czwartek, 12 lipca 2018

22. W Itace

Właściciel kawiarni "Itaka", Atsushi Shimokawa, był dziś zdecydowanie w dobrym humorze. Co prawda nie zdarzyło się jeszcze nic, co mogłoby tłumaczyć ten stan, ale czterdziestodwulatek nie potrzebował konkretnych powodów by czuć się szczęśliwym. Nie rozumiał dlaczego nie miałby cieszyć się życiem, skoro miał już wszystko. Na przykład własny biznes, który co prawda znajdował się w nie najlepszym miejscu, bo między restauracją koreańską i inną, bardziej popularną kawiarnią, ale za to konkurencja była przemiła! I może ich oznaczenia i oświetlenia trochę za bardzo odwracały uwagę od niespotykanie normalnej fasady "Itaki", ale dzięki temu wnętrze ustylizowane na przytulny salon czy jadalnię wydawało się jeszcze bardziej domowe i kameralne. I może faktycznie ten wystrój mylił nowych klientów, którym często zdawało się, że to prywatne mieszkanie albo jakiś dziwny obiekt do wynajęcia na spotkania, ale jeśli ktoś już zostawał stałym klientem, mógł liczyć na wysokiej jakości ciasto, kawę, chwilę wytchnienia i miłą pogawędkę.
Wszystkich przychodzących tu ludzi Atsushi znał osobiście. Czasami nawet aż za dobrze, bo wystarczyło minimum życzliwości i zainteresowania, żeby ludzie zaczęli się otwierać. Może nie mieli z kim szczerze porozmawiać o swoich problemach? Albo łatwiej jest przegadać wątpliwości z kimś kto ma zawsze życzliwy uśmiech i słowa wsparcia? Niezależnie od tego, która opcja była bliższa prawdy, fakty były takie, że dość duża część stałych bywalców zjawiała się w kawiarni regularnie po swoją porcję niby-sesji terapeutycznych.
Mężczyzna nie miał nic przeciwko temu. Nawet jeśli musiał zatrudnić drugiego sprzedawcę, by mieć czas na rozmowy. Dla takiego miejsca było to nieopłacalne, ale dla Atsushiego fakt, że nawet przy pustce w lokalu mógł z kimś porozmawiać, był bezcenny. Sami zatrudnieni, najczęściej studenci, też nie mieli zamiaru narzekać. Ich zajęcie było dobrze płatne i lekkie. Mieli mnóstwo czasu na naukę czy odpoczynek.
Obecna podwładna pana Atsushiego nazywała się Neya. O "Itace" usłyszała dopiero, gdy trzy tygodnie temu znalazła ogłoszenie o pracę. Na początku patrzyła na to wszystko podejrzliwie jakby w swoim dziewiętnastoletnim życiu nie spotkała nikogo kto robiłby coś bezinteresownie, ale na dziś dzień uważała kawiarnię za swój teren, a do pracodawcy odnosiła się ze szczerą sympatią. Przynajmniej na tyle ile pozwalała jej stoicka postawa. Ręcznie malowane pejzaże, które zawiesiła tydzień temu na ścianach kawiarni dawały jednak nadzieję, że dołączy do małej "rodzinki" Atsushiego. Jedynej rodzinki jaką miał.
– Do widzenia! – cichy głosik Yasu poprzedził trzask drzwi.
Pan Atsushi nie zdążył odpowiedzieć, ale wiedział, że blondynka zrobiła to specjalnie. Nie lubiła pożegnań. Ani powitań. Ani w ogóle rozmów. Przychodziła tu chyba tylko po to, żeby się pouśmiechać i wysłuchać bzdur, które wygadywał. Czasami przysiadała się bez zaproszenia do innych ludzi i nie próbowała nawet się odezwać. Chyba wszyscy przyzwyczaili się już do jej obecności.
– Powinien pan otworzyć gabinet psychologiczny – powiedziała nagle Neya.
Odzywała się tylko wtedy, gdy lokal był pusty jakby bała się, że dobre relacje ze swoim szefem są czymś niedopuszczalnym. W ogóle przy innych była taka sztywna i do bólu profesjonalna z tymi swoimi jasnobrązowymi włosami spiętymi klamerką w wysoki kitek i w prostokątnych okularach w ciemnej oprawie. Nikt nie rozpoznałby w niej autorki dynamicznych, rozmazanych jakby przez pęd obrazów.
– Nie poradziłbym sobie – odparł z bezradnym uśmiechem, ale zanim zaczęli znów o tym dyskutować, do środka weszła grupka ludzi.
– Alice! Runo! Witajcie, moje drogie! – zawołał radośnie, podchodząc do nich.
– Dzień dobry, panie Shimokawa – Alice grzecznie uścisnęła dłoń mężczyzny i zrobiła miejsce swojej przyjaciółce.
Runo przywitała się w taki sam sposób, a potem pomachała do dziewczyny przy kasie. Neya tylko sztywno skinęła głową. Widząc to, Atsushi chciał rzucić zabawną uwagę, ale wtedy dostrzegł młodzieńca chowającego się za dziewczynami. Przypomnienie sobie kim jest ten chłopak zajęło mu tyle co mrugnięcie. Miał doskonałą pamięć do twarzy.
– Klaus! Nie było cię tu od kilku miesięcy! Jak tam samopoczucie? – spytał, podchodząc do niego.
                Von Hercel wydawał się zaskoczony tym radosnym powitaniem, ale szok szybko przeszedł w zakłopotanie widoczne w słowach i ruchach. Atsushi nie przejął się tym, bo miał w pamięci obraz innych spotkań z Klausem. Ten młodzieniec już taki był. Przynajmniej, gdy zderzał się ze ścianą życzliwej energii.
– Siadajcie, a ja przyniosę dzisiejsze ciastka dnia – powiedział, wskazując na wszystkie wolne stanowiska, chociaż był pewien, które wybiorą. – Ta sama herbata co zwykle?
Dziewczęta potwierdziły, ale Klaus, podobnie jak wielu niestałych klientów, poczuł się w obowiązku sprecyzować. Otwierał już usta, ale mężczyzna, rozbawiony własną przewagą, natychmiast mu przerwał.
– Dla ciebie tak jak zawsze malinowa z dwiema łyżeczkami cukru? A może dziś coś nowego? – zapytał.
Długowłosy otworzył szeroko oczy i szybko zerknął na Alice, szukając potwierdzenia tego co usłyszał. Ruda uśmiechnęła się w odpowiedzi i wskazała głową na ich zwyczajowe miejsce. Kiedy siadali, pan Atsushi udał się po zamówienie. Nie mógł się nie uśmiechać, słysząc jak komplementują jego pamięć.
– Wszystko podam – Neya zablokowała mu drogę na drugą stronę lady. – Niech pan tylko powie co  i wraca do klientów. Mają ważną sprawę.
Atsushi zastygł zaskoczony bardziej tym, że się do niego odezwała niż samym faktem, że chce go wyręczyć. Już tak czasami robiła. Z nudów wykonywała prace, które on zostawiał sobie na za chwilę. Chciał spytać skąd niby wie, że to coś ważnego, ale zerknął za siebie i dostrzegła jak Runo rozkłada specjalistyczny dyktafon. Poczuł jak dreszcz przebiega mu po plecach. Tysiące imion przetoczyły mu się przez głowę i przy każdym z nich dodał cichą prośbę „by był bezpieczny”.
Nawet nie zauważył kiedy przekazał zamówienie i usiadł obok Runo. Przed nimi stała półka z książkami. Po części dekoracja, po części biblioteka. Atsushi lubił przynosić tu swoje przeczytane książki. Potem pożyczał je klientom albo wymieniał na inne. Czasami dyskutowali o konkretnych tytułach. Promowanie czytelnictwa było jego małym celem życiowym. Kolejne tysiące imion, łączących się z konkretnymi tytułami przeszło mu przez głowę. Znów przy każdym dodał prośbę.
                Niepokój szybko zadusiła optymistyczna myśl, że przecież gdyby coś się stało, już by się dowiedział. Spokojnie wypuścił powietrze, przywołując na twarz szeroki uśmiech.
– Sprowadzają was sprawy służbowe? – spytał już rozluźniony.
Alice spuściła wzrok i zacisnęła usta, ale to przecież nie musiało oznaczać, że zastanawia się jak przekazać złe wieści. Ona tak reagowała na prawie każde wyzwanie. Klaus zerknął wyczekująco na Runo. Ta skupiała się tylko na podchodzącej do nich Neya'i. Nikt nie próbował zacząć.
Atsushi postanowił dać im czas. Tym bardziej, że chciał aby skosztowali nowych ciasteczek dnia. Jemu bardzo smakowały, a uwielbiał dzielić się tym co polubił. Obserwował jak Neya ostrożnie stawia talerze, a potem jak klienci próbują pokrytych czekoladą i karmelem herbatnikowych wypieków. Cała trójka była zachwycona, zwłaszcza Runo, która stwierdziła, że to lepsze niż sernik jej mamy. Może nawet zbyt entuzjastycznie, ale to nie musiało nic znaczyć.
Właśnie dla takich chwil prowadził ten interes. Zadowolenie klienta było dla niego najważniejsze i dopóki choć jedna osoba miała czuć radość dzięki temu miejscu, chciał dopłacać do interesu! Na szczęście dzięki spadkowi, który otrzymał od bogatej ciotki to nie był taki problem. Na szczęście... Ciężko było mówić o szczęściu, kiedy właśnie ten spadek sprawił, że nie ma się już rodziny.
– Cieszę się, że mój gust i tym razem was nie zawiódł – zaśmiał się, ignorując smutne myśli. – Pozwolicie, że trochę z wami posiedzę i pogadam o głupotach? Jakby co dajcie mi znać, że macie mnie dość.
Runo uśmiechnęła się do niego. Chyba zachowywanie się tak jakby to miał być zwykły dzień jakoś ich ośmieliło. Albo zrobiły to te słodkie ciasta. Niezależnie od powodu coś zaczęło się w końcu dziać.
– Pan nigdy nie gada o głupotach – oznajmiła, znów zanurzając widelczyk w cieście. – A dzisiaj, jak pan zauważył, sprowadzają nas sprawy Młodych Wojowników.
Wyszczerzył się, bo pomaganie sprawiedliwości było zaszczytem. Każdy powinien zgłaszać się, jeśli mógł jakoś pomóc. A skoro on mógł pomóc, to powinien się cieszyć. To był wspaniały dzień! Tylko skąd ten niepokój...?
Neya pojawiła się tuż przy nich, ostrożnie trzymając tacę z napojami. Wyraźnie starała się nie patrzeć na duży, jeszcze nie włączony dyktafon. A może już włączony? Nie znali się na takich sprzętach.
– Malinowa – powiedziała dziewczyna, kładąc odpowiednią herbatę przed Alice.
Ruda skinęła głową i przysunęła do siebie cukiernicę. Pracownica zajęła się kolejną szklanką.
– Miętowa – oznajmiła, podając ją Runo.
Nastolatka podziękowała i przestawiła napój trochę dalej od sprzętu. Przebierała palcami po gorącym naczynku, wyraźnie czekając aż znowu będzie mogła podjąć temat. Nie poganiała nikogo, ale Neya od początku zdawała sobie sprawę, że nie jest tu mile widziana. Ostatnią herbatę postawiła bez słowa. Klaus, który do tej pory wpatrywał się w nią dość nachalnie, zdał sobie sprawę, co robił i uciekł oczami w bok.
– Mam na imię Klaus – wymamrotał cicho jakby to miało wszystko wytłumaczyć.
Dziewczyna uśmiechnęła się delikatnie, ale nieco wymuszenie.
– Neya – przedstawiła się i ruszyła w kierunku lady.
Alice pochyliła się w kierunku chłopaka i szepnęła mu coś do ucha nim Runo zdążyła cokolwiek powiedzieć. Ten natychmiast wstał, zabrał swoje zamówienie i zajął miejsce bliżej kasy. Na ten widok Runo prychnęła krótkim śmiechem.
– Pamięta pan swojego pracownika, Hiroshito Tankagiego? – spytała, gdy się opanowała.
Nie dotknęła dyktafonu.
– Spojrzenie pełne pogardy, wieczne znudzenie i niezadowolenie? – odpowiedział mężczyzna pytaniem na pytanie.
Na twarzy Alice pojawił się smutek.
– Gdy ostatni raz go widziałam, był w bardzo dobrym humorze – oznajmiła, upijając łyk herbaty.
Pan Atsushi ożywił się.
– I jak tam u niego? Nie miałem z nim kontaktu odkąd się zwolnił – zapytał ze szczerą ciekawością.
Każdego pracownika traktował jak swoją rodzinę. Nieraz wiedział o nich więcej niż ich bliscy, a gdy kończyli współpracę, listy, telefony lub odwiedziny u byłego szefa były czymś normalnym. Do tej pory nikt nie zerwał z nim kontaktu. Hiro był pierwszy. I to jakoś mocno Atsushiego ubodło.
– W ten piątek napadł na nią razem ze swoimi kolegami. – Teraz Runo skupiła na sobie jego uwagę.
Mężczyzna patrzył na nią zszokowany. Jednak większe zaskoczenie przeżył, gdy usłyszał słowo "koledzy" niż "napadł". Przecież jego Hiro... To znaczy Hiroshito, który u niego pracował, nie potrafił nawiązywać zdrowych relacji z innymi ludźmi. Kłócił się z rodziną, klientami, uczniami ze swojej szkoły i przypadkowymi osobami. Uważał wszystkich ludzi za gorszy gatunek i nie ukrywał tego. I tylko dzięki temu, że unikał niebezpiecznych sytuacji i nie wstydził się uciekać, nie chodził codziennie poobijany. Atsushi wiedział, że Hiro nigdy nikogo nie uderzył i jego jedyną bronią był cięty język. Nie mógł sobie wyobrazić go jako sprawcę napadu.
– Na pewno to był on? – spytał z powątpiewaniem, starając się zbytnio nie zastanawiać co czuje.
Alice skinęła głową, uśmiechając się przepraszająco.
– To jest pewne – powiedziała.
Atsushi zamknął oczy, próbując sobie wszystko uporządkować. Czekali aż do wtorku, by z nim porozmawiać... Pewnie gdyby nie to, że znał osobiście Młodych Wojowników, nie pomyślano by o nim. W końcu rudzielec nie pracował u niego od dłuższego czasu.
– Jego rodzina pewnie nie pomogła? – zapytał, choć znał przecież odpowiedź.
Rodzina Tankagich była rozczarowana starszym synem i całą swoją miłość oraz ambicje przeniosła na młodszego, Hanashiko. Oddali mu cały swój czas, pieniądze i nawet pokój brata. Te dziewięć lat między chłopcami działały jak przepaść. Jednak most porozumienia mógłby zostać zbudowany, gdyby nie niechęć Hiroshito. Ale nie chodziło o to, że miał żal do młodszego brata. Uznał go po prostu za kolejnego, nic nie wartego idiotę. Tak... Atsushi wiedział o Hiroshito Tankagim bardzo dużo.
– Nie kontaktowali się z nim od pół roku – przyznała Runo.
Mężczyzna w zamyśleniu skinął głową. Widocznie wciąż za mało, żeby pomóc.
– Przyniosę wam papiery, które do mnie złożył, ale nie powiedzą wam nic nowego – obiecał, starając się nie myśleć za dużo.
Spokojny uśmiech rudowłosej Alice promieniał wdzięcznością i to jakoś pomagało.
– Będziemy wdzięczni za każdy ślad. Wie pan... On zniknął całkowicie z baz danych – wytłumaczyła, chociaż nie powinna raczej o tym wspominać.
Atsushi chciał już iść poszukać papierów, ale Runo złapała go za rękaw. Posłusznie klapnął z powrotem na miejsce. Patrząc w jej wielkie, poważne oczy, poczuł żal, że nie ma takiej córki.
– Czy Hiroshito miał moc?
Rzadko kiedy Atsushi bywał w takim szoku, że brakowało mu słów. Teraz jednak nie wiedział jak zareagować. Zaśmiać się czy oburzyć? W końcu postanowił być odrobinę podejrzliwy. Położył dłoń na ramieniu dziewczyny i zaczął mówić bardzo powoli, jak do małego dziecka.
– Nie mam pozwolenia na zatrudnianie osób z mocą.
Misaki zrozumiała jak to zabrzmiało i zarumieniła się lekko. Nie chciała go oskarżać o łamanie prawa.
– Okazało się, że posiada moc, a nikt o tym nie wiedział. Pan dobrze go zna i może mógłby pan nam pomóc – wyjaśniła pospiesznie.
Mężczyzna pokręcił głową.
– Na pewno nie miał mocy – odpowiedział, nie mając im za złe wątpliwości.
Drzwi nagle się otworzyły i do środka wpadł wysoki młodzieniec z białymi, rozczochranymi włosami. Oparł dłonie na kolanach i pochylił się, dysząc ciężko z wywalonym jęzorem. Pojawienie się gościa wywołało małe zamieszanie. Nawet Klaus, próbujący za wszelką cenę nawiązać rozmowę z Neya'ą, odwrócił się.
Atsushi natychmiast podszedł do gościa, chcąc upewnić się czy wszystko z nim w porządku, a nie by uciec od przesłuchania. Przybysz szybko uniósł głowę i potaknął, a Runo wydała okrzyk zaskoczenia. O to przed nimi stał Shadow Prove.
– Co ty tu robisz? – warknęła Misaki.
Czerwone oczy spojrzały na nią i od razu poweselały, gdy rozpoznały z kim mają do czynienia.
– To moja... ulubiona kawiarnia... – wysapał, prostując się.
Czujnie obserwował Wojowniczkę, ale kiedy dostrzegł kto przy niej siedzi, uśmiechnął się jeszcze szerzej. Tymczasem pan Atsushi wciąż niespokojnie zerkał na swojego klienta.
– Shadow, ktoś cię gonił? Czemu się nie przeniosłeś? – pytał zaniepokojony.
Prove wreszcie spojrzał na zmartwionego właściciela i uścisnął mu rękę z obłąkańczym uśmiechem.
– Witam, panie Atsushi! – zawołał, potrząsając dłonią kilka razy. – Neya powiedziała, że jak jeszcze raz ją przestraszę, wyrzuci mnie stąd! Na wieki wieków! – wytłumaczył i zaniósł się śmiechem.
Mężczyzna wyrwał dłoń z uścisku białowłosego i spojrzał pytająco na swoją pracownicę. Ta poprawiła okulary, próbując zakryć niewielkie rumieńce.
– Wystraszył mnie kiedyś tak, że omal nie upuściłam zamówienia – wymamrotała cicho.
Pan Shimokawa pokręcił głową i znów spojrzał na Shadowa, który sadowił się na krześle tuż obok Runo. Na tym samym, które przed chwilą sam zajmował.
– A czemu biegłeś? – spytał go.
Chłopak podniósł głowę i pokazał w uśmiechu swoje białe zęby.
– Uciekłem z warty. Musiałem się spieszyć, żeby mnie nie przyłapali.
Na te słowa Runo parsknęła. Wyglądało to tak komicznie, że pan Atsushi nie mógł powstrzymać kolejnego napadu dobrego humoru mimo całej tej dziwnej sytuacji.
– Nie mogłeś się teleportować pod drzwi kawiarni i wejść normalnie? – spytała Misaki, patrząc na niego z wyższością.
Czerwone oczy Shadowa rozszerzyły się. Po chwili albinos zaczął śmiać się bez opamiętania. Atsushi z niepokojem patrzył czy Prove nie spadnie tym razem na podłogę. Nic na szczęście na to nie wskazywało i uspokojony, przeniósł wzrok na Runo.
– Pójdę poszukać tych papierów – oznajmił, a dziewczyna niepewnie skinęła głową.
Patrzyła przy tym na siedzącego obok chłopaka z nieskrywaną złością i lekkim niepokojem. Nie miała najwyraźniej ochoty z nim przebywać. Również Alice nie czuła się tu najlepiej. Nerwowo zerkała na Klausa jakby chciała do niego podejść, ale się bała. Nagle Vexos uspokoił się i popatrzył na Misaki.
– Jesteś taka mądra, Księżniczko. Ja o tym nie pomyślałem! – zachichotał i odwrócił się w stronę Neya'i.
– Kawę zbożową, Kotku! – zawołał.
Szatynka spojrzała na niego z politowaniem i poszła przygotować napój, ale Runo nie zignorowała przezwiska.
– Nie mów do mnie "Księżniczko"! – warknęła.
Shadow wzruszył ramionami, wpatrując się w niedokończone ciasto Runo.
– Kiedy mi się tak kojarzysz – oznajmił. – Będziesz to jeszcze jadła? – spytał milszym tonem.
Dziewczyna z przekory wzięła łyżkę i zaczęła dokańczać porcje. Prove wyglądał na oburzonego. Uderzył pięścią w stół i podniósł dumnie głowę. Szybko jednak ją opuścił, rezygnując z obrażania się. Jego uwagę zaczęło zaprzątać drugie, niedokończone ciasto.
– A ty? – spytał z świecącymi nadzieją oczami.
Alice zadrżała i szybko przysunęła do niego swój talerzyk. Jej przyjaciółka chciała się sprzeciwić, ale gdy chłopak wziął już kęs, a na jego twarzy pojawił się błogi uśmiech, zrezygnowała z pouczeń. Zamiast tego nacisnęła jedną ze ścianek dyktafonu, a potem zaczęła go chować do plecaka.
– Dyktafon z wykrywaczem kłamstw? – spytał Shadow, przyglądając się urządzeniu. – Na pana Atsushiego?
– Musisz tu siedzieć, Vexosie? – warknęła Runo, zdenerwowana nie tylko tym kto to powiedział.
Widelczyk zatrzymał się wpół drogi do ust chłopaka, a on sam wydawał się być w szoku. W końcu popatrzył na Misaki z wyższością, którą jeszcze przed chwilą sam był częstowany.
– Teraz jestem tylko Shadow. Do policjanta nikt nie mówi po pracy policjancie. A bycie Vexosem to tylko praca. Tak samo jak bycie Młodym Wojownikiem – powiedział poważnie.
Runo spojrzała na niego ze złością.
– To styl życia! – poprawiła go.
Chłopak wzruszył ramionami w geście "gadaj se, ja i tak wiem lepiej" i skupił się na kawie, którą właśnie przyniosła Neya. Podziękował skinieniem głowy i upił łyk, zerkając na Gechabich.
– Cukiereczku, czemu nie chciałaś mnie na ochroniarza? – spytał ze śmiertelną powagą.
Alice wbiła wzrok w swoje kolana i skuliła się. Chyba się przestraszyła. Ta myśl sprawiła, że Prove wybuchnął śmiechem. Owszem... Bały się go małe dzieci i strachliwe dziewczyny, ale myślał, że Gechabich jest odważna. W końcu była kiedyś Mascaradem. Znając już odpowiedź na swoje pytanie, Shadow jeszcze bardziej chciał być przy niej. Mogło być zabawnie.
– Co mam zrobić, żebyś mnie przyjęła? – spytał, przesiadając się na krzesło bliżej niej.
Dziewczyna popatrzyła na niego przerażonymi, brązowymi oczami i odsunęła się pod samą ścianę. Na ustach Shadowa zagościł specyficzny uśmiech, który pojawiał się na twarzach ludzi widzących coś ślicznego i bezbronnego. Niektórzy reagowali tak na kotki, inni na malutkie dzieci. Shadow Prove rozczulał się tak tylko nad przestraszonymi, zaszczutymi zwierzątkami (które najczęściej on sam straszył), a ta dziewczyna przypominała mu właśnie takie stworzonko.
– Nie widziałem chyba nic bardziej rozkosznego... – zachichotał pod nosem.
Nagle krzyknął z bólu i złapał się za głowę. Poderwał się na równe nogi, próbując znaleźć sprawcę uderzenia. Nie musiał zbytnio wysilać szarych komórek, bo dysząca ze złości Runo, która wciąż zaciskała dłonie w pięści, była nie do przeoczenia. W Vexosie zawrzało. Uderzyła go po raz kolejny!
– Mnie się nie bije! – wrzasnął, pokazując na nią oskarżycielsko palcem.
Kątem oka dostrzegł, że Neya i von Hercel obserwują ich podenerwowani. Zignorował to, znów przenosząc wzrok na Misaki, która właśnie wstawała. Nie dało jej to praktycznie nic. Wciąż była od niego o wiele niższa.
– Bo co?! Bo jaśnie pan sobie nie życzy?! – krzyknęła, opierając się o stolik.
Pochyliła się w jego stronę, żeby lepiej widział jej wściekłość. Shadow nie miał jednak ochoty kłócić się przez mebel. Podszedł do Wojowniczki tak blisko, że musiała zadrzeć głowę do góry.
– Owszem! – kontynuował wątek. – Jestem powszechnie szanowanym i lubianym Vexosem!
Runo prychnęła.
– Szkoda, że nikt inny o tym nie wie! Nawet twoi "fani" nie mają pojęcia, że nimi są!
Shadow zamrugał. Nie był przygotowany na odpowiedź. Myślał, że dziewczyna obrazi się i sobie pójdzie, a on będzie świętował zwycięstwo.
– Lepiej tacy fani niż żadni! – odparł po chwili zaskoczenia. – Z tego co wiem, jesteś najmniej lubiana wśród Młodych Wojowników! Przyznaj szczerze, że nic nie reprezentujesz!
Misaki zadrżała ze złości i mocniej zacisnęła pięści.
– Ty tak samo! Nie jesteś oddany sprawie ani najsilniejszy, ani nawet przystojny! – krzyknęła.
Chłopak poczuł nową falę gniewu.
– O wyglądzie zewnętrznym powinien mówić ten, kto przynajmniej jakoś wygląda!
– Twierdzisz, że jestem brzydka?! – Chyba trafił w czuły punkt.
Polepszyło mu to trochę humor, bo uśmiechnął się wrednie i przestał się wydzierać.
– Każda potwora znajdzie swego amatora, ale nie oszukuj się. Niebieskie włosy, infantylne kiteczki, wiecznie wykrzywiona twarz, te dziwne ubrania... Ile ty masz lat? Sześć? Może tatuś powinien przestać cię ubierać? Założę się, że przy najlżejszym podmuchu widać ci majtki! – zarechotał, widząc, że jego przeciwniczka to blednie, to się czerwieni.
W końcu chyba coś w niej pękło.
– A ty, pseudo wampirze?! Poczochrany albinos o długich, czerwonych pazurach to dobra partia?! – zaczęła znów się wykłócać.
– Dla ciebie, Księżniczko, aż za dobra!
To mogłoby być całkiem zabawne, gdyby nie to, że Misaki złapała zamówienie chłopaka i wylała je na jego koszulkę. Wrzasnął, odskakując. Kawa była gorąca, ale nie zawracał sobie głowy zdejmowaniem ubrania. Ból, który sprawiło mu oparzenie, potęgował jego wściekłość. A gniew, który nim zawładnął przypominał ten, który odczuwał tylko wtedy, gdy słyszał swoje prawdziwe imię.
Zabić. Tylko ta myśl kłębiła się w jego głowie.
Doskoczył do dziewczyny i złapał ją za szyję. Nie zdążył jednak zacisnąć mocniej palców, gdy kopnęła go w kolano. Nie spodziewał się tego! Jego ofiary zazwyczaj się nie broniły. Wkurzył się przez to jeszcze bardziej, ale z drugiej strony... Puścił dziewczęcą szyję, dłonie położył na jej ramionach. Zastanawiał się jak nazwać kolor tych oczu. Znał przecież nazwę. Czemu teraz miał pustkę w głowie? Po szale nie było śladu.
– Nie dotykaj mnie! – wrzasnęła nagle Misaki i jej pięść poleciała w jego stronę.
Tym razem chłopak zdążył się cofnąć. Nadal był w szoku, ale na jego twarzy pomału zaczęły odmalowywać się inne emocje.
– Jednak ty jesteś najsłodszym widokiem, jaki widziałem – oznajmił i znów zrobił unik.
Widząc płacącego Klausa, poczuł złość, że zabawa skończyła się tak szybko, ale nie chciał tego okazać. Bez słowa wybiegł z kawiarni, zmienił się w cień i pomknął w kierunku ulicy, którą miał patrolować.

---------------------------------------------------------------------------------------------------

   Miło powrócić z czystą głową. Do poniedziałku!

2 komentarze:

  1. Ah, tęskniłam za nowymi rozdziałami ^ ^
    Aż sama chciałabym znaleźć się w takiej kawiarni, brzmi niesamowicie przytulnie.
    Shadow i Runo to naprawdę wybuchowa para, nie ma co czytanie o nich to sama przyjemność xD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z jednej strony chciałabym kiedyś pójść do tego typu kawiarni, ale z drugiej moja introwertyczna natura krzyczy, że chyba oszalałam. XD
      W sumie Shadowa i Runo połączyło mi się kiedyś przez przypadek, ale teraz, po latach dynamika ich relacji jakoś tak "dojrzała" w mojej głowie i mam coraz mocniejsze wrażenie, że się sprawdzą.

      Usuń