Liceum numer 1 w Pretend od dawna znajdowało się w czołówce najlepszych szkół, ale od czasu założenia Młodych Wojowników stało się naprawdę popularne, więc nikogo nie zdziwił fakt, że dostało fundusze inwestycyjne. Dzięki nim odnowiono boisko do piłki nożnej, zbudowano basen, wyposażono laboratorium chemiczne i przebudowano wschodnie skrzydło, dodając nowe sale lekcyjne. Takie rozbudowy oprócz pieniędzy pochłonęły oczywiście też tereny.
Nikt nie oburzył się, gdy postanowiono wyburzyć kilka pustych budynków czekających od dawna na wynajęcie. Przy dwóch małych sklepikach pojawiły się nieśmiałe głosy protestu, głównie ze strony właścicieli, ale zamilkły, gdy zaoferowano im lepsze miejsca. Jednak gdy pod teren szkoły miał zostać podciągnięty zaniedbany park, ludzie wyszli na ulice. Nie chcieli dać się przekonać, że miasto nie potrzebuje dwóch parków, tym bardziej, że do tego koło szkoły prawie nikt nie zaglądał. Pałętali się z pospiesznie zrobionymi transparentami parę godzin nim władze poszły na ugodę. Może akcja była tak skuteczna, a może przez brak pomysłów architektów, pozostały teren z rosnącymi rzadko drzewami dano do dyspozycji i mieszkańcom, i uczniom, którzy spędzali tam przerwy.
Tak naprawdę podział między szkołą i miastem pojawił się spontanicznie po pierwszych dwóch tygodniach. Nikt nie wymagał, by "cywile" nie podchodzili blisko placówki, ani nie kazano licealistom nie oddalać się za daleko, ale tak się stało. A gdy dostawiono więcej ławek, prawie wszyscy stłoczyli się przy budynku. Podobny, bo istniejący tylko w głowach podział dokonał się też jeśli chodzi o miejsca. Każda grupa uczniów miała swoje stałe lokum i nikomu nie przyszło do głowy podsiadać innych. Gdy jakiejś liczniejszej grupce brakowało miejsca, przynosili dodatkowe składane krzesła lub koce zamiast zabierać ławki innym.
Tak też postępowała grupa Młodych Wojowników. Ich miejsce było położone jak najdalej od szkoły przez co mieli dużo wolnego terenu i spokoju. A to, gdy jest się kimś w rodzaju idoli, może być najważniejszym argumentem. Na pewno ważniejszym niż kwestia szybkiego dojścia.
Dla Alice było to małym wybawieniem. Nie musiała paradować przez cały park ubrana w grubą kurtkę i czapkę, tylko podchodziła do ławki Młodych Wojowników i rozbierała się zanim osoby, które nie znały miejsca jej zamieszkania, zaczęły by się dziwnie patrzeć. Nie lubiła tego, bo miała wtedy przykre wrażenie, że jest tu obca. Owszem, rozumiała dlaczego tak się na nią gapią. W końcu jesień była cudowna, ciepła i przyjemna. Tylko zmarzlacy zabierali z domu cieniutkie kurtki, choć i to zdarzało się rzadko. To, że rozumiała nie znaczyło jednak, że było jej z tym miło. Z tego powodu nie rozbierała się na przystanku wśród mas czekających na autobusy, tylko prędko ruszała w stronę szkoły, chcąc jak najszybciej zejść im z oczu.
Każde pięć minut, bo tyle mniej więcej zajmowała jej trasa, w zbyt ciepłym ubraniu było małą torturą, ale i tak jesień była lepsza od późnej wiosny. Wtedy musiała wybierać między marznięciem w Lorsono, a zdejmowaniem rajstop i swetrów w szkolnej łazience. Nie znosiła tych zmian klimatycznych, ale równocześnie nie chciałaby mieszkać cały czas w wiecznej zimie, więc codziennie optymistycznie zaciskała zęby i skupiała się na cudach natury zamiast na nieprzyjemnym pocie.
Dziś szła szlakiem ze złocistych, szeleszczących liści, nie mogąc przestać się uśmiechać. Te małe cuda nie były obślizgłe jak to bywało w deszczowe dni, ale suche i piękne niczym w książeczce dla dzieci. W takich chwilach naprawdę żałowała, że mieszka w Lorsono. Najmniej tęskniła za normalnym klimatem zimą, gdy różnicę stanowiła tylko temperatura, ale wtedy też nie miała powodu by się tak zachwycać wszystkim na około.
– Alice!
Dziewczyna natychmiast uniosła głowę i pokiwała siedzącym na ławce Julie i Runo. Gdy tylko podeszła na tyle blisko, by mogły się słyszeć bez krzyczenia, Makimoto zmierzyła ją zbulwersowanym spojrzeniem od stóp do głów.
– Alice! Jak ty wyglądasz! Zieleń jesienią! Zwariowałaś?! – zawołała, mrugając do niej.
Rudowłosa z uśmiechem zrzuciła kilka liści z dwóch przyniesionych krzeseł, żeby chłopcy nie musieli się wysilać i zaczęła się rozpinać. Słuchała przy tym z radością wykładu na temat mody, chociaż niezbyt ją to interesowało. Lubiła jednak mieć pewność, że wszystko jest takie jak dawniej. Że Julie będą obchodzić tylko fryzury i stroje, że będzie plotkować nawet, jeśli nikt jej nie słucha i... że pozostanie jej przyjaciółką na wieki.
– Siadaj koło nas – Runo prawie natychmiast przerwała potok słów. Nigdy nie była zbyt cierpliwa.
Julie zrobiła obrażoną minę, ale już po chwili zaczęła się uważnie przyglądać strojowi Alice, który ukazał się po zdjęciu kurtki. Chyba spełnił jej oczekiwania, bo go nie skomentowała, ale na widok rudych, potarganych włosów złapała się za serce.
– Wyglądasz jak czupiradło! Zlituj się!
Alice poczuła lekkie ukłucie w sercu. Nie przejmowała się zbytnio swoim wyglądem, ale taka uwaga od szczerej do bólu przyjaciółki nie mogła zostać całkowicie zignorowana. Tym bardziej, że Julie chciała jak najlepiej.
– Znów tak u was wiało czy zapomniałaś jak wygląda szczotka? – kontynuowała "stylistka", nie zważając na wściekły wzrok Runo.
Misaki doskonale zdawała sobie sprawę, że takie słowa nie są zbyt miłe nawet jeśli zostały wypowiedziane w dobrej wierze, ale nie miała pojęcia jak wybudować tamę, która mogłaby powstrzymać ten potok słów. Alice wyraźnie widziała jak szuka w głowie rozwiązania i to ją rozczuliło. W pewien sposób stawała w jej obronie.
– Wiesz, Julie – odezwała się cicho, odkładając kurtkę na plecak. – Tak się dzieje, gdy nosisz czapkę. I gdy się spocisz. I masz rację, w Lorsono wiał wiatr.
Julie zacmokała jakby uważała to za bardzo marną wymówkę. Szybko nachyliła się nad plecakiem i wyjęła z niego pomarańczową szczotkę do włosów. Jedną z tych o dziwnym kształcie, który miał ułatwiać rozczesywanie czy coś w tym rodzaju. Alice nie do końca słuchała, gdy przyjaciółka chwaliła się tym zakupem.
– Nie możesz się zaniedbywać – Julie usadziła ją na ławce tyłem do siebie. – Jesteś na to zbyt ładna! – oznajmiła z wyraźną pretensją.
Alice lekko się zaczerwieniła, bo jej przyjaciółka nie mówiła takich rzeczy nawet o sobie samej. Nie zaczęła się z tym kłócić, bo wiedziała, że Julie naprawdę tak uważa, ale nie potrafiła tego zrozumieć. Nie widziała w sobie nic wyjątkowego, ale może to była taka cecha u wszystkich dziewczyn w ich wieku? Smukłe, ciemne dłonie łagodnie czesały jej włosy, wprowadzając ją w coś w rodzaju transu. Może Julie faktycznie ją zaklinała, bo każde jej słowo poprawiało jej humor i wlewało przyjemną pewność siebie:
– Masz śliczną twarzyczkę i zdrowe włosy o bardzo ładnym odcieniu. Czemu ciągle to zaniedbujesz?
– Wcale nie – zaprotestowała nagle wbrew sobie. – Nie jestem ładna. A moje kudły są po prostu rude.
Sekundę później poczuła lekkie szarpnięcie za jeden z kosmyków. Jęknęła, choć tak naprawdę prawie nic nie poczuła.
– Nie waż się tak mówić! – warknęła tym razem Runo. – To, że Kuroi nazwa twoje włosy w taki sposób, nie upoważnia cię do tego samego!
Zaskoczona Alice chciała przeprosić i wyjaśnić, że nie chciała tego powiedzieć i że właściwie to nie były do końca jej myśli, ale sytuacja stałaby się wtedy jeszcze głupsza, więc postanowiła po prostu wysłuchać kazań przyjaciółek. Julie, nie przerywając czesania nachyliła się do jej ucha.
– A po za tym chłopcy lubią takie odcienie – zachichotała, mając chyba coś konkretnego na myśli. – Wolałabyś być niepełną albinoską jak ja? A może raczej chciałabyś mieć urok Runo?
Słowo urok zostało podkreślone dziwnym naciskiem, który nie spodobał się obgadywanej.
– Co ty powiedziałaś?! – wrzasnęła, kładąc ręce na biodrach i pochylając się w jej stronę z zaczepnym wyrazem twarzy.
Julie nawet na nią nie spojrzała. Była zbyt pochłonięta dokładnym rozczesaniem kilku kołtunów na głowie spokojniejszej z przyjaciółek i wydawało się, że sprawia jej to radość. Może tak było? Kiedyś im się zwierzyła, że chciała się uczyć na fryzjerkę albo kosmetyczkę, ale nie mogła przecież być gorsza niż jej starsza siostra i nie chodzić do liceum numer 1 w Pretend. Wtedy zrobiła taki głęboki wdech rezygnacji podobny do tego, który teraz poprzedził wyliczankę:
– Twoja twarz jest bardzo dziecinna, co podkreślają tylko te nienaturalnie okrągłe oczy, a twoje włosy... No cóż... Danowi podobają się, bo wyglądają jak lody "Błękitna mgiełka" – oznajmiła.
Alice zesztywniała. Spodziewała się, że Runo zaraz wybuchnie, a ona uwięziona przez szczotkę nie zapobiegnie kłótni, ale zamiast tego na trójkątnej, według Julie – dziecinnej, twarzy pojawił się uśmiech.
– Naprawdę powiedział, że mu się podobają? – rozległ się niepasujący do kogoś z rodu Misakich miękki głos.
Runo zawsze była twarda i może nawet trochę agresywna, co zupełnie nie pasowało do jej stylu ubierania się. Ich "własna stylistka" oceniła kiedyś, że takie króciutkie spódniczki, pasiaste podkolanówki i bluzeczki odkrywające ramiona mogą dobrze wyglądać ewentualnie do czternastego roku życia, a na starszych dziewczynach, niezależnie od tego jak dziecinnie i niewinnie wyglądają ich buzie, prezentują się wulgarnie, a w najlepszym razie fetyszowo. Zwłaszcza z dwoma kitkami. Mówiła, że daje to sygnał facetom, że taka dojrzała już panna chce być traktowana jak dziecko i będzie posłuszną, uroczą partnerką, która zrobi wszystko dla lizaczka. I pewnie dlatego faceci zainteresowani Runo uciekali gdzie pieprz rośnie, gdy tylko zaczynała pokazywać swój twardy, feministyczny charakter. Zaanalizowana dziewczyna twierdziła, że ma takie brednie gdzieś, ale Alice i inni przyznawali, że Julie ma zaskakującą wiedzę o relacjach damsko-męskich. A przekazywała ją tak jak teraz – mówiąc powoli i rozkoszując się, że ktoś jej słucha:
– Powiedział to, gdy poszłam z nim do kina. Ty pojechałaś na stadninę dziadków, a reszta też była zajęta, więc mogę powiedzieć, że miałam szczęście. Wracając wstąpiliśmy na lody, a on pokazał mi ten deser i powiedział, że ma taki sam kolor jak twoje włosy. Po chwili dodał, że je bardzo lubi – zakończyła relację.
Alice obserwowała uważnie twarz Runo i nie mogła nie zauważyć nadziei w jej oczach. Jej sympatia do Dana była zbyt oczywista i wszyscy w ich grupie musieli się bardzo natrudzić by tego nie zauważać. Wiedzieli, że jeśli zaczną wysyłać znaki, że wiedzą o tych uczuciach, dziewczyna się z nich wycofa. Nigdy nie była dobra w wyrażaniu innych emocji niż gniew czy niezadowolenie. Czasami wydawało się, że nie potrafi sobie z nimi radzić. Nawet teraz pytanie, które mogłoby ją zdradzić nie zostało dokończone:
– Chodziło mu o lody, czy o moje... – zamilkła przy ostatnim słowie, ale każda z nich wiedziała o co chodziło.
Julie chyba nie miała ochoty już rozmawiać na ten temat, bo nie odpowiedziała, ale równie dobrze mogła być zbyt zajęta oglądaniem efektu swojej pracy, by to usłyszeć. Szczotkę wrzuciła do plecaka i odwróciła twarz Alice w swoją stronę. Obserwowała efekt swoich działań z szerokim uśmiechem, co było nieco krępujące, a gdy dołączyła się do niej Runo, Alice spuściła wzrok. Nie lubiła być w centrum uwagi. Nawet w takich okolicznościach.
– Chodziło mu o lody, czy o moje... – zamilkła przy ostatnim słowie, ale każda z nich wiedziała o co chodziło.
Julie chyba nie miała ochoty już rozmawiać na ten temat, bo nie odpowiedziała, ale równie dobrze mogła być zbyt zajęta oglądaniem efektu swojej pracy, by to usłyszeć. Szczotkę wrzuciła do plecaka i odwróciła twarz Alice w swoją stronę. Obserwowała efekt swoich działań z szerokim uśmiechem, co było nieco krępujące, a gdy dołączyła się do niej Runo, Alice spuściła wzrok. Nie lubiła być w centrum uwagi. Nawet w takich okolicznościach.
– Ładnie wyglądasz – stwierdziła szybko Runo, ale myślami była raczej przy Danie.
Julie była bardziej rozmowna.
– Ładnie? Prześlicznie! Nadawałabyś się na modelkę. Gdybyś czasem pomalowała usta błyszczykiem i ubrała coś ładniejszego nawet Shun padłby ci do stóp! – zawołał bez zastanowienia jak to miała w zwyczaju.
Policzki Alice pokryły się rumieńcem, a dziewczyna pochyliła głowę, chcąc to ukryć. Wstydziła się swojej reakcji. Ucieszyła się na tą propozycję, co nie było zbyt odpowiednie. Był w drużynie, a ona nie. Mieszkali daleko. Odciągała by go od zadań. Tylko tyle powodów wymyśliła przeciw ich związkowi, o którym po cichutku marzyła. Stanowczo za mało by usprawiedliwić aż takie poczucie, że to nieodpowiednie, ale nie mogła z tym nic zrobić. Nie mogła go kochać jawnie, choć sama nie wiedziała czemu. Czuła, że to nie było by fair wobec drużyny.
– A ty bardzo byś tego chciała, prawda? – szepnęła jej w ucho Julie.
Alice zerknęła niepewnie na Runo, ale ta nic nie podejrzewała. Wypatrywała Dana, prawdopodobnie by zadać banalne pytanie " Czy lubisz "Błękitną mgiełkę"?". Tylko Julie, która siedziała koło niej, czekając na odpowiedź, to zauważyła. Ale jak? Była ostrożna. Przynajmniej starała się taka być. Spuszczała głowę, gdy na nią patrzył, mówiła do niego, tylko wtedy, gdy to było konieczne i ukrywała każdy uśmiech czy rumieniec spowodowany jego słowami. Coś musiało ją zdradzić, ale co?
– Dan! Shun! Kuroi! – rozległ się krzyk Runo.
Julie odsunęła się, wciąż obserwując Alice, a sama rudowłosa spojrzała na przybyłych. Natychmiast tego pożałowała. Poczuła się jakby ktoś kopnął ją w brzuch. Nie mogła uwierzyć w to co widzi. Zignorowała Kuso, który szybko pobiegł w ich stronę. Jej oczy wpatrywały się tylko w Shuna i Kuroi. Czarnowłosa Sarogaru nigdy nie ukrywała swojego zainteresowania Kazamim, ale teraz przegięła. Z szerokim, uwodzicielskim uśmiechem szła BARDZO blisko niego. Alice zagryzła wargi, gdy w połowie drogi złapała go za ramię. Chłopak obrzucił ją zimnym spojrzeniem i coś powiedział, ale ze względu na odległość, rudowłosa nie usłyszała co. Jej wyobraźnia podsuwała najgorsze z możliwych opcji. Zwłaszcza, że tamta nadal go trzymała.
– Zazdrosna? – szepnęła jej do ucha Julie.
Dziewczyna skinęła lekko głową zanim zrozumiała co robi. Poczuła, że zaraz wybuchnie, jeśli Shun nie zareaguje.
Błagam. myślała. Zdenerwuj się na nią.
Prośby Alice zostały dziś wysłuchane, bo Kazami po kolejnym braku reakcji na jego słowa po prostu wyszarpnął rękę i poszedł w kierunku szkoły. Kuroi warknęła coś do siebie i podeszła do reszty Wojowników ze swoim olśniewającym uśmiechem, jakby wcale ją to nie obeszło. Nie można było na nią nie patrzeć i po raz kolejny nie analizować tego jakie wrażenie robi na innych. Była wysoką, szczupłą szesnastolatką o czarnych oczach i kruczoczarnych włosach. Lubiła ciemne, dużo odkrywające stroje, które podchodziły pod styl gotycki. Większość męskiej populacji uważała ją za piękną. Sama też tak sądziła, a Alice nie mogła się z nią nie zgodzić. Jak miałaby rywalizować z taką dziewczyną?
– Alice, to nie twoje miejsce – odezwała się z fałszywym uśmiechem, gdy podchwyciła jej wzrok.
Alice doskonale wiedziała, że nie o ławkę chodzi, ale reszta grupy była głucha na aluzję, w szczególności Dan, który znów kłócił się z Runo o głupoty, ale nie miała prawa żądać by było inaczej. Spuściła wzrok, starając się być niewidoczna. Julie, która nie cierpiała nowej Wojowniczki, nagle wstała, wzięła swoją torbę i ruszyła w stronę liceum.
– Był dzwonek – oznajmiła na odchodnym, na co Kuroi i Shun ruszyli za nią.
Runo zaprzestała kłótni i tylko przyjrzała się zdenerwowanemu Danowi.
– Lubisz deser "Błękitna Mgiełka"? – spytała szybko, ale w taki sposób jakby nie zależało jej na odpowiedzi.
Kuso, który założył już plecak, skrzywił się.
– Ma obrzydliwy smak! – mruknął, na co Runo przytuliła go i pobiegła w kierunku białego budynku bez żadnych wyjaśnień.
Zdezorientowany chłopak spojrzał na zbierającą swoje rzeczy Alice, ale wbrew pozorom nie zamierzał spytać o zachowanie Misaki. Rozejrzał się wkoło, ale nie widząc nikogo uspokoił się i podszedł do dziewczyny.
– Na następnej przerwie chcę porozmawiać o sprawach Wojowników – oznajmił.
Alice zamarła. Spokój i lekka radość, która zapanowała w jej sercu po reakcji Shuna zostały zastąpione lodowatym zimnem. Wyraźnie czuła pustkę. To będą sprawy drużyny, a ona do niej nie należała. Już nie...
– Pójdę gdzieś na ten czas – obiecała, ale Dan nie był tym zadowolony.
– Ty też musisz nam pomóc. Jesteś bardzo mądra! – powiedział.
Dziewczyna powinna być zadowolona z komplementu, ale pamiętała ich wczorajszą rozmowę. Słowa "Tylko byś nam przeszkadzała" wciąż bolały.
– Będę tam zbędna – szepnęła chcąc odejść, ale Dan złapał ją za nadgarstek.
Nie odwróciła się.
– Potrzebuję cię. Nie jestem, aż tak inteligentny jak się wszystkim zdaje, ale nadrabiam z twoją pomocą. Alice! Nie rób mi tego! – jęknął.
Skinęła głową, bo nie chciała żeby był smutny. Dopiero po tym zdała sobie sprawę z tego co właśnie powiedział. Przecież przyznał, że jest potrzebna! Zaskoczona wzięła głęboki wdech i zrozumiała, że musi dostać chwilę spokoju, bo jak nie, to chyba zwariuje ze szczęścia.
– Już po dzwonku, powinieneś się pospieszyć – zauważyła cicho.
Przyjaciel załapał aluzję albo po prostu zdał sobie sprawę, że nie powinien już się spóźniać na lekcje. Tak czy siak puścił ją i pobiegł do klasy, a ona spokojnie ruszyła przed siebie. Spóźnienie jej nie groziło. Pierwsza lekcja była z sędziwym panem Albertem - chemikiem. Zawsze mijało kilka minut nim doszedł na miejsce i nie wyganiał za kurtki w klasie, więc nie było przeciwwskazań do oddania jej do szatni na kolejnej przerwie. A teraz mogła rozkoszować się spacerem po prawdziwym, nie ulepszanym świecie, a tylko o tym marzyła.
Nagle zatrzymała się wpół kroku. To było bardziej przeczucie niż racjonalny powód. Nie usłyszała ani nie zobaczyła niczego dziwnego, a jednak miała całkowitą pewność, że za sędziwym dębem byli obcy. Serce zaczęło bić jej jak oszalałe, a mięśnie zesztywniały. Rozsądek podpowiadał, że powinna iść, ale coś kazało jej się zatrzymać. Podeszła bliżej, nasłuchując, choć bardzo chciała stamtąd odejść.
– Załatwimy tę dziewuchę w ten weekend! – powiedział pewny siebie głos.
– Jesteś pewny, że ją? Przecież ona ma moc! – przerwał drugi.
Alice starała się nie oddychać tak głośno i łapczywie, ale wiedziała już, że chodzi o Kuroi, Julie albo Runo. Ewentualnie o nią lub Mylene, ale to było mało prawdopodobne.
– Mieszka na odludziu, praktycznie bez opiekunów. Nikomu nic nie powie. Jest zamknięta w sobie – odparł ten pierwszy.
Serce Alice chyba miało ochotę przebić jej klatkę piersiową i chyba przez to głosy dochodziły jak zza szyby. Nie mówili o nikim z Młodych Wojowników ani o Lodowej Damie.
– Pokaż zdjęcie – odezwał się nagle trzeci głos.
Alice wiedziała, że skądś go zna, ale nie mogła skojarzyć skąd.
– Ruda... Jak ma na imię? – spytał po chwili.
– Alice. Alice Gehabich.
Dziewczyna nie czekała dłużej. Pobiegła w stronę szkoły, błagając by nikt z nich jej nie zauważył.
--------------------------------------------------------------------------------------------
Bardzo podoba mi się to jak poprawiłam ten rozdział. Wydaje mi się ciekawszy. Jest więcej charakteru Julie.
Witam, witam po dość długiej przerwie z mojej strony ;)
OdpowiedzUsuńNa usprawiedliwienie dodam, że walczę z pierwszą sesją w swoim życiu, w związku z czym nie mam zbytnio czasu na czytanie wszystkiego na czas.
Ale wracając do tego, co obecnie najważniejsze - cudownie czyta się kolejne rozdziały raz jeszcze, teraz już z poczuciem, że historia będzie kontynuowana. I dodatkowo poprawione - sprawia to takie wrażenie, jakby po wielu latach czytało się/oglądało jakąś historię, którą kochało się za dziecka, a później do niej wróciło i będąc starszym zauważało więcej szczegółów. Te krótkie, dodatkowe wstawki naprawdę wiele dają i postaci stają się dzięki temu pełniejsze, a niektóre zachowania bardziej racjonalne. Zwłaszcza, że od momentu, gdy pojawia się Lync, zaczyna się moja ulubiona część historii. I choć właściwie pamiętam doskonale to, co dzieje się w następnych rozdziałach (nie, żebym przez te parę lat, nie czytała tego opowiadania z jakiś tuzin razy - i nie, wcale nie przesadzam, tak było), to i tak z niecierpliwością czekam na kolejne części. Zwłaszcza na rozwój wydarzeń ze Spectrą, Nakim i Hiro, no i oczywiście Shadowem ;) To trochę tak, jak powrót do starych przyjaciół, a czytaniu tych rozdziałów towarzyszy to przyjemne uczucie, które ma się właśnie wtedy, gdy czyta się coś po raz kolejny i widząc początkowe wydarzenia, w głowie ma się już to co działo się później oraz to, jak bohaterowie kolejno się zmieniali. Dlatego zabawnie jest teraz widzieć Sarogaru wciąż zauroczoną w Shunie (a jeśli jest tu ktoś, kto poznaje historię od początku - wybaczcie spoiler, udawajcie, że nic takiego nie przeczytaliście).
Podoba mi się te kilka dodatkowych wzmianek o Julie i Runo, są dzięki temu jeszcze barwniejsze. I tu w sumie taka mała prośba z mojej strony, odnośnie dwóch kwestii - może miałaś to już w planach, może nie, ale byłoby świetnie, jakbyś bardziej rozwinęła wątek z tym jak Kuroi wstąpiła do Młodych Wojowników, no i wracając do poprzedniego rozdziału - coś o tych bliznach pod oczami Lynca. Z tego co kojarzę, to chyba pisałaś o tym w opisie postaci na poprzednim blogu, ale miłoby było zobaczyć to w historii ;)
Cóż, to tyle z mojej strony. I choć ciężej jest pisać komentarze, gdy zna się już większość opowiadania, to jak widać dałam radę!
Do następnego czwartku!
Kathaine =)
Oj, jak ja cię rozumiem. :)
UsuńStrasznie dziękuję za ten komentarz. Po cichu liczyłam, że ktoś będzie cieszył się powrotem tej historii, ale gdy czytam co czujesz, mam ochotę skakać z radości. Dałaś mi tym naprawdę wielkiego kopa do działania i poczucie, że sprawiam komuś radość. Przez ciebie (a raczej dzięki) uśmiecham się jak głupia i nie mogę spać przez nadmiar pozytywnych emocji. Dziękuję jeszcze raz!
Akurat zastanawiałam się ostatnio czy nie dać historii jak Kuroi dołączyła do MW trochę wcześniej niż planowałam. Widać wysyłałaś mi jakiś sygnał! XD
Wybacz, że dopiero teraz odpisuję, ale podobnie jak u ciebie - sesja.
Jeszcze raz dziękuję za ten komentarz! Nawet nie wiesz jaką radość mi sprawiłaś!
Ah, po długim tygodniu przeczytanie nowego rozdziału jest cudownym uczuciem. Tak jak zauważyła Kathaine, nowe wstawki dodają charakteru postaciom, i przy okazji realizmu całej historii.
OdpowiedzUsuńW sumie zdałam sobie sprawę jak ważna jest systematyczność. Budujesz jakiś taki odruch w sobie i dzięki temu jest szansa, że to wreszcie dokończę!
Usuń