Sala, w
której Hiroshito i Isamu składali raport, pełniła niegdyś rolę hotelowej
stołówki. To nie było najlepsze miejsce na tego typu rzeczy, bo człowiek miał
wrażenie, że zaraz ktoś tu wejdzie przez co nie mógł się dostatecznie skupić.
Ogromna przestrzeń i miliard pozostawionych stołów również rozpraszały, ale
Szef, jak kazał się nazywać postawny mężczyzna po czterdziestce, uznał, że to
najlepiej chroniony przed podsłuchami pokój w hotelu. Nie oznaczało to jednak,
że sam był odporny na aurę dekoncentracji.
Może gdyby
Isamu nie tłumaczył tak chaotycznie dlaczego nie przyprowadzili dziewczyny, nie
odpływałby myślami tak daleko? Bo teraz, zamiast wysłuchiwać nerwowych biadoleń
przerywanych potokami rynsztokowego słownictwa, obserwował nieobecnego
Hiroshito i rozmyślał o jego zachowaniu.
Rudy nie
był bezmyślną, posłuszną maszynką, która wykonywała polecenia w zamian za moce.
Tak działał Isamu. Nie krytykował też założeń ani nie komentował poczucia
moralności u innych ludzi. Tak robił Naki. Hiroshito obserwował to wszystko z
wyższością i najczęściej milczał, jakby nie byli godni go słuchać. Przez to nie
można było określić czy był przeciwnikiem takich działań, czy raczej z nimi
sympatyzował, a Szef nie lubił niepewności.
Niepewność
była takim trudnym do zakwalifikowania uczuciem. Ani mocno działającym (w
przeciwieństwie do strachu czy wściekłości), ani tonującym (w przeciwieństwie
do smutku czy zadowolenia). Można było zaryzykować stwierdzenie, że jest
neutralne; ani przyjemne, ani nieprzyjemne, ale on nie lubił ryzykować, jeśli
już tworzył systematykę albo nowe twierdzenia. Potrzebował mieć pewność
graniczącą z absolutną, żeby coś przyjąć
do wiadomości. Potrzebował dowodów. Potrzebował doświadczeń.
W sumie,
gdyby miał opisać Hiroshito jednym słowem, brzmiałoby ono: niepewny. Nie, że
miał małą pewność siebie, ale że pozostawał niezbadany.
Złośliwy i
szczery, ale nie łatwy do rozgryzienia. Wyprowadzał z równowagi swoimi
wiecznymi uwagami albo trafnymi obserwacjami, ale to była tylko część jego
myśli. Męczący, przez co trudny do zbadania. Zagadkowy. Wymykający się
skatalogowaniu. Niepewny.
Mężczyzna
wciąż miał za mało danych, chociaż jeśliby je podliczył, wyszłoby mu pewnie, że
jest ich o wiele więcej niż w przypadku Nakiego czy Isamu. Ale oni byli
prostsi. Bardziej zrozumiali. Wiedział, że go nie opuszczą. Jeden przez dziwnie
pojmowany kodeks i stan zdrowia, drugi z wdzięczności i przez fakt, że lubił,
gdy ktoś mu wyznaczał cele. Ale Hiroshito? Nawet sympatia, którą darzył Nakiego
nie była gwarancją.
Czy naprawdę
był tak nieszkodliwy?
– Przewaga
liczebna – odezwał się nagle rudzielec, wyraźnie znudzony sytuacją. – Tego
słówka cały czas szukasz.
Isamu spojrzał na niego, nie
kryjąc zaskoczenia i irytacji. Zerwał się, gotów ukarać go za ten akt
bezczelności, ale wystarczyło słowo Szefa, a zrezygnował ze swoich zamiarów.
Hiroshito przeniósł zmęczone spojrzenie z kolegi na chlebodawcę. Nie miał w
sobie ani krzty wdzięczności.
– Nic
Szefowi nie da takie gapienie – powiedział. – W taki sposób się nie czyta w
myślach.
Mężczyzna starał się nie pokazać
po sobie jak bardzo nie lubił, gdy ktoś poprawnie odczytywał jego zamiary.
– Jeśli chodzi o porażkę... –
zaczął uroczystym tonem, chcąc puścić w niepamięć całe to zdarzenie.
Isamu faktycznie skupił się
tylko na tym co miało nadejść. Zacisnął pięści, wpatrując się w blat stołu i w
napięciu czekając na werdykt. Szef nie chciał trzymać go w niewiedzy. Jako
lojalny podwładny nie zasłużył sobie na to. W przeciwieństwie do Hiroshito, ale
rudy wymownie zerkał na zegarek, nie pokazując po sobie niepokoju. Nie było
sensu przeciągać.
– ...to nie
zamierzam was karać. Przewaga liczebna to coś na co nie mogliście mieć wpływu.
– Mieliśmy wpływ na wybór
terminu – przypomniał jadowicie Hiroshito, a Isamu trzasnął pięścią w stół.
Szef spokojnie poczekał aż
mięśniak skończy wyrzucać z siebie potok bluzgów i kontynuował:
– Tak czy
inaczej jest nas za mało. Zarządzam nową rekrutację. Zajmijcie się tym. W końcu
dwie osoby, to trochę za mało na wojnę.
– Jak to
dwie?!
Od początku
miał nadzieję, że Hiroshito wreszcie się tym zainteresuje, ale nie spodziewał
się takiej reakcji; że zerwie się na równe nogi, oprze dłonie o blat stołu i
pochyli w jego kierunku. Był tak blisko, że mógł zobaczyć limo tworzące się pod
lewym okiem.
Nie
podobało mu się to. Niby dyskomfort u Hiroshito powinien sprawić mu
przyjemność, ale wolałby przewidzieć jego zachowanie, zamiast cieszyć się, że
przynajmniej go sprowokował. Co mu z tego przyszło? Wciąż nie znał jego modelu
zachowań. Nie brał nawet pod uwagę opcji z paniką.
– Jak to
dwie osoby?! – powtórzył pytanie rudzielec. – Przecież z Nakim wszystko w
porządku!
Brzmiało
jak idealne zaklinanie rzeczywistości.
– Skąd
możesz wiedzieć? – zapytał spokojnie jego pracodawca, przeplatając palce. – Nie
było cię.
Hiroshito
nie wytrzymał. Zaciskając szczękę do granic możliwości, odwrócił się na pięcie
i demonstracyjnie ruszył w stronę drzwi. Isamu poderwał się z krzesła, żeby go
przyprowadzić, ale stanowczy głos Szefa usadził go na miejscu.
– Zostań!
Muszę porozmawiać z tobą na osobności!
***
Hiroshito
szedł szybkim krokiem w kierunku pokoju Nakiego. Starał się nie myśleć wiele,
bo w tym momencie jego umysł tworzył wizje, których nie chciał widzieć. Tyle
czasu unikał myśli o śmierci przyjaciela, a teraz nie mógł przestać. Jakby
pękła tama zatrzymując zbyt dużo. Niepewność, którą poczuł po rozmowie z Szefem
pomału przemieniała się w rozpacz. Zaczynał wierzyć, że Naki mógł umrzeć.
Gdy dotarł
przed drzwi, nie wiedział czy chce wejść. Nie miał pojęcia co tam zastanie i
nie był pewny, czy chce się dowiedzieć. Nagle przypomniał sobie o kocie
Schrödingera, o którym wspominał niegdyś Naki. Kota zamknięto w specjalnym
pojemniku z trującym gazem. Przed otworzeniem skrzynki nie wiedziano czy
zwierzę wciąż żyje, czy nie. Szanse rozkładały się 50 na 50. Z Nakim było tak
samo. Równie dobrze mógł żyć jak i nie żyć. Tylko czy on naprawdę chciał to
sprawdzić?
Chłopak
zacisnął zęby, próbując nie wrzasnąć. Wiedział, że jeśli zacznie się namyślać,
zwariuje. Gwałtownie otworzył drzwi na oścież.
– Puka się
– skarcił go natychmiast długowłosy szatyn siedzący po turecku na łóżku.
Hiroshito
zaśmiał się z ulgą na jego widok i nie pytając o pozwolenie, wszedł do środka.
Gdy zatrzaskiwał drzwi, czuł na sobie spokojne spojrzenie przyjaciela.
– Więc jednak
jesteś żywym kotem! – oznajmił wesoło rudzielec.
W
ciemnoniebieskich oczach Nakiego mignęło zdziwienie.
– Co ty
znów wygadujesz? – spytał, odkładając czytany przed chwilą tom na poduszkę. –
Owszem. Jestem żywym, ale na pewno nie kotem.
Rudy
zgadzał się z tym stwierdzenie w 100%. W porównaniu do poprzednich dni, szatyn
wyglądał jak nowo narodzony. Wreszcie ubrany, z rozczesanymi porządnie włosami,
nabierał kolorów, przestał kaszleć i niknąć w oczach. Tylko te sińce pod oczami
mówiły, że coś się dzieje.
– Akcja
poszła cudownie! – Zmienił temat rudzielec, siadając bez zaproszenia na łóżku.
– Złapaliśmy wszystkich Młodych, a nawet Vexosów! Szef był tak zachwycony, że
unieważnił nasz dług! W dodatku dał nam czeki na nowe życie!
– A tak
naprawdę oni jej pilnowali, musieliście się wycofać, a Szef zarządził
rekrutacje? – zapytał Naki, bawiąc się swoim kosmykiem.
Nawijał go
na palce całkowicie bezwiednie. Pewnie gdyby Hiroshito zwrócił mu uwagę od razu
by się zaczerwienił i zaczął pilnować. Nakiego nie można było zdenerwować, ale
zawstydzić... Rudzielec uśmiechnął się szeroko, ale jakoś tak bez emocji.
– Skoro
wiesz to wszystko, po co pytasz? – spytał.
Naki, nie
patrząc na niego, wzruszył ramionami.
– Nie mam
pewności – wyjaśnił cicho.
Było w tym
wszystkim coś dziwnego. W tej sytuacji. A może raczej w Hiroshito? Rudzielec
sam nie potrafił się zdecydować. Wiedział tylko, że jego żołądek ciągle jest
okropnie skurczony. Chciał się skupić na czymś innym.
– Ty tak
zawsze! – zaśmiał się. – Dedukujesz, a potem nie wierzysz w swoje
przypuszczenia! A one zawsze były trafne!
Szatyn
zerknął na niego z nikłym uśmiechem. Przestał już bawić się włosami; blade
dłonie ułożył grzecznie przed sobą.
– Ile
wyznaczył? – spytał tylko.
To było tak
absurdalne pytanie. Najmniej znaczące wśród tych wszystkich jakie mógłby zadać.
Może dlatego Hiroshito zamiast normalnej odpowiedzi, wzruszył ramionami i
rozłożył się bezczelnie na łóżku. Naki natychmiast czmychnął na stojące obok
krzesło, oddając posłanie bez walki. Rudy spojrzał na niego z wyrzutem, ale nic
nie powiedział na ten temat. Chyba tak miała wyglądać ich relacja. Bez
wypowiadania istotnych słów i pytań.
–
Podejrzewam, że bez limitu. I tak większość umrze po kilku minutach. – Powrócił
do neutralnego tematu, żeby tylko zapomnieć o tym dziwnym uczuciu we
wnętrznościach. – To głupie. Mamy szukać ludzi, którzy gotowi są umrzeć za
potęgę, żeby stworzyć mu armię. Daje nam moce, wysługuje się, a tacy jak Isamu
są mu jeszcze wdzięczni! To żałosne, nie? W dodatku ta zabawa w Wielkiego Twórcę!
Wszczepia te moce, żeby zatuszować jak wiele rzeczy nie potrafi jeszcze
przeskoczyć. Ta jego mania jest żałosna jak on sam! Przecież nie można
dorównać...
– Masz
zamiar znowu narzekać na wszystko? – przerwał mu łagodnie Naki.
Hiroshito
zamrugał. Nie był przygotowany, że ktoś zakończy jego napad marudzenia. Jeśli
byli sami, Naki pozwalał mu mówić co mu się żywnie podobało. Może był zmęczony?
Albo tylko wyglądał lepiej, a było jeszcze gorzej? Rudy przekręcił się na bok i
podparł głowę ręką w taki sposób, żeby łatwo mu było obserwować przyjaciela.
Nie zadał mu pytania. Nie musiał.
– Dzisiaj
nie chcę wysłuchiwać twoich narzekań – wyszeptał szatyn tak cicho, jakby
wstydził się, że przerwał.
Miał tak
zmieszane spojrzenie, że Hiroshito nie mógł się oprzeć ochocie by go jeszcze
troszkę pomęczyć.
– Zdajesz
sobie sprawę, że tylko jedna rzecz mnie teraz uciszy? – spytał, powoli
dobierając słowa.
Szatyn
westchnął jak zmęczony rodzic albo bardzo stary człowiek.
– Jaka? –
zapytał, chcąc mieć to za sobą.
Szeroki
uśmiech Hiro nie zdradzał żadnych szczegółów. Równie dobrze mogło chodzić o
zrobienie kanapki, oddanie kolejnego rysunku jak i jakieś całkiem nowe zadanie.
Niektóre warunki bywały ekscentryczne i rudzielec nie dziwił się, że Naki jest
lekko zaniepokojony. Hiroshito każdy ruch wykonywał powoli, rozkoszując się
tym, że nie można oderwać od niego wzroku. Podnosił się godzinami, podchodził
latami, a już nachylenie się w kierunku przyjaciela zabrało mu wieki. Cała ta
dziwna, namacalna wręcz siła próbowała ich zamknąć w tym jednym momencie. Gdzie
obaj żyli i czuli.
– Poczytaj
mi... – wyszeptał rudzielec i cofnął się, przerywając cały ten trans.
W
ciemnoniebieskich oczach rozbłysło rozbawienie. Nie było śladu zażenowania, jak
wtedy, gdy miał oddać jakąś ze swoich prac. Z zadowoleniem wziął podaną książkę
i zaczął czytać aksamitnym, czystym głosem, idealnym dla lektora.
Ucisk
gdzieś w środku nieco zelżał, a kiedy Hiroshito ponownie opadł na łóżko,
całkowicie się rozpadł.
----------------------------------------------------------------------------------------------------------
Pierwszy raz tak skondensowałam akapity. Kiedyś za bardzo się rozpisywałam, powtarzałam te same informacje po kilka razy. Mam nadzieję, że się poprawię i jeśli już opiszę coś w 5 różnych wersjach, wybiorę jedną, najlepszą, zamiast wrzucić wszystkie do tekstu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz