Stojąc
naprzeciwko Dana Kuso, Spectra myślał tylko o tym kiedy ten pojedynek się
wreszcie skończy. Pewnie gdyby ta cała Alice nie przyszła, rozmyślałby o tym co
powiedzieć, czy wykonać pierwszy ruch albo jaką strategię zastosuje przeciwnik,
ale teraz całą jego uwagę pochłaniała przyszła rozmowa z dziewczyną. Obracał w
myślach słowa, które mogłyby ją przekonać i analizował czy może już przystąpić
do wypełniania planu, czy lepiej poczekać.
To było
zabawne. Jeszcze kilka minut temu ta walka wydawała mu się wielką bitwą o
racje, a teraz widział w niej bezsensowną, męczącą konieczność. Coraz częściej
się to zdarzało. Oczekiwał na coś, wmawiał sobie, że się z tego cieszy albo że
to istotne, a gdy przychodziło co do czego, odczuwał zmęczenie i zniechęcenie.
Nieważne czy był to wypad do kina z Gusem, czy zebranie prasowe. Wszystko
zdawało się takie błahe i nudne. Może jego wypalenie faktycznie brało się z
przemęczenia, jak sugerował Grave?
Niezależnie od tego co czuł,
starał się nie pokazać braku zainteresowania, ale nie przez wzgląd na szacunek
do przeciwnika, bo tak naprawdę Kuso nikt nigdy nie brał na poważnie, ale ze
zwykłej, wyuczonej przez lata ostrożności. Bycie zbyt pewnym siebie prowadziło
do błędów, a te mógł wykorzystać nawet tak słaby osobnik. Tym bardziej, że
Daniel był wyraźnie zdeterminowany i słynął z tego, że walczył do końca. To
było irytujące, ale też w jakiś sposób godne podziwu.
– Dan! Dan! To jest mistrz! Dan!
Dan! Wygra dziś! – wydarła się nagle Makimoto.
Spectra spojrzał w stronę
szarowłosej dziewczyny i zaśmiał się w duchu, widząc jak zgrabnie udaje
chealederkę. Z tego co kojarzył, w Pretend nie było takich formacji, ale
obserwując ją, widział możliwość założenia grupki. Całkiem nieźle radziła sobie
w roli upiększacza.
– A masz! –
nagły wrzask Dana, otrzeźwił Phantoma i pozwolił na uniknięcie kopniaka.
W tej samej
chwili Runo Misaki wykrzyczała myśli, które pojawiły się chyba w każdej głowie,
w tym tej należącej do lidera Vexosów:
– Po co ostrzegasz przeciwnika,
głąbie?!
Kuso pokiwał ręką w jej stronę
uspokajająco jakby jej reakcja była grubo przesadzona, ale cały czas czujnie
obserwował Spectrę. Niepotrzebnie zresztą, bo Vexos wolał patrzeć na poczynania
Kuso, niż samemu zadać cios. Ograniczał się tylko do dużo mówiących min,
którymi komentował każde poczynanie dzieciaka. Na przykład uśmiechnął się z
politowaniem, widząc jak Daniel wyciąga zapalniczkę. Tak... Szef Wojowników nie
potrafił jeszcze samodzielnie wzniecić ognia. Z odpornością też miał problemy,
ale to nie zmieniało tego, że był silny i wytrwały.
Kiedy zapłonął maleńki płomyk,
Wojownik Pyrusa rozniecił go na większy i rozdzielił na dwie, ogniste kule.
Phantom spokojnie czekał na ciąg dalszy, co jeszcze bardziej zezłościło Kuso.
Lider Vexosów wiedział, że maska i powściągliwość w ruchach irytuje wiele osób
i miał zamiar z tego korzystać ze wszystkich sił. Lubił to. Tę złość, która odbierała
zdolność logicznego myślenia. Tak łatwo było wtedy wygrać. Nawet zbyt łatwo.
– Wciąż nie potrafisz rozpalać?
Potrzebujesz pomocy? – spytał spokojnie, komentując to o czym wszyscy i tak
wiedzieli.
Zgodnie z jego przypuszczeniem,
Kuso zdenerwował się i wystrzelił ognisty pocisk bez celowania. Ogień
przeleciał co prawda tuż obok Vexosa Pyrusa, muskając lekko jego skórę, jednak
nie zrobiło to na blondynie żadnego wrażenia. Od bardzo dawna miał odporność na
oparzenia, a co za tym idzie, pozbawiał Dana możliwości korzystania z mocy.
Przeciwnik tego nie zauważał, a co bardziej prawdopodobne, nawet o tym nie
pomyślał, bo znów rzucił ogniem. Tym razem trafił w Spectrę. Nie przyniosło to
efektu.
– Dan, on jest odporny, głąbie!
Lepiej podpal trawę, żeby zmniejszyć pole widzenia! – zawołała wściekła Runo.
Phantom zignorował fakt, że Kuso
skinął szybko głową. Bardziej zainteresowała go wypowiedź Shadowa:
– To jest nie fair! Czemu
podpowiadacie swojemu zawodnikowi, a my nie możemy?!
Przejmujący się innymi Prove był
rzadkim widokiem, ale tutaj chodziło raczej o urażoną dumę niż faktyczną próbę
pomocy. W końcu był Vexosem, a oszukiwano ich całą grupę. Albinos nie dawał
sobie w kaszę dmuchać, ale Misaki, z tego co zaobserwował Spectra, też była
pyskata. I nie zważała na to co mówi.
– Bo nasz nie ma mózgu!
Vexos uśmiechnął się złośliwie,
co w połączeniu z komentarzem dziewczyny sprawiło, że Daniel zaczął się
wydzierać, że jest bardzo inteligentny i zdolny, i że wszyscy mu tylko
zazdroszczą i oczerniają, a potem okazuje się, że Młodzi Wojownicy nie są
traktowani poważnie, bo jak ktoś ma traktować poważnie oczernionego lidera?
Phantom zachował swoje przemyślenia dla siebie i zamiast tego postanowił szybko
zakończyć walkę. Pstryknął palcami, rozpalając cztery ściany ognia. Były one w
znacznym oddaleniu od Dana, więc ten się nimi nie przejął. Co więcej zaśmiał
się pewnie.
– Ha! Ogień nie może mnie
skrzywdzić, póki go nie dotknę! – zawołał.
Był zbyt pewny siebie, a można
było obstawiać, że to groziło raczej Spectrze, ale jak widać niezbadane są
koleje losu.
– To da się załatwić – oznajmił
spokojnie blondyn.
Ściany zaczęły się zbliżać do
Młodego Wojownika, ale ten zapanował nad ogniem z zapalniczki i znów rzucił
ognistymi pociskami w przeciwnika.
Nic się nie nauczył. Wciąż
polega tylko na sile. pomyślał kpiąco Phantom, obserwując ze stoickim
spokojem jak Dan zaczyna biec w jego stronę, zamiast próbować przejąć władzę
nad ścianami. Pewnie to nic by nie dało, bo Spectra słynął z kontroli jaką miał
nad swoim żywiołem, ale byłoby to sensowniejsze niż próba uderzenia pięścią.
Wystarczyła jedna myśl, by Vexos stworzył wokół siebie ognistą otoczkę.
Kuso zawahał się, ale odskoczył,
co było lekkim zaskoczeniem dla wszystkich, którzy nie pokładali w nim zbyt
dużych nadziei. Zagubiony rozglądał się wokół, szukając pomocy. Oczywiście
otrzymał ją od Misaki, której chyba ciut za bardzo zależało na tej wygranie.
– Rzuć go
czymś!
To było takie denerwujące.
Zawsze trzymali się razem. Najlepszym przykładem była Julie, która nieugięcie
skandowała: "Dan! Dan! To jest mistrz!", chociaż nikt od dawna już
jej nie słuchał.
Młody Wojownik z braku lepszych
pomysłów, przyklęknął i wyrywał trawę. Spectrę to rozbawiło, ale przy
zetknięciu z jego ognistą tarczą, kępka zapaliła się, wytwarzając śmierdzący,
duszący dym. To był raczej uśmiech losu niż plan, ale przynosił skutki. Phantom
zaczął kaszleć z całych sił, gdy opary dostały się do płuc. Natychmiast wyłączył
powłokę, krzywiąc się z niesmakiem. Wciąż czuł smród palonego zielska, a dym
przedostał się do oczu nawet przez maskę, powodując nieznośne pieczenie. I
chociaż Spectra starał się je zignorować, nie mógł dobrze widzieć. Jedyną
logiczną możliwością odzyskania widzenia zdawało się być zdjęcie maski, ale na
to nie mógł sobie pozwolić.
Dan nie
czekał aż przeciwnik dojdzie do siebie. Natarł na niego, zadając cios w brzuch.
Zdziwiony Spectra cofnął się o krok. Udało mu się stłumić jęk, ale to nie
zmieniało faktu, że wątroba pulsowała bólem. Uderzenie było bardzo silne.
Wiedział, że wszyscy oczekują, że natychmiast odda, bo nawet do niego
dochodziły plotki o liderowskiej mściwości, ale to byłoby głupie. Był
otumaniony dymem i bólem, a takie szybkie rzucanie się na przeciwnika mogło
mieć odwrotny skutek. Mógłby nie trafić i narazić się nie tylko na razy, ale i
śmieszność. Postanowił przyjąć kopnięcie w bok. Zacisnął zęby, czując kolejną
falę bólu, ale nie zdecydował się na atak. Spokojnie starał się dojść do siebie,
ignorując szum głosów, który z każdą chwilą narastał. Większość Młodych
Wojowników już wiwatowała, a Runo nawet przyłączyła się do Julie. Od strony
jego drużyny słychać było okrzyki zdziwienia. Wszystkie przytłaczał wrzask
Shadowa:
– Spectra, ty to jesteś mistrz!
Jak nie wygrasz, na dworze śpisz!
Pewnie pomyślał, że doping go
zmotywuje. Cóż... Mógł wybrać jakieś lepsze hasło.
Rozmyślania przerwał kolejny
kop. Tym razem trochę niżej. Phantom starał się nie skulić i zignorować
rozpaczliwy wrzask Gusa. Wciąż czekał cierpliwie na odpowiedni moment. Chciał
by Dan poczuł się jak zwycięzca, co nie było takie trudne. Kuso już przestawał
stosować uniki i kiedy rzucił się z pięściami, Spectra złapał go za nadgarstek.
Daniel nawet nie miał czasu zrozumieć co się stało, gdy dłoń Vexosa buchnęła
płomieniem. Powietrze przeciął wrzask przypiekanego żywcem lidera Młodych
Wojowników. Phantom nie doczekał się jednak słów poddania, na których mu
zależało, bo po chwili poczuł, że coś twardego uderza go w potylicę. Zaskoczony
poluzował chwyt, na co tylko czekał przeciwnik.
Wojownik
Pyrusa odskoczył i wciąż zawodząc, patrzył na poparzenia, które powinny szybko
zniknąć ze skóry kogoś, kto władał Pyrusem. W tle toczyła się ożywiona dyskusja
o tym czy pomaganie jest legalne, ale wytęsknionych słów Spectra się nie
doczekał.
– Poddajesz
się? – spytał po chwili, mając nadzieję, że Dan zrozumie, że nie ma szans.
Kiedy
jednak chłopak pokręcił głową, nie pozostało mu nic innego jak użyć
zapomnianych przez większość ognistych ścian. Otoczyły zmęczonego Kuso ze
wszystkich stron, zamykając go jak w jakimś pudełeczku. Spectra poczuł jak Dan
stara się przejąć kontrolę nad choć jednym miejscem, ale nie miał szans. Nawet
gdyby był spokojny, wypoczęty i silniejszy, nic by to nie dało. Spectra od
mniej więcej samego początku utrzymywał kontakt z tym ogniem, a prawie każda
moc "osiadała" w żywiole. Im dłużej się nad czymś panowało, tym
mniejsze było prawdopodobieństwo, że ktoś to przejmie.
– Nie!!! To nie miało być na
śmierć i życie!!! Ty niedorozwinięty, lakierowany czubie!!! – rozległ się głos,
oczywiście, Runo.
Blondyn
spojrzał w jej stronę z rozbawieniem, a ona sprowokowana zaczęła biec w jego
stronę. Nie zrobiła nawet pięciu kroków, gdy Volt zatrzymał ją mocnym
uściskiem. Zupełnie tak jak przewidział lider.
– Nie można pomagać. To
niedozwolone – oznajmił spokojnie, nawiązując do poprzedniej kłótni, ale do
Misaki raczej to nie doszło.
Zaczęła wyzywać Lustera od
przerośniętych goryli i deptać mu po stopie, ale na szczęście młodzieniec miał
grube buty i wprawę w przetrzymywaniu złośników (mało to razy tak trzymał
Shadowa?), więc Wojowniczka Haosa nie miała najmniejszych szans, by się
wydostać. Reszta jej drużyny nie zwracała na nią jakoś specjalnie uwagi,
obserwując niespokojnie płomienną paczkę. Spectra również przeniósł tam wzrok i
stwierdził, że już starczy. Pstryknął palcami, a ogniste ściany opadły,
ukazując lekko osmolonego, leżącego na ziemi Daniela. Dookoła niego, tam gdzie
stały ściany, widniała wypalona trawa.
Phantom skinął głową w kierunku
Volta, by ten wypuścił dziewczynę. Ledwo Vexos poluźnił chwyt, Runo wyrwała się
i podbiegła w kierunku nieprzytomnego chłopaka. Po sprawdzeniu mu pulsu
podniosła dłonie w geście zwycięstwa.
– On
żyje!!! – krzyknęła uradowana, robiąc miejsce dla Marucho i Shuna.
W czasie gdy ci dwaj przenosili
pokonanego na ławkę, Spectra z uśmiechem ruszył w kierunku swojej grupy.
Zastanawiał się czy naprawdę ktoś, prócz tej panikary, naprawdę myślał, że ta
pułapka miała zabić, a nie odciąć tlen? Przecież to było takie oczywiste i
skuteczne w swej prostocie. Takie strategie najtrudniej się obala. I widocznie
najtrudniej rozpracowuje.
Phantom
spokojnie usiadł na jednej z ławek, czekając na kolejny pojedynek, gdy kątem
oka dostrzegł, że ktoś obok niego stoi. Zerknął na postać i z westchnieniem
przeniósł wzrok na Shadowa, który właśnie robił kilka ostatnich skłonów. Gus
niezrażony tak chłodnym przyjęciem przez swego Mistrza, usiadł obok niego na
ławce i przez chwilę przyglądał się bandażowi, który przyniósł. Grave domyślił
się, że to przez to Phantom odwrócił wzrok. Lekko spięty spojrzał na obojętną
twarz swojego Mistrza.
– Czy mógłbym...
Spectra natychmiast spojrzał na
niego, co sprawiło, że niebieskowłosemu zabrakło śliny. Nie chciał znów
przeżywać katuszy spowodowanej ciszą i złością swojego mistrza. Pragnął jego
szczęścia i zamierzał zapewnić je za wszelką cenę. Może wtedy spłaciłby choć
maleńką część swego długu?
– Nie jestem ranny, Gus –
oznajmił chłodno Spectra.
– Ale, Mistrzu...
Phantom nie
dał mu dokończyć.
– Nie jestem ranny! – powtórzył,
podnosząc lekko głos.
Grave spuścił wzrok i zagryzł
wargi. Nie chciał go gniewać. Po prostu starał się pomóc. To było takie
oczywiste, że Spectra nie mógł mieć do niego pretensji. Zrobiło mu się nawet
głupio za swoją przesadzoną reakcję, ale z drugiej strony nie miał zamiaru
poddawać się zbędnej pierwszej pomocy. A już na pewno nie na oczach wszystkich.
– Możesz mi przynieść kanapkę z
szynką i coś do picia – odezwał się łaskawie, mając nadzieję, że Gus uzna to za
kompromis.
Tak też się stało. Chłopak uśmiechnął się szeroko, natychmiast poderwał z
ławki i skinął pokornie głową.
– Już przynoszę, Mistrzu! –
zawołał podekscytowany, chcąc odejść, ale coś go powstrzymało.
To Phantom przetrzymał rękaw
jego płaszcza. Gus posłusznie przystanął, czekając na nowe rozkazy, ale tym
razem blondynowi chodziło o coś innego. Sam nie do końca wiedział skąd wzięła
się w nim potrzeba kapitulacji, bo przecież nigdy nie miewał wyrzutów sumienia
za to jak traktował innych ludzi, ale nie chciał tego roztrząsać. Miał zamiar
powiedzieć swoje i nigdy do tego nie wracać.
– Jeśli tak ci zależy, możesz
sprawdzić obrażenia, gdy już będziemy w kwaterze – zaproponował z pozoru bez
żadnych emocji, obserwując jak jeszcze niedawno smutna twarz, jaśnieje.
Spectra odwrócił się, starając
się spokojnie porozmyślać nad tym czy kontakt z byłym Mascaradem w tych
warunkach to dobry pomysł, ale tym razem skupienie się na tym uniemożliwiały mu
natrętne myśli o tym co się właśnie stało. W gruncie rzeczy poczuł ulgę, gdy
się zgodził, by Gus go przebadał. Znał się na podstawach, bo od kilku miesięcy
chodził na wszystkie możliwe kursy pierwszej pomocy czy też medyczne. Właśnie
dla niego. Żeby mu pomagać w takich sytuacjach.
To było praktyczne. Nie musiał
chodzić do lekarzy, jeśli miał pewność, że uszkodzenia nie są niebezpieczne.
Mimo że Gus nie miał jeszcze wielkiej wiedzy medycznej, ufał mu bardziej niż
przekupnym, wiecznie niezadowolonym lekarzom. Wolał, żeby oglądał go wierny
sługa, niż nieznajomy. Kilka lat temu właśnie taki doktorek okazał się należeć
do gangu i gdyby nie rozpaczliwa pomoc Gusa, Spectra już by nie żył.
Głośny,
niepohamowany śmiech Shadowa kazał Phantomowi spojrzeć w stronę umownej areny.
Prove stał na przeciwko tej całej Kuroi i szczerzył się. Spectra mimowolnie
przypomniał sobie jego doping. Nie mógł się nie uśmiechnąć. Może nie lubił
Shadowa i uważał go za niedorozwiniętego, ale musiał przyznać, że bez niego
byłoby w Vexosach strasznie smutno.
Zrezygnowany
uznał, że zamiast obserwować i rozmyślać o Alice, która siedziała sobie
cichutko obok Kazamiego, wyraźnie nie chcąc widzieć tego co się dzieje, skupi
się na Kuroi. I tak przecież chciał dowiedzieć się czegokolwiek o jej mocach, a
taka okazja mogła się nie powtórzyć.