Volt starał się
być jak najlepszym podwładnym i zazwyczaj wszelkie raporty składał od razu po
powrocie. Wczoraj, gdy wrócił w środku nocy, po raz pierwszy odstąpił od tej
zasady. A raczej Spectra go do tego zmusił, bo kiedy tylko zobaczył Vexosa,
któremu rozwiezienie Młodych Wojowników uczestniczących w akcji zajęło dwa razy
więcej czasu niż powinno i który tłumaczył, że jechał tak wolno i ostrożnie ze
względu na ból nosa, kazał mu iść spać. W odpowiedzi na słaby protest Volta, że
przecież tak nie wypada, skoro lider tyle na niego czekał, Phantom wskazał mu
drzwi.
– Jeśli złożysz
raport rano, świat się nie zawali – westchnął głośno. – A nawet będzie lepiej,
bo może ból się zmniejszy i będziesz bardziej przydatny.
Z taką logiką nie
można się było kłócić i Volt, wciąż mający wyrzuty sumienia i wątpliwości,
poszedł spać. Ale rano musiał przyznać rację Spectrze. Nie dość, że czuł się
lepiej i w końcu potrafił się skupić, to jeszcze miał czas, żeby sobie wszystko
poukładać w głowie i zdać sprawozdanie wolne od nieistotnych szczegółów. Bo
kogo obchodziło to, co powiedział przeciwnik? Albo jak przebiegała rozmowa z
Młodymi Wojownikami? Albo reakcja Julie na pomysł Shadowa? Tych „albo” było
bardzo wiele. I z tych „albo”, jak się później okazało, składał się głównie
raport Prove'a.
Teraz, po
wykonaniu obowiązku, Volt czuł się naprawdę szczęśliwy. A może raczej chodziło
o to, że dochodziła jedenasta i w budynku panowała relaksująca cisza? Wszyscy,
prócz niego i Spectry, mieli w tym czasie lekcje. Na samą myśl, że już
zakończył swoją edukację, czuł ulgę. Nie musiał się przejmować zarobkami, bo
przynależność do Vexosów dawała mu dożywotnią pensję nawet, jeśli nie byłby w
stanie już dalej walczyć, a poza tym sama wzmianka w CV o grupie otwierała
wiele drzwi. Nie czuł potrzeby dalszego kształcenia się, w przeciwieństwie do
Spectry, który zaliczał chyba z dwa kierunki. Albo kursy.
Młodzieniec
mimowolnie skierował się w stronę podziemnych korytarzy, chcąc poczekać na
Mylene w jej tajnym pokoju. Od dawna chciał z nią porozmawiać, a jakoś nie mógł
jej złapać. Zawsze miała ważne sprawy na głowie i zbyt mało czasu. Przynajmniej
tak się tłumaczyła, gdy pytał ją, czy go unika.
A on przekonywał
sam siebie, że jej wierzy.
Gdy wszedł do
podziemnego pokoiku, skamieniał. Nie wiedział jak się zachować, gdy zobaczył
niebieskowłosą dziewczynę, stojącą nad brzegiem ozdobnego brodzika, który
wprowadzał do podziemnego gabinetu atmosferę Aquosa.
– Mylene, nie
jesteś w szkole ? – spytał, postępując parę kroków.
Odwróciła się
powoli, słysząc jego głos. Volt zatrzymał się, gdy poczuł na sobie chłodne,
niebieskie oczy. Przestał czuć się pewnie. Miał nadzieje, że nie zdenerwował
jej swoim przybyciem. Jeśli robiła coś ważnego, wolała być sama. Chociaż... Czy
zamrażanie wody w brodziku zaliczało się do ważnych spraw?
– Jestem już
dorosła. Mogę decydować, gdzie mam przebywać – odpowiedziała spokojnie.
Volt skinął głową
nieco zaskoczony. Spróbował sobie przypomnieć, kiedy jego wybranka miała
osiemnaste urodziny, ale to było trudne. Na pewno w październiku, ale którego? Nie miał głowy do
dat, a Mylene nigdy nie przypominała im o tego typu sprawach. Ale żeby Shadow,
który zawsze urządzał (czy solenizant
tego chciał, czy nie) huczne urodziny o tym zapomniał? Jego przyjęcia
niespodzianki były zawsze pełne samodzielnie zrobionych „przysmaków”,
badziewnych gier, papierowych czapeczek oraz prezentów wygrzebanych z kosza z
przecenami. I choć wszyscy narzekali na takie urodziny, nikt nigdy z nich nie
wychodził. Volt pamiętał swoje i domyślał się, że chodziło o to miłe ciepło w
środku i głosik w głowie, który krzyczał: „Pamiętali!”. Zrobiło mu się smutno.
Mylene miała tego nie doświadczyć.
– Kiedy miałaś
urodziny? – zapytał.
– Wczoraj, gdy
byliście w Lorsono. Dzięki temu uniknęłam tego głupiego przyjęcia – odparła bez
żalu, podchodząc do biurka.
Volt miał
nadzieję, że jednak choć trochę żałuje braku urodzinowej imprezy. Mógłby wtedy
urządzić jakieś miłe wyjście. Ale bez Shadowa. I bez reszty Vexosów. Uśmiechnął
się szeroko na sam pomysł i nie czekając długo, postanowił go wcielić w życie.
– Co powiesz na
wyjście do restauracji w ramach prezentu? – wypalił bez namysłu.
Dziewczyna usiadła
przy biurku i przesunęła na bok mieniącą się błękitem i żółcią skrzynkę, która
pod wpływem jej dotyku zmieniła kolor na jasny niebieski. Gdy zabrała dłoń,
kolory znów zaczęły się zmieniać. Chwilowa obserwacja tego przedmiotu zdawała
się całkowicie pochłaniać jej myśli, więc Volt postanowił ponowić propozycję.
– To zgodzisz się
na tę kolacje? – po chwili zdał sobie sprawę, że nie dodał istotnego szczegółu,
który mógł zaważyć na odpowiedzi. – Pójdziemy we dwójkę. Bez reszty – dodał.
Mylene wzięła do
ręki jakieś papiery, które leżały w szufladce i zaczęła dzielić je na dwie
grupki. Spisane ręcznie na lewą, wydrukowane na prawą. Nie popatrzyła na
chłopaka ani nie przerwała sortowania, gdy odpowiedziała:
– Brzmi to trochę lepiej od pomysłów Shadowa,
ale nie mam czasu ani chęci.
Tylko trochę
lepiej od pomysłów Shadowa? Volt poczuł się, jakby pchnęła go nożem w brzuch.
Mimo to postanowił nie wracać do tematu. Zamiast tego, zdecydował pomagać jej w
każdy możliwy sposób. Wtedy miałaby czas, a chęci same by się znalazły. Taką
miał nadzieję.
– Martwisz się
czymś? – spytał, podchodząc bliżej.
Ustał tuż za nią,
żeby mieć wgląd na to, co przegląda. Może mógłby jej coś doradzić? Oparł swoje
wielkie dłonie na oparciu krzesła i pochylił się nad dokumentami, które właśnie
skończyła porządkować. Był tak blisko dziewczyny, że słyszał jej wciąż spokojny
oddech. Był tym lekko zdziwiony. Spodziewał się, że przyspieszy, tak jak jego
serce, ale najwyraźniej taka bliskość nie robiła na niej wrażenia. Poczuł
wielkie rozczarowanie.
– Volt? – odezwała
się chłodno.
Zareagował
natychmiast.
– Tak?
Miał nadzieję na
przełom w ich relacjach. Na coś, co sprawi, że wreszcie się przed sobą otworzą.
A jak to bywa z nadziejami, są domeną głupców.
– Odsuń się.
Dyszysz mi w twarz.
Wykonał polecenie
z rumieńcem na twarzy. Nie spodziewał się, że rzuci mu się na szyje i wyzna, że
też go kocha, ale miał nadzieję na coś głębszego niż „dyszysz mi w twarz”.
Przynajmniej nie tak poniżającego. Zdenerwowany patrzył na jej idealnie
uczesane, niebieskie włosy, które tak ładnie okalały jej twarz. Chciał
powiedzieć coś, co puściłoby ten incydent w niepamięć. A jedyną rzeczą, jaka
mogła teraz zainteresować Mylene, była potęga zamknięta w skrzynce.
– Masz już Pyrusa
i Subterrę?
Nie spojrzała na
niego, ale odpowiedziała od razu.
– Myślę, że możemy
wykorzystać Młodych Wojowników. Kuso jest nieinteligentny, a do tego pragnie
być najlepszym. Użyteczniejszego połączenia nie znajdziemy. A Makimoto ma do
ciebie słabość. Tak przynajmniej wynika ze słów Shadowa.
Nagle Volt doznał
olśnienia. Przecież Mylene słyszała raport Shadowa! Pewnie była zazdrosna o
Julie! Zadowolony ze swojego odkrycia, postanowił ją uspokoić.
– Nie lubię takich
dziewczyn – oznajmił z całym swoim przekonaniem.
Jednak jego szósty
zmysł zawiódł na całej linii.
– Co z tego? Masz
udawać, żeby użyczyła nam mocy w odpowiednim momencie – warknęła dziewczyna. –
Mam nadzieję, że szybko ulegnie twojemu urokowi.
– Ty też uległaś?
– wypalił, nim pomyślał.
Vexoska
wyprostowała się, ale nie odwróciła. Volt postanowił poprowadzić sprawę do
końca, skoro już i tak stał na cienkim lodzie.
– Mylene, nie
udawajmy, że nic się wtedy nie stało! – podniósł lekko głos.
Myślał, że to ją
przekona do podjęcia tematu. Tym razem się nie pomylił.
– Nie udajemy.
Przecież to nie miało znaczenia – odpowiedziała najzwyklejszym w świecie tonem.
Volt był w
głębokim szoku. Nie spodziewał się czegoś takiego. Gdy jakiś czas temu przyszła
do jego pokoju porozmawiać, nie wiedział, że to odmieni jego życie. Sądził, że
ta pogawędka będzie dotyczyła przemyśleń na temat Spectry. Czasami odwiedzała
go, by ponarzekać i knuć plany przejęcia władzy nad Vexosami. Nie sądził wtedy,
że są prawdziwe. Przecież każdy narzekał kiedyś chociaż raz na swojego szefa i
myślał, że dałby sobie lepiej radę na jego miejscu. Wtedy jednak przedstawiła
mu już gotowy plan i zaproponowała współpracę. Nie był pewny czy chce w tym uczestniczyć.
Argumenty miała bardzo przekonujące, ale on był lojalny Spectrze. Nie dlatego,
że darzył go szacunkiem. Nie wiązała go też żadna przysięga. Po prostu zdrada
była niehonorowa. Tłumaczył to jej, gdy przyciągnęła go do siebie i pocałowała.
To nie mogło długo
trwać. Niestety. Ta najpiękniejsza chwila w jego życiu była jednocześnie
najkrótszą. A tyle się przez nią zmieniło!
Wtedy zdał sobie sprawę, że ją kocha i obiecał spełnić wszystkie jej
marzenia.
A ona teraz
twierdziła, że to wszystko nie miało znaczenia.
– Więc czemu mnie
pocałowałaś? – spytał bezbarwnie.
Wciąż siedziała do
niego tyłem. Miał ochotę odwrócić krzesło i spojrzeć jej w oczy, ale
powstrzymał się. Bał się, że jeśli zobaczy w nich potwierdzenie wcześniejszych
słów, skrzywdzi ją.
– Jesteś dziwnym
człowiekiem – zaczęła powoli. – Nie porzucisz dziewczyny po wspólnie spędzonej
nocy. Nie potrafisz pocałować jej na pierwszej randce, bo dla ciebie całus
zakłada jakieś więzi. Jest czymś istotnym. Obietnicą. Masz wyobrażenie o
miłości jak mała dziewczynka. Myślisz, że trafisz od razu na wybrankę i
postanawiasz być jej wierny do końca życia. Pech chciał, że zauważyłam twoje
reakcja na propozycje niektórych fanek. Zrozumiałam twoją bzdurną teorię
miłości. I teraz jesteś uwięziony. Choć wiesz, że to podstęp i tak będziesz
chciał mi pomóc. Ten pocałunek był dla ciebie jak ślub, prawda?
Słowa Mylene
boleśnie wwiercały mu się w czaszkę. Więc to wszystko uknuła, żeby mieć go po
swojej stronie? I przyznała się przed nim, bo wiedziała, że to nic nie zmieni?
Szkoda, że musiał przyznać jej racje. Wszystko to, co powiedziała, było prawdą.
I brzmiało tak zawstydzająco głupio.
– Nie ma czegoś
takiego jak miłość, Volt. – Dziewczyna zmieniła nagle wątek. – Jest tylko
nieracjonalne przywiązanie do drugiego człowieka, które potrafi wszystko
zepsuć.
Nagle wstała i
odwróciła się w jego stronę. Chłopak nie rozumiał, dlaczego po tym wszystkim co
usłyszał, te zimne, niebieskie oczy wprawiły go w taki zachwyt. Ani dlaczego
ten złośliwy uśmiech na wąskich wargach wywołał w nim tylko ciepłe odczucia.
Mylene tymczasem podeszła do niego tak blisko jak tylko to było możliwe. Była
od niego niższa co najmniej o głowę. Wyglądała przy nim tak krucho i
delikatnie. Jak lodowa rzeźba, którą bardzo łatwo zniszczyć przez nieuwagę.
– To nic nie
znaczy, Volt. To tylko pusty gest – oznajmiła stanowczo i postanowiła mu to
udowodnić.
Położyła mu dłonie
na ramionach i ustała na palcach. Gdy przybliżała twarz do jego twarzy,
zobaczył w niebieskich oczach brak jakichkolwiek uczuć. Nie zastanawiając się
ani chwili, odepchnął ją. Marzył, by znów ją pocałować, ale nie w taki sposób!
Ona też miała go kochać! Jej też to miało sprawiać przyjemność!
Odsunął się prawie
do drzwi i wbił wzrok w podłogę. To nie tak miało być. On chciał jej miłości, a
nie tylko pustych pocałunków i fałszywych wyznań. Naprawdę ją kochał!
– Musimy spróbować
pozyskać przychylność Sarogaru – odezwała się nagle Mylene.
Gdy Volt spojrzał
w jej stronę, zobaczył, że znów siedzi przy biurku. Jakby nic się nie stało.
Pewnie to też nic dla niej nie znaczyło! Poczuł złość i gorycz. Miał ochotę
zrobić sobie krzywdę. Sobie, bo jej nie ważyłby się tknąć.
– Shadow zaczyna
kaprysić – mówiła dalej dziewczyna. – Myślę, że w końcu się wykruszy. Mamy
szczęście, że nie znosi Spectry. W przeciwnym razie mógłby mu coś powiedzieć.
– Czyli
potrzebowałabyś też Darkusa? – spytał mimowolnie.
Ciągle chciał jej
pomóc! Jaki on był głupi!
– I to bardziej
niż Pyrusa i Subterry. Kuso i Makimoto są pewni, ale Shadow i Sarogaru to
wielka niewiadoma – przerwała jego myśli. – Szkoda, że nie mamy podwójnych mocy
jak tamci.
Volt nie pokazał
jak wielkie wrażenie zrobiły na nim te słowa. Pożegnał się tylko i ruszył do
swojego pokoju przemyśleć coś. Dziewczyna nie mogła się domyślić, że coś
planuje. A planował dużo. Jej słowa kołatały mu się po głowie, a od czasu do
czasu do głosu dochodziły też zdania wypowiedziane wczoraj przez przeciwnika.
To wszystko pchało go do jednej myśli. Myśli, która miała odmienić jego życie
prawie tak bardzo jak tamta "rozmowa" z Mylene.