebie.
Do zobaczenia – usłyszała nagle za sobą chłodny głos Shuna, ale gdy się obejrzała, jego już nie było.
Także Julie pomachała przyjaciołom na pożegnanie i ruszyła w kierunku schodów trochę zbyt wyraźnie okazując brak zainteresowania nadchodzącą kłótnią. To było dość dziwne, bo mimo że była typem unikającym wszelkich kontrowersji, które nie tyczyły się strojów, zawsze zostawała by chociaż swoją obecnością okazać wsparcie reszcie grupy.
A tak reprezentacja Młodych Wojowników skurczyła się do Runo, Dana, Marucho oraz Kuroi. Mieli oni przeciw sobie tylko Spectrę, Gusa i Shadowa, ale nie było tu mowy o przewadze liczebnej, bo ten ostatni nadrabiał za nieobecną trójkę.
Alice zerknęła z ukosa na Klausa. Oboje mimowolnie wycofali się na bezpieczną odległość, gdy tylko zabrzmiały pierwsze krzyki. Ani ona, ani on nie byli typami, którzy lubili się mieszać w tak "żywiołowe" rozmowy. Dziewczyna dlatego, że zbyt przejmowała się złością i pretensjami innych, a Klaus, bo nie był do tego w ogóle przyzwyczajony. Nie miał zbyt wielu znajomych, bo uczył się w domu, rodzice prędzej wyrażali dezaprobatę serią bezdusznych uwag, on sam nie zamierzał się im sprzeciwiać, a ludzie, których spotykał byli dla niego niesłychanie przymilni przez sam fakt kim jest. Dopiero kilka lat temu dziewczyna zdołała mu przetłumaczyć, że podniesione głosy w czasie rozmawiania albo nieco ostrzejsze słowa wcale nie są domeną najgorszej patologii. Nawet niedawno nauczył się krzyczeć. Co prawda, tylko wtedy gdy ktoś nie odpowiadał tym samym, bo w przeciwnym wypadku włączała mu się funkcja obronna i zaczynał przypominać rodziców.
Przez chwilę obserwował całą tę głośną zgraję, ale w końcu westchnął głośno i wsunął palce we włosy tak jak to robił, gdy tracił cierpliwość. Nie zabierając ręki, zerknął na Alice i uśmiechnął się krzywo.
– Jak dzieci... – wymamrotał, wyplątując palce ze swojej jeszcze do niedawna nienagannej fryzury. – A ty po czyjej jesteś stronie? – zmienił nagle temat.
Alice uciekła oczami w bok. To nie było proste pytanie i nie było na nie łatwej odpowiedzi. W sercu zgadzała się z Spectrą, bo to był nieuczciwy ruch, ale rozsądnie byłoby stać po stronie swoich przyjaciół, choć wtedy pozostałaby w niezgodzie z własnym sumieniem. Jedynym wyjściem było pozostanie neutralnym.
– Dla mnie to nie ma znaczenia. Bezsensowna walka, bezsensowna sprawa – powiedziała po namyśle.
– Bo moim zdaniem racje ma Spectra – oznajmił Klaus.
Dziewczyna poczuła się nagle okropnie. Dlaczego nie potrafiła powiedzieć swojego zdania? Posmutniała, spuszczając wzrok.
– Chociaż, jak to doskonale ujęłaś, to nie ma znaczenia. Idziemy na miasto? – Te słowa von Hercela poprawiły jej humor.
Skinęła głową i oboje ruszyli w kierunku schodów, omijając "kulturalną rozmowę" przedstawicieli wrogich sobie drużyn. Alice mimowolnie pomyślała, jak to kiedyś Runo i Shadow zostali zaproszeni na wspólną debatę do lokalnej gazety. Po ocenzurowaniu i wyrzuceniu niezgodnych z tematem wątków okazało się, że nie starczy tekstu nawet na pół strony. I tak gazeta musiała znaleźć zastępczy temat. Jeśli pamięć jej nie zawodziła, był chyba o niezdrowej żywności. Porozumienie między tymi dwoma grupami było chyba niemożliwe, nawet jeśli pracowali nad tymi samymi sprawami.
Jak to dziwnie człowiek wybiera sobie wrogów i sojuszników.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz