Piątkowe lekcje prawie zawsze dłużyły się niemiłosiernie i oczekiwanie, że uczniowie będą słuchać było śmieszne. O tym mówiło nawet niespisane jeszcze Pierwsze Prawo Piątkowych Zajęć. Nie wiedziano kto je wymyślił jak to często bywa z rzeczami oczywistymi, ale każdy, kto chciał funkcjonować w tej szkole musiał je znać, a co najważniejsze – akceptować. Większość nauczycieli rozumiała swoich podopiecznych i nie kazała im pisać żadnych kartkówek ani ich nie odpytywała, ale zawsze znajdywał się wyjątek, który stawiał siebie ponad Prawami Piątkowych Zajęć.
W liceum numer jeden w Pretend ten wybryk natury nazywał się Blays Odoba. Był młodziutkim mężczyzną, który niedawno skończył studia i, prawdopodobnie dzięki znajomości z dyrektorem, dostał posadę historyka. Uczniowie od wtorku do czwartku darzyli go sympatią, a w poniedziałki i piątki życzyli mu otwartego złamania obu nóg. Mieli dosyć wiecznie radosnego nauczyciela, który łamał ich prawa i niezależnie od pory dnia pozdrawiał wszystkich szerokim uśmiechem. Najgorsze, że nawet jeśli tłumaczyli mu o co chodzi, nie mógł zrozumieć. Teraz też patrzył na klasę Ia, nie mogąc pojąć dlaczego nie zgłasza się do odpowiedzi, a gdy ich o coś pyta, nie może sklecić porządnego zdania jakby właśnie wyrwał ich z marzeń. Bo dla pana Blaysa stwierdzenie takiego oczywistego faktu, jakim jest: "dziś piątek" było za trudne.
Nagle szalenie entuzjastyczny wykład przerwało nieśmiałe pukanie. Pan Odoba poprawił swoje miodowe, podziwiane przez uczennice włosy, niepewny czy może mu się przesłyszało. Wątpliwości rozwiał kolejny, tym razem mocniejszy stukot.
– Wejdź, Alice! – powiedział, odkładając wskaźnik, którym demonstrował atak kopią.
Klasa I popatrzyła na wchodzącą Gehabich bez zdziwienia. Rudowłosa była jedyną osobą w szkole, która czekała na pozwolenie by wejść. Taka "magiczna sztuczka" z rozpoznawaniem dziewczyny po pukaniu nie robiła już na nikim wrażenia. Wdzięczni za chwilę wytchnienia opadli sennie na ławki lub bezczelnie odwrócili się w stronę okien. Nikt nie zwracał już uwagi na nagłego gościa, co Alice było na rękę.
– Miałam powiadomić pana o dzisiejszym zebraniu na długiej przerwie – oznajmiła, wciąż stojąc w progu.
Czekała tylko na potwierdzenie, że usłyszał, bo choć wiedziała, że wykonała zadanie, lubiła mieć na to jasny dowód. Zwłaszcza, gdy chodziło o sprawy "oficjalne". Pan Blays jednak przywołał ją gestem i uśmiechnął się szeroko.
– Masz lekcję z panem Roptio, prawda? Zaniesiesz mu pewną kartkę? Muszę ją tylko znaleźć... – wymamrotał, rzucając się do swojej teczki poobklejanej naklejkami, które dostawało się za różnego rodzaju wpłaty na cele dobroczynne.
Po klasie przeszło westchnięcie ulgi. Te poszukiwania mogły trwać do dzwonka, bo oprócz entuzjazmu, młody nauczyciel był znany z wyjątkowego bałaganiarstwa. Alice zbliżyła się powoli do biurka, zerkając na ławki pod oknem, gdzie zazwyczaj siedzieli jej przyjaciele. Dan, Runo i Julie patrzyli na nią z wdzięcznością. Trochę zbyt jawnie cieszyli się z przerwania lekcji i gdyby tylko pan Blays spojrzał w ich stronę, mogłoby mu być przykro. Chociaż znając go, pewnie ucieszyłby się ich szczęściem.
Wzrok Alice mimowolnie powędrował ku siedzącej w środkowym rzędzie Kuroi, chociaż nie miała na to ochoty. Dziewczyna nie dawała po sobie poznać, że w ogóle zauważyła jej wejście. Bawiła się swoją komórką, wcale nie starając się tego ukryć.
– Znalazłem!
Głos nauczyciela zmieszał się z dzwonkiem, który dał ospałej dotąd klasie niesamowitą siłę. W ciągu zaledwie pięciu sekund spakowali się i byli gotowi do wyjścia. Ogólną radość zaburzyła jednak praca domowa.
– Zróbcie zadania od 2 do 9 i przeczytajcie temat!
Uczniowie jęknęli i szybko wytoczyli się na korytarz, by w razie kolejnych poleceń być jak najdalej od historyka. Alice chciała zostać i zanieść kartkę panu Albertowi, ale dziewczyny jej nie pozwoliły. Runo chwyciła ją pod jedno ramię, a Julie pod drugie i siłą wyprowadziły z sali. Rudowłosa już chciała zaprotestować, ale ubiegła ją Misaki.
– Teraz sam może ją zanieś, nie? Nie ma potrzeby, żebyś wracała do klasy – oznajmiła głosem nieznoszącym sprzeciwu.
Alice pokręciła energicznie głową. Zawsze bardzo poważnie podchodziła do powierzonych zadań. Albo do prawie powierzonych. Czasem miała wrażenie, że nie jest to jednak mile widziane, więc przygotowała już sobie wytłumaczenie z chęci pomocy:
– I tak muszę przecież wziąć plecak...
– Przyniosłem go – przerwał jej chłodny, spokojny głos.
Dziewczyny szybko odwróciły się w stronę, z której dochodził. Alice natychmiast oblała się rumieńcem, gdy spojrzała na swój plecak w rękach Shuna. Potrzeba wykonania jeszcze niepowierzonego zadania zniknęła, a ona nawet tego nie zauważyła.
– Dziękuję – wyszeptała, wyciągając ręce po swoją własność.
Serce zabiło jej szybciej, gdy niechcący dotknęła dłoni chłopaka. Bez namysłu spojrzała w jego brązowe oczy, ale nie dostrzegła w nich żadnej zmiany, która mogłyby świadczyć, że to poczuł. Przez chwilę patrzyła w nie marząc, by czas się zatrzymał. Niestety, ten jeszcze dla nikogo nie zrobił wyjątku i niecałą sekundę potem czarnowłosa katastrofa, znana jako Kuroi, przyległa do ramienia chłopaka.
– Shun! Tęskniłeś za mną?! – zawołała.
Kamienny wyraz twarzy Kazamiego kazał wykluczyć tę opcje, ale Sarogaru, jakby tego nie zauważyła. Z szerokim uśmiechem spojrzała mu prosto w oczy.
– Pamiętasz naszą poranną rozmowę? To jednak spotykamy się w sobotę? – zapytała aksamitnym głosem, zupełnie niepodobnym do tego jakim mówiła do Alice i reszty.
Słysząc to, drżąca z bezsilnej złości Gehabich o mało nie uciekła. Rozsądek podpowiadał, że Shun odmówi, ale cała reszta obstawiała za tym, że się zgodzi. Była pewna, że nie zasługuje na nic dobrego, a odmowa Kazamiego byłaby czymś wspaniałym. Przybita czekała na jego słowa, w głowie godząc się z najgorszą dla niej opcją, ale nie mogła na niego patrzeć. Odwróciła się, udając, że nadchodzący Dan jest najbardziej zajmującym widokiem na świecie.
– Co za wredny typ! Potwór po prostu! Kto to widział łamać dwa z trzech Praw?! – warczał pod nosem.
– Jak to? – spytał szybko Kazami, wymigując się od udzielenia Kuroi odpowiedzi.
W normalnych warunkach nawet nie zwróciłby uwagi na takie słowa. Wściekły Kuso nie zdziwił się tym, w przeciwieństwie do reszty. Zwłaszcza Julie wpatrywała się w bruneta badawczo, nie kryjąc uśmiechu. Alice pomyślała mimowolnie, że to zabawna scena. Wszyscy mniej lub bardziej jawnie gapili się na Shuna, a on jako jedyny przypatrywał się dramatyzującemu Danowi.
– Drugie Prawo Piątkowych Zajęć stanowi: sobota jest dla ucznia, aby odpoczął od szkoły, dlatego nie można zadawać więcej niż 3 zadania – wyrecytował Daniel komicznie podniosłym tonem. – A on dał nam 7! I do tego czytanie!
Ten wybuch dramatyczności uwolnił najwyraźniej wszystkie jego negatywne emocje, bo po nim dał sobie spokój z narzekaniem. Wziął głęboki, oczyszczający wdech i wreszcie przyjrzał się swojej drużynie. Z niemałym zdziwieniem zatrzymał wzrok na przyczepionej do ramienia Shuna Kuroi, ale tego nie skomentował. Zamiast tego uśmiechnął się głupkowato. Zaraz jednak odchrząknął jakby przypomniał sobie co jest ważniejsze.
– Chodźmy na ławkę – powiedział, ruszając w stronę wyjścia ze szkoły. – Przerwa jest krótka, a zebranie ważne.
Kazami dopiero po tym wyrwał rękę z łap Kuroi i poszedł za przyjacielem. Alice ucieszyła się widząc jak brunetka rzuca obu chłopakom wściekłe spojrzenie, ale zaraz potem mina jej zrzedła, bo Kuroi znów uśmiechnęła się całkowicie zrelaksowana i ruszyła za nimi prawie w podskokach. Zrezygnowana rudowłosa ubrała plecak, chcąc pocieszyć się myślą, że jeszcze przed chwilką trzymał go Shun. Z lekkim, prawie niedostrzegalnym uśmiechem pobiegła za grupką przyjaciół i jednym wrogiem.
***
Alice doszła do ich ławki później niż reszta, bo sprawdzała czy ludzie, których przedtem słyszała są jeszcze pod dębem. Na szczęście nikogo nie spotkała. Postanowiła powiedzieć o tej sprawie zaraz po wiadomości Dana. Nie chciała niepokoić przyjaciół, ale ta sytuacja była zbyt niebezpieczna, by ją ukrywać.
Popatrzyła na resztę z przepraszającym uśmiechem. Dan, Julie i Runo, którzy zajęli całą ławkę odpowiedzieli uśmiechami, ale Kuroi i Shun, siedzący na przyniesionych krzesłach, nie odwzajemnili jej wzroku. Rudowłosa cicho ustała za Misaki, mając nadzieję, że nie opóźniła zebrania. Spodziewała się, że zaczną bez niej, a tu proszę, niespodzianka. Gdyby wiedziała, że będzie musiała przysłuchiwać się wszystkiemu od początku, pospieszyłaby się, żeby chociaż usiąść. Na stojąco nie mogła się dobrze skupić.
– Alice, zajmij moje miejsce – odezwał się nagle Kazami.
Dziewczyna spojrzała na niego niepewnie, nie wiedząc czy to nie jest przypadkiem wytwór jej wyobraźni. Zaczerwieniła się lekko, gdy zobaczyła, że naprawdę wstaje.
– Dziękuję... – wyszeptała, podchodząc.
Miała wrażenie, że właśnie pożyczyła od kogoś inne, lepsze życie. Co prawda, kiedy zdjęła plecak, napotkała wściekłe spojrzenie Kuroi, ale i tak było idealnie. Szybko usiadła na krześle, starając się skupić na słowach podekscytowanego Dana.
– Chciałbym wam powiedzieć, co Młodzi Wojownicy będą robić w sobotę! – oznajmił głośno, chcąc skupić na sobie uwagę.
Udało się to tylko w przypadku Runo, bo całą resztę bardziej obchodziło zachowanie Shuna. Było zbyt dziwne, by je ignorować.
– Nie będziesz mi rozkazywał! – warknęła Misaki, patrząc na samozwańczego przywódcę.
Daniel westchnął. Ilość poświęconej mu uwagi była stanowczo za mała. Alice mimowolnie pomyślała, że gdyby nie to, że po raz kolejny przegrał z Shunem, pewnie spróbowałby jeszcze raz na spokojnie. Zamiast tego postawił na zszokowanie.
– To nie moja wina, że wyzwałem Vexosów na pojedynek! – odparł wściekły.
Te słowa sprawiły, że pozostała czwórka nareszcie skupiła się tylko na nim. Alice otworzyła szeroko oczy, nie wierząc w to co słyszy. Jak można było zrobić taką głupotę? Zerknęła na pozostałych. Byli w podobnym szoku. Julie i Runo nie mogły wykrztusić słowa, a Kuroi roześmiała się, jak gdyby to był wspaniały żart. Tyle, że nim nie był. Dziewczyna chciała zobaczyć minę Shuna, ale stał za nią, opierając się o oparcie krzesła. Nie chciała się odwracać, by nie dawać przyjaciołom (szczególnie Julie) powodów do plotek. Bała się szczególnie reakcji Wojowniczki Darkusa. Sarogaru była mściwa, jeśli ktoś lubił jej obiekt westchnień, a i bez tego nie dawała jej żyć.
– Nie moja wina, że chciałem udowodnić, że jestem lepszy ! – rozmyślania przerwał głos Kuso. – Znaczy, że my jesteśmy lepsi! – poprawił się szybko. Zbyt szybko.
Jako pierwsza opanowała się Runo. Nie wyglądała na szczególnie szczęśliwą, raczej na taką, która była gotowa zabić w każdym momencie, ale była w stanie sklecić jakiś komentarz.
– Pewnie Spectra nawet nic nie powiedział, a ty wyskoczyłeś z tym głupim pojedynkiem! – wycedziła. – Żeby to chociaż miało sens i było pożyteczne, ale nie!
Alice prosiła w myślach, by ktoś przerwał tę zajadłą "dyskusję" zanim zacznie się na dobre. Niestety spełniło się to w inny sposób, niż sobie wymyśliła.
– Skoro to sprawa Młodych Wojowników, to czy Alice nie powinna sobie pójść? Nie należy już do drużyny – spytała niewinnie Kuroi.
Te słowa jak nóż wbiły się w serce. Rudowłosa zacisnęła zęby i pochyliła głowę, czekając na potwierdzenie Dana. Wyczerpała już limit szczęścia. Ale zamiast tego, usłyszała chłodny głos Shuna.
– Daniel słucha tylko jej rad, a sytuacja jest poważna – oznajmił tylko.
Alice szybko uniosła głowę. Mimowolnie wpatrzyła się w uśmiechniętą Kuroi. W jej oczach szalał gniew. To było takie niepokojące. Zwłaszcza w połączeniu z takim lepkim, na pozór spokojnym głosem:
– Ja też mogę coś wymyślić, nie sądzisz? – zapytała.
Odpowiedź Kazamiego był krótka i treściwa:
– Nie.
Brunetka z wściekłością przeniosła wzrok na Kuso, a Alice cała się spięła, czekając na jakiś wybuch szału, ale zamiast tego dziewczyna wróciła do głównego tematu:
– Więc o czym chcesz porozmawiać?
Ciężko było uwierzyć, że Kuroi naprawdę postanowiła zlekceważyć te słowa. Wciąż zaskakiwała swoimi reakcjami czy słowami, chociaż Alice była pewna, że ją rozszyfrowała już na samym początku tej niezbyt udanej znajomości.
– Chcę, żeby Alice wymyśliła, jak taki pojedynek mógłby wyglądać – głos Dana przebił się przez jej myśli. – To znaczy ile rund powinien mieć i kto z nas będzie walczył.
Spojrzenia wszystkich padły na Gehabich i ta od razu poczuła się niepewnie. Naprawdę nie lubiła być w centrum uwagi. Wbiła wzrok w ziemię i milczała. Wolałaby, żeby Dan spytał ją o to na osobności. Jak mogła się nie denerwować? Teraz nie było nawet cienia szansy na to, że wymyśli coś sensownego. Przecież oni wszyscy patrzyli na nią tak jakby nad jej głowę zaraz miała pojawić się kreskówkowa żaróweczka! Albo od razu żyrandol! I pewnie miała podać im co najmniej dziesięć opcji obejmujących tysiące zmiennych!
– Widzicie? Ona nie ma nawet pojęcia jak takie coś ma wyglądać!
Ociekający jadem głos Kuroi sprawił, że Alice zacisnęła pięści i poczuła się trochę lepiej. Taka właśnie była Kuroi. Wszystko się zgadzało. Postanowiła nie dać jej satysfakcji. Znała się na tych rzeczach i mimo zdenerwowania miała zamiar to udowodnić! Z dziwną pewnością siebie wyprostowała się i obrzuciła wszystkich śmiałym spojrzeniem.
– Myślę, że najlepszym rozwiązaniem byłyby 3 pojedynki. Wtedy wykluczylibyśmy możliwość remisu, co bardzo by nam odpowiadało. Żeby było sprawiedliwie myślę, że walki powinny odbyć się pomiędzy osobami o takiej samej domenie. Pierwszą parę stanowiliby liderzy grup, drugą osoby wybrane przez nas, a trzecią ich wybór.
Gdy rudowłosa zamilkła, przez kilka sekund przetwarzała to, co się stało. Jej głos był pewny siebie i nie zająknęła się ani razu, co ze względu na ilość słuchaczy było niesamowite. Jakby ktoś inny przejął nad nią kontrolę. Jakby znów była pod wpływem Mascarada.
– Alice, to świetny pomysł! Jesteś geniuszem! – zawołała Runo.
Dalsze gratulacje uniemożliwiły dalsze rozmyślania o utracie kontroli. Dziewczyna z uśmiechem kiwała głową, choć nie docierały do niej żadne słowa uznania. Czuła w żołądku zimną kulę lodu, którą zidentyfikowała jako strach.
– Myślę, że Spectra zgodzi się na takie rozwiązanie. Moim wyborem będzie Shun! – oznajmił głośno zadowolony Daniel.
Runo natychmiast zmarszczyła brwi, odrywając się od przyjaciółki. Jej feministyczna natura kazała zaprotestować.
– Uważasz, że dziewczyny są gorsze od chłopaków? – warknęła zadziornie.
Alice z przesadnym zainteresowaniem zaczęła przysłuchiwać się tej kłótni. Miała nadzieję, że strach minie.
– Ja myślę przyszłościowo. Ty, Julie, Kuroi i Marucho jesteście silni, ale Vexosi, którzy walczyli by z wami, tak samo. Shun jest prawie tak potężny jak ja, a jego przeciwnikiem będzie ten cienias Volan! To zapewnia nam zwycięstwo – wyjaśnił Kuso z miną typu "jestem strasznie mądry".
Tym razem nawet Runo przyznała mu rację. Alice była pod wrażeniem przebiegłości chłopaka. Nie spodziewała się po nim takich przemyśleń, ale z drugiej strony ostatnio coraz częściej wykazywał się intelektem. Może w końcu zaczął dojrzewać? Nie zdążyła jednak tego powiedzieć, bo zadzwonił dzwonek i wszyscy ruszyli do klas. To znaczy, prawie wszyscy.
Rudowłosa ze zdziwieniem stwierdziła, że Shun się nie poruszył.
– Nie idziesz? – spytała, zakładając plecak.
Brunet pokręcił głową, a jego długie do ramion włosy lekko zatrzepotały.
– Poczekam na ciebie – oznajmił chłodno.
Gehabich uśmiechnęła się lekko i niepewnie ruszyli w kierunku szkoły. Była zadowolona z jego towarzystwa nie tylko dlatego, że go lubiła. Bała się spotkania z osobami, które o niej rozmawiały. Powinna o nich powiedzieć przyjaciołom, ale przez tę sprawę z Kuroi i zachowanie Shuna zapomniała o tym. Oczywiście mogła powiedzieć wszystko teraz, ale nie chciała zamartwiać grupy. Mieli przecież przed sobą pojedynek z Vexosami i nie mogli zajmować się błahostkami. Mogła im powiedzieć później. Znacznie później. W weekend miała pilnować, żeby Klaus się nie nudził. Nie będzie sama. Nic się nie stanie.
– Alice, przyjdziesz na pojedynek? – spokojny głos Kazamiego sprowadził ją na ziemię.
Zerknęła na niego zdziwiona, ale szybko odwróciła wzrok. Widok brązowych oczu chłopaka sprawiał, że jej serce biło szybciej, a nie chciała, żeby to usłyszał.
– Nie mogę. Przyjeżdża Klaus i mam mu zapewnić rozrywkę – szepnęła.
Kątem oka zauważyła, że Shun kiwa głową ze zrozumieniem.
– To dlatego jesteś taka zmartwiona.
Alice spanikowała. Nikt nie powinien tego zauważyć! A zwłaszcza Shun!
– Mam tylko kilka problemów na głowie – odparła chyba zbyt szybko.
Chłopak przez chwilę przyglądał się jej uważnie. Wyglądał tak jak tydzień temu, gdy przesłuchiwał świadków kradzieży.
– Może mógłbym ci pomóc? – zaproponował w końcu.
W każdej innej sytuacji szalałaby z radości. Teraz jednak nie chciała, by z jej powodu odkładał treningi. Miał już za dużo na głowie. Nie powinien się nią zajmować.
– Dam sobie radę – szepnęła, żałując, że znikła ta obca pewność siebie.
Może nie była jej i miała wrażenie, że ktoś przejmuje nad nią władzę, ale wszystko by rozwiązała. Milczeli chwilę, ale gdy tylko weszli do szkoły, Shun znów się odezwał.
– Miałaś wspaniały pomysł. Czuję, że wygramy. Przez chwilę miałem wrażenie, że znów jesteś Mascaradem. Zabawne – zmienił temat.
Dziewczyna pochyliła głowę, by chłopak nie zobaczył jej strachu.
– Zabawne – powtórzyła grobowym głosem.
Nagle Shun się zatrzymał. Alice zrobiła to samo, stwierdzając, że już są pod klasą. Chciała nacisnąć klamkę, ale Kazami złapał ją za ramiona i odwrócił w swoją stronę, tak, że patrzyli sobie w oczy. Serce dziewczyny natychmiast przyspieszyło, a na policzkach pojawił się odcień szkarłatu. Nie mogła się na niczym skupić, jakby właśnie dostała narkozę.
– On wrócił, prawda? – spytał poważnie.
Mogła tylko pokręcić głową. Nie potrafiła wydobyć z siebie głosu, choć bardzo pragnęła mu wszystko wytłumaczyć.
– Zawsze możesz na mnie liczyć. Pamiętaj o tym – oznajmił z powagą.
Dziewczyna już miała mu odpowiedzieć, gdy otworzyły się drzwi klasy i stanął w nich szeroko uśmiechnięty Blays Odoba.
– Tu jesteście, gołąbeczki! A już myślałem, że nie przyjdziecie na historię! – zawołał trochę zbyt głośno.
Shun natychmiast puścił Alice i z niewzruszonym wyrazem twarzy wszedł do środka. Ona ruszyła za nim, pochylając nisko głowę. Wiedziała, że takiej mocnej czerwieni nie ukryje, ale miała nadzieję, że może zostawią ją w spokoju.
Na całej lekcji słyszała szepty, że niby ona i Shun Kazami są razem. Próbowała nie zwracać na to uwagi, ale wiedziała, że ta plotka rozniesie się po szkole z szybkością błyskawicy. Zbyt wiele dziewczyn interesowało się przystojnym, niewzruszonym chłopakiem. Najbardziej jednak martwiło ją to, co się stanie, gdy ta wieść dotrze do uszu Kuroi. Nie chciała dawać jej kolejnego, szczególnie nieprawdziwego powodu do nienawiści.
--------------------------------------------------------------------------------------------------
Zrobiłam opcję, że można komentować bez zalogowania.
Dlaczego tak trudno jest się połapać w dniach jak się ma wolne? Żyłam w przeświadczeniu, że jest środa, a w nocy naszło mnie straszne przeczucie, że to piątek. A to czwartek. Jestem rozczarowana moją orientacją w dniach tygodnia.
Teraz zaczynam mieć podejrzenia, że synek to jeden spod drzewa... Ale nieźle się uśmiałam przy rozdziale. Shun x Alice forever!
OdpowiedzUsuńNa marginesie, gdy dzisiaj słuchałam Studia Accantus jedna piosenka skojarzyła mi się z Lynciem (ale takim lepszym, tzn. z twojego opowiadania :).
O! A jaka to piosenka?
UsuńPaweł Skiba - Jestem tutaj (Waving through a Window - Dear Evan Hansen)
Usuńhttps://www.youtube.com/watch?v=b11GKd4B_wA
Racja. :D Aż dziwne, że nie zauważyłam. Tyle razu słuchałam tej piosenki (po angielsku, więc może dlatego), ale nigdy mi się nie skojarzyło.
UsuńDobrze Cię rozumiem. W każde wolne nie mam pojęcia jaki jest dzień tygodnia. Aż szokujące jak bardzo ludzie polegają na rutynie!
OdpowiedzUsuńZawsze, kiedy czytam o Alice mam ochotę krzyknąć "dziewczyno,trochę więcej odwagi!" (przy oglądaniu zresztą chyba też tak miałam), ale z drugiej strony jej zachowanie aż za bardzo przypomina moje, więc pewnie dlatego jest źródłem frustracji xD
Teraz mam trochę problem z wczuciem się w jej zachowania. Kilka lat temu może jakoś ją rozumiałam, ale teraz mam ochotę zasadzić jej motywacyjnego kopa szybciej niż fabuła przewiduje.
UsuńTo współczuję, faktycznie ciężko jest pisać postacie w których się "nie czuje" Dx
UsuńAle dobrze, że w takim razie masz tyle historii już napisanej. Bez tej bazy chyba jeszcze ciężej byłoby pisać Alice.
Fabuła istota żywa, może ten przedwczesny motywacyjny kop nie byłby tak zły xd
Rozdział!!! Ustaw sobie alarm na czwartek :).
OdpowiedzUsuń