Pojedynek to takie wzniosłe
słowo, oznaczające honorowe wyjście ze sporu i walkę o swoje poglądy. Jeśli się
w nim uczestniczyło, można było być dumnym i chwalić się wygraną. Za to zwykła
bójka była godna pogardy. To coś tak prostego i prymitywnego, że sama jej
obserwacja powinna budzić wstyd w widzach, a niestety te trzy bitwy, które
rozegrały się pomiędzy Vexosami a Młodymi Wojownikami nie zasługiwały na
nazwanie pojedynkami w żadnym wypadku. Nieuczciwe ruchy, brak zasad i reguł
innych niż te najbardziej podstawowe i koniec końców brak wzniosłej sprawy.
Chodziło tylko o to, by pokazać, kto jest silniejszy. To było bardziej niż
rozczarowujące.
Alice na początku bardzo
ekscytowała się wydarzeniem, bo wymyśliła taktykę, do której wszyscy podeszli
bardzo entuzjastycznie, potem przez problemy nie myślała o tym, a w końcu
widziała w nim nadzieję na pojednanie z Klausem. Dopiero, gdy stanęła przy
swoich przyjaciołach, zdała sobie sprawę jakie to wszystko jest zbędne i że
powinna to powstrzymać.
Do pierwszej walki nie
chciała się wtrącać, bo Spectra od zawsze napełniał ją dziwnym lękiem, którego
nie mogła racjonalnie wytłumaczyć. Zawsze wyczuwała czy ktoś jest godny
zaufania, czy trzeba się go bać, a blondyn należał do tej drugiej grupy. Jej
dziadek nazywał te przeczucia zwykłą intuicją, ale dla reszty osób z jej
otoczenia to była jakaś tajemnicza, nowa moc. Gdy kiedyś Dan zażartował, że
pewnie były na niej przeprowadzane eksperymenty, Michael strasznie się
zdenerwował. Nazwał go denerwującym bachorem i powiedział, że jeśli nie umie
się zachować, ma się trzymać z daleka od jego wnuczki. Alice dopiero po kilku
rozmowach udało się wytłumaczyć Danielowi dlaczego takie insynuacje, nawet
żartobliwe, były dla profesora bolesne. Jeszcze za czasów młodości jej dziadka
bywały przypadki eksperymentowania na ludziach. To, że ktoś mógł go z tym
łączyć, irytowało go prawie tak jak pytania o rodziców.
Nagły,
donośny śmiech Kuroi wyrwał rudowłosą ze wspominek. Tak, to Sarogaru była
prawdziwą gwiazdą. Wszyscy stawiali na Shadowa. Rudowłosa też po cichu liczyła
na to, że pobije on Wojowniczkę. Chyba dlatego i tym razem nie zareagowała.
Dopiero na trzeciej walce, przy uderzaniu Volanem o ściany krzyknęła, żeby Shun
przestał. Tylko na tyle się zdobyła. Potem w napięciu patrzyła jak Spectra robi
to, co ona powinna.
Nie do końca wiedziała co
każe jej martwić się i dbać o bezpieczeństwo tych, którzy nie należeli do jej
drużyny. Jej drużyny... Dopiero po chwili zdała sobie sprawę, że nie powinna
ich tak określać. Nie była nigdy Młodym Wojownikiem. To Mascarad stworzył grupę
i był przedstawicielem Darkusa, nie ona. I gdyby wciąż istniał, nigdy by nie
pozwolił na taką bezmyślną głupotę! W przeciwieństwie do Dana, potrafił
przewidywać.
Oczywiście Daniel nie był
najgorszy, a przynajmniej tak sobie teraz powtarzała, wstydząc się, że ostatnio
ma coraz więcej tego typu niemiłych myśli. Po raz kolejny przemknęło jej przez
głowę słowo "rozregulowana".
By przestać w końcu myśleć,
zerknęła na idącego w ich stronę Shuna. Niepokoiła się trochę, że wciąż jest
poza kontrolą, ale jej obawy szybko prysły. Był taki jak zwykle. Chłodny i
milczący, jakby nic się nie wydarzyło, jakby wcale przed chwilą nikomu nie
groził śmiercią. Mimowolnie uśmiechnęła się na widok lodowatej obojętności,
którą znała.
Gdy tylko Kazami podszedł
bliżej, otoczyli go Młodzi Wojownicy, gratulując zwycięstwa. Przekrzykiwali
się, nie dając mu przejść. Komplementowali styl i konkretne ruchy, alon cały
czas patrzył na nią, ignorując tłum pochlebców. O dziwo brakowało w nim jednej
osoby. Kuroi zamiast się przymilać ciągle przypominała, że ona przecież wygrała
w piękniejszym stylu. Po trzecim razie Dan odwrócił się do niej
zniecierpliwiony.
– Ty i Shun wygraliście. Możemy się cieszyć z
obu sukcesów – oznajmił, a potem znów odwrócił się do Kazamiego.
Sarogaru tylko wydęła wargi,
mamrocząc pod nosem, że to ona jest prawdziwym zwycięzcą i gniewnie wróciła na
ławkę, kolejny raz wycierając krew z ust.
Przez te słowa Alice zdała
sobie sprawę, że oprócz zwycięzców są oczywiście też przegrani i to na nich
czekają gorzkie słowa. Mimowolnie spojrzała w kierunku środka
"ringu", gdzie Spectra trzymał jeszcze Lynca za ramię. Wokół nich
stali pozostali Vexosi. Była ciekawa ich reakcji, bo przecież Spectra, tak jak
Dan, miał wybujałe ambicje, a poza tym szkoda jej było tego chłopca. Miał,
jeśli dobrze pamiętała, tylko piętnaście lat. Może to był już dojrzały wiek,
ale gdy na niego patrzyła albo słyszała ten złośliwy głos, nie mogła oprzeć się
wrażeniu, że to jeszcze dziecko. I to takie, które za wszelką cenę pragnie
przypodobać się otoczeniu.
Zobaczyła jak chłopak
wyszarpuje rękę i coś krzyczy, a potem jak biegnie w stronę schodów. Jego
partner do działań w terenie, Volt, pognał za nim bez chwili wahania. Przez
głośne zachwyty nad Shunem, Alice mogła się tylko domyślać, co usłyszał
przegrany, skoro tak emocjonalnie zareagował i poczuła falę współczucia. Nie
tylko dla niego, ale i dla siebie samej. Szybko jednak otrząsnęła się z
rozmyślań. Nie była przecież związana z Vexosami, tylko z Młodymi Wojownikami i
to na nich powinna się była skupić.
– Alice, to było
niesamowite! Cieszę się, że mnie tu zabrałaś! – usłyszała koło siebie głos
Klausa.
Zerknęła na niego z
uśmiechem, próbując nie czuć się winna, że dopiero teraz zwróciła na niego
uwagę. Wydawał się jeszcze podniecony dopiero co zobaczoną walką i to wyglądało
naprawdę uroczo. Miał na twarzy lekkie wypieki i błogi uśmiech, co chwila
rzucał pełne podziwu spojrzenia na Shuna. Zachowywał się jakby miał kilkanaście
lat mniej niż w rzeczywistości. Albo jak normalny młody chłopak, a nie wielki,
wyniosły von Hercel. I to cieszyło ją najbardziej. Chociaż, z drugiej strony,
zawsze stawał się bardziej ludzki, gdy dostawał to czego chciał i to nie była
żadna magiczna przemiana.
– Znam cię od dawna. Wiem co
lubisz – oznajmiła bez skrępowania, znów odrzucając większość kłębiących się w
czaszce myśli.
– Alice.
Drgnęła zaskoczona,
rozpoznając chłodny, beznamiętny głos. Gorąca fala uderzyła ją dość mocno, ale
chyba tego nie okazała, chociaż odwróciła się trochę zbyt szybko. Shun stał tuż
obok, a inni Wojownicy dalej dyskutowali radośnie między sobą, przez chwilę
dając im spokój. Nawet Klaus usłużnie odsunął się na bok, nie chcąc
przeszkadzać. Niestety nagła cisza i intymność, sprawiły, że rudowłosa zaczęła
się jeszcze bardziej denerwować.
– Trochę mnie poniosło – powiedział w końcu
brunet. – Dziękuję, że mnie powstrzymałaś.
Dziewczyna zamrugała.
– Ja tylko prosiłam, żebyś
go puścił – odpowiedziała zgodnie z prawdą, mimowolnie bawiąc się kurtką, którą
uparcie nie odkładała na ławkę.
Czuła, że mogłaby patrzeć w
te brązowe oczy cały dzień, chociaż były tak zimne i nieprzystępne jak nigdy.
– Tylko twoje słowa do mnie
dotarły. Zabawne – przyznał.
– Zabawne... – powtórzyła
bezsensownie.
Gdy to sobie uświadomiła,
zaczerwieniła się lekko. Chciała coś powiedzieć, wyjaśnić, ale nie pozwolił jej
ostry głos Spectry.
– Myślę, że możemy uznać
remis.
Natychmiast odezwały się
oburzone głosy Dana, Runo i Marucho. Reszta grupy była w zbyt głębokim szoku.
Jak to remis? Przecież Spectra wycofał Lynca! Mógł mieć pretensję tylko do
siebie. Zdezorientowana Alice spojrzała odruchowo na Klausa. Gdy ten poczuł jej
wzrok, wzruszył ramionami w odpowiedzi. Tak jak za dawnych czasów, gdy nic nie
rzucało cienia na ich relacje.
– Przecież zwycięstwo Shuna
jest bezapelacyjne! – głos Marukury przedarł się przez kakofonię dźwięków.
Wszyscy Wojownicy się z nim
zgodzili. O dziwo! Spectra też.
– To przecież jasne. Mi
chodzi o walkę pomiędzy Shadowem i Sarogaru. Nie była uczciwa i nie powinno się
jej brać pod uwagę – oznajmił.
– Właśnie! – wrzasnął Prove, pokazując
oskarżycielsko palcem na brunetkę. – Skarbie, facet nie może pewnych rzeczy
puścić płazem! Teraz pożałujesz! Będę ci się chował pod łóżkiem i pod prysznicem!
– zagroził.
Z miny Kuroi Alice
wywnioskowała, że ta nie miałaby nic przeciwko. Skrzyżowane ręce, znudzona
mina, spojrzenie spod zmrużonych powiek... Rudowłosa żałowała, że nie miała
takiej pewności siebie.
– Do zobaczenia – usłyszała nagle za sobą
chłodny głos Shuna, ale gdy się obejrzała, jego już nie było.
Także Julie pomachała
przyjaciołom na pożegnanie i ruszyła w kierunku schodów trochę zbyt wyraźnie
okazując brak zainteresowania nadchodzącą kłótnią. To było dość dziwne, bo mimo
że była typem unikającym wszelkich kontrowersji, które nie tyczyły się strojów,
zawsze zostawała by chociaż swoją obecnością okazać wsparcie reszcie grupy.
A tak reprezentacja Młodych
Wojowników skurczyła się do Runo, Dana, Marucho oraz Kuroi. Mieli oni przeciw sobie
tylko Spectrę, Gusa i Shadowa, ale nie było tu mowy o przewadze liczebnej, bo
ten ostatni nadrabiał za nieobecną trójkę.
Alice zerknęła z ukosa na
Klausa. Oboje mimowolnie wycofali się na bezpieczną odległość, gdy tylko
zabrzmiały pierwsze krzyki. Ani ona, ani on nie byli typami, którzy lubili się
mieszać w tak "żywiołowe" rozmowy. Dziewczyna dlatego, że zbyt
przejmowała się złością i pretensjami innych, a Klaus, bo nie był do tego w
ogóle przyzwyczajony. Nie miał zbyt wielu znajomych, bo uczył się w domu,
rodzice prędzej wyrażali dezaprobatę serią bezdusznych uwag, on sam nie
zamierzał się im sprzeciwiać, a ludzie, których spotykał byli dla niego
niesłychanie przymilni przez sam fakt kim jest. Dopiero kilka lat temu
dziewczyna zdołała mu przetłumaczyć, że podniesione głosy w czasie rozmawiania
albo nieco ostrzejsze słowa wcale nie są domeną najgorszej patologii. Nawet
niedawno nauczył się krzyczeć. Co prawda, tylko wtedy gdy ktoś nie odpowiadał
tym samym, bo w przeciwnym wypadku włączała mu się funkcja obronna i zaczynał
przypominać rodziców.
Przez chwilę obserwował całą
tę głośną zgraję, ale w końcu westchnął głośno i wsunął palce we włosy tak jak
to robił, gdy tracił cierpliwość. Nie zabierając ręki, zerknął na Alice i
uśmiechnął się krzywo.
– Jak dzieci... –
wymamrotał, wyplątując palce ze swojej jeszcze do niedawna nienagannej fryzury.
– A ty po czyjej jesteś stronie? – zmienił nagle temat.
Alice uciekła oczami w bok.
To nie było proste pytanie i nie było na nie łatwej odpowiedzi. W sercu
zgadzała się z Spectrą, bo to był nieuczciwy ruch, ale rozsądnie byłoby stać po
stronie swoich przyjaciół, choć wtedy pozostałaby w niezgodzie z własnym
sumieniem. Jedynym wyjściem było pozostanie neutralnym.
– Dla mnie to nie ma
znaczenia. Bezsensowna walka, bezsensowna sprawa – powiedziała po namyśle.
– Bo moim zdaniem racje ma
Spectra – oznajmił Klaus.
Dziewczyna poczuła się nagle
okropnie. Dlaczego nie potrafiła powiedzieć swojego zdania? Posmutniała,
spuszczając wzrok.
– Chociaż, jak to doskonale
ujęłaś, to nie ma znaczenia. Idziemy na miasto? – Te słowa von Hercela
poprawiły jej humor.
Skinęła głową i oboje
ruszyli w kierunku schodów, omijając "kulturalną rozmowę"
przedstawicieli wrogich sobie drużyn. Alice mimowolnie pomyślała, jak to kiedyś
Runo i Shadow zostali zaproszeni na wspólną debatę do lokalnej gazety. Po
ocenzurowaniu i wyrzuceniu niezgodnych z tematem wątków okazało się, że nie
starczy tekstu nawet na pół strony. I tak gazeta musiała znaleźć zastępczy
temat. Jeśli pamięć jej nie zawodziła, był chyba o niezdrowej żywności.
Porozumienie między tymi dwoma grupami było chyba niemożliwe, nawet jeśli
pracowali nad tymi samymi sprawami.
Jak to dziwnie człowiek wybiera sobie
wrogów i sojuszników.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz