Właściciel
kawiarni "Itaka", Atsushi Shimokawa, był dziś zdecydowanie w dobrym
humorze. Co prawda nie zdarzyło się jeszcze nic, co mogłoby tłumaczyć ten stan,
ale czterdziestodwulatek nie potrzebował konkretnych powodów by czuć się
szczęśliwym. Nie rozumiał dlaczego nie miałby cieszyć się życiem, skoro miał
już wszystko. Na przykład własny biznes, który co prawda znajdował się w nie
najlepszym miejscu, bo między restauracją koreańską i inną, bardziej popularną
kawiarnią, ale za to konkurencja była przemiła! I może ich oznaczenia i
oświetlenia trochę za bardzo odwracały uwagę od niespotykanie normalnej fasady
"Itaki", ale dzięki temu wnętrze ustylizowane na przytulny salon czy
jadalnię wydawało się jeszcze bardziej domowe i kameralne. I może faktycznie
ten wystrój mylił nowych klientów, którym często zdawało się, że to prywatne
mieszkanie albo jakiś dziwny obiekt do wynajęcia na spotkania, ale jeśli ktoś
już zostawał stałym klientem, mógł liczyć na wysokiej jakości ciasto, kawę,
chwilę wytchnienia i miłą pogawędkę.
Wszystkich
przychodzących tu ludzi Atsushi znał osobiście. Czasami nawet aż za dobrze, bo
wystarczyło minimum życzliwości i zainteresowania, żeby ludzie zaczęli się
otwierać. Może nie mieli z kim szczerze porozmawiać o swoich problemach? Albo
łatwiej jest przegadać wątpliwości z kimś kto ma zawsze życzliwy uśmiech i
słowa wsparcia? Niezależnie od tego, która opcja była bliższa prawdy, fakty
były takie, że dość duża część stałych bywalców zjawiała się w kawiarni
regularnie po swoją porcję niby-sesji terapeutycznych.
Mężczyzna
nie miał nic przeciwko temu. Nawet jeśli musiał zatrudnić drugiego sprzedawcę,
by mieć czas na rozmowy. Dla takiego miejsca było to nieopłacalne, ale dla
Atsushiego fakt, że nawet przy pustce w lokalu mógł z kimś porozmawiać, był
bezcenny. Sami zatrudnieni, najczęściej studenci, też nie mieli zamiaru
narzekać. Ich zajęcie było dobrze płatne i lekkie. Mieli mnóstwo czasu na naukę
czy odpoczynek.
Obecna
podwładna pana Atsushiego nazywała się Neya. O "Itace" usłyszała
dopiero, gdy trzy tygodnie temu znalazła ogłoszenie o pracę. Na początku
patrzyła na to wszystko podejrzliwie jakby w swoim dziewiętnastoletnim życiu
nie spotkała nikogo kto robiłby coś bezinteresownie, ale na dziś dzień uważała
kawiarnię za swój teren, a do pracodawcy odnosiła się ze szczerą sympatią.
Przynajmniej na tyle ile pozwalała jej stoicka postawa. Ręcznie malowane
pejzaże, które zawiesiła tydzień temu na ścianach kawiarni dawały jednak
nadzieję, że dołączy do małej "rodzinki" Atsushiego. Jedynej rodzinki
jaką miał.
– Do
widzenia! – cichy głosik Yasu poprzedził trzask drzwi.
Pan Atsushi
nie zdążył odpowiedzieć, ale wiedział, że blondynka zrobiła to specjalnie. Nie
lubiła pożegnań. Ani powitań. Ani w ogóle rozmów. Przychodziła tu chyba tylko
po to, żeby się pouśmiechać i wysłuchać bzdur, które wygadywał. Czasami
przysiadała się bez zaproszenia do innych ludzi i nie próbowała nawet się
odezwać. Chyba wszyscy przyzwyczaili się już do jej obecności.
– Powinien
pan otworzyć gabinet psychologiczny – powiedziała nagle Neya.
Odzywała
się tylko wtedy, gdy lokal był pusty jakby bała się, że dobre relacje ze swoim
szefem są czymś niedopuszczalnym. W ogóle przy innych była taka sztywna i do
bólu profesjonalna z tymi swoimi jasnobrązowymi włosami spiętymi klamerką w wysoki
kitek i w prostokątnych okularach w ciemnej oprawie. Nikt nie rozpoznałby w
niej autorki dynamicznych, rozmazanych jakby przez pęd obrazów.
– Nie
poradziłbym sobie – odparł z bezradnym uśmiechem, ale zanim zaczęli znów o tym
dyskutować, do środka weszła grupka ludzi.
– Alice!
Runo! Witajcie, moje drogie! – zawołał radośnie, podchodząc do nich.
– Dzień
dobry, panie Shimokawa – Alice grzecznie uścisnęła dłoń mężczyzny i zrobiła
miejsce swojej przyjaciółce.
Runo
przywitała się w taki sam sposób, a potem pomachała do dziewczyny przy kasie.
Neya tylko sztywno skinęła głową. Widząc to, Atsushi chciał rzucić zabawną
uwagę, ale wtedy dostrzegł młodzieńca chowającego się za dziewczynami.
Przypomnienie sobie kim jest ten chłopak zajęło mu tyle co mrugnięcie. Miał
doskonałą pamięć do twarzy.
– Klaus!
Nie było cię tu od kilku miesięcy! Jak tam samopoczucie? – spytał, podchodząc
do niego.
Von Hercel wydawał się
zaskoczony tym radosnym powitaniem, ale szok szybko przeszedł w zakłopotanie
widoczne w słowach i ruchach. Atsushi nie przejął się tym, bo miał w pamięci
obraz innych spotkań z Klausem. Ten młodzieniec już taki był. Przynajmniej, gdy
zderzał się ze ścianą życzliwej energii.
– Siadajcie, a ja przyniosę dzisiejsze ciastka
dnia – powiedział, wskazując na wszystkie wolne stanowiska, chociaż był pewien,
które wybiorą. – Ta sama herbata co zwykle?
Dziewczęta
potwierdziły, ale Klaus, podobnie jak wielu niestałych klientów, poczuł się w
obowiązku sprecyzować. Otwierał już usta, ale mężczyzna, rozbawiony własną przewagą,
natychmiast mu przerwał.
– Dla
ciebie tak jak zawsze malinowa z dwiema łyżeczkami cukru? A może dziś coś
nowego? – zapytał.
Długowłosy
otworzył szeroko oczy i szybko zerknął na Alice, szukając potwierdzenia tego co
usłyszał. Ruda uśmiechnęła się w odpowiedzi i wskazała głową na ich zwyczajowe
miejsce. Kiedy siadali, pan Atsushi udał się po zamówienie. Nie mógł się nie
uśmiechać, słysząc jak komplementują jego pamięć.
– Wszystko
podam – Neya zablokowała mu drogę na drugą stronę lady. – Niech pan tylko powie
co i wraca do klientów. Mają ważną
sprawę.
Atsushi
zastygł zaskoczony bardziej tym, że się do niego odezwała niż samym faktem, że
chce go wyręczyć. Już tak czasami robiła. Z nudów wykonywała prace, które on
zostawiał sobie na za chwilę. Chciał spytać skąd niby wie, że to coś ważnego,
ale zerknął za siebie i dostrzegła jak Runo rozkłada specjalistyczny dyktafon.
Poczuł jak dreszcz przebiega mu po plecach. Tysiące imion przetoczyły mu się
przez głowę i przy każdym z nich dodał cichą prośbę „by był bezpieczny”.
Nawet nie
zauważył kiedy przekazał zamówienie i usiadł obok Runo. Przed nimi stała półka
z książkami. Po części dekoracja, po części biblioteka. Atsushi lubił przynosić
tu swoje przeczytane książki. Potem pożyczał je klientom albo wymieniał na
inne. Czasami dyskutowali o konkretnych tytułach. Promowanie czytelnictwa było
jego małym celem życiowym. Kolejne tysiące imion, łączących się z konkretnymi
tytułami przeszło mu przez głowę. Znów przy każdym dodał prośbę.
Niepokój
szybko zadusiła optymistyczna myśl, że przecież gdyby coś się stało, już by się
dowiedział. Spokojnie wypuścił powietrze, przywołując na twarz szeroki uśmiech.
–
Sprowadzają was sprawy służbowe? – spytał już rozluźniony.
Alice
spuściła wzrok i zacisnęła usta, ale to przecież nie musiało oznaczać, że
zastanawia się jak przekazać złe wieści. Ona tak reagowała na prawie każde
wyzwanie. Klaus zerknął wyczekująco na Runo. Ta skupiała się tylko na
podchodzącej do nich Neya'i. Nikt nie próbował zacząć.
Atsushi
postanowił dać im czas. Tym bardziej, że chciał aby skosztowali nowych
ciasteczek dnia. Jemu bardzo smakowały, a uwielbiał dzielić się tym co polubił.
Obserwował jak Neya ostrożnie stawia talerze, a potem jak klienci próbują
pokrytych czekoladą i karmelem herbatnikowych wypieków. Cała trójka była
zachwycona, zwłaszcza Runo, która stwierdziła, że to lepsze niż sernik jej
mamy. Może nawet zbyt entuzjastycznie, ale to nie musiało nic znaczyć.
Właśnie dla
takich chwil prowadził ten interes. Zadowolenie klienta było dla niego
najważniejsze i dopóki choć jedna osoba miała czuć radość dzięki temu miejscu,
chciał dopłacać do interesu! Na szczęście dzięki spadkowi, który otrzymał od
bogatej ciotki to nie był taki problem. Na szczęście... Ciężko było mówić o
szczęściu, kiedy właśnie ten spadek sprawił, że nie ma się już rodziny.
– Cieszę
się, że mój gust i tym razem was nie zawiódł – zaśmiał się, ignorując smutne
myśli. – Pozwolicie, że trochę z wami posiedzę i pogadam o głupotach? Jakby co
dajcie mi znać, że macie mnie dość.
Runo
uśmiechnęła się do niego. Chyba zachowywanie się tak jakby to miał być zwykły
dzień jakoś ich ośmieliło. Albo zrobiły to te słodkie ciasta. Niezależnie od
powodu coś zaczęło się w końcu dziać.
– Pan nigdy
nie gada o głupotach – oznajmiła, znów zanurzając widelczyk w cieście. – A dzisiaj,
jak pan zauważył, sprowadzają nas sprawy Młodych Wojowników.
Wyszczerzył
się, bo pomaganie sprawiedliwości było zaszczytem. Każdy powinien zgłaszać się,
jeśli mógł jakoś pomóc. A skoro on mógł pomóc, to powinien się cieszyć. To był
wspaniały dzień! Tylko skąd ten niepokój...?
Neya
pojawiła się tuż przy nich, ostrożnie trzymając tacę z napojami. Wyraźnie
starała się nie patrzeć na duży, jeszcze nie włączony dyktafon. A może już
włączony? Nie znali się na takich sprzętach.
– Malinowa
– powiedziała dziewczyna, kładąc odpowiednią herbatę przed Alice.
Ruda
skinęła głową i przysunęła do siebie cukiernicę. Pracownica zajęła się kolejną
szklanką.
– Miętowa –
oznajmiła, podając ją Runo.
Nastolatka
podziękowała i przestawiła napój trochę dalej od sprzętu. Przebierała palcami
po gorącym naczynku, wyraźnie czekając aż znowu będzie mogła podjąć temat. Nie
poganiała nikogo, ale Neya od początku zdawała sobie sprawę, że nie jest tu
mile widziana. Ostatnią herbatę postawiła bez słowa. Klaus, który do tej pory
wpatrywał się w nią dość nachalnie, zdał sobie sprawę, co robił i uciekł oczami
w bok.
– Mam na
imię Klaus – wymamrotał cicho jakby to miało wszystko wytłumaczyć.
Dziewczyna
uśmiechnęła się delikatnie, ale nieco wymuszenie.
– Neya –
przedstawiła się i ruszyła w kierunku lady.
Alice
pochyliła się w kierunku chłopaka i szepnęła mu coś do ucha nim Runo zdążyła cokolwiek
powiedzieć. Ten natychmiast wstał, zabrał swoje zamówienie i zajął miejsce
bliżej kasy. Na ten widok Runo prychnęła krótkim śmiechem.
– Pamięta
pan swojego pracownika, Hiroshito Tankagiego? – spytała, gdy się opanowała.
Nie
dotknęła dyktafonu.
–
Spojrzenie pełne pogardy, wieczne znudzenie i niezadowolenie? – odpowiedział
mężczyzna pytaniem na pytanie.
Na twarzy
Alice pojawił się smutek.
– Gdy
ostatni raz go widziałam, był w bardzo dobrym humorze – oznajmiła, upijając łyk
herbaty.
Pan Atsushi
ożywił się.
– I jak tam
u niego? Nie miałem z nim kontaktu odkąd się zwolnił – zapytał ze szczerą
ciekawością.
Każdego
pracownika traktował jak swoją rodzinę. Nieraz wiedział o nich więcej niż ich
bliscy, a gdy kończyli współpracę, listy, telefony lub odwiedziny u byłego
szefa były czymś normalnym. Do tej pory nikt nie zerwał z nim kontaktu. Hiro
był pierwszy. I to jakoś mocno Atsushiego ubodło.
– W ten
piątek napadł na nią razem ze swoimi kolegami. – Teraz Runo skupiła na sobie
jego uwagę.
Mężczyzna
patrzył na nią zszokowany. Jednak większe zaskoczenie przeżył, gdy usłyszał
słowo "koledzy" niż "napadł". Przecież jego Hiro... To
znaczy Hiroshito, który u niego pracował, nie potrafił nawiązywać zdrowych
relacji z innymi ludźmi. Kłócił się z rodziną, klientami, uczniami ze swojej
szkoły i przypadkowymi osobami. Uważał wszystkich ludzi za gorszy gatunek i nie
ukrywał tego. I tylko dzięki temu, że unikał niebezpiecznych sytuacji i nie
wstydził się uciekać, nie chodził codziennie poobijany. Atsushi wiedział, że
Hiro nigdy nikogo nie uderzył i jego jedyną bronią był cięty język. Nie mógł
sobie wyobrazić go jako sprawcę napadu.
– Na pewno
to był on? – spytał z powątpiewaniem, starając się zbytnio nie zastanawiać co
czuje.
Alice
skinęła głową, uśmiechając się przepraszająco.
– To jest
pewne – powiedziała.
Atsushi
zamknął oczy, próbując sobie wszystko uporządkować. Czekali aż do wtorku, by z
nim porozmawiać... Pewnie gdyby nie to, że znał osobiście Młodych Wojowników,
nie pomyślano by o nim. W końcu rudzielec nie pracował u niego od dłuższego
czasu.
– Jego
rodzina pewnie nie pomogła? – zapytał, choć znał przecież odpowiedź.
Rodzina
Tankagich była rozczarowana starszym synem i całą swoją miłość oraz ambicje
przeniosła na młodszego, Hanashiko. Oddali mu cały swój czas, pieniądze i nawet
pokój brata. Te dziewięć lat między chłopcami działały jak przepaść. Jednak
most porozumienia mógłby zostać zbudowany, gdyby nie niechęć Hiroshito. Ale nie
chodziło o to, że miał żal do młodszego brata. Uznał go po prostu za kolejnego,
nic nie wartego idiotę. Tak... Atsushi wiedział o Hiroshito Tankagim bardzo
dużo.
– Nie
kontaktowali się z nim od pół roku – przyznała Runo.
Mężczyzna w
zamyśleniu skinął głową. Widocznie wciąż za mało, żeby pomóc.
– Przyniosę
wam papiery, które do mnie złożył, ale nie powiedzą wam nic nowego – obiecał,
starając się nie myśleć za dużo.
Spokojny
uśmiech rudowłosej Alice promieniał wdzięcznością i to jakoś pomagało.
– Będziemy
wdzięczni za każdy ślad. Wie pan... On zniknął całkowicie z baz danych –
wytłumaczyła, chociaż nie powinna raczej o tym wspominać.
Atsushi
chciał już iść poszukać papierów, ale Runo złapała go za rękaw. Posłusznie
klapnął z powrotem na miejsce. Patrząc w jej wielkie, poważne oczy, poczuł żal,
że nie ma takiej córki.
– Czy
Hiroshito miał moc?
Rzadko
kiedy Atsushi bywał w takim szoku, że brakowało mu słów. Teraz jednak nie
wiedział jak zareagować. Zaśmiać się czy oburzyć? W końcu postanowił być
odrobinę podejrzliwy. Położył dłoń na ramieniu dziewczyny i zaczął mówić bardzo
powoli, jak do małego dziecka.
– Nie mam
pozwolenia na zatrudnianie osób z mocą.
Misaki
zrozumiała jak to zabrzmiało i zarumieniła się lekko. Nie chciała go oskarżać o
łamanie prawa.
– Okazało
się, że posiada moc, a nikt o tym nie wiedział. Pan dobrze go zna i może mógłby
pan nam pomóc – wyjaśniła pospiesznie.
Mężczyzna
pokręcił głową.
– Na pewno
nie miał mocy – odpowiedział, nie mając im za złe wątpliwości.
Drzwi nagle
się otworzyły i do środka wpadł wysoki młodzieniec z białymi, rozczochranymi
włosami. Oparł dłonie na kolanach i pochylił się, dysząc ciężko z wywalonym
jęzorem. Pojawienie się gościa wywołało małe zamieszanie. Nawet Klaus,
próbujący za wszelką cenę nawiązać rozmowę z Neya'ą, odwrócił się.
Atsushi
natychmiast podszedł do gościa, chcąc upewnić się czy wszystko z nim w
porządku, a nie by uciec od przesłuchania. Przybysz szybko uniósł głowę i
potaknął, a Runo wydała okrzyk zaskoczenia. O to przed nimi stał Shadow Prove.
– Co ty tu
robisz? – warknęła Misaki.
Czerwone
oczy spojrzały na nią i od razu poweselały, gdy rozpoznały z kim mają do
czynienia.
– To
moja... ulubiona kawiarnia... – wysapał, prostując się.
Czujnie
obserwował Wojowniczkę, ale kiedy dostrzegł kto przy niej siedzi, uśmiechnął
się jeszcze szerzej. Tymczasem pan Atsushi wciąż niespokojnie zerkał na swojego
klienta.
– Shadow,
ktoś cię gonił? Czemu się nie przeniosłeś? – pytał zaniepokojony.
Prove
wreszcie spojrzał na zmartwionego właściciela i uścisnął mu rękę z obłąkańczym
uśmiechem.
– Witam,
panie Atsushi! – zawołał, potrząsając dłonią kilka razy. – Neya powiedziała, że
jak jeszcze raz ją przestraszę, wyrzuci mnie stąd! Na wieki wieków! –
wytłumaczył i zaniósł się śmiechem.
Mężczyzna wyrwał
dłoń z uścisku białowłosego i spojrzał pytająco na swoją pracownicę. Ta
poprawiła okulary, próbując zakryć niewielkie rumieńce.
–
Wystraszył mnie kiedyś tak, że omal nie upuściłam zamówienia – wymamrotała
cicho.
Pan
Shimokawa pokręcił głową i znów spojrzał na Shadowa, który sadowił się na
krześle tuż obok Runo. Na tym samym, które przed chwilą sam zajmował.
– A czemu
biegłeś? – spytał go.
Chłopak
podniósł głowę i pokazał w uśmiechu swoje białe zęby.
– Uciekłem
z warty. Musiałem się spieszyć, żeby mnie nie przyłapali.
Na te słowa
Runo parsknęła. Wyglądało to tak komicznie, że pan Atsushi nie mógł powstrzymać
kolejnego napadu dobrego humoru mimo całej tej dziwnej sytuacji.
– Nie
mogłeś się teleportować pod drzwi kawiarni i wejść normalnie? – spytała Misaki,
patrząc na niego z wyższością.
Czerwone
oczy Shadowa rozszerzyły się. Po chwili albinos zaczął śmiać się bez
opamiętania. Atsushi z niepokojem patrzył czy Prove nie spadnie tym razem na
podłogę. Nic na szczęście na to nie wskazywało i uspokojony, przeniósł wzrok na
Runo.
– Pójdę
poszukać tych papierów – oznajmił, a dziewczyna niepewnie skinęła głową.
Patrzyła
przy tym na siedzącego obok chłopaka z nieskrywaną złością i lekkim niepokojem.
Nie miała najwyraźniej ochoty z nim przebywać. Również Alice nie czuła się tu
najlepiej. Nerwowo zerkała na Klausa jakby chciała do niego podejść, ale się
bała. Nagle Vexos uspokoił się i popatrzył na Misaki.
– Jesteś
taka mądra, Księżniczko. Ja o tym nie pomyślałem! – zachichotał i odwrócił się
w stronę Neya'i.
– Kawę
zbożową, Kotku! – zawołał.
Szatynka
spojrzała na niego z politowaniem i poszła przygotować napój, ale Runo nie
zignorowała przezwiska.
– Nie mów
do mnie "Księżniczko"! – warknęła.
Shadow
wzruszył ramionami, wpatrując się w niedokończone ciasto Runo.
– Kiedy mi
się tak kojarzysz – oznajmił. – Będziesz to jeszcze jadła? – spytał milszym
tonem.
Dziewczyna
z przekory wzięła łyżkę i zaczęła dokańczać porcje. Prove wyglądał na
oburzonego. Uderzył pięścią w stół i podniósł dumnie głowę. Szybko jednak ją
opuścił, rezygnując z obrażania się. Jego uwagę zaczęło zaprzątać drugie,
niedokończone ciasto.
– A ty? –
spytał z świecącymi nadzieją oczami.
Alice
zadrżała i szybko przysunęła do niego swój talerzyk. Jej przyjaciółka chciała
się sprzeciwić, ale gdy chłopak wziął już kęs, a na jego twarzy pojawił się
błogi uśmiech, zrezygnowała z pouczeń. Zamiast tego nacisnęła jedną ze ścianek
dyktafonu, a potem zaczęła go chować do plecaka.
– Dyktafon
z wykrywaczem kłamstw? – spytał Shadow, przyglądając się urządzeniu. – Na pana
Atsushiego?
– Musisz tu
siedzieć, Vexosie? – warknęła Runo, zdenerwowana nie tylko tym kto to
powiedział.
Widelczyk
zatrzymał się wpół drogi do ust chłopaka, a on sam wydawał się być w szoku. W
końcu popatrzył na Misaki z wyższością, którą jeszcze przed chwilą sam był
częstowany.
– Teraz
jestem tylko Shadow. Do policjanta nikt nie mówi po pracy policjancie. A bycie
Vexosem to tylko praca. Tak samo jak bycie Młodym Wojownikiem – powiedział
poważnie.
Runo
spojrzała na niego ze złością.
– To styl
życia! – poprawiła go.
Chłopak
wzruszył ramionami w geście "gadaj se, ja i tak wiem lepiej" i skupił
się na kawie, którą właśnie przyniosła Neya. Podziękował skinieniem głowy i
upił łyk, zerkając na Gechabich.
–
Cukiereczku, czemu nie chciałaś mnie na ochroniarza? – spytał ze śmiertelną
powagą.
Alice wbiła
wzrok w swoje kolana i skuliła się. Chyba się przestraszyła. Ta myśl sprawiła,
że Prove wybuchnął śmiechem. Owszem... Bały się go małe dzieci i strachliwe
dziewczyny, ale myślał, że Gechabich jest odważna. W końcu była kiedyś
Mascaradem. Znając już odpowiedź na swoje pytanie, Shadow jeszcze bardziej
chciał być przy niej. Mogło być zabawnie.
– Co mam
zrobić, żebyś mnie przyjęła? – spytał, przesiadając się na krzesło bliżej niej.
Dziewczyna
popatrzyła na niego przerażonymi, brązowymi oczami i odsunęła się pod samą
ścianę. Na ustach Shadowa zagościł specyficzny uśmiech, który pojawiał się na
twarzach ludzi widzących coś ślicznego i bezbronnego. Niektórzy reagowali tak
na kotki, inni na malutkie dzieci. Shadow Prove rozczulał się tak tylko nad
przestraszonymi, zaszczutymi zwierzątkami (które najczęściej on sam straszył),
a ta dziewczyna przypominała mu właśnie takie stworzonko.
– Nie
widziałem chyba nic bardziej rozkosznego... – zachichotał pod nosem.
Nagle
krzyknął z bólu i złapał się za głowę. Poderwał się na równe nogi, próbując
znaleźć sprawcę uderzenia. Nie musiał zbytnio wysilać szarych komórek, bo
dysząca ze złości Runo, która wciąż zaciskała dłonie w pięści, była nie do
przeoczenia. W Vexosie zawrzało. Uderzyła go po raz kolejny!
– Mnie się
nie bije! – wrzasnął, pokazując na nią oskarżycielsko palcem.
Kątem oka
dostrzegł, że Neya i von Hercel obserwują ich podenerwowani. Zignorował to,
znów przenosząc wzrok na Misaki, która właśnie wstawała. Nie dało jej to
praktycznie nic. Wciąż była od niego o wiele niższa.
– Bo co?!
Bo jaśnie pan sobie nie życzy?! – krzyknęła, opierając się o stolik.
Pochyliła
się w jego stronę, żeby lepiej widział jej wściekłość. Shadow nie miał jednak ochoty
kłócić się przez mebel. Podszedł do Wojowniczki tak blisko, że musiała zadrzeć
głowę do góry.
– Owszem! –
kontynuował wątek. – Jestem powszechnie szanowanym i lubianym Vexosem!
Runo
prychnęła.
– Szkoda,
że nikt inny o tym nie wie! Nawet twoi "fani" nie mają pojęcia, że
nimi są!
Shadow
zamrugał. Nie był przygotowany na odpowiedź. Myślał, że dziewczyna obrazi się i
sobie pójdzie, a on będzie świętował zwycięstwo.
– Lepiej
tacy fani niż żadni! – odparł po chwili zaskoczenia. – Z tego co wiem, jesteś
najmniej lubiana wśród Młodych Wojowników! Przyznaj szczerze, że nic nie
reprezentujesz!
Misaki
zadrżała ze złości i mocniej zacisnęła pięści.
– Ty tak
samo! Nie jesteś oddany sprawie ani najsilniejszy, ani nawet przystojny! –
krzyknęła.
Chłopak
poczuł nową falę gniewu.
– O
wyglądzie zewnętrznym powinien mówić ten, kto przynajmniej jakoś wygląda!
–
Twierdzisz, że jestem brzydka?! – Chyba trafił w czuły punkt.
Polepszyło
mu to trochę humor, bo uśmiechnął się wrednie i przestał się wydzierać.
– Każda
potwora znajdzie swego amatora, ale nie oszukuj się. Niebieskie włosy,
infantylne kiteczki, wiecznie wykrzywiona twarz, te dziwne ubrania... Ile ty
masz lat? Sześć? Może tatuś powinien przestać cię ubierać? Założę się, że przy
najlżejszym podmuchu widać ci majtki! – zarechotał, widząc, że jego
przeciwniczka to blednie, to się czerwieni.
W końcu
chyba coś w niej pękło.
– A ty,
pseudo wampirze?! Poczochrany albinos o długich, czerwonych pazurach to dobra
partia?! – zaczęła znów się wykłócać.
– Dla
ciebie, Księżniczko, aż za dobra!
To mogłoby
być całkiem zabawne, gdyby nie to, że Misaki złapała zamówienie chłopaka i
wylała je na jego koszulkę. Wrzasnął, odskakując. Kawa była gorąca, ale nie
zawracał sobie głowy zdejmowaniem ubrania. Ból, który sprawiło mu oparzenie,
potęgował jego wściekłość. A gniew, który nim zawładnął przypominał ten, który
odczuwał tylko wtedy, gdy słyszał swoje prawdziwe imię.
Zabić.
Tylko ta myśl kłębiła się w jego głowie.
Doskoczył
do dziewczyny i złapał ją za szyję. Nie zdążył jednak zacisnąć mocniej palców,
gdy kopnęła go w kolano. Nie spodziewał się tego! Jego ofiary zazwyczaj się nie
broniły. Wkurzył się przez to jeszcze bardziej, ale z drugiej strony... Puścił
dziewczęcą szyję, dłonie położył na jej ramionach. Zastanawiał się jak nazwać
kolor tych oczu. Znał przecież nazwę. Czemu teraz miał pustkę w głowie? Po
szale nie było śladu.
– Nie
dotykaj mnie! – wrzasnęła nagle Misaki i jej pięść poleciała w jego stronę.
Tym razem
chłopak zdążył się cofnąć. Nadal był w szoku, ale na jego twarzy pomału zaczęły
odmalowywać się inne emocje.
– Jednak ty
jesteś najsłodszym widokiem, jaki widziałem – oznajmił i znów zrobił unik.
Widząc
płacącego Klausa, poczuł złość, że zabawa skończyła się tak szybko, ale nie
chciał tego okazać. Bez słowa wybiegł z kawiarni, zmienił się w cień i pomknął w
kierunku ulicy, którą miał patrolować.
---------------------------------------------------------------------------------------------------
Miło powrócić z czystą głową. Do poniedziałku!
Ah, tęskniłam za nowymi rozdziałami ^ ^
OdpowiedzUsuńAż sama chciałabym znaleźć się w takiej kawiarni, brzmi niesamowicie przytulnie.
Shadow i Runo to naprawdę wybuchowa para, nie ma co czytanie o nich to sama przyjemność xD
Z jednej strony chciałabym kiedyś pójść do tego typu kawiarni, ale z drugiej moja introwertyczna natura krzyczy, że chyba oszalałam. XD
UsuńW sumie Shadowa i Runo połączyło mi się kiedyś przez przypadek, ale teraz, po latach dynamika ich relacji jakoś tak "dojrzała" w mojej głowie i mam coraz mocniejsze wrażenie, że się sprawdzą.