czwartek, 22 marca 2018

12. Pojedynek liderów

Stojąc naprzeciwko Dana Kuso, Spectra myślał tylko o tym kiedy ten pojedynek się wreszcie skończy. Pewnie gdyby ta cała Alice nie przyszła, rozmyślałby o tym co powiedzieć, czy wykonać pierwszy ruch albo jaką strategię zastosuje przeciwnik, ale teraz całą jego uwagę pochłaniała przyszła rozmowa z dziewczyną. Obracał w myślach słowa, które mogłyby ją przekonać i analizował czy może już przystąpić do wypełniania planu, czy lepiej poczekać.
To było zabawne. Jeszcze kilka minut temu ta walka wydawała mu się wielką bitwą o racje, a teraz widział w niej bezsensowną, męczącą konieczność. Coraz częściej się to zdarzało. Oczekiwał na coś, wmawiał sobie, że się z tego cieszy albo że to istotne, a gdy przychodziło co do czego, odczuwał zmęczenie i zniechęcenie. Nieważne czy był to wypad do kina z Gusem, czy zebranie prasowe. Wszystko zdawało się takie błahe i nudne. Może jego wypalenie faktycznie brało się z przemęczenia, jak sugerował Grave?
                Niezależnie od tego co czuł, starał się nie pokazać braku zainteresowania, ale nie przez wzgląd na szacunek do przeciwnika, bo tak naprawdę Kuso nikt nigdy nie brał na poważnie, ale ze zwykłej, wyuczonej przez lata ostrożności. Bycie zbyt pewnym siebie prowadziło do błędów, a te mógł wykorzystać nawet tak słaby osobnik. Tym bardziej, że Daniel był wyraźnie zdeterminowany i słynął z tego, że walczył do końca. To było irytujące, ale też w jakiś sposób godne podziwu.
                – Dan! Dan! To jest mistrz! Dan! Dan! Wygra dziś! – wydarła się nagle Makimoto.
                Spectra spojrzał w stronę szarowłosej dziewczyny i zaśmiał się w duchu, widząc jak zgrabnie udaje chealederkę. Z tego co kojarzył, w Pretend nie było takich formacji, ale obserwując ją, widział możliwość założenia grupki. Całkiem nieźle radziła sobie w roli upiększacza.
– A masz! – nagły wrzask Dana, otrzeźwił Phantoma i pozwolił na uniknięcie kopniaka.
W tej samej chwili Runo Misaki wykrzyczała myśli, które pojawiły się chyba w każdej głowie, w tym tej należącej do lidera Vexosów:
                – Po co ostrzegasz przeciwnika, głąbie?!
                Kuso pokiwał ręką w jej stronę uspokajająco jakby jej reakcja była grubo przesadzona, ale cały czas czujnie obserwował Spectrę. Niepotrzebnie zresztą, bo Vexos wolał patrzeć na poczynania Kuso, niż samemu zadać cios. Ograniczał się tylko do dużo mówiących min, którymi komentował każde poczynanie dzieciaka. Na przykład uśmiechnął się z politowaniem, widząc jak Daniel wyciąga zapalniczkę. Tak... Szef Wojowników nie potrafił jeszcze samodzielnie wzniecić ognia. Z odpornością też miał problemy, ale to nie zmieniało tego, że był silny i wytrwały.
                Kiedy zapłonął maleńki płomyk, Wojownik Pyrusa rozniecił go na większy i rozdzielił na dwie, ogniste kule. Phantom spokojnie czekał na ciąg dalszy, co jeszcze bardziej zezłościło Kuso. Lider Vexosów wiedział, że maska i powściągliwość w ruchach irytuje wiele osób i miał zamiar z tego korzystać ze wszystkich sił. Lubił to. Tę złość, która odbierała zdolność logicznego myślenia. Tak łatwo było wtedy wygrać. Nawet zbyt łatwo.
                – Wciąż nie potrafisz rozpalać? Potrzebujesz pomocy? – spytał spokojnie, komentując to o czym wszyscy i tak wiedzieli.
                Zgodnie z jego przypuszczeniem, Kuso zdenerwował się i wystrzelił ognisty pocisk bez celowania. Ogień przeleciał co prawda tuż obok Vexosa Pyrusa, muskając lekko jego skórę, jednak nie zrobiło to na blondynie żadnego wrażenia. Od bardzo dawna miał odporność na oparzenia, a co za tym idzie, pozbawiał Dana możliwości korzystania z mocy. Przeciwnik tego nie zauważał, a co bardziej prawdopodobne, nawet o tym nie pomyślał, bo znów rzucił ogniem. Tym razem trafił w Spectrę. Nie przyniosło to efektu.
                – Dan, on jest odporny, głąbie! Lepiej podpal trawę, żeby zmniejszyć pole widzenia! – zawołała wściekła Runo.
                Phantom zignorował fakt, że Kuso skinął szybko głową. Bardziej zainteresowała go wypowiedź Shadowa:
                – To jest nie fair! Czemu podpowiadacie swojemu zawodnikowi, a my nie możemy?!
                Przejmujący się innymi Prove był rzadkim widokiem, ale tutaj chodziło raczej o urażoną dumę niż faktyczną próbę pomocy. W końcu był Vexosem, a oszukiwano ich całą grupę. Albinos nie dawał sobie w kaszę dmuchać, ale Misaki, z tego co zaobserwował Spectra, też była pyskata. I nie zważała na to co mówi.
                – Bo nasz nie ma mózgu!
                Vexos uśmiechnął się złośliwie, co w połączeniu z komentarzem dziewczyny sprawiło, że Daniel zaczął się wydzierać, że jest bardzo inteligentny i zdolny, i że wszyscy mu tylko zazdroszczą i oczerniają, a potem okazuje się, że Młodzi Wojownicy nie są traktowani poważnie, bo jak ktoś ma traktować poważnie oczernionego lidera? Phantom zachował swoje przemyślenia dla siebie i zamiast tego postanowił szybko zakończyć walkę. Pstryknął palcami, rozpalając cztery ściany ognia. Były one w znacznym oddaleniu od Dana, więc ten się nimi nie przejął. Co więcej zaśmiał się pewnie.
                – Ha! Ogień nie może mnie skrzywdzić, póki go nie dotknę! – zawołał.
                Był zbyt pewny siebie, a można było obstawiać, że to groziło raczej Spectrze, ale jak widać niezbadane są koleje losu.
                – To da się załatwić – oznajmił spokojnie blondyn.
                Ściany zaczęły się zbliżać do Młodego Wojownika, ale ten zapanował nad ogniem z zapalniczki i znów rzucił ognistymi pociskami w przeciwnika.
                Nic się nie nauczył. Wciąż polega tylko na sile. pomyślał kpiąco Phantom, obserwując ze stoickim spokojem jak Dan zaczyna biec w jego stronę, zamiast próbować przejąć władzę nad ścianami. Pewnie to nic by nie dało, bo Spectra słynął z kontroli jaką miał nad swoim żywiołem, ale byłoby to sensowniejsze niż próba uderzenia pięścią. Wystarczyła jedna myśl, by Vexos stworzył wokół siebie ognistą otoczkę.
                Kuso zawahał się, ale odskoczył, co było lekkim zaskoczeniem dla wszystkich, którzy nie pokładali w nim zbyt dużych nadziei. Zagubiony rozglądał się wokół, szukając pomocy. Oczywiście otrzymał ją od Misaki, której chyba ciut za bardzo zależało na tej wygranie.
– Rzuć go czymś!
                To było takie denerwujące. Zawsze trzymali się razem. Najlepszym przykładem była Julie, która nieugięcie skandowała: "Dan! Dan! To jest mistrz!", chociaż nikt od dawna już jej nie słuchał.
                Młody Wojownik z braku lepszych pomysłów, przyklęknął i wyrywał trawę. Spectrę to rozbawiło, ale przy zetknięciu z jego ognistą tarczą, kępka zapaliła się, wytwarzając śmierdzący, duszący dym. To był raczej uśmiech losu niż plan, ale przynosił skutki. Phantom zaczął kaszleć z całych sił, gdy opary dostały się do płuc. Natychmiast wyłączył powłokę, krzywiąc się z niesmakiem. Wciąż czuł smród palonego zielska, a dym przedostał się do oczu nawet przez maskę, powodując nieznośne pieczenie. I chociaż Spectra starał się je zignorować, nie mógł dobrze widzieć. Jedyną logiczną możliwością odzyskania widzenia zdawało się być zdjęcie maski, ale na to nie mógł sobie pozwolić.
Dan nie czekał aż przeciwnik dojdzie do siebie. Natarł na niego, zadając cios w brzuch. Zdziwiony Spectra cofnął się o krok. Udało mu się stłumić jęk, ale to nie zmieniało faktu, że wątroba pulsowała bólem. Uderzenie było bardzo silne. Wiedział, że wszyscy oczekują, że natychmiast odda, bo nawet do niego dochodziły plotki o liderowskiej mściwości, ale to byłoby głupie. Był otumaniony dymem i bólem, a takie szybkie rzucanie się na przeciwnika mogło mieć odwrotny skutek. Mógłby nie trafić i narazić się nie tylko na razy, ale i śmieszność. Postanowił przyjąć kopnięcie w bok. Zacisnął zęby, czując kolejną falę bólu, ale nie zdecydował się na atak. Spokojnie starał się dojść do siebie, ignorując szum głosów, który z każdą chwilą narastał. Większość Młodych Wojowników już wiwatowała, a Runo nawet przyłączyła się do Julie. Od strony jego drużyny słychać było okrzyki zdziwienia. Wszystkie przytłaczał wrzask Shadowa:
                – Spectra, ty to jesteś mistrz! Jak nie wygrasz, na dworze śpisz!
                Pewnie pomyślał, że doping go zmotywuje. Cóż... Mógł wybrać jakieś lepsze hasło.
                Rozmyślania przerwał kolejny kop. Tym razem trochę niżej. Phantom starał się nie skulić i zignorować rozpaczliwy wrzask Gusa. Wciąż czekał cierpliwie na odpowiedni moment. Chciał by Dan poczuł się jak zwycięzca, co nie było takie trudne. Kuso już przestawał stosować uniki i kiedy rzucił się z pięściami, Spectra złapał go za nadgarstek. Daniel nawet nie miał czasu zrozumieć co się stało, gdy dłoń Vexosa buchnęła płomieniem. Powietrze przeciął wrzask przypiekanego żywcem lidera Młodych Wojowników. Phantom nie doczekał się jednak słów poddania, na których mu zależało, bo po chwili poczuł, że coś twardego uderza go w potylicę. Zaskoczony poluzował chwyt, na co tylko czekał przeciwnik.
Wojownik Pyrusa odskoczył i wciąż zawodząc, patrzył na poparzenia, które powinny szybko zniknąć ze skóry kogoś, kto władał Pyrusem. W tle toczyła się ożywiona dyskusja o tym czy pomaganie jest legalne, ale wytęsknionych słów Spectra się nie doczekał.
– Poddajesz się? – spytał po chwili, mając nadzieję, że Dan zrozumie, że nie ma szans.
Kiedy jednak chłopak pokręcił głową, nie pozostało mu nic innego jak użyć zapomnianych przez większość ognistych ścian. Otoczyły zmęczonego Kuso ze wszystkich stron, zamykając go jak w jakimś pudełeczku. Spectra poczuł jak Dan stara się przejąć kontrolę nad choć jednym miejscem, ale nie miał szans. Nawet gdyby był spokojny, wypoczęty i silniejszy, nic by to nie dało. Spectra od mniej więcej samego początku utrzymywał kontakt z tym ogniem, a prawie każda moc "osiadała" w żywiole. Im dłużej się nad czymś panowało, tym mniejsze było prawdopodobieństwo, że ktoś to przejmie.
                – Nie!!! To nie miało być na śmierć i życie!!! Ty niedorozwinięty, lakierowany czubie!!! – rozległ się głos, oczywiście, Runo.
Blondyn spojrzał w jej stronę z rozbawieniem, a ona sprowokowana zaczęła biec w jego stronę. Nie zrobiła nawet pięciu kroków, gdy Volt zatrzymał ją mocnym uściskiem. Zupełnie tak jak przewidział lider.
                – Nie można pomagać. To niedozwolone – oznajmił spokojnie, nawiązując do poprzedniej kłótni, ale do Misaki raczej to nie doszło.
                Zaczęła wyzywać Lustera od przerośniętych goryli i deptać mu po stopie, ale na szczęście młodzieniec miał grube buty i wprawę w przetrzymywaniu złośników (mało to razy tak trzymał Shadowa?), więc Wojowniczka Haosa nie miała najmniejszych szans, by się wydostać. Reszta jej drużyny nie zwracała na nią jakoś specjalnie uwagi, obserwując niespokojnie płomienną paczkę. Spectra również przeniósł tam wzrok i stwierdził, że już starczy. Pstryknął palcami, a ogniste ściany opadły, ukazując lekko osmolonego, leżącego na ziemi Daniela. Dookoła niego, tam gdzie stały ściany, widniała wypalona trawa.
                Phantom skinął głową w kierunku Volta, by ten wypuścił dziewczynę. Ledwo Vexos poluźnił chwyt, Runo wyrwała się i podbiegła w kierunku nieprzytomnego chłopaka. Po sprawdzeniu mu pulsu podniosła dłonie w geście zwycięstwa.
– On żyje!!! – krzyknęła uradowana, robiąc miejsce dla Marucho i Shuna.
                W czasie gdy ci dwaj przenosili pokonanego na ławkę, Spectra z uśmiechem ruszył w kierunku swojej grupy. Zastanawiał się czy naprawdę ktoś, prócz tej panikary, naprawdę myślał, że ta pułapka miała zabić, a nie odciąć tlen? Przecież to było takie oczywiste i skuteczne w swej prostocie. Takie strategie najtrudniej się obala. I widocznie najtrudniej rozpracowuje.
Phantom spokojnie usiadł na jednej z ławek, czekając na kolejny pojedynek, gdy kątem oka dostrzegł, że ktoś obok niego stoi. Zerknął na postać i z westchnieniem przeniósł wzrok na Shadowa, który właśnie robił kilka ostatnich skłonów. Gus niezrażony tak chłodnym przyjęciem przez swego Mistrza, usiadł obok niego na ławce i przez chwilę przyglądał się bandażowi, który przyniósł. Grave domyślił się, że to przez to Phantom odwrócił wzrok. Lekko spięty spojrzał na obojętną twarz swojego Mistrza.
                – Czy mógłbym...
                Spectra natychmiast spojrzał na niego, co sprawiło, że niebieskowłosemu zabrakło śliny. Nie chciał znów przeżywać katuszy spowodowanej ciszą i złością swojego mistrza. Pragnął jego szczęścia i zamierzał zapewnić je za wszelką cenę. Może wtedy spłaciłby choć maleńką część swego długu?
                – Nie jestem ranny, Gus – oznajmił chłodno Spectra.
                – Ale, Mistrzu...
Phantom nie dał mu dokończyć.
                – Nie jestem ranny! – powtórzył, podnosząc lekko głos.
                Grave spuścił wzrok i zagryzł wargi. Nie chciał go gniewać. Po prostu starał się pomóc. To było takie oczywiste, że Spectra nie mógł mieć do niego pretensji. Zrobiło mu się nawet głupio za swoją przesadzoną reakcję, ale z drugiej strony nie miał zamiaru poddawać się zbędnej pierwszej pomocy. A już na pewno nie na oczach wszystkich.
                – Możesz mi przynieść kanapkę z szynką i coś do picia – odezwał się łaskawie, mając nadzieję, że Gus uzna to za kompromis.
                Tak też się stało. Chłopak uśmiechnął się szeroko, natychmiast poderwał z ławki i skinął pokornie głową.
                – Już przynoszę, Mistrzu! – zawołał podekscytowany, chcąc odejść, ale coś go powstrzymało.
                To Phantom przetrzymał rękaw jego płaszcza. Gus posłusznie przystanął, czekając na nowe rozkazy, ale tym razem blondynowi chodziło o coś innego. Sam nie do końca wiedział skąd wzięła się w nim potrzeba kapitulacji, bo przecież nigdy nie miewał wyrzutów sumienia za to jak traktował innych ludzi, ale nie chciał tego roztrząsać. Miał zamiar powiedzieć swoje i nigdy do tego nie wracać.
                – Jeśli tak ci zależy, możesz sprawdzić obrażenia, gdy już będziemy w kwaterze – zaproponował z pozoru bez żadnych emocji, obserwując jak jeszcze niedawno smutna twarz, jaśnieje.
                Spectra odwrócił się, starając się spokojnie porozmyślać nad tym czy kontakt z byłym Mascaradem w tych warunkach to dobry pomysł, ale tym razem skupienie się na tym uniemożliwiały mu natrętne myśli o tym co się właśnie stało. W gruncie rzeczy poczuł ulgę, gdy się zgodził, by Gus go przebadał. Znał się na podstawach, bo od kilku miesięcy chodził na wszystkie możliwe kursy pierwszej pomocy czy też medyczne. Właśnie dla niego. Żeby mu pomagać w takich sytuacjach.
                To było praktyczne. Nie musiał chodzić do lekarzy, jeśli miał pewność, że uszkodzenia nie są niebezpieczne. Mimo że Gus nie miał jeszcze wielkiej wiedzy medycznej, ufał mu bardziej niż przekupnym, wiecznie niezadowolonym lekarzom. Wolał, żeby oglądał go wierny sługa, niż nieznajomy. Kilka lat temu właśnie taki doktorek okazał się należeć do gangu i gdyby nie rozpaczliwa pomoc Gusa, Spectra już by nie żył.
Głośny, niepohamowany śmiech Shadowa kazał Phantomowi spojrzeć w stronę umownej areny. Prove stał na przeciwko tej całej Kuroi i szczerzył się. Spectra mimowolnie przypomniał sobie jego doping. Nie mógł się nie uśmiechnąć. Może nie lubił Shadowa i uważał go za niedorozwiniętego, ale musiał przyznać, że bez niego byłoby w Vexosach strasznie smutno.
Zrezygnowany uznał, że zamiast obserwować i rozmyślać o Alice, która siedziała sobie cichutko obok Kazamiego, wyraźnie nie chcąc widzieć tego co się dzieje, skupi się na Kuroi. I tak przecież chciał dowiedzieć się czegokolwiek o jej mocach, a taka okazja mogła się nie powtórzyć.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz