Lync
zacisnął zęby, zastanawiając się chyba po raz setny dlaczego ludzie zostawiają
wszystko na ostatnią chwilę. Wkurzało go to, że na oczywiste prawdy w stylu
"Im szybciej to zrobisz, tym szybciej będziesz miał spokój" potrafią
tylko kiwać głowami, a potem w dzień przed terminem, otwierają szeroko oczy i
dziwią się dlaczego zaczęli o tym myśleć dopiero teraz. Czy to przez strach
albo niechęć? Przecież zwlekanie jest rzeczą normalną jeśli powierzone zadanie
nie jest przyjemne. A może myślą, że czas na nich poczeka? Albo, że
odpowiedniejsza chwila dopiero nadejdzie? Bardzo chciał zrozumieć powody
takiego zachowania. Może wtedy potrafiłby to wyeliminować u siebie?
Obecnie nie szukał już nawet
wymówek. Po prostu siedział na swoim łóżku i patrzył bezmyślnie na zapakowaną
torbę podróżną. Właściwie nigdy nie rozpakował jej do końca jakby spodziewał
się, że pewnego dnia Spectra każe mu się stąd wynosić. Brzmiało trochę
strasznie, ale dzięki temu był gotowy na jutrzejszy wyjazd od samego początku.
Zrobił też już wszystko co miał. No... Prawie wszystko...
Musiał
jeszcze pójść do pokoju Phantoma. Ale teraz? Gdy było po dwudziestej trzeciej?
Pewnie nawet Shadow spał! Wrócił dziś taki osowiały i zamyślony. Pewnie zmęczył
się. Tym myśleniem właśnie.
Volan
westchnął, zerkając na leżącą obok niego piżamę. To wszystko wydawało mu się śmieszne.
Miał przedtem tyle czasu! Co się stało, że go nie wykorzystał?
W niedzielę, kiedy dostał
rozkaz, lider Vexosów wrócił po północy. Gdy nie można spać, słyszy się takie
rzeczy. Potem przez cały poniedziałek dokańczał inne sprawy, a dziś, we
wtorek... Najpierw nie było Spectry w kwaterze, a potem Lync przypomniał sobie
o pewnych ważnych rzeczach, które musiał natychmiast zrobić. A od dwudziestej
czekał na odwagę lub jakiś inny bodziec, który pozwoliłby mu pójść do pokoju
obok.
– Jutro tam
pójdę – wymamrotał, łapiąc pidżamę.
Zastanawiał się tylko nad tym
kiedy to zrobi. Był zwolniony z ostatniej lekcji, by pojechać razem z Alice do
jej domu i nie zapowiadało się, żeby miał spotkać Spectrę. Co prawda
przydzielono kilka osób do pilnowania rudej przez ten jeden dzień po odjeździe
von Hercelów, (w końcu była to dobra sposobność do ataku), ale Phantom nie miał
zamiaru uczestniczyć w tej dodatkowej ochronie. Uważał, że to śmieszne; że napastnicy
nie są tacy głupi, by atakować w najbardziej prawdopodobnym terminie. Kuso
jednak się uparł i Spectra dla świętego spokoju postanowił wysłać tam też
Volta.
Gdy chłopak był już w połowie
drogi do łazienki, nagle otworzyły się drzwi. Natychmiast się odwrócił,
spodziewając się zdenerwowanego czekaniem lidera. Na szczęście włosy przybysza
były długie i niebieskie, a nie jasne i nastroszone. Lync wypuścił z ulgą
powietrze i natychmiast poczuł irytację.
– Kto ci
pozwolił tu wejść? – spytał, patrząc na Gusa groźnie.
Na piesku
Spectry nie zrobiło to jednak żadnego wrażenia i Lync się nie dziwił. Tak
naprawdę co mógłby zrobić takiemu nieproszonemu gościowi? Nic. Kompletnie nic.
Gus był od niego silniejszy i starszy. Poza tym miał dobre układy ze Spectrą, a
z liderem wolał nie zadzierać bardziej, niż to było konieczne.
– Mistrz Spectra powiedział, że
jeśli nie zjawisz się u niego za 5 minut, mam przywlec cię siłą – oznajmił
spokojnie Grave.
Lyncowi nie trzeba było większej
zachęty. Gus często przyprowadzał do swojego Mistrza ludzi, którzy unikali
spotkania. Nie był wtedy zbyt cierpliwy, bo sama myśl, że Wielki Spectra ma
czekać jeszcze choćby sekundkę nie mieściła mu się w tym fanatycznym łbie.
Ciągnął wtedy delikwenta za nogi, ręce, włosy... Czasem prowadził tak
niechcących zeznawać świadków za co obrywał nie tylko od lidera, a czasami
doprowadzał tak Shadowa na zebrania.
Może Gus nie wyglądał na mocarza
takiego jak Volt, ale był w stanie utrzymać i wlec przez pół miasta
wyrywającego się Prove'a, a trzymanie Shadowa w szale to niezły wyczyn!
Lynca też
już kiedyś prowadził. Nie było to przyjemne wspomnienie i Volan nie chciał tego
powtarzać, więc szybko rzucił piżamę na metalowe łóżko ze zbyt wysokim
materacem i minął wciąż stojącego w progu Gusa, rzucając mu wściekłe
spojrzenie. Miał nadzieję, że wyglądał na pewnego siebie, bo w tej chwili tej
pewności mu brakowało.
Gdy stanął
przed pokojem lidera, wpatrzył się w klamkę ze strachem jakby dotknięcie jej
wiązało się z niewyobrażalnym bólem. Zdał sobie sprawę, że naprawdę nie chciał
tam iść. Zwłaszcza, że nie wiedział nawet po co.
Niebieskie
oczy powędrowały do Gusa w niemej prośbie. Jakby chciały go błagać, by nie
musiał tego robić. Jednak zamiast wsparcia Lync zobaczył tam rozbawienie. Grave
opierał się niedbale o ścianę i wpatrywał się w niego intensywnie. Może
czekając na moment, w którym Volan zacznie uciekać? Brwi miał zsunięte, oczy
błyszczały złośliwie, a na jego ustach pałętał się ironiczny uśmieszek, którym
tak często obdarowywał go Lync. Cała sylwetka chłopaka zdawała się mówić
"Ty tchórzu! Nie jesteś godny służyć Mistrzowi Spectrze! Odeślemy cię z
powrotem tam, gdzie twoje miejsce!" Czy to był odwet za to, że został
złajany przez Phantoma?
Lync był
wściekły. Na Gusa i na Spectrę. Nie mógł już zrezygnować, bo ten służalczy
Piesek by go wyśmiał, a zostać wyśmianym przez Gusa, to tak jakby dostać
publicznie w twarz. Jakiś cichy głosik w głowie zakomunikował mu, że dostał już
od Mylene i równie dobrze mógł spokojnie odmówić spotkania z liderem, jednak
chłopak uciszył go i chwycił klamkę. Nie paliła żywym ogniem, czego się chyba
spodziewał. To była zwykła, metalowa klamka. Taka jak u niego. Z łatwością dała
się przekręcić i wpuściła go do sypialni. Sypialni, której jeszcze żaden zwykły
Vexos, nie licząc Gusa, nie widział. Ostatni raz zerknął na Grave'a jak gdyby
chciał mu przekazać "No i co?" i wszedł do środka.
Pierwsze, co zrobił, to
rozejrzał się. Czasem myślał o tym jak urządził się ich lider, ale to co
zobaczył bardzo go zaskoczyło. Ściany były obklejone czerwoną tapetą, która
przy suficie miała jakiś złoty szlaczek, a na podłodze leżał szkarłatny dywan.
Na wszystkich meblach, czyli biurku, szafie, krześle, komodzie i biblioteczce
były zdobienia w kolorze złota. Uwagę przyciągało szczególnie wielkie łóżko z czerwonym
baldachimem, które miało puchatą, (a jakżeby inaczej) złotoczerwoną pościel i
olbrzymie poduszki. Przepych był ogromny i Lync poczuł się tu nie na miejscu. W
dodatku te kolory. Kojarzyły się z monarchią lub Pyrusem. Doskonale pasowały do
Phantoma, ale jego... Drażniły? Przytłaczały? O tak. To było to słowo.
–
Przestałeś się rozglądać? – zimny głos, który Volan usłyszał za sobą, nie mógł
należeć do nikogo innego niż do Spectry.
Chłopak miał ochotę spojrzeć za
siebie, szczególnie, gdy usłyszał trzask zamykanych drzwi, ale starał się
wyglądać na spokojnego. Rozejrzał się po raz kolejny po pokoju, pozornie od
niechcenia. Wszystkie książki były równiutko ułożone, każda rzecz wyczyszczona.
A Lync wiedział, że ich lider nie lubił dbać o porządek.
– Gus ma
pewnie dużo do sprzątania – stwierdził tylko.
Naprawdę
starał się nie odwrócić, bo to pokazałoby, że nie czuje się pewnie, gdy jest
blisko Spectry, a to nie przyniosłoby mu korzyści, jednak gdy blondyn zaczął
się do niego zbliżać, popatrzył na niego spłoszony i cofnął się mimowolnie. Na
ten widok Phantom uśmiechnął się delikatnie, ale nic nie powiedział. Minął
Vexosa i usiadł na swoim wielkim, zdobionym łóżku. Lync zerknął na niego
strachliwie.
Pierwszy
raz widział go bez płaszcza. Podobnie jak reszta Vexosów, rozbierał się z niego
tylko w swoim pokoju, gdzie na pewno nie było niebezpieczeństw. To przypomniało
Lyncowi, że zapomniał wziąć swoją przenośną barierę ochronną, czego teraz
bardzo żałował. Mimowolnie dotknął miejsca, w którym powinno znajdować się zabezpieczenie płaszcza. Teoretycznie
wiedział, że Spectra nie mógł mu nic zrobić, bo miał jutro jechać na misję, ale
podskórny niepokój nie dawał sobie niczego wytłumaczyć.
– Usiądź –
powiedział nagle Spectra, a Lync poczuł jak jego wnętrzności kurczą się ze
stresu.
– Postoję –
odpowiedział szybko.
Mimo że gardło miał ściśnięte,
jego głos zabrzmiał pewnie i trochę buntowniczo. Nawet dłonie przestały drżeć.
Znów był tym Lynciem Volanem, którego znali ludzie! Wrednym, egoistycznym i
złośliwym draniem. Chłopak spojrzał na lidera zadziornie, gdy usłyszał jego
westchnienie.
– Naprawdę powinieneś usiąść,
Lync. W pierwszej chwili mój prezent może przyprawić cię o zawroty głowy –
ponowił "prośbę" blondyn.
Volan prychnął, krzyżując ręce
na piersi. Jak gdyby to miało uratować go przed gniewem Phantoma...
– Postoję – powtórzył głośniej.
Obserwował reakcję Spectry z
szybko bijącym sercem. Do tej pory lider był dla niego podejrzanie miły i
bardzo spokojny, ale co miał zamiar zrobić teraz, gdy otwarcie mu się przeciwstawił?
Przecież nie znosił, gdy coś nie szło po jego myśli. Nie był też zbyt cierpliwy
w stosunku do swoich podwładnych. Miliony opcji jakie przeszły Lyncowi przez
głowę w ciągu tych kilku sekund ciszy nie były nawet blisko prawdy. Phantom
powiedział ostatnie słowa, jakich się po nim spodziewano:
– No dobrze.
Naprawdę coś tu było nie tak!
Lync miał ochotę uciec stąd jak najdalej, ale zamiast tego posłusznie podszedł
bliżej. Nie chciał już kusić losu. Tymczasem Spectra uklęknął obok łóżka i
wyciągnął spod niego jakąś walizkę. Normalną, bez zdobień. Jakby nie należała
do niego. Lync, mimo zdenerwowania, patrzył na nią z zaciekawieniem.
– Co w tym jest? – spytał, gdy
przedmiot znalazł się na czerwonozłotej pościeli.
Spetra nie miał chyba zamiaru
jej jeszcze otwierać, bo odwrócił się w jego stronę. Czerwona maska po raz
kolejny przyprawiła Lynca o dreszcze.
– Prezent dla ciebie – oznajmił
blondyn z podejrzanym uśmiechem.
Lync nie
zastanawiał się skąd takie nagłe zadowolenie. Przez to, że przedtem skupił się
na walizce i rozluźnił, powracający strach przejął nad nim kontrolę. Nogi
zaczęły mu drżeć, a żołądek skręcać się boleśnie. Nienawidził kiedy jego własne
ciało odbierało mu możliwość trzeźwego myślenia.
– Nie bój się. Na pewno ci się
spodoba – powiedział nagle Spectra, widząc jego niepokój.
Lync znów
spojrzał na walizkę, nie chcąc widzieć maski demona. To denerwowało go jeszcze
bardziej, a większego stresu już nie potrzebował.
– To załatwi sprawę przegranej z
Kazamim.
Na te słowa Volan zacisnął
pięści i zagryzł wargi. Znów do tego wracali! Znowu ktoś mu to wypominał! Tak,
wiedział, że był słaby. Nie trzeba mu było tego przypominać przy każdej okazji!
– Jak
załatwi? – spytał, zerkając na swojego rozmówcę podejrzliwie.
– Wiesz, że
za każde przewinienie i zawaloną misję mogę wymierzyć wam karę, prawda? –
zmienił temat Spectra. – Po walce, którą tak spartaczyłeś, wielu Vexosów
domagało się ukarania ciebie...
Lync
zesztywniał, czując, że serce zaraz przebije mu żebra.
– ..., ale nie podjąłem się tego do tej pory.
Wszyscy wiemy, że jesteś naszym najsłabszym ogniwem. Zostajesz w tyle. Jednak
widziałem, co właściwa motywacja potrafi z tobą zrobić. Poprawiłeś swoje
umiejętności przed walką z Kazamim, nawet jeśli koniec końców to ci się na nic
nie przydało, ale to dobry początek. Widocznie potrzebna ci tylko motywacja do
ćwiczeń. I ja ci ją dostarczę.
To było zwykłe wodolejstwo!
Czemu musiał przedłużać moment, w którym oświadczy, że tą motywacją będzie
perspektywa braku kary? Volan mimowolnie popatrzył na drzwi. Mógłby uciec, ale
wtedy wyrok byłby dużo gorszy. Wytarł spocone dłonie o spodnie. Zastanawiał
się, co też Spectra wybierze. Naprawić skutków czynu nie miał jak, więc może
dostanie dodatkową misję? Miał tylko nadzieję, że Phantomowi nie chodziło po
głowie nic bolesnego.
– Dopóki nie zrobisz znaczących
postępów, będziesz korzystał z tego. – Zakończył wreszcie Spectra i otworzył
walizkę.
Lync nie mógł uwierzyć własnym
oczom. Blondyn wyjął z niej zwykły, zielony kask do jazdy na motorze! Nie... To
tylko tak wyglądało. Tak naprawdę nie miał pojęcia co to było. Z pewnym
niepokojem obserwował jak Phantom zakłada mu to na głowę. Zdziwiony stwierdził,
że ten hełm jest wygodny i doskonale się trzyma niczym zrobiony specjalnie na
niego. Poza tym nie było w nim nic niezwykłego.
– Nazywa się Altair. Został
stworzony przez nowo zatrudnionego naukowca – odezwał się znów Spectra. –
Potrafi przybliżać obraz, ostrzega przed niebezpieczeństwem, można wgrywać w
niego pliki... Ma naprawdę wiele opcji, o których dowiesz się, czytając instrukcję.
Lync nie był przekonany. Ten
cały wspaniały Altair zdawał się być tylko zwykłym kaskiem.
– Na pewno
nie jest zepsuty? – odezwał się.
I bez supermegadodatkowych
funkcji dostrzegł na twarzy Spectry kpiący uśmiech. Zdenerwowało go to. Co
znowu zrobił źle?
– Włączasz,
mówiąc "aktywacja" – powiedział spokojnie Phantom. – Inne polecenia
też wydajesz za pomocą głosu. Mikrofony są w środku.
Lync
poczuł, że się czerwieni. Cieszył się, że blondyn nie mógł tego zobaczyć.
Powinien wiedzieć, że każde urządzenie zaawansowane technicznie trzeba jakoś
włączyć! Przecież obcowali z takim na co dzień!
– Aktywacja
– wymamrotał cicho.
Na szybce natychmiast pojawiły
się jakieś liczby, słowa... Zaczęły znikać zanim chłopak zdołał się im
przyjrzeć. Gdy nie został ani jeden zielony napis, Lync zaczął ze zdziwieniem
rozglądać się po pokoju. Wszystko wyglądało tak inaczej! Próbował określić, na
czym polegała ta różnica, ale nie miał pojęcia. Może chodziło o to, że widział
teraz tak wyraźnie, a kiedy skupiał na czymś wzrok, Altair przybliżał obraz?
Nagle zakręciło mu się w głowie,
a nogi odmówiły posłuszeństwa. Zamknął oczy i zrezygnowany klapnął na łóżko.
Pochylił głowę, wciąż czując się jak na karuzeli. Szczególnie żołądek dawał mu
się we znaki. Nie mógł zebrać myśli i czuł się potwornie zmęczony tak jakby
miał za chwilę zasnąć albo zemdleć. Nie miał nawet siły spytać Spectry jak to
wyłączyć. Na szczęście Phantom był na tyle inteligentny, by połapać się w
sytuacji.
– Koniec pracy systemu –
podpowiedział, siadając obok chłopaka.
Kiedy Lync
to powtórzył, lider ostrożnie zdjął mu hełm i odłożył go do walizki, w którą
jakimś cudem nikt nie usiadł. Gdy odstawił ją na podłogę, zajął się wreszcie
samym Volanem.
– Pochyl się. Niech krew
dopłynie do głowy – poradził chłodno, pomagając mu w zajęciu tej pozycji.
Lync był tak zamroczony, że nie
protestował. Trzymając głowę między kolanami, myślał tylko o tym, by te zawroty
już się skończyły. Nie docierało do niego, co się dzieje. Spectra cierpliwie
siedział blisko niego, jedną dłoń trzymając na jego plecach, a drugą na
ramieniu, żeby zapobiec ewentualnemu upadkowi.
– Oddychaj głęboko – mruknął. –
Mówiłem, że powinieneś usiąść. Altair będzie tak na ciebie działał jeszcze
kilka razy. Potem się przyzwyczaisz.
Lync mógł sobie wyobrazić kpiący
uśmiech widniejący pod czerwoną maską. Pewnie doskonale się bawił, mówiąc te
słowa. Okazało się, że nieomylny Phantom...
Nawet nie mógł dokończyć myśli.
W głowie znów poczuł pustkę.
– Lepiej? – spytał blondyn.
– T-trochę
– skłamał cicho Lync.
Wciąż czuł się okropnie, ale co
miał powiedzieć? "Nie! Ciągle jest mi niedobrze! I to przez ciebie!"?
Spectra nie dość, że by się nie przejął, to jeszcze oznajmiłby, że sam jest
sobie winien.
– Możesz się na chwilę położyć.
To pomaga – powiedział nieoczekiwanie Phantom.
Lync z chęcią skorzystał z
propozycji i gdy tylko jego zmęczone ciało ułożyło się na wygodnej pościeli,
poczuł się o wiele spokojniejszy. Wnętrzności przestały dawać się we znaki,
mięśnie się rozluźniły, a nicość oplotła szczelniej jego umysł, nie pozwalając
myśleć. W dodatku to łóżko było takie wygodne, ciepłe i bezpieczne... W końcu
poczuł jak bardzo jest wyczerpany.
– Tylko nie zasypiaj – chłodny
głos Spectry skutecznie go otrzeźwił. – Nie mam zamiaru cię przenosić.
Mgiełka w umyśle chłopaka
rozrzedziła się, pozwalając na ocenienie sytuacji. Znajdował się w pokoju
Spectry, do którego miał dostęp tylko lider i Gus. Leżał w łóżku Phantoma,
który mu pomógł, gdy zasłabł. Do tego blondyn wspominał coś o przenoszeniu, a
nie budzeniu. Coś było stanowczo nie tak! Niepokój powrócił, przebijając się
przez barierę z nicości.
– Dlaczego ty jesteś taki
dziwnie miły? – spytał wyraźnie.
W takiej pozycji szybciej
dochodził do siebie, a podejrzliwość i niepewność wracały razem ze zdolnością
do normalnego egzystowania. Na szczęście był jeszcze zbyt zmęczony, żeby
odczuwać przerażenie czy jakieś mocniejsze emocje. Nie zmieniło się to nawet w
czasie długiej ciszy, która zapadła po tym pytaniu.
– Lync... – Spectra zaczął
łagodnie.
Brzmiało to gorzej, niż gdyby
mówił swoim zwykłym głosem, bo taki ton był obcy i taki nie na miejscu.
– Nadchodzą ciężkie czasy.
Ludzie nagle mają po kilka mocy, systemy prawne okazują się nieprzydatne, a
polityka staję się coraz bardziej brutalna. Chaos i strach docierają wszędzie.
Światopoglądy się zmieniają, sojusznicy odchodzą...
– Chcesz tym wszystkim kupić
moją lojalność? – Lync przerwał mu przemowę, z trudem siadając.
Chciał już stąd iść. Wszystko
schodziło na niebezpieczne tematy. Jeśli Spectra zażąda opowiedzenia o
wszystkim, co działo się za jego plecami...
– Nie jestem na sprzedaż –
rzucił w twarz Phantomowi pierwszą lepszą rzecz, jaka mu przyszła do głowy.
Wstał, ale na to było za
wcześnie. Zawrót głowy usadził go z powrotem tuż obok blondyna. Ten złapał go
za ramiona, by w razie powtórnej próby ucieczki, móc łatwo usadzić go na
miejscu. Lync spojrzał na niego z oburzeniem, ale zastygł, widząc uśmiech.
– Każdy jest. Ludzie różnią się
jedynie ceną – powiedział pewnie.
– Nie chcę
być potężny! Źle wybrałeś! – warknął, próbując zrzucić ręce lidera ze swoich
ramion.
Spectra pozwolił mu na to, ale w
zamian złapał go za nadgarstki, znów unieruchamiając. Lync poczuł panikę. Miał
nadzieję, że nie będzie zauważalna w jego oczach.
– Altair
nie miał być formą przekupstwa – oznajmił tymczasem Phantom już całkiem innym,
rzeczowym tonem. – Chciałem raczej zastosować pewną strategię...
Lync bardzo pragnął powiedzieć
coś wrednego, oznajmić, że niczego nie potrzebuje albo chociaż zapytać o tę
strategię. Zrobić cokolwiek, żeby nie okazać słabości i zmęczenia. Zamiast tego
spuścił wzrok. Nie miał już ani siły, ani chęci na dalszą rozmowę.
– Puść mnie – tylko tyle
wyszeptał przez ściśnięte gardło.
Zdziwił
się, że jego prośba została wysłuchana. Gdy tylko ręce Phantoma się cofnęły, wstał.
Tym razem zawirowanie w głowie dało się przeżyć i jedynie się zachwiał,
potrącając walizkę z kaskiem. Dzięki temu pamiętał, aby ją zabrać. Szedł
chwiejnie w stronę drzwi z nadzieją, że to już koniec. Marzył tylko o ciepłej
kąpieli i krainie słów. Jednak gdy był w połowie drogi, usłyszał głos lidera:
– Nie zapomnij tylko, kto ci
pomógł.
Volan
zesztywniał. Zdawał sobie sprawę jak wyglądają jego wyprostowane plecy i drżące
nogi, a przecież to nie była groźba, tylko zwykłe zdanie. Czy to miłe
zachowanie było częścią tej całej strategii? Myśli jednak przerwał kolejny
zawrót głowy. Jak na razie Altair nie dawał wielki nadziei na wygraną walkę.
Raczej mógł się przyczynić do kolejnej przegranej. Może nawet śmierci, gdy będą
walczyć z bezwzględnymi ludźmi. Nie... Wymyślał za dużo niebezpieczeństw, a
potem nie mógł spać po nocach!
Wziął
głęboki wdech i chowając swój niepokój, zerknął na blondyna ze złośliwym
uśmiechem. W jego niebieskich oczach odbijały się wszystkie wątpliwości i
zamroczenie, które powstało przez Altaira. Musiało to okropnie wyglądać w
połączeniu z tym grymasem.
– Jakże mógłbym zapomnieć? –
spytał z ironią i wyszedł chwiejnie za drzwi.
-------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Lubię ostatnie zdanie Spectry. Jest tak wieloznaczne albo raczej odnosi się do tylu rzeczy, że nie mogę się przestać ekscytować, kiedy je czytam. Ogólnie lubię ten rozdział. Mam jakąś wielką sympatię do relacji tego typu. Półracjonalna obawa, udawanie kogoś innego i to nieudolnie... Ech. Cieszę się, że to wszystko dokończę!
Oezu, tak dobrze rozumiem takie zwlekanie ze zrobieniem czegoś xD
OdpowiedzUsuńW głowie utkwił mi obraz Spectry czającego się pod drzwiami na Lynca - teatralność pierwsza klasa.
Biedny Lync, stres przez bycie Vexosem go wykończy
Już samo wysłanie Gusa jest próbą robienia dramatyzmu. Spectra lubi pozory. W sumie to widzę jak sobie cały plan układa byle tylko jak najbardziej zdenerwować Lynca. W końcu zamiast krótko i na temat powiedzieć o co chodzi, odstawił ten cały cyrk ^^
Usuń