sobota, 7 kwietnia 2018

13. Walka Darkusa

W ciemnych oczach Kuroi Sarogaru błysnęła żądza mordu. Od dłuższej chwili stała naprzeciw chłopaka, którego miała pokonać i wciąż nie mogła uwierzyć, że dała się nabrać. Gdy Vexosi zaproponowali Darkusa, ucieszyła się. Pragnęła pokazać Młodym Wojownikom, że jest lepsza od nich, a legendarny już w pewien sposób Shadow Prove doskonale się do tego nadawał. Mało się nasłuchała o tym jak świetni ludzie są w Vexosach i że jej grupa to tylko tania, słabsza podróbka? Teraz jednak miała wrażenie, że została wrednie oszukana. Czy ten białowłosy, rozczochrany chłopak był TYM Shadowem? Skutecznym, bezlitosnym i niebezpiecznym gościem, który zawsze wracał jako zwycięzca?
Trudno było w to uwierzyć, gdy szczerzył się szeroko, nie przejmując się tym, kogo ma przed sobą. Znów zaśmiał się bez powodu, wywalając jęzor. Nie. To nie mógł być Vexos, tylko jakiś wariat. Zezłoszczona spojrzała w kierunku tego całego Spectry, czekając, aż przeprosi za głupi żart i da prawdziwego Prove'a. Tak się jednak nie stało.
                – To jest mój przeciwnik? – warknęła ze złością, chcąc się jeszcze raz upewnić.
Zamiast Spectry odpowiedział sam albinos:
                – Nie bój się, Skarbie! Nie oberwiesz aż tak mocno! – zaśmiał się, puszczając jej oczko.
                W dziewczynie zagotowała się krew. Nie chodziło o to, że nazwał ją Skarbem, bo do tego typu zaczepek była przyzwyczajona. Obcy chłopacy, znajomi rodziców czy jacyś znudzeni faceci, którzy najwyraźniej sądzili, że odzywanie się do dziewczyn w taki sposób jest czymś właściwym, byli ignorowani, a jeśli domagali się uwagi albo podziękowań za to, że zwrócili na nią uwagę, obrywali dyskretnym ładunkiem Darkusa. Tylko, że ten tutaj nie powiedział tego, bo chciał okazać swoje zainteresowanie. On się bezczelnie naigrywał! Pal sześć to całe "Skarbie", ale za sam ton wypowiedzi nie zamierzała mu odpuścić.
                Z wściekłością wyciągnęła składany nóż z kieszeni i nie zważając na początek dyskusji o tym czy takie zagranie jest legalne, pobiegła w stronę przeciwnika. Już miała go dziabnąć, gdy ten... zniknął! Zatrzymała się w szoku i rozejrzała dookoła ani na moment nie spuszczając gardy. Nie mogła zrozumieć jak to zrobił.
– On może się przecież przemieniać w cień! – zawołała gdzieś w tle ta denerwująca Runo.
                Kuroi prychnęła. Nie mogli powiedzieć jej wcześniej? A może mówili, tylko ona nie słuchała? No bo kto przejmowałby się słowami jakieś tam Misaki?
                Spokojny nastrój oczekiwania na walkę przerwało gwałtownie zmaterializowanie się Shadowa tuż za nią. Nie dość, że pojawił się tak szybko, to jeszcze wyszarpnął jej z dłoni nóż i odrzucił go w stronę Julie, która odskoczyła z krzykiem, chociaż przecież wszyscy stali w bezpiecznej odległości i nie mogła zostać ranna choćby Kuroi się bardzo starała. Ten irytujący głos przelał chyba czarę goryczy. Chociaż nie. Kroplą było zabranie noża. Brunetka tak naprawdę nie potrzebowała ostrza by wygrać, ale od samego początku postanowiła, że zada kilka ran fizycznych na pamiątkę, a nie lubiła zmieniać planów. Chociaż  tak naprawdę potrzebowała tylko  trzech sekund na wygranie rundy, postanowiła nie rezygnować z robienia cięć. Po części z zemsty, po części by dać sobie czas na zlokalizowanie noża, spróbowała uderzyć Prove'a, ale ten znów rozpłynął się w cieniu. Wrzasnęła z irytacji, kopiąc ziemię.
– Uniki nie zapewnią ci zwycięstwa! – zawołała.
                Nie doczekała się odpowiedzi, co jeszcze bardziej ją zdenerwowało. Mrucząc pod nosem obraźliwe epitety, czujnie obserwowała otoczenie. W końcu Shadow łaskawie się pojawił. Stał przed Młodymi Wojownikami, machając rękoma, by zwrócić na siebie uwagę.
                – Skarbie! Skarbie! Tutaj! – wołał z głupim uśmiechem na twarzy.
Dziewczyna nie wytrzymała. To słodkie zachowanie idioty zbytnio wyprowadzało ją z równowagi, by mogła trzymać się starego planu. Szybko uformowała w rękach ciemną kulę i cisnęła nią przed siebie. Z satysfakcją obserwowała jak leci w kierunku Shadowa, który stanął jak słup soli. Myślała, że już go trafi, gdy w ostatniej chwili znów przemienił się w cień. Gdyby nie to, dosięgnęłaby celu, a tak pocisk uderzył w Julie, która natychmiast skuliła się i zaczęła wrzeszczeć z bólu.
                Kuroi poprawiło to trochę humor. Chciała się po prostu na kimś wyżyć, a lalunia była równie dobra jak ten dziwak. Z radością posłuchałaby jeszcze tych krzyków, ale jak na grzecznego Wojownika przystało, skupiła się i wyłączyła cierpienie. Taki hałas nie pomógłby jej w koncentracji. Nagle od strony Vexosów odezwał się jakiś głos:
                – Ona sprawia tymi kulami ból! Uważaj na nie!
To wołał niebieskowłosy chłopak w pomarańczowym płaszczu. Sarogaru nie znała jego imienia, podobnie jak innych, zdawałoby się podstawowych, faktów o Vexosach. Zawsze skutecznie broniła się przed wszelkimi informacjami o modnych rzeczach i pielęgnowała swoją pełną wyższości ignorancję. Pamiętała tylko, że ten gość walczy Subterrą, ale to nie było takie ważne. Bardziej skupiła się na jego przejętej twarzy. Najwyraźniej nie chciał, żeby Shadow przegrał. Tak zabawnie ściągał brwi i zaciskał pięści... Dziewczyna poczuła, że mogłaby przyglądać mu się cały dzień, ale głośny wrzask Vexosa Darkusa ściągnął ją na ziemię.
– Wiem! Jestem na tyle inteligentny, że sam to zauważyłem! – wołał, odwrócony tyłem do przeciwniczki.
                Trzymał ręce na biodrach, robiąc wykład o tym jaki to jest mądry i spostrzegawczy. Zupełnie ignorował Kuroi, która wyczuła teraz szansę dla siebie. Zaczęła formować kolejny pocisk, błagając, by ciągnął swoje przemyślenia.
                – Odwróć się!!! – darli się wszyscy Vexosi, ale albinos miał to gdzieś.
                Dochodził właśnie do tematu nie jedzenia jego dań. Sarogaru zaśmiała się, kręcąc głową. Był słodki, ale ona nie miała skrupułów. Rzuciła w chłopaka kulą, wciąż słuchając o tym, że przecież korniszon w maśle orzechowym to nie świństwo, tylko nowe spojrzenie na przekąski. Kiedy kula była tuż za nim, odwrócił się. Jego przerażenie w momencie, gdy uświadomił sobie, że nie ma szans uniknąć pocisku było niesamowicie zabawne! W momencie zderzenia się ciemnego obiektu z ramieniem chłopaka, ten zaczął krzyczeć i biegać w kółko. Początkowa radość Kuroi szybko zmieniła się w niepokój, który nieprzyjemnie zamroził jej wnętrzności. Przecież nie powinien być w stanie się poruszyć!
                Sprawa wyjaśniła się, gdy albinos stanął w miejscu z głupim wyrazem twarzy.
– Przecież nic nie czuję – oznajmił szczerze zaskoczony.
Pod Kuroi prawie ugięły się nogi. Ten facet miał nie po kolei w głowie! Jak mogło mu się wydawać, że czuje ból? Początkowe zszokowanie głupotą przeciwnika szybko ustąpiło miejsce złości, którą potęgował widok widowni, która miała miny tylko odrobinę mniej głupie od tych, które prezentował dziś Shadow. Może i ta złość była dobra, bo zawieszenie Sarogaru trwało tylko chwilę.
                – Jak to on NIE CZUJE?!!! – wrzasnęła zbyt wyraźnie rozczarowana.
                Miała wrażenie, że została wrednie oszukana. Skoro był odporny na jej kule bólu i nie mogła skończyć tego w kilka chwil, to został jej tylko ten przeklęty nóż, który leżał kilka kroków od niej. Podeszła w jego stronę i podniosła przedmiot, mamrocząc coś o nadmiernym wysiłku i o tym jak nienawidzi zmieniać planów. Kątem oka obserwowała cały czas przeciwnika, jednak ten stał po raz kolejny tyłem do niej, słuchając przypuszczeń niebieskowłosego. Głupi Prove zachowywał się jakby mu nie zależało na walce! Spectra też nie podejmował jakiś ambitniejszych kroków, ale z tego co widziała, miał strategię, a ten cały Shadow zachowywał się niepoważnie jak rozpieszczony bachor.
                Ruszyła w jego stronę, trzymając nóż w gotowości. Nie chciała go zadźgać ani zranić (za mocno). Przyznawała, że pomijając postawę był całkiem fajny. Postanowiła go tylko postraszyć. Nie wyglądało to na trudne zadanie, bo tamten wciąż rozmawiał, ale była czujna.
                – Masz najwyraźniej odporność. Nie wiedzieliśmy o niej, bo nie walczyłeś z kimś o takiej mocy – tłumaczył wciąż ten Vexos Subterry.
                Miał taki przyjemny, zaangażowany głos, że Kuroi chciałaby go słuchać godzinami. Skupiała się na nim, ignorując krzyki pozostałych Vexosów. Znów informowali, żeby albinos skupił się na walce i by łaskawie się odwrócił. On odpowiadał tylko, że wie co robić chociaż na to nie wyglądało. To nie była walka, tylko żenada! Bez przeszkód przyłożyła ostrze pomiędzy łopatkami chłopaka.
                – Przegrałeś – mruknęła znudzona, nie mając ochoty nawet na zadanie żadnej pamiątkowej rany.
                Shadow odwrócił się w jej stronę bez krępacji jakby nie czuł stali na plecach. Ostrze, zamiast przebić materiał, wyszczerbiło się jakby peleryna miała jakieś zakichane pole siłowe. Tego najbardziej potrzebowała! Kolejnych utrudnień! Dziewiętnastolatek przyjrzał się jej zdziwiony jakby nic nie rozumiał.
                – Co mówiłaś, Skarbie? – spytał bezczelnie.
Sarogaru poczerwieniała i wściekła przyłożyła wyszczerbiony, ale nadal ostry nóż do szyi chłopaka. Teraz wiedziała, że nie zawaha się przebić mu krtani.
– Poddaj się, kretynie! – warknęła.
                – A dlaczego? – zapytał zdziwiony, ale gdy spojrzał w dół wymamrotał tylko coś, co przypominało "Aha!".
                W Kuroi wstąpiła nagle nowa fala podekscytowania. Nie chodziło tylko o to, że poczuła się zwyciężczynią. Ochota, by wreszcie to wszystko zakończyć odeszła i nawet żałowała, że to koniec, kiedy na twarzy Shadowa pojawił się szeroki uśmiech, który zachwiał jej pewność siebie. Po raz setny tego dnia Prove zarechotał, wywieszając jęzor.
– Czyli walczymy na serio, Skarbie? – wydyszał wreszcie.
Znów przemienił się w cień, nim zdołała go przebić, a wszystko jej świadkiem, że próbowała! Przeklinając w myślach swoją powolność, spojrzała za siebie. W samą porę, bo Shadow znów się tam pojawił. Tym razem nie czekała na nic ani nie zawahała się. Z całej siły pchnęła nóż w stronę brzucha albinosa. Ten zgrabnie się wywinął, wciąż chichocząc jak opętany. Kuroi z niedowierzaniem patrzyła jak łapie ostrze dłonią i wyrywa z jej ręki. Jego oczy rozszerzyły się w zdziwieniu, gdy odrzucił przedmiot w bok.
                – To boli! – wrzasnął płaczliwie, zerkając na głęboką, postrzępioną ranę w dłoni, ale brzmiało to zbyt teatralnie, by uwierzyła, że się naprawdę zdziwił.
                A może tak to odebrała, bo była wściekła za zabranie broni? Nie kontrolując się, złapała za białe kłaki i pociągnęła je z całej siły. Prove wrzasnął, ale nie był dłużny. Kopnął ją w łydkę, a potem zdrową ręką uderzył ją pięścią w żuchwę. Dziewczyna zachwiała się, puszczając włosy przeciwnika, ale szybko doszła do siebie i dźgnęła go łokciem w brzuch tak mocno, że aż zabrakło mu tchu. Ale to nie był koniec zemsty za krwawiące usta. Walnęła go w skroń zaciśniętą dłonią. Shadow zamknął oczy i zaczął kopać i uderzać na ślepo. Ona zrobiła to samo.
                Nawet jeśli ta walka nie wyglądała na pojedynek osób z mocą, tylko na zwykłą szczeniacką bójkę, wywoływała silne emocje. Dziewczyna pomiędzy świstami poruszanego ciała usłyszała głos tego małego konusa od Aquosa, który zbierał zakłady. Wkurzyła się na niego, a całą nową frustrację włożyła w kolejne ciosy i kopniaki. Czuła silne uderzenia Prove'a, ale wyczuwała też, że i ona trafia w cel. Oboje upatrzyli sobie twarze, jako że tam ataki najbardziej oszołamiały. Problem był taki, że ona była znacznie niższa, co sprawiało, że była na straconej pozycji. Nagle poczuła bardzo mocne uderzenie  w szczękę. Miała wrażenie, że zaraz rozleci się na milion kawałków. Otworzyła zaszklone oczy i wzięła wielki zamach nogą. Jeszcze nigdy nie wykonała tak potężnego ciosu jak ten.
                Shadow wydał z siebie tylko pisk, podobny do nadepniętej myszy i skuliwszy się na ziemi, wyszeptał, że się poddaje. Dziewczyna była trochę zawiedziona. Zwykły kop pomiędzy nogi powalał największych twardzieli. Z podniesioną głową ruszyła w stronę Młodych Wojowników, chociaż musiała przyznać, że dumny chód nie należał do łatwych w tych warunkach. Szybko wytarła krew z wargi, dopiero teraz zastanawiając się nad bólem. A pulsowały wszystkie miejsca, w które uderzył Shadow. Szczególnie szczęka. Ręce, którymi atakowała, sprawiały wrażenie, że coś chce je rozsadzić od środka.
                Nigdy nie żałowała, że nie potrafiła jak Tomachi wyciszyć pewnych bodźców i teraz też nie miała zamiaru. Wystarczyło, że przytłumiła wszystkie pulsujące miejsca w taki sposób, by nie okazywać słabości i nie krzywić się przy nieprzemyślanym ruchu, ale nadal je wyraźnie czuć. Ból był częścią chwały. Słodką pamiątką zwycięstwa jak brak oddechu po długim biegu czy poczucie zapełnienia po obfitym obiedzie.
                Podchodząc bliżej, przestała skupiać się na swoich wewnętrznych przeżyciach, a skontrolowała rzeczywistość. Jej spojrzenie niby przypadkowo padło na kamienną twarz Shuna Kazamiego. Zdała sobie nagle sprawę jaki jest zimny i zamknięty w sobie, jak niewiele emocji pokazuje zwłaszcza w porównaniu do tego niebieskowłosego Vexosa. Nie rozumiała jak mógł się jej podobać. To było tak absurdalne i prawie uwłaczające, że postanowiła wyjaśnić to nieporozumienie jak najszybciej. Podeszła do chłopaka, patrząc w jego pozbawione emocji oczy.
                – Ich płaszcze mają jakieś pole siłowe – zaczęła od pierwszej lepszej wiadomości, która na tym zimnym posągu nie zrobiła chyba żadnego wrażenia. – To może być problem – dodała, znów zirytowana milczeniem chłopaka.
                Patrzyła na niego, zastanawiając się, co kiedyś w nim widziała. Wyraźnie czuła na sobie kilka ciekawskich spojrzeń, a świadomość, że nie zobaczą po niej bólu czy zmęczenia sprawiała, że czuła się wspaniale. Do szczęścia brakowało jej tylko jednego.
                – Już cię nie lubię – warknęła w końcu i ruszyła w stronę pustej ławki.
                Wciąż czuła na sobie wzrok tej żałosnej bandy, ale to ignorowała. Tak samo jak szeroki uśmiech na twarzy rudej, który pojawił się zaraz po jej słowach. Gdy rozsiadła się wygodnie, wlepiła ciemne oczy w niebieskowłosego Vexosa w pomarańczowym płaszczu. Razem z tym największym gościem w czerwonawych włosach podnosili znokautowanego Shadowa. Z takiej odległości nie słyszała co mówi długowłosy, ale sposób w jaki dotykał znokautowanego kolegi, pomagał mu iść, a potem jak go opatrywał, wciąż gestykulując, sugerował, że bardzo się tym wszystkim przejął. To było słodkie.
Dziewczyna, nie niepokojona przez nikogo, na nowo obtarła krew z wargi, która ciekła obficiej niż przypuszczała i obiecała sobie, że dowie się kim jest ten gość, który zwrócił jej uwagę.

-------------------------------------------------------------------------------------------------

   Hej, przepraszam za obsuwę, ale obecnie skupiona jestem na bardzo ważnym wydarzeniu, a raczej na przygotowaniach do niego. Przez kolejne 2 tygodnie rozdziały mogą pojawiać się z opóźnieniem. Myślałam, że dam sobie radę i to nie wpłynie na publikowanie tej historii, ale ostatnimi czasy wracam wieczorem, kładę się na kilkuminutową drzemkę i budzę się o 1 w nocy. XD Po zakończeniu projektu, wszystko powinno wrócić do normy. :)

   Dzięki za motywacyjne kopy! Powinnam szybciej dać znać co się dzieje, ale... Cóż. Ogarnę to jeszcze!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz