Kwatera główna Vexosów mieściła się przy jednej z najważniejszych ulic w Pretend przez co nie znalazłby się nikt, kto nie wiedziałby czym jest ten niezwykły cud budownictwa. Sama parterowa forma była bardzo prosta, nowoczesna i funkcjonalna, ale gubiło się to przez mnogość płaskorzeźb i kolumn przywodzących na myśl barokowy pałac. Zenoheld, polityk, który sfinansował to całe przedsięwzięcie najwyraźniej chciał uzyskać taki efekt, bo wiele razy powtarzał, że Vexosi mieli kojarzyć się z władzą i potęgą.
Spectra, Shadow i Mylene byli zachwyceni tym faktem, ale pozostali członkowie czuli się nieswojo. Gus, który był prostym chłopakiem, uważał, że nie jest godny, by mieszkać w takiej kwaterze. Volt, jako minimalista, nie znosił nadmiaru ozdób i tyle zdobień po prostu go drażniło. Ostatni, najmłodszy Vexos nie podzielił się z drużyną informacją dlaczego nie lubi przebywać w pobliżu budynku, ale jego "koledzy" byli tego ciekawi, tak jak jego ocen albo kłopotów. Lync więc nie musiał słuchać żartów, które na pewno zaczęłyby się szerzyć, gdyby wyznał prawdę.
Sam już zdawał sobie sprawę, że to idiotyczne. Nie potrzebował potwierdzenia. Jak to w ogóle by zabrzmiało? "Gapię się na chodnik, bo boję się płaskorzeźb"? Ale tak było. Postacie ze scen mitologicznych zdawały się na niego patrzeć, obserwować, tak jak wypchane zwierzęta z sali biologicznej i ludzie w autobusach. Lync zmarszczył brwi. Miał chyba jakąś manię prześladowczą. Nieprzyjemne uczucie obserwowania zmieszało się nagle ze złością na samego siebie i miał wrażenie, że pierwszą osobę, którą spotka zmiesza z błotem na więcej niż jeden sposób.
Raz na jakiś czas oczywiście próbował walczyć ze strachem . Teraz też podniósł wzrok, licząc, że się przełamie. Jego spojrzenie natychmiast padło na postać kobiety, która trzymała w rękach pawia, ale nigdy nie był dobry z mitologii i jej nie rozpoznał. Przez chwilę patrzył na bladą twarz, ale w końcu odwrócił wzrok. Ta kobieta była zbyt realistyczna. Przez bladość kojarzyła mu się z trupem, a on nienawidził trupów. Bał się ich odkąd znalazł rodziców.
– A tu, droga wycieczko, jest słynna kwatera główna Vexosów – głos jakieś kobiety przerwał jego rozmyślania.
Zdał sobie sprawę, że chyba od dłuższej chwili nie może wejść do środka i w końcu jakiś dziennikarz wymyśli sobie historyjkę żeby w ogóle coś o Vexosach napisać i to właśnie Lync za to oberwie, bo pewnie nie będzie to nic przychylnego, tylko coś w stylu, że marnują kasę publiczną na nic nierobienie. Natychmiast ruszył w stronę drzwi, kręcąc głową. Denerwował go fakt, że jego "dom" był jedną z głównych atrakcji turystycznych. Donośny kobiecy głos nie opuszczał go ani na chwilę.
– Wybudowano ją zaledwie trzy lata temu. Ufundowana została przez pana Zenohelda, lidera partii Vestalianie. Budynek jest wzorowany na kulturze baroku. Ten ruch charakteryzuje się wieloma ozdobami na zewnątrz oraz wewnątrz...
Zdziwiłaby się pani. uśmiechnął się kwaśno Lync, zamykając drzwi.
Kwatera miała wywoływać podziw, a do tego służyła fasada. Kolumny, płaskorzeźby, zdobione parapety... Pozory mylą, jak to się często mówi. Pokoje były proste, normalne. Jedyną niezwykłą rzeczą było to, że łączyły się z łazienkami. Do tego salon, sala zebrań i kuchnio-jadalnia. Dawało to 14 pomieszczeń + piwnicę, która naprawdę była systemem korytarzy łączącym kwaterę z wszystkimi ważnymi obiektami w mieście. Ilość nie przemawiała jednak za jakością. Zenoheld umeblował to wszystko meblami ze zlikwidowanego szpitala psychiatrycznego, które dostał chyba w ramach przysługi. Większość wyposażenia została już dawno zmieniona, ale Lync nadal tego nie zrobił.
– Spectra! Proszę, proszę, proszę!!! Nie widzisz moich ślicznych, proszących oczek?
Volan zamarł przed drzwiami do kuchni. Myślał, że się przesłyszał, ale znów dało się słyszeć skomlenie Shadowa.
– Oj, nie bądź taki! Patrz! Klęczę przed tobą! To mogę? Mogę, mogę, mogę?!
Lync uśmiechnął się złośliwie i wszedł do środka. Z trudem powstrzymał śmiech na widok dziewiętnastoletniego Shadowa Prove'a, który klęczał przed Phantomem z miną, którą widocznie uważał za słodką, a siedzący przy stole lider ostentacyjnie nie zwracał na niego uwagi. Obaj byli odwróceni tyłem do drzwi i nie zauważyli jego przyjścia. Tylko Gus, który maltretował nieapetycznie wyglądający makaron z serem po przeciwnej stronie długiego mebla, spojrzał na Volana zielonymi oczami.
– Nie to nie! Prosić się nie będę! – wrzasnął nagle Shadow i zerwał się na równe nogi.
Szybko poszedł w część kuchenną. To znaczy, w część pomieszczenia, gdzie znajdowały się jasne szafki, blaty, lodówka, piekarnik i inne podobne sprzęty. Lync pokręcił głową z dezaprobatą i ruszył w kierunku części jadalnej, która składała się tylko z długiego stołu i sześciu krzeseł. Wszystkie ściany pomalowane były na ładny, uspakajający kolor, który Shadow nazwał "mandarynką w śmietanie".
– Nie ma to jak piękny dzień, w którym wszystko idzie po twojej myśli. Prawda, Shadow? – zagadnął chłopak, siadając jak najdalej od Spectry i Gusa.
Albinos zatrzymał się w połowie drogi do kuchenki i rzucił mu mordercze spojrzenie. Lync mimowolnie pomyślał, że dzisiaj musieli go bardzo zdenerwować, skoro nie zaczął się nabijać z tej docinki i w tej samej chwili poczuł nieprzyjemny dreszcz wzdłuż kręgosłupa, ale nie miał zamiaru okazać niepewności. Z uśmiechem uniósł obie ręce i wzruszył ramionami. Gdyby przy tym nie przechylił lekko głowy i nie mrugnął, pewnie nie wyglądałoby to do końca jak żart, a tak Shadow odpuścił, wykrzywiając się nawet w czymś w rodzaju uśmiechu. To było aż żałosne. Żeby nie potrafić podrobić nawet uśmiechu!
Z nieco lepszym humorem spojrzał na resztki makaronu z serem, którego Gus nie miał zamiaru zjeść.
– Niech zgadnę. Mylene gotowała? – spytał tym samym wyraźnym, zaczepnym tonem.
Grave pokręcił głową i wciąż wpatrzony w talerz wskazał na Shadowa.
– Gorzej – odpowiedział tylko.
Lync wzniósł oczy ku niebu i westchnął teatralnie. Zazwyczaj każdy Vexos, oprócz Spectry, gotował dla siebie, ale raz na jakiś czas Prove'a dopadała chęć stania przy garach. Wyciągał wtedy starą, bardzo zniszczoną książkę kucharską i wyszukiwał przepisy, które mogłyby być łatwe do zrealizowania. Gotował wtedy dla całej szóstki i strasznie się denerwował, gdy ktoś nie chciał skosztować jego dzieł. Nie mógł zrozumieć, czemu kilka pomyłek, takich jak zrobienie herbaty z solą, zamiana cukru pudru na mąkę albo wykorzystanie musztardy zamiast dżemu w rogalikach przekreśla jego szansę na karierę kucharską. Ogólnie rzecz biorąc, krążyła pogłoska, że Lukiro Shadow Prove potrafi przypalić nawet wodę.
– Nie jedz tego! Znając możliwości naszego "kolegi", tam może być wszystko! – ostrzegł Lync złośliwie.
Mina Gusa zdradzała, że nawet nie rozważał takiej możliwości, ale te słowa były skierowane do Shadowa, który zareagował natychmiast. Obrzucił różowowłosego wściekłym spojrzeniem.
– Obrażasz mój talent kulinarny?! – wysyczał, a potem wydał z siebie odgłos jak zirytowana pszczoła.
Lync roześmiał się. Jego śmiech brzmiał nienaturalnie jakby był wymuszony, ale pozostali Vexosi nie zwracali na to uwagi. Udawali albo naprawdę wierzyli, że jest prawdziwy.
– Nie mogę obrażać czegoś, co nie istnieje – oznajmił, gdy w końcu się uspokoił.
Shadow poczerwieniał ze złości i chwycił wielki gar, w którym zrobił breję mającą być makaronem. Rzucił nim w stronę stołu, ale nie przewidział jednej rzeczy. Był za słaby, żeby garnek doleciał choćby na granicę części jadalnej. Lync znów się roześmiał, teraz trochę pewniej. Shadow nie mógł być aż tak zdenerwowany skoro robił takie rzeczy zamiast naprawdę mu zagrozić. Wszystko było pod kontrolą.
– Myślisz, że prośby zmuszą kogoś do zjedzenia tego z podłogi? – spytał, teatralnie wycierając łzy rozbawienia.
Shadow nie zwracał już na niego uwagi. Patrzył tylko z niedowierzaniem na swoje "dzieło" co nieco zaskoczyło Lynca. Wyglądało to tak jakby naprawdę zrobił to bezmyślnie, a nie dla popisu, ale z drugiej strony jedno nie wykluczało drugiego. Głos Spectry nie pozwolił mu dłużej analizować sytuacji.
– Prosił o pozwolenie na walkę. Nie o to, bym to zjadł.
Volan natychmiast spojrzał na lidera ze zdziwieniem. Przecież, gdy bili się z jakimiś przestępcami albo wrogami Zenohelda nikogo nie prosili o zgodę. Przeszedł go zimny dreszcz na myśl, że to jakaś inna sprawa. Nie lubił odstępstw od normy.
– Młodzi Wojownicy wezwali nas na pojedynek. Trzy walki. Pierwsza to Pyrus, druga Ventus, a trzecią domenę mamy wybrać. Shadowowi bardzo zależy na tym, by był to Darkus – wyjaśnił szybko Gus.
Lync lekko pobladł. Nie chciał, by jego domysły okazały się prawdą.
– Czyli, że ja walczę z... – zaczął cicho, ale nie był w stanie wypowiedzieć tego imienia.
– Z Shunem Kazamim – dokończył za niego lider, poprawiając rękaw płaszcza.
Lync zagryzł mocno wargi, starając się zrozumieć słowa Spectry, ale ściśnięty żołądek skutecznie mu to uniemożliwiał. Bał się. Przyznawał to otwarcie, ale tylko przed sobą. Shun był najsilniejszym Wojownikiem odkąd zniknął Mascarad. Doskonale komponował się ze swoją mocą i używał jej z łatwością. Na pozór jego moc była identyczna jak ta najmłodszego Vexosa, ale różnice były widoczne przy bliższym porównaniu. Obaj potrafili wytwarzać i stymulować zjawiska powietrzne takie jak zefir albo cyklon, ale Kazami zawsze używał całej swojej mocy. Lync wykorzystywał swój "dar" tylko wtedy, kiedy musiał i to tylko jego część. Nie czuł się pewnie, gdy go używał, a brak szerszych treningów też robił swoje. Z szybko bijącym sercem spojrzał na Spectrę, który właśnie wykładał swoją strategię.
– To nie będzie tak jak normalnie? Nie na śmierć i życie? – przerwał z nadzieją.
Phantom, niezadowolony z wtrącenia, pokręcił głową.
– Jak już tłumaczyłem, walka trwa póki ktoś z walczących będzie niezdolny do walki albo się podda.
– ... a to nasz mały Lyncuś zrobi na sam widok Kazamiego! – zarechotał Shadow.
Volan zacisnął dłonie. To właśnie pragnął zrobić. Tylko jak mógłby przynieść taki wstyd Vexosom?
– Zamknij się, Lukiro! – wrzasnął, nie panując nad sobą.
To był okropny błąd. Albinos nienawidził swojego prawdziwego imienia, ale czy można się było dziwić? Każdy wolałby być Shadowem, niż jakimś lukrem. Przypomnienie, doprowadzało go do szewskiej pasji. Teraz z nienawiścią w oczach patrzył na Vexosa Ventusa, który na pozór się tym nie przejmował. Jednak pod złośliwą maską, czaił się strach.
– Volan... już... nie żyjesz... – głos Shadowa był przerażająco spokojny.
– Uspokójcie się! – powiedział głośno Gus, ale było za późno.
Shadow przemienił się w cień, któremu zawdzięczał swoje przezwisko a Lync odskoczył od stołu, chcąc uciec, ale tuż przed nim pojawił się mrok, z którego zmaterializował się albinos. Volan nie zdążył cofnąć się, gdy złapał go za poły płaszcza i przygwoździł do ściany, wrzeszcząc:
– Odwołaj to! Rozumiesz?! Odwołaj!
Gus i Spectra wstali z krzeseł, chcąc przywołać ich do porządku, a Lync zamiast im w tym pomóc i przeprosić albo zamilknąć, wydarł się na całe pomieszczenie.
– Co mam odwołać?! To kim jesteś?! Można zmienić imię, ale nie człowieka!
W czerwonych oczach Shadowa zapłonęła szczera nienawiść. Szarpnął chłopakiem tak, że ten mocno uderzył głową o ścianę.
– Zabiję cię! – krzyknął i tym razem zabrzmiało to poważnie.
Lync zamknął oczy, myśląc, że może to byłoby dobre rozwiązanie. Zero stresu, bólu, strachu... Serce nie biło by tak boleśnie, a wspomnienia nie napadałyby na niego znienacka.
Usłyszał nagle odgłos uderzenia i poczuł, jak ręce Prove'a go puszczają. Pozbawiony oparcia, osunął się na podłogę. Nie odważył się poruszyć albo chociaż otworzyć oczu. Domyślał się tylko, że któryś z pozostałych Vexosów chwilowo zajął Shadowa. Próbował wyłowić słowa, ale adrenalina i przerażenie tętniły mu w uszach. Oddychał spokojnie, wiedząc, że nikt nie rozpozna jego prawdziwych emocji. Nagle poczuł jakieś dłonie, które podciągały do pionu. Dopiero wtedy otworzył oczy.
Jego wzrok padł najpierw na Shadowa, który masował sobie potylicę. Obok niego stał Gus z patelnią w ręku, gotów na kolejne uspokajanie. Lync przywołał na wargi drwiący półuśmieszek i spojrzał wreszcie na Spectrę, który trzymał go za ramię.
– Puść mnie o Wielki Spectro. To, że mi pomogłeś, nie znaczy, że możesz...
– Mógłbyś chociaż podziękować swojemu opiekunowi – przerwał chłodnym głosem Phantom.
Lync wzdrygnął się. Nie tylko przez słowa, które przypominały kto jest jego prawnym opiekunem. Nie znosił taj okropnej maski, która chowała prawdziwe myśli ich lidera. Wyglądał jak demon... Potwór z najgorszych koszmarów...
– Dziękuję ci serdecznie! Lepiej ci? Podwyższyła ci się samoocena? A może dzięki temu ktoś się nawrócił na naszą stronę? – warknął, próbując ukryć dziwne uczucie w środku.
Wyrwał się z uścisku i nie zważając na krzyki Shadowa ("Jak będziesz spał, to przyjdę do twojego pokoju i cię uduszę!"), wyszedł na korytarz. Naigrywanie się z niego nie byłym najlepszym sposobem na pozyskanie przyjaźni, ale przynajmniej mógł pokazać, że nie pozwoli się zastraszyć. Tak to przynajmniej powinno wyglądać.
Po kilku krokach w kierunku swojego pokoju, zaburczało mu w brzuchu. I to nie cicho, ale tak jakby nie jadł od miesiąca. Westchnął. Znów będzie musiał zjeść na mieście wśród obcych ludzi, którzy będą się gapić, ale to była lepsza opcja niż powrót do kuchni.
Próbował sobie przypomnieć czy ma przy sobie wystarczająco dużo pieniędzy, gdy jego wzrok padł na drzwi sypialni Volta. Przecież ostatnio pożyczył swojemu partnerowi do działań w terenie kasę. Akurat na obiad.
Niedomknięte drzwi były doskonałym powodem, by nie zapukać, tylko bezczelnie zajrzeć, ale Lync zastygł bez ruchu, gdy dostrzegł co się dzieje. Szybko odwrócił wzrok po części z zażenowania, a po części z zniesmaczenia i żwawym krokiem ruszył do pomieszczenia naprzeciwko. Wszedł do swojego pokoju, głośno zatrzaskując drzwi. Chwilę opierał się o nie, by po paru sekundach gwałtownie potrząsnąć głową. Nie pomogło. Wciąż pamiętał to, co przed chwilą zobaczył. Nie mógł... Nie chciał zrozumieć...
Czemu...? Po co...? Jaki to miało sens...?
Żeby Volt... i Mylene...
Całowali się?
Wreszcie mam wolne, więc czytam i śmieję się na całe gardło. Nienawidzę i kocham Lynca ❤. Shadowa też. Spectra to idiota, Gus jest cute, a Mylene i Volt... To tępe gady, pasują do siebie 😊.
OdpowiedzUsuńLync się boi mojego syna, Lync się boi mojego syna :D.
"Tępe gady" - jak to pięknie brzmi!<3
Usuń