poniedziałek, 16 lipca 2018

23. Prezent

Lync zacisnął zęby, zastanawiając się chyba po raz setny dlaczego ludzie zostawiają wszystko na ostatnią chwilę. Wkurzało go to, że na oczywiste prawdy w stylu "Im szybciej to zrobisz, tym szybciej będziesz miał spokój" potrafią tylko kiwać głowami, a potem w dzień przed terminem, otwierają szeroko oczy i dziwią się dlaczego zaczęli o tym myśleć dopiero teraz. Czy to przez strach albo niechęć? Przecież zwlekanie jest rzeczą normalną jeśli powierzone zadanie nie jest przyjemne. A może myślą, że czas na nich poczeka? Albo, że odpowiedniejsza chwila dopiero nadejdzie? Bardzo chciał zrozumieć powody takiego zachowania. Może wtedy potrafiłby to wyeliminować u siebie?
                Obecnie nie szukał już nawet wymówek. Po prostu siedział na swoim łóżku i patrzył bezmyślnie na zapakowaną torbę podróżną. Właściwie nigdy nie rozpakował jej do końca jakby spodziewał się, że pewnego dnia Spectra każe mu się stąd wynosić. Brzmiało trochę strasznie, ale dzięki temu był gotowy na jutrzejszy wyjazd od samego początku. Zrobił też już wszystko co miał. No... Prawie wszystko...
Musiał jeszcze pójść do pokoju Phantoma. Ale teraz? Gdy było po dwudziestej trzeciej? Pewnie nawet Shadow spał! Wrócił dziś taki osowiały i zamyślony. Pewnie zmęczył się. Tym myśleniem właśnie.
Volan westchnął, zerkając na leżącą obok niego piżamę. To wszystko wydawało mu się śmieszne. Miał przedtem tyle czasu! Co się stało, że go nie wykorzystał?
                W niedzielę, kiedy dostał rozkaz, lider Vexosów wrócił po północy. Gdy nie można spać, słyszy się takie rzeczy. Potem przez cały poniedziałek dokańczał inne sprawy, a dziś, we wtorek... Najpierw nie było Spectry w kwaterze, a potem Lync przypomniał sobie o pewnych ważnych rzeczach, które musiał natychmiast zrobić. A od dwudziestej czekał na odwagę lub jakiś inny bodziec, który pozwoliłby mu pójść do pokoju obok.
– Jutro tam pójdę – wymamrotał, łapiąc pidżamę.
                Zastanawiał się tylko nad tym kiedy to zrobi. Był zwolniony z ostatniej lekcji, by pojechać razem z Alice do jej domu i nie zapowiadało się, żeby miał spotkać Spectrę. Co prawda przydzielono kilka osób do pilnowania rudej przez ten jeden dzień po odjeździe von Hercelów, (w końcu była to dobra sposobność do ataku), ale Phantom nie miał zamiaru uczestniczyć w tej dodatkowej ochronie. Uważał, że to śmieszne; że napastnicy nie są tacy głupi, by atakować w najbardziej prawdopodobnym terminie. Kuso jednak się uparł i Spectra dla świętego spokoju postanowił wysłać tam też Volta.
                Gdy chłopak był już w połowie drogi do łazienki, nagle otworzyły się drzwi. Natychmiast się odwrócił, spodziewając się zdenerwowanego czekaniem lidera. Na szczęście włosy przybysza były długie i niebieskie, a nie jasne i nastroszone. Lync wypuścił z ulgą powietrze i natychmiast poczuł irytację.
– Kto ci pozwolił tu wejść? – spytał, patrząc na Gusa groźnie.
Na piesku Spectry nie zrobiło to jednak żadnego wrażenia i Lync się nie dziwił. Tak naprawdę co mógłby zrobić takiemu nieproszonemu gościowi? Nic. Kompletnie nic. Gus był od niego silniejszy i starszy. Poza tym miał dobre układy ze Spectrą, a z liderem wolał nie zadzierać bardziej, niż to było konieczne.
                – Mistrz Spectra powiedział, że jeśli nie zjawisz się u niego za 5 minut, mam przywlec cię siłą – oznajmił spokojnie Grave.
                Lyncowi nie trzeba było większej zachęty. Gus często przyprowadzał do swojego Mistrza ludzi, którzy unikali spotkania. Nie był wtedy zbyt cierpliwy, bo sama myśl, że Wielki Spectra ma czekać jeszcze choćby sekundkę nie mieściła mu się w tym fanatycznym łbie. Ciągnął wtedy delikwenta za nogi, ręce, włosy... Czasem prowadził tak niechcących zeznawać świadków za co obrywał nie tylko od lidera, a czasami doprowadzał tak Shadowa na zebrania.
                Może Gus nie wyglądał na mocarza takiego jak Volt, ale był w stanie utrzymać i wlec przez pół miasta wyrywającego się Prove'a, a trzymanie Shadowa w szale to niezły wyczyn!
Lynca też już kiedyś prowadził. Nie było to przyjemne wspomnienie i Volan nie chciał tego powtarzać, więc szybko rzucił piżamę na metalowe łóżko ze zbyt wysokim materacem i minął wciąż stojącego w progu Gusa, rzucając mu wściekłe spojrzenie. Miał nadzieję, że wyglądał na pewnego siebie, bo w tej chwili tej pewności mu brakowało.
Gdy stanął przed pokojem lidera, wpatrzył się w klamkę ze strachem jakby dotknięcie jej wiązało się z niewyobrażalnym bólem. Zdał sobie sprawę, że naprawdę nie chciał tam iść. Zwłaszcza, że nie wiedział nawet po co.
Niebieskie oczy powędrowały do Gusa w niemej prośbie. Jakby chciały go błagać, by nie musiał tego robić. Jednak zamiast wsparcia Lync zobaczył tam rozbawienie. Grave opierał się niedbale o ścianę i wpatrywał się w niego intensywnie. Może czekając na moment, w którym Volan zacznie uciekać? Brwi miał zsunięte, oczy błyszczały złośliwie, a na jego ustach pałętał się ironiczny uśmieszek, którym tak często obdarowywał go Lync. Cała sylwetka chłopaka zdawała się mówić "Ty tchórzu! Nie jesteś godny służyć Mistrzowi Spectrze! Odeślemy cię z powrotem tam, gdzie twoje miejsce!" Czy to był odwet za to, że został złajany przez Phantoma?
Lync był wściekły. Na Gusa i na Spectrę. Nie mógł już zrezygnować, bo ten służalczy Piesek by go wyśmiał, a zostać wyśmianym przez Gusa, to tak jakby dostać publicznie w twarz. Jakiś cichy głosik w głowie zakomunikował mu, że dostał już od Mylene i równie dobrze mógł spokojnie odmówić spotkania z liderem, jednak chłopak uciszył go i chwycił klamkę. Nie paliła żywym ogniem, czego się chyba spodziewał. To była zwykła, metalowa klamka. Taka jak u niego. Z łatwością dała się przekręcić i wpuściła go do sypialni. Sypialni, której jeszcze żaden zwykły Vexos, nie licząc Gusa, nie widział. Ostatni raz zerknął na Grave'a jak gdyby chciał mu przekazać "No i co?" i wszedł do środka.
                Pierwsze, co zrobił, to rozejrzał się. Czasem myślał o tym jak urządził się ich lider, ale to co zobaczył bardzo go zaskoczyło. Ściany były obklejone czerwoną tapetą, która przy suficie miała jakiś złoty szlaczek, a na podłodze leżał szkarłatny dywan. Na wszystkich meblach, czyli biurku, szafie, krześle, komodzie i biblioteczce były zdobienia w kolorze złota. Uwagę przyciągało szczególnie wielkie łóżko z czerwonym baldachimem, które miało puchatą, (a jakżeby inaczej) złotoczerwoną pościel i olbrzymie poduszki. Przepych był ogromny i Lync poczuł się tu nie na miejscu. W dodatku te kolory. Kojarzyły się z monarchią lub Pyrusem. Doskonale pasowały do Phantoma, ale jego... Drażniły? Przytłaczały? O tak. To było to słowo.
– Przestałeś się rozglądać? – zimny głos, który Volan usłyszał za sobą, nie mógł należeć do nikogo innego niż do Spectry.
                Chłopak miał ochotę spojrzeć za siebie, szczególnie, gdy usłyszał trzask zamykanych drzwi, ale starał się wyglądać na spokojnego. Rozejrzał się po raz kolejny po pokoju, pozornie od niechcenia. Wszystkie książki były równiutko ułożone, każda rzecz wyczyszczona. A Lync wiedział, że ich lider nie lubił dbać o porządek.
– Gus ma pewnie dużo do sprzątania – stwierdził tylko.
Naprawdę starał się nie odwrócić, bo to pokazałoby, że nie czuje się pewnie, gdy jest blisko Spectry, a to nie przyniosłoby mu korzyści, jednak gdy blondyn zaczął się do niego zbliżać, popatrzył na niego spłoszony i cofnął się mimowolnie. Na ten widok Phantom uśmiechnął się delikatnie, ale nic nie powiedział. Minął Vexosa i usiadł na swoim wielkim, zdobionym łóżku. Lync zerknął na niego strachliwie.
Pierwszy raz widział go bez płaszcza. Podobnie jak reszta Vexosów, rozbierał się z niego tylko w swoim pokoju, gdzie na pewno nie było niebezpieczeństw. To przypomniało Lyncowi, że zapomniał wziąć swoją przenośną barierę ochronną, czego teraz bardzo żałował. Mimowolnie dotknął miejsca, w którym powinno znajdować się  zabezpieczenie płaszcza. Teoretycznie wiedział, że Spectra nie mógł mu nic zrobić, bo miał jutro jechać na misję, ale podskórny niepokój nie dawał sobie niczego wytłumaczyć.
– Usiądź – powiedział nagle Spectra, a Lync poczuł jak jego wnętrzności kurczą się ze stresu.
– Postoję – odpowiedział szybko.
                Mimo że gardło miał ściśnięte, jego głos zabrzmiał pewnie i trochę buntowniczo. Nawet dłonie przestały drżeć. Znów był tym Lynciem Volanem, którego znali ludzie! Wrednym, egoistycznym i złośliwym draniem. Chłopak spojrzał na lidera zadziornie, gdy usłyszał jego westchnienie.
                – Naprawdę powinieneś usiąść, Lync. W pierwszej chwili mój prezent może przyprawić cię o zawroty głowy – ponowił "prośbę" blondyn.
                Volan prychnął, krzyżując ręce na piersi. Jak gdyby to miało uratować go przed gniewem Phantoma...
                – Postoję – powtórzył głośniej.
                Obserwował reakcję Spectry z szybko bijącym sercem. Do tej pory lider był dla niego podejrzanie miły i bardzo spokojny, ale co miał zamiar zrobić teraz, gdy otwarcie mu się przeciwstawił? Przecież nie znosił, gdy coś nie szło po jego myśli. Nie był też zbyt cierpliwy w stosunku do swoich podwładnych. Miliony opcji jakie przeszły Lyncowi przez głowę w ciągu tych kilku sekund ciszy nie były nawet blisko prawdy. Phantom powiedział ostatnie słowa, jakich się po nim spodziewano:
                – No dobrze.
                Naprawdę coś tu było nie tak! Lync miał ochotę uciec stąd jak najdalej, ale zamiast tego posłusznie podszedł bliżej. Nie chciał już kusić losu. Tymczasem Spectra uklęknął obok łóżka i wyciągnął spod niego jakąś walizkę. Normalną, bez zdobień. Jakby nie należała do niego. Lync, mimo zdenerwowania, patrzył na nią z zaciekawieniem.
                – Co w tym jest? – spytał, gdy przedmiot znalazł się na czerwonozłotej pościeli.
                Spetra nie miał chyba zamiaru jej jeszcze otwierać, bo odwrócił się w jego stronę. Czerwona maska po raz kolejny przyprawiła Lynca o dreszcze.
                – Prezent dla ciebie – oznajmił blondyn z podejrzanym uśmiechem.
Lync nie zastanawiał się skąd takie nagłe zadowolenie. Przez to, że przedtem skupił się na walizce i rozluźnił, powracający strach przejął nad nim kontrolę. Nogi zaczęły mu drżeć, a żołądek skręcać się boleśnie. Nienawidził kiedy jego własne ciało odbierało mu możliwość trzeźwego myślenia.
                – Nie bój się. Na pewno ci się spodoba – powiedział nagle Spectra, widząc jego niepokój.
Lync znów spojrzał na walizkę, nie chcąc widzieć maski demona. To denerwowało go jeszcze bardziej, a większego stresu już nie potrzebował.
                – To załatwi sprawę przegranej z Kazamim.
                Na te słowa Volan zacisnął pięści i zagryzł wargi. Znów do tego wracali! Znowu ktoś mu to wypominał! Tak, wiedział, że był słaby. Nie trzeba mu było tego przypominać przy każdej okazji!
– Jak załatwi? – spytał, zerkając na swojego rozmówcę podejrzliwie.
– Wiesz, że za każde przewinienie i zawaloną misję mogę wymierzyć wam karę, prawda? – zmienił temat Spectra. – Po walce, którą tak spartaczyłeś, wielu Vexosów domagało się ukarania ciebie...
Lync zesztywniał, czując, że serce zaraz przebije mu żebra.
                 – ..., ale nie podjąłem się tego do tej pory. Wszyscy wiemy, że jesteś naszym najsłabszym ogniwem. Zostajesz w tyle. Jednak widziałem, co właściwa motywacja potrafi z tobą zrobić. Poprawiłeś swoje umiejętności przed walką z Kazamim, nawet jeśli koniec końców to ci się na nic nie przydało, ale to dobry początek. Widocznie potrzebna ci tylko motywacja do ćwiczeń. I ja ci ją dostarczę.
                To było zwykłe wodolejstwo! Czemu musiał przedłużać moment, w którym oświadczy, że tą motywacją będzie perspektywa braku kary? Volan mimowolnie popatrzył na drzwi. Mógłby uciec, ale wtedy wyrok byłby dużo gorszy. Wytarł spocone dłonie o spodnie. Zastanawiał się, co też Spectra wybierze. Naprawić skutków czynu nie miał jak, więc może dostanie dodatkową misję? Miał tylko nadzieję, że Phantomowi nie chodziło po głowie nic bolesnego.
                – Dopóki nie zrobisz znaczących postępów, będziesz korzystał z tego. – Zakończył wreszcie Spectra i otworzył walizkę.
                Lync nie mógł uwierzyć własnym oczom. Blondyn wyjął z niej zwykły, zielony kask do jazdy na motorze! Nie... To tylko tak wyglądało. Tak naprawdę nie miał pojęcia co to było. Z pewnym niepokojem obserwował jak Phantom zakłada mu to na głowę. Zdziwiony stwierdził, że ten hełm jest wygodny i doskonale się trzyma niczym zrobiony specjalnie na niego. Poza tym nie było w nim nic niezwykłego.
                – Nazywa się Altair. Został stworzony przez nowo zatrudnionego naukowca – odezwał się znów Spectra. – Potrafi przybliżać obraz, ostrzega przed niebezpieczeństwem, można wgrywać w niego pliki... Ma naprawdę wiele opcji, o których dowiesz się, czytając instrukcję.
                Lync nie był przekonany. Ten cały wspaniały Altair zdawał się być tylko zwykłym kaskiem.
– Na pewno nie jest zepsuty? – odezwał się.
                I bez supermegadodatkowych funkcji dostrzegł na twarzy Spectry kpiący uśmiech. Zdenerwowało go to. Co znowu zrobił źle?
– Włączasz, mówiąc "aktywacja" – powiedział spokojnie Phantom. – Inne polecenia też wydajesz za pomocą głosu. Mikrofony są w środku.
Lync poczuł, że się czerwieni. Cieszył się, że blondyn nie mógł tego zobaczyć. Powinien wiedzieć, że każde urządzenie zaawansowane technicznie trzeba jakoś włączyć! Przecież obcowali z takim na co dzień!
– Aktywacja – wymamrotał cicho.
                Na szybce natychmiast pojawiły się jakieś liczby, słowa... Zaczęły znikać zanim chłopak zdołał się im przyjrzeć. Gdy nie został ani jeden zielony napis, Lync zaczął ze zdziwieniem rozglądać się po pokoju. Wszystko wyglądało tak inaczej! Próbował określić, na czym polegała ta różnica, ale nie miał pojęcia. Może chodziło o to, że widział teraz tak wyraźnie, a kiedy skupiał na czymś wzrok, Altair przybliżał obraz?
                Nagle zakręciło mu się w głowie, a nogi odmówiły posłuszeństwa. Zamknął oczy i zrezygnowany klapnął na łóżko. Pochylił głowę, wciąż czując się jak na karuzeli. Szczególnie żołądek dawał mu się we znaki. Nie mógł zebrać myśli i czuł się potwornie zmęczony tak jakby miał za chwilę zasnąć albo zemdleć. Nie miał nawet siły spytać Spectry jak to wyłączyć. Na szczęście Phantom był na tyle inteligentny, by połapać się w sytuacji.
                – Koniec pracy systemu – podpowiedział, siadając obok chłopaka.
Kiedy Lync to powtórzył, lider ostrożnie zdjął mu hełm i odłożył go do walizki, w którą jakimś cudem nikt nie usiadł. Gdy odstawił ją na podłogę, zajął się wreszcie samym Volanem.
                – Pochyl się. Niech krew dopłynie do głowy – poradził chłodno, pomagając mu w zajęciu tej pozycji.
                Lync był tak zamroczony, że nie protestował. Trzymając głowę między kolanami, myślał tylko o tym, by te zawroty już się skończyły. Nie docierało do niego, co się dzieje. Spectra cierpliwie siedział blisko niego, jedną dłoń trzymając na jego plecach, a drugą na ramieniu, żeby zapobiec ewentualnemu upadkowi.
                – Oddychaj głęboko – mruknął. – Mówiłem, że powinieneś usiąść. Altair będzie tak na ciebie działał jeszcze kilka razy. Potem się przyzwyczaisz.
                Lync mógł sobie wyobrazić kpiący uśmiech widniejący pod czerwoną maską. Pewnie doskonale się bawił, mówiąc te słowa. Okazało się, że nieomylny Phantom...
                Nawet nie mógł dokończyć myśli. W głowie znów poczuł pustkę.
                – Lepiej? – spytał blondyn.
– T-trochę – skłamał cicho Lync.
                Wciąż czuł się okropnie, ale co miał powiedzieć? "Nie! Ciągle jest mi niedobrze! I to przez ciebie!"? Spectra nie dość, że by się nie przejął, to jeszcze oznajmiłby, że sam jest sobie winien.
                – Możesz się na chwilę położyć. To pomaga – powiedział nieoczekiwanie Phantom.
                Lync z chęcią skorzystał z propozycji i gdy tylko jego zmęczone ciało ułożyło się na wygodnej pościeli, poczuł się o wiele spokojniejszy. Wnętrzności przestały dawać się we znaki, mięśnie się rozluźniły, a nicość oplotła szczelniej jego umysł, nie pozwalając myśleć. W dodatku to łóżko było takie wygodne, ciepłe i bezpieczne... W końcu poczuł jak bardzo jest wyczerpany.
                – Tylko nie zasypiaj – chłodny głos Spectry skutecznie go otrzeźwił. – Nie mam zamiaru cię przenosić.
                Mgiełka w umyśle chłopaka rozrzedziła się, pozwalając na ocenienie sytuacji. Znajdował się w pokoju Spectry, do którego miał dostęp tylko lider i Gus. Leżał w łóżku Phantoma, który mu pomógł, gdy zasłabł. Do tego blondyn wspominał coś o przenoszeniu, a nie budzeniu. Coś było stanowczo nie tak! Niepokój powrócił, przebijając się przez barierę z nicości.
                – Dlaczego ty jesteś taki dziwnie miły? – spytał wyraźnie.
                W takiej pozycji szybciej dochodził do siebie, a podejrzliwość i niepewność wracały razem ze zdolnością do normalnego egzystowania. Na szczęście był jeszcze zbyt zmęczony, żeby odczuwać przerażenie czy jakieś mocniejsze emocje. Nie zmieniło się to nawet w czasie długiej ciszy, która zapadła po tym pytaniu.
                – Lync... – Spectra zaczął łagodnie.
                Brzmiało to gorzej, niż gdyby mówił swoim zwykłym głosem, bo taki ton był obcy i taki nie na miejscu.
                – Nadchodzą ciężkie czasy. Ludzie nagle mają po kilka mocy, systemy prawne okazują się nieprzydatne, a polityka staję się coraz bardziej brutalna. Chaos i strach docierają wszędzie. Światopoglądy się zmieniają, sojusznicy odchodzą...
                – Chcesz tym wszystkim kupić moją lojalność? – Lync przerwał mu przemowę, z trudem siadając.
                Chciał już stąd iść. Wszystko schodziło na niebezpieczne tematy. Jeśli Spectra zażąda opowiedzenia o wszystkim, co działo się za jego plecami...
                – Nie jestem na sprzedaż – rzucił w twarz Phantomowi pierwszą lepszą rzecz, jaka mu przyszła do głowy.
                Wstał, ale na to było za wcześnie. Zawrót głowy usadził go z powrotem tuż obok blondyna. Ten złapał go za ramiona, by w razie powtórnej próby ucieczki, móc łatwo usadzić go na miejscu. Lync spojrzał na niego z oburzeniem, ale zastygł, widząc uśmiech.
                – Każdy jest. Ludzie różnią się jedynie ceną – powiedział pewnie.
– Nie chcę być potężny! Źle wybrałeś! – warknął, próbując zrzucić ręce lidera ze swoich ramion.
                Spectra pozwolił mu na to, ale w zamian złapał go za nadgarstki, znów unieruchamiając. Lync poczuł panikę. Miał nadzieję, że nie będzie zauważalna w jego oczach.
– Altair nie miał być formą przekupstwa – oznajmił tymczasem Phantom już całkiem innym, rzeczowym tonem. – Chciałem raczej zastosować pewną strategię...
                Lync bardzo pragnął powiedzieć coś wrednego, oznajmić, że niczego nie potrzebuje albo chociaż zapytać o tę strategię. Zrobić cokolwiek, żeby nie okazać słabości i zmęczenia. Zamiast tego spuścił wzrok. Nie miał już ani siły, ani chęci na dalszą rozmowę.
                – Puść mnie – tylko tyle wyszeptał przez ściśnięte gardło.
Zdziwił się, że jego prośba została wysłuchana. Gdy tylko ręce Phantoma się cofnęły, wstał. Tym razem zawirowanie w głowie dało się przeżyć i jedynie się zachwiał, potrącając walizkę z kaskiem. Dzięki temu pamiętał, aby ją zabrać. Szedł chwiejnie w stronę drzwi z nadzieją, że to już koniec. Marzył tylko o ciepłej kąpieli i krainie słów. Jednak gdy był w połowie drogi, usłyszał głos lidera:
                – Nie zapomnij tylko, kto ci pomógł.
Volan zesztywniał. Zdawał sobie sprawę jak wyglądają jego wyprostowane plecy i drżące nogi, a przecież to nie była groźba, tylko zwykłe zdanie. Czy to miłe zachowanie było częścią tej całej strategii? Myśli jednak przerwał kolejny zawrót głowy. Jak na razie Altair nie dawał wielki nadziei na wygraną walkę. Raczej mógł się przyczynić do kolejnej przegranej. Może nawet śmierci, gdy będą walczyć z bezwzględnymi ludźmi. Nie... Wymyślał za dużo niebezpieczeństw, a potem nie mógł spać po nocach!
Wziął głęboki wdech i chowając swój niepokój, zerknął na blondyna ze złośliwym uśmiechem. W jego niebieskich oczach odbijały się wszystkie wątpliwości i zamroczenie, które powstało przez Altaira. Musiało to okropnie wyglądać w połączeniu z tym grymasem.
                – Jakże mógłbym zapomnieć? – spytał z ironią i wyszedł chwiejnie za drzwi.

-------------------------------------------------------------------------------------------------------------

   Lubię ostatnie zdanie Spectry. Jest tak wieloznaczne albo raczej odnosi się do tylu rzeczy, że nie mogę się przestać ekscytować, kiedy je czytam. Ogólnie lubię ten rozdział. Mam jakąś wielką sympatię do relacji tego typu. Półracjonalna obawa, udawanie kogoś innego i to nieudolnie... Ech. Cieszę się, że to wszystko dokończę!

2 komentarze:

  1. Oezu, tak dobrze rozumiem takie zwlekanie ze zrobieniem czegoś xD
    W głowie utkwił mi obraz Spectry czającego się pod drzwiami na Lynca - teatralność pierwsza klasa.
    Biedny Lync, stres przez bycie Vexosem go wykończy

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Już samo wysłanie Gusa jest próbą robienia dramatyzmu. Spectra lubi pozory. W sumie to widzę jak sobie cały plan układa byle tylko jak najbardziej zdenerwować Lynca. W końcu zamiast krótko i na temat powiedzieć o co chodzi, odstawił ten cały cyrk ^^

      Usuń