W klasie biologicznej odbywała się właśnie lekcja biologii. Trudno było sobie wyobrazić inną możliwość, bo wszyscy nauczyciele, oprócz biologa Louera, omijali tę salę szerokim łukiem. Młodzież gimnazjalna oczywiście nie miała takiej możliwości, ale nie zamierzała narzekać. Co najwyżej zastanawiała się nad powodem takiego zachowania. Część stawiała na to, że dorośli byli zbyt delikatni by znieść specyficzny wystrój, a część, że Louer nikomu nie pozwolił się zbliżać do swojej klasy. Jak to określił ktoś z drugich klas: biolog był bardzo... terytorialny. I strasznie nie lubił, gdy coś działo się nie po jego myśli.
Między innymi dlatego każda klasa uważnie słuchała słów profesora. Uwielbiał pytać z zaskoczenia, a jeśli nieszczęśnik nie znał odpowiedzi mógł spodziewać się awantury, jedynki, uwagi, wezwania rodziców i/lub czyszczenia klasy po lekcjach. To ostatnie było najokropniejsze i zadawane praktycznie codziennie prawdopodobnie by nie dopuścić sprzątaczek zbyt blisko klasy. Najgorzej mieli uczniowie którym biologia przypadała rano. Oni stanowili najczęstszy cel ataku, a nikt nie chciał zostać po lekcjach z profesorem Odlotkiem. Zwłaszcza w TAKIEJ sali.
Na parapetach stały piękne kwiatki, które jak niosła legenda szkolna powodowały nieznośne swędzenia jeśliby się ich dotknęło, pomarańczowe ściany były pełne szkieletów ptaków i wypchanych zwierząt, a na półkach straszyły szklane słoiki z sformalinowanymi gadami i mniejszymi ssakami. Do tego jeszcze dochodził schowek. Nikt nie wiedział jakie jeszcze skrywa ohydztwa, ale ten brak informacji nikomu nie przeszkadzał. W końcu od czego miało się wyobraźnię?
Lync zazwyczaj pilnował się o wiele gorliwiej niż inni. Podzielał większość obaw rówieśników, ale miał też swoje własne zmartwienia. Spectra skopałby mu tyłek, gdyby musiał się fatygować do szkoły z jakiegoś błachego powodu, a gdyby jeszcze dowiedział się, że brak skupienia wynika ze strachu przed obserwującymi go martwymi oczami, nie miałby życia w Vexosach. Już słyszał te kpiny Shadowa!
Dzisiejszego dnia zadanie było jednak o wiele trudniejsze niż zwykle. Przez ten głupi sen z rana nie mógł się na niczym skupić. Zamiast słuchać, wpatrywał się w biały blat ławki, na którym ciągle była krew po ostatniej sekcji żaby. Gdyby miał jakoś nazwać ten dziwny stan pewnie by powiedział, że się po prostu martwi, bo nigdy nie spotkał się z czymś takim, ale to nie była prawda. Jak mógł się martwić, skoro czuł tylko okropną pustkę w środku? Była niebezpieczna, bo utrudniała grę. Nie zachowywał się jak "normalny", przemądrzały Lync Volan.
Musisz się skupić! warknął w myślach. Musisz!
Spróbował wykonać własne polecenie, ale na niewiele mu się to zdało. Gdy tylko usłyszał głos Marucho, znów zaczął rozmyślać, ale tym razem o swojej przydatności w zespole. Był najmłodszym Vexosem, co nie dawało łatwego i przyjemnego życia. Jako łatwy cel musiał radzić sobie sam. Udawać, ćwiczyć moce i starać się bardziej niż pozostali. Mimo to był najsłabszy. Ze złością spojrzał na blondyna w okularach, który siedział obok niego. Ktoś miał wyjątkowe poczucie humoru sadzając ich razem.
Marukura miał dwanaście lat, ale ze względu na poziom inteligencji został przeniesiony wyżej o trzy klasy. W dodatku nie zajmował ostatniego miejsca w rankingu siły u Młodych Wojowników. Volan zacisnął zęby i odwrócił szybko wzrok. Miał dość bycia najgorszym! Nawet Makimoto go pokonała! Był beznadziejny i w tej chwili nie mógł się za to na siebie wściekać, bo ogarnęła go apatia pomieszana z bolesnym poczuciem niższości.
Marukura miał dwanaście lat, ale ze względu na poziom inteligencji został przeniesiony wyżej o trzy klasy. W dodatku nie zajmował ostatniego miejsca w rankingu siły u Młodych Wojowników. Volan zacisnął zęby i odwrócił szybko wzrok. Miał dość bycia najgorszym! Nawet Makimoto go pokonała! Był beznadziejny i w tej chwili nie mógł się za to na siebie wściekać, bo ogarnęła go apatia pomieszana z bolesnym poczuciem niższości.
– Volan! Powtórz moje ostatnie zdanie! – po sali rozległ się niemiły, chrypki głos.
Chłopak niechętnie spojrzał na nauczyciela. Biolog był grubawym mężczyzną po czterdziestce, który nigdy nie nosił czystych koszul. Miał długie, dawno niestrzyżone włosy, kilkudniowy, niechlujny zarost i dziwne spojrzenie człowieka po narkozie albo narkotykach, co w połączeniu z jego zmianami nastroju dało przezwisko Odlotek. Wymyślił je chyba Sekito, bo twierdził, że nauczyciel ma ciągły odlot.
– Odebrało ci mowę, a może rozum?! – wrzasnął nauczyciel, podchodząc szybko do ławki Volana i Marukury.
W ręku trzymał kościaną dłoń, którą wziął ze szkieletu. Według uczniowskiej legendy ta pomoc naukowa była uczniem profesora Louera, który ośmielił się sprawdzić, co znajduje się w schowku. Nawet jeśli to nie była prawda, biolog wyglądał strasznie z kośćmi w ręku. Marucho skulił się lekko, ale Lync nie mógł znaleźć w sobie strachu. Przykrywała go świadomość, że jest nikim. Tymczasem zachowanie mężczyzny całkowicie się odmieniło. Ustał nad Lynciem bez żadnej wyraźnej oznaki wściekłości. Twarz, jeszcze przed chwilą wykrzywiona gniewem, wygładziła się.
– Znowu nie słuchałeś, Volan – stwierdził łagodnie. – Jak tak można?
Klasa czekała z napięciem co dalej, jednak Lyncowi było wszystko jedno. Znów spojrzał na zaschniętą krew. Próbował się przejąć problemem, ale nie dawał rady. Otępienie nie pozwalało martwić się profesorem. Ani Spectrą. Ani nawet sobą.
Nagle pod brodą chłopaka znalazła się kościana dłoń, która podniosła jego twarz w górę, tak, że musiał patrzeć w mętne oczy mężczyzny. To otrzeźwiło go momentalnie. Biolog różnił się od innych nauczycieli też tym, że nie hamował się i czasem, oprócz wyzwisk w kierunku delikwenta leciała także pięść. Cała szkoła o tym wiedziała, ale dyrektor nie miał zamiaru go zwalniać. Jak brzmiała lista wymówek? Że nie mieli nikogo na to miejsce, że przecież uczniowie kogoś tu muszą szanować, że w sumie przecież nikt się nie skarży, że przecież to świetny pracownik, który nie żąda podwyżki? Wyglądało to tak jakby Louer był nietykalny i cokolwiek by nie zrobił, nikt nie powiedziałby mu złego słowa. A Lync właśnie mu podpadał.
– Volan, co ja mam z tobą zrobić? Podobno na innych lekcjach potrafisz mówić. I to nawet dość kąśliwie. Ale tutaj? Gdzie twoje odzywki? Gdzie złośliwości? Gdzie one są?!!! – wrzasnął przy ostatnim zdaniu i podniósł rękę, jakby chciał uderzyć chłopaka.
Lync, mimo że wciąż sparaliżowany, odruchowo zasłonił głowę i zacisnął powieki. Teraz serce waliło mu jak oszalałe, a gardło mu się ścisnęło. Oddychał szybciej czekając na cios, ale ten nie nadszedł. Niepewnie zerknął na profesora, który teraz stał z założonymi rękami. W prawej dłoni wisiały kości.
– Mały, biedny Volan... – odezwał się nieco ciszej, uśmiechając się szeroko i obrzydliwie znajomo. – Karę wyznaczę ci kiedy indziej – oznajmił, cofając się do biurka.
Wyglądał na bardzo zadowolonego jakby wszystko poszło po jego myśli. Lync nie chciał się zastanawiać co go tak cieszyło. Czy to, że zmusił go do okazania strachu, czy to, że wreszcie go na czymś przyłapał? W sumie tyle razy kręcił się przy nim na przerwach jakby tylko czekał na okazję żeby go zgarnąć do mycia podłogi...
Ledwo co Louer dotarł do tablicy i spróbował kontynuować wykład, zadzwonił dzwonek. Klasa spakowała się szybciej i ciszej niż zwykle, a może dopiero co przebudzony mózg Volana tak to zinterpretował. Chłopak jako pierwszy wybiegł z klasy, co raczej nikogo nie zdziwiło. Dostał co prawda kilka cichutkich ochrzanów za przepychanie się, bo to, że jest Vexosem nie znaczyło, że mógł sobie pozwalać, a Travis wysyczał mu w ucho coś o sikaniu ze strachu przed Odlotkiem, ale musieli go rozumieć.
Jak zwykle oddzielił się od kolegów z III b i wylał na kostkę przed szkołą w anonimowym tłumie młodszych nastolatków. Miał zamiar zaszyć się gdzieś w kącie, co zwykle robił, gdy usłyszał kolejną porcję jadu. Tym razem w wykonaniu pierwszoklasistów.
– Hej, mała! Co porabiasz? A nie... To tylko ten...
Lync przyspieszył, by nie słyszeć zakończenia zdania. Zdawał sobie sprawę, że jego kolor włosów budził sensację. Nie łatwo było być nastolatkiem o różowych włosach. Gdyby tylko jakaś farba mogła się na nich trzymać dłużej niż trzy minuty, wytrąciłby im jedną metodę dręczenia. A tak wszędzie padały te same słowa: dziewczynko, maleńka, lub co gorsza, te o jego domniemanej orientacji.
Szybko wszedł w cień szkoły, by być niewidocznym. Sprawdzało się za każdym razem, chociaż daleko było mu do Shadowa. Nawet jeśli gdzieś tam z tyłu głowy kołatało mu się, że każdy i tak może do niego podejść i zakłócić spokój, odetchnął z ulgą, zdjął plecak i usiadł. Wreszcie miał czas by pomyśleć.
Dopiero teraz wszystko zaczynało do niego docierać. Każde słowo, każdy gest wracały do niego ze zdwojoną mocą. Właśnie zdał sobie sprawę, że wpadł w konflikt z Louerem! Nie widać było po nim strachu i niepewności, o co już się zatroszczył, ale właśnie one stanowiły jego główne emocje. Bezmyślnie wpatrywał się w boisko szkolne usypane z czerwonego piachu, który zapobiegał rośnięciu zielska i myślał, a raczej martwił się. Dla postronnego obserwatora wyglądał na widza meczu piłkarskiego, które klasy drugie rozgrywały puszką, ale tak naprawdę gapił się martwo w jeden punkt, nie mogąc się skupić na teraźniejszości. Za dużo rzeczy poszło nie tak.
Zazwyczaj odpyskowywał nauczycielom, dostawał karę i było po problemie. Teraz miał czekać na wyrok. Poza tym biolog nigdy się nie hamował. Jeśli miał zamiar coś zrobić, robił to. Jak dziecko. Jest bodziec, jest reakcja. Żaden z uczniów nie wspominał o czymś takim jak odroczenie, a przecież wszystko co Odlotek robił było zaraz na ustach całej szkoły, więc to nie było normalne.
Lync czułby się lepiej, gdyby jednak oberwał w twarz. Nie zobaczyłby wtedy tego obrzydliwego uśmiechu, który trochę za bardzo kojarzył mu się z Shadowem w chwilach gdy może zrobić coś co normalni ludzie określiliby jako chore. Zadrżał nagle, nim zdążył się opanować. Ta sprawa go przytłaczała, ale nie wiedział co zrobić. Szkoła wyraźnie zabroniła się skarżyć, a i tak nie miał komu. Czy Spectra wysłuchałby jego słów? Albo Shadow? Wolne żarty! A gdyby wciągnął w to Volta, nie miałby już życia, bo Volt miał zamiar walczyć o sprawiedliwość, nawet jeśli inni mieli ucierpieć.
Nagle tuż obok miejsca, w którym siedział przeleciała puszka po coli. Lync podskoczył i zerknął w stronę, z której nadeszła. Stał tam wysoki rudzielec z równoległej klasy. Wokół niego zgromadził się wianuszek popleczników. Mięśniacy patrzyli z zachwytem na ich kumpla. Lyncowi jednak daleko było do tych emocji. Serce zabiło mu szybciej. Znał tego chłopaka i jego plan, niezmieniony od pierwszej klasy.
– Te Volan! Jestem silniejszy od Vexosów! Chcesz się przekonać? – wrzasnął na całe gardło.
Uczniowie zbliżyli się do zamieszania, mając nadzieję, że walka w końcu się odbędzie. Volan nie podzielał tego pomysłu. Szybko spojrzał w stronę dyżurującej nauczycielki, ale było to tylko stratą czasu. Pani Fracheska nic nie widziała, bo znowu zapomniała z pokoju nauczycielskiego szmatki do okularów i szukała jej teraz po kieszeniach. Trzeba dodać, że było ich naprawdę wiele, gdyż matematyczka nie ufała torebkom. Lync szybko odwrócił się do przeciwnika.
– Nie bije się ze słabszymi – oznajmił pewnym głosem, choć się denerwował.
Zawsze unikał bójek, które miały na celu ukazanie siły. Był na to zbyt słaby, a po za tym nienawidził używać mocy. Przypominała mu o rodzicach.
Rozległ się śmiech, który sprowadził go na ziemie. Chłopak przełknął ślinę, rozumiejąc, że jedynym wyjściem była ucieczka do biblioteki. Był pewien, że będzie musiał pomagać przy układaniu książek na przerwach, ale teraz było to bardzo korzystne. Próbując zagłuszyć strach, obserwował rudzielca. Czekał na odpowiedni moment. Gdy przeciwnik postąpił kilka kroków ku niemu, pobiegł w kierunku szkoły. Nie był zbyt szybki i liczył na ten moment zaskoczenia. Przeliczył się.
Biegł wąskimi korytarzami, słysząc za sobą pościg. Ten chłopak nie miał zamiaru mu odpuścić! W dodatku go doganiał! Volan przyspieszył, czując, że niebezpieczeństwo się zbliża. Na szczęście biblioteka nie była już daleko. Jeszcze sekunda...
– Volan! Barias! Co to za bieganie po korytarzu?! – na ten krzyk Lync stanął.
Kątem oka zobaczył, że jego prześladowca też. Z mieszaniną ulgi i wdzięczności przeniósł wzrok na młodą bibliotekarkę, Ariannę Adei. Mimo, że pracowała tu od niespełna roku, zyskała szacunek i posłuch wśród młodzieży. Mogła być miłą towarzyszką rozmowy albo wściekłym katem, jak teraz.
– Mam tego dość! Zawsze wy tak hałasujecie! A zwłaszcza ty Volan! Dzisiaj i cały następny tydzień pomagasz mi na przerwach w bibliotece, a jak nie przyjdziesz, to przyciągnę cię za ucho! – warczała poprawiając krótkie, czarne włosy.
Ukarany udawał obrażonego, ale tak naprawdę powstrzymywał się by nie paść swojej wybawczyni do stóp. Zawsze dawała mu długoterminowe kary, co skutecznie broniło go przed takimi osobami pokroju Barisa.
– A co z nim? – spytał udawanym, wściekłym głosem.
Pani Arianna zdjęła z swojego brązowego żakietu jakąś nitkę i wzruszyła ramionami.
– Dostanie uwagę. Nie chcę więcej niż jednego pomocnika – oznajmiła, otwierając drzwi.
Volan wszedł tam jak na stracenie, ale w środku nie mógł opanować radości. Rozejrzał się po jasnym pomieszczeniu z ulgą. Lubił to miejsce. Czuł się bezpiecznie pośród tych wysokich półek i książek. Zerknął na stoliki zasłane tomami i już wiedział co robić. Zbyt wiele razy tu pracował, żeby nie wiedzieć. Nie czekając na polecenie chwycił w ręce jakiś tomik z wierszami i po przestudiowaniu tytułu i autora udał się do odpowiedniej półki. Odłożył książkę na miejsce i uśmiechnął się szeroko. Naprawdę to lubił.
– Lync, możesz tu przychodzić nawet bez kar – odezwała się nagle pani Adei.
Chłopak skinął głową, nie patrząc na nią. Wiedział, że skorzysta z oferty. To jednak był dobry początek weekendu.
-------------------------------------------------------------------------
Tak poprawiając dochodzę do wniosku że miałam (mam?) problemy z rozwlekłością. W sensie powtarzam informacje kilka razy. Ale widzenie błędów i poprawianie ich to już połowa sukcesu. :)
To nawet zabawne jak zgrabną historyjkę sobie wymyśliłam i jak mało z niej napisałam. xd
I bardzo przepraszam za późne odpisywanie na komentarze. Teraz powinno być lepiej.
Jak na razie nawet jak się powtarzasz to nie rzuca się to w oczy xd
OdpowiedzUsuńJest taki challenge "draw this again" nie wiem, czy wariacja pisarska występuje, ale mogłaby okazać się hitem. Ktoś już chyba zauważył, że czytanie poprawionego tekstu to trochę jak spotkanie ze starym znajomym. Niby ją znasz, ale szczegóły zdążyły zatrzeć się w pamięci i finalnie odkrywasz ją na nowo.
Faktycznie to jest podobne do "draw this again"! O.O Sama chętnie przeczytałabym kilka poprawionych opowiadań/fanficków w necie, więc trzymam kciuki, żeby chwyciło. :D
UsuńOj, trzeba to jakoś rozpowszechnić! :D
UsuńTwoja książka została obecnie moim treningiem cierpliwości :). Uda mi się nie zajrzeć na onet do końca?
OdpowiedzUsuńJednak przewidywalne jest to, że Alice będzie z Lynciem (choć wolała bym Shuna)
Miło mi to słyszeć. Cierpliwość to dobra cecha, więc robię coś przydatnego. :D
UsuńNie chcę wchodzić w spoilery i inne takie rzeczy, więc tylko ładnie podziękuję za twoją teorię. Uwielbiam poznawać przewidywania innych ludzi odnośnie mojej historii. To niesamowite jak czasami się mijamy (albo zgadzamy). ;)
Rozdział, dziś mamy czwartek!
OdpowiedzUsuńDziękuję :D
UsuńPrzeczytałam narazie wszytkie dostępne rozdziały na Onecie i jejku... Będę się starała cierpliwie czekać na poprawę tych wcześniejszych i kontynuację, ale strasznie mnie ciekawi, co będzie dalej ><
OdpowiedzUsuńP.S. Nie myślałaś może o pisaniu na wattpadzie?
W sumie szukając platformy gdzie się przenieść myślałam o wattpadzie. Piszę sobie tam nawet fanfik, więc ogarniam, ale nie byłam pewna czy to dobra opcja akurat z tym. Jak ludzie będą szukać bloga po adresie, łatwiej trafią na ten niż na wattpada.
UsuńChociaż z drugiej strony tam można łatwo powiadamiać o nowym rozdziale itp.
Teraz przez ciebie zaczęłam się zastanawiać nad wrzucaniem opowiadania i tu, i tu! XD
Myślisz, że to by była dobra opcja?
Wattpad ma trochę wad, ale na pewno wygodnie się na nim czyta, i jeśli serwery działają bez problemu, szybko można dostać powiadomienie o komentarzu lub nowym rozdziale. Dla mnie w sumie wattpad jest bardzo czytelny. Może znalazłabyś tam rozgłos, bo w sumie brakuje dobrych prac. Ale wybór należy do Ciebie. Wszystko zależy od tego, gdzie wygodniej Ci się pisze ;)
Usuń