poniedziałek, 1 października 2018

36. Nagła zmiana planów


Runo westchnęła ciężko, opierając się o wystawiony na zewnątrz kawiarniany stolik, przy którym siedziała w oczekiwaniu na Alice, towarzyszących jej Shuna i Lynca, albo mających ich zastąpić Vexosów. Kiedy Dan przydzielił ją do chronienia przyjaciółki zamiast uczestników festiwalu Zenohelda, nie była zachwycona. Nie chciała przebywać koło dziewczyny razem z innymi, bo to mogłoby skończyć się rozlewem krwi. I nie chodziło o samych Vexosów. Po prostu potrzebowała pogadać z Alice w cztery oczy, a świadomość, że inni ludzie cały czas będą się obok nich kręcić, była frustrująca.
To nie było tak, że nagle dopadła ją chęć na babskie pogaduszki, którymi z całych sił gardziła. Miała prawdziwy problem. Jej emocje wariowały, a ona nie wiedziała jak sobie z tym poradzić. Od kilku dni poważnie nienawidziła Dana. Chociaż może to były za mocne słowa? Raczej zaczęła dostrzegać jego wady, nad którymi nie mogła przejść do porządku dziennego. Sam widok albo głos chłopaka ją drażnił i jeśli mogła, unikała jego towarzystwa. To właśnie o tym chciała z Alice podyskutować. Albo raczej się jej wyżalić. Gdyby poruszyła ten temat przy Julie, mogłaby się niechcący dowiedzieć o sobie coś, czego nie chciała przyznać, bo Makimoto była nieco zbyt szczerą obserwatorką, a z innymi dziewczynami w swoim wieku Runo po prostu nie rozmawiała. Tak więc Alice była jej jedyną opcją, ale oczywiście, skoro Vexosi mieli im towarzyszyć, nie było szansy, by choćby wspomnieć o tych niekomfortowych dla niej tematach. Ale może tak było lepiej? Emocje nie były jej mocną stroną.
Dziewczyna wypatrywała reszty bez większego zainteresowania. Z każdą chwilą zaczynała coraz bardziej tęsknić za swoim łóżkiem. Od samego przebudzenia nie czuła się zbyt dobrze, a teraz jej brzuch zaczynał pomalutku pobolewać. Może od wczorajszej zapiekanki? Tata przecież ostrzegał, żeby nie jadła u konkurencji. Myślała, że to przez zazdrość, ale może miał rację?
Żeby oderwać się od swoich problemów, zerknęła na idących w kierunku festiwalu rozbawionych ludzi. Wielki pochód trochę ją denerwował. Święto założenia miasta od zawsze było dniem wolnym, ale po raz pierwszy ktoś zrobił coś więcej niż zorganizowanie krótkiej uroczystości w centrum. I tym prawdopodobnie się ekscytowali, co było dla niej strasznie abstrakcyjne. Przecież takie zabawy sprzyjały kradzieżom i rozbojom, przez co Młodzi Wojownicy i Vexosi mieli więcej pracy. Nawet jeśli każdy z członków grup otrzymał tylko wycinek terenu do patrolowania, wciąż mieli masę na głowie. I tylko po to, żeby takie osobniki, łaziły, szczerząc się…!
– Hej, Księżniczko! – Wesoły głos sprawił, że zadrżała ze złości.
Wyprostowała się natychmiast, ale nie odwróciła w jego stronę. Może tylko się przesłyszała? Może z nudów przysnęła i właśnie miała koszmar? Nie mogli przecież przysłać jej tego psychola! Nie mogła mieć aż takiego pecha! Dziewczyna zacisnęła wargi i pochyliła głowę, nie chcąc się upewnić do kogo należał głos. Łudziła się jeszcze, że jej umysł zrobił jej kawał. Słaby i nie śmieszny, ale jednak kawał. Wiedziała w głębi duszy, że szanse były marne, ale zawsze lepiej było mieć nadzieję do końca.
– Chyba mnie olała! – przybysz odezwał się ponownie, rozwiewając jej podejrzenia. – Volt, powiedz jej coś! – poskarżył się po dziecięcemu.
Runo wzięła głęboki wdech. Nie miała ochoty się z nimi zadawać, ale ignorowanie kogoś takiego jak Prove było niebezpieczne. A jeśli zacząłby gadać bzdury, a gdzieś byliby członkowie jej rodziny? Czy to nie byłoby straszne? Musiała więc stawić czoła wyjątkowo ohydnej rzeczywistości, jeśli nie chciała najeść się wstydu.
Ze złością spojrzała na Shadowa i Volta. Zwłaszcza na tego pierwszego. Nie rozumiała dlaczego świat tak się na nią uwziął. Czuła się jakby była bohaterką jakiegoś opowiadania a autor (albo, o zgrozo, autorka! One zawsze lubiły pastwić się psychicznie nad bohaterkami!) uznał, że zabawnie będzie jeśli się tak pomęczy. Aż wzdrygnęła się na tą myśl.
Gdy albinos zajął miejsce naprzeciwko niej, mogła rzucić mu tylko wściekłe spojrzenie. Nie miała ochoty na takie towarzystwo. Zwłaszcza teraz! Chłopak chyba nie widział albo nie rozumiał jej wzroku. Podparł twarz rękoma i przybliżył się do niej z szeroko otwartymi, czerwonymi ślepiami. Miała ochotę wydłubać mu oczy, ale powstrzymywała się przez wzgląd na ból brzucha.
– Eee, Volt! – powiedział jej niechciany towarzysz, przechylając głowę w bok. – Ona też jest taka cicha i mizerna jak ty. Może złapaliście to samo choróbsko?
Misaki mimowolnie zerknęła na drugiego Vexosa. Zaciekawiła ją ta wypowiedź. Zwłaszcza część o mizerności. Jakoś trudno jej było sobie wyobrazić takiego Volta, ale kiedy obadała go wzrokiem, zgodziła się z tym stwierdzeniem. Był blady, trochę chudszy niż ostatnio a pod jego oczami widniały cienie informujące o nieprzespanej nocy. Choć stał stabilnie, miała wrażenie, że może się za chwilę przewrócić. Jak to jej się poetycko nasunęło - wydawało się, że cień go opanował. A to przy jego mocy Haosa, byłoby naprawdę paskudne.
– Jakby coś przeciwnego jego naturze pożerało go od środka – wymamrotała nie do końca świadomie.
Czerwone oczy Shadowa błysnęły, a on sam cofnął się i oparł o krzesło. Na jego ustach ukazał się szeroki uśmiech białych, ostrych zębów.
– Sugerujesz... pasożyta? – spytał.
Dziewczyna zmierzyła go pogardliwym spojrzeniem.
– Coś przeciwnego jego naturze, tępaku – powtórzyła chłodno.
Albinos zaśmiał się pogodnie.
– Ale obojętnie, z której strony nie spojrzysz, to on tasiemca nie przypomina! – oznajmił. Po chwili jednak zmrużył oczy i wyszczerzył się do granic możliwości. – Chociaż...
– Chodziło mi, że on jest światłem, a niszczy go ciemność – przerwała mu Runo, kątem oka dostrzegając jak Volt się wzdryga.
Była coraz bardziej zła na ostatnią lekcję, na której omawiali poezję jednej z pierwszych poetek, nawiązującej do swojej mocy w dziełach. Runo nie była dobra w odczytywaniu poezji. Nie była dobra w jej używaniu w prawdziwym życiu. A teraz jeszcze jej to wypominali, ciągnąc tą rozmowę! Ból nieco się nasilił.
– To aluzja do mnie? – Vexos zrobił obrażoną minę.
Skrzyżował przy tym ręce na piersi i patrzył na nią spod byka. Nie można było jednak nie zauważyć tych iskierek radości, które błyszczały w czerwonych ślepiach. Drań sobie z nią pogrywał! Gdyby nie ten ból, po prostu by mu przyłożyła, a tak musiała wymyślać riposty. Chociaż to może było dobre? Odciągało uwagę od skurczów.
– Jesteś niewyrobionym wampirem, Vexosie – powtórzyła swoją ulubioną obelgę. – Nic więc dziwnego, że wysysasz z niego siły.
– Na ciebie też działam?
Spytał niby niewinnie, jednak po jego twarzy można było zobaczyć, że chodzi o coś więcej. I Runo miała zamiar to zignorować.
– Oczywiście! – odpowiedziała bez zastanowienia. – Czuję się po prostu okropnie! Nawet nie wiesz jak się męczę. Już niedługo nie zostanie we mnie ani trochę z dobrej, miłej dziewczyny jaką jestem. A wtedy już nic cię nie uratuje. Może więc przysłałbyś kogoś innego na swoje miejsce? To taka przyjacielska rada.
Vexos przyjrzał się jej, jakby widział ją po raz pierwszy w życiu. Wyglądałby przy tym jak normalny człowiek, gdyby nie jego nietypowa kolorystyka, nastroszone włosy i oryginalny ubiór.
– Jesteś dziś całkiem spokojna – zauważył chłopak. – Czy to możliwe, żebyś była tak słaba i poddała się mojemu urokowi?
Trafił w czuły punkt. Bardzo czuły. Jak on śmiał nazwać ją słabą? Bo co? Bo była dziewczyną? O to chodziło?! Dziewczyny były przecież mądrzejsze od chłopaków! Bardziej odporne na ból! Pracowitsze! Silniejsze! Pod każdym względem lepsze! Nie musiały być zależne. Nie musiały się dostosowywać. Nie musiały, do licha ciężkiego, czekać w wieży na rycerza na białym koniu!
Dlatego tak denerwowało ją przezwisko „księżniczka”. Kwalifikowało ją jako kogoś bezbronnego, poddanego swojemu księciu. A Runo za żadne skarby świata nie zgodziłaby się grać drugich skrzypiec. Całkowicie zignorowała ból brzucha i trzasnęła pięścią w stolik, budząc zainteresowanie najbliższych przechodniów.
– Urokowi? – syknęła. – Masz chyba na myśli czarną magie!
Shadow, jeśli to tylko możliwe, jeszcze bardziej się ożywił.
– Urok osobisty, Księżniczko. Osobisty!
– Biedaku... Sama już nie wiem, czy mam cię uświadomić, czy pozwolić żyć w kłamstwie.
Oczy Shadowa otworzyły się przesadnie, a on sam z głośnym jękiem złapał się za serce. Dziewczynie przypomniał się ostatni program telewizyjny, który oglądała razem z Julie w ramach przeprosin za to jak ją ostatnio potraktowała. Makimoto bardzo podobał się prowadzący i nie zwracała uwagi na treść, ale Runo szybko się wciągnęła. Omawiano dokładnie książki, muzykę, filmy i zjawiska z dawnych lat tak, by były przystępne dla młodego widza. Dzięki temu dostała nawet piątkę za interpretacje wiersza. Tak. Tego nieszczęsnego, który zmusił ją do skomentowania stanu Volta w ten sposób. A wracając do programu - najbardziej utkwił jej w głowie fragment poświęcony grze dawnych aktorów. Pokazywali wtedy podobną scenę. Tyle, że wśród czarno-białego ogrodu z różami.
– To zabolało! – jęknął chłopak. – Och, kobieto niegodna! Ten ból mnie zabija...
Mówił to jakby naprawdę konał. Misaki musiała przyznać, że był świetnym aktorem. Te rzężenie i powolne osuwanie się na ziemię... Nieco przesadzone, ale brakowało tylko noża, żeby ktoś w to całkowicie uwierzył. Chociaż i tak przechodnie zatrzymywali się wystraszeni i zdenerwowani. Runo starała się nie roześmiać. Zastanawiała się kiedy ktoś pęknie i zadzwoni po pomoc.
– Dość – odezwał się wreszcie Volt.
Miał strasznie zmęczony głos. Runo współczuła mu całym sercem, choć był tylko Vexosem. Nikt nie powinien aż tak cierpieć. Gdyby ją coś tak wyniszczało, miałaby wokół siebie rodzinę i przyjaciół. Tamci pewnie nie mieli na kogo liczyć. Z tego co słyszała, w większości byli sierotami.
Potrząsnęła głową. Nie powinna się tak rozwodzić nad wrogami. Szybko skupiła się na  chłopakach i ich wyczynach. Uśmiechnęła się lekko, gdy Volt z łatwością podciągnął Shadowa do właściwej pozycji na krześle i surowym głosem nakazał zachowywać się przyzwoicie.
Prove spojrzał na niego na wpół wściekle, na wpół radośnie. Już pewnie miał jakiś szalony pomysł. Runo nie mogła się doczekać, żeby przekonać się jaki. Lubiła jego głupotę, gdy ktoś inny padał jej ofiarą. Tak jak kiedyś lubiła idiotyzmy Dana…
– Oczywiście, tatusiu! – wyszczerzył się.
Volt westchnął głęboko, co było błędem, bo zaraz zaczął kasłać. Runo udała, że tego nie widzi. I tak nie miała pomysłu jak mu pomóc. Na szczęście (a może wręcz przeciwnie) Shadow nie pozwolił jej długo się namyślać.
– Ale mamusia mi pozwala umierać w miejscach publicznych! – zawołał swoim zwykłym, męskim głosem.
To było... dziwne. Przerażające. Gdyby chociaż zmienił głos na dziecinny, gdyby seplenił, gdyby zrobił cokolwiek, żeby przestać przypominać psychopatę, może by się dała namówić na taką „zabawę”. Była nawet dość śmieszna, jeśli brało się pod uwagę wszystkie okoliczności.
Shadow delikatnie przechylił głowę i skupił się tylko na niej. Ostre zęby błyskały jak w jakiejś reklamie.
– Bo moja mamusia mnie kocha! – kontynuował poprzednią myśl. – Bardziej od tatusia. Pozwala mi na więcej! Na przykład na słodycze o każdej porze i w każdej ilości!
To było tak zaskakujące, że Runo mogła tylko patrzeć na niego tępym wzrokiem. Co się właśnie działo?!
– Niech zgadnę. Dopóki nie dostaniesz słodyczy, będziesz się tak do nas zwracał? – Volt najwyraźniej był już zaprawiony w bojach.
Albinos pokiwał szybko głową z radosnym uśmiechem.
– Tatusiu! Mamusiu! Im szybciej spełnicie moje warunki, tym mniejszy będzie wstyd! – zarechotał.
Runo rozejrzała się ukradkiem. Faktycznie, dziewiętnastoletni Vexos zwracający się w taki sposób do młodszej od siebie dziewczyny i kolegi mniej więcej w tym samym wieku, budził zainteresowanie. Szczególnie młodych ludzi, którzy uważali Młodych Wojowników i Vexosów za wielkie gwiazdy. A co napiszą plotkarskie czasopisma, kiedy zobaczą ją z tymi... z tym...
– Jak ja lubię słodycze! Każde! Bo słodycze to rzecz przewspaniała! Prawda, mamusiu? A pójdziemy potem z tatusiem do parku na pikniczek? I pochlapiemy się w tej fajnej fontannie? Proooszę!!! Mamu...!
– Można przerwać tą jakże pasjonującą rozmowę? – odezwał się nagle jakiś kpiący głos.
Dziewczyna zerknęła w kierunku, z którego dochodził i uśmiechnęła się szeroko. Oczywiście nie do różowowłosego dzieciaka na przedzie ani do Shuna, tylko do Alice. Jej drogiej przyjaciółki, która to miała ją uwolnić od tak strasznej zarazy jaką był Shadow Prove!
– Alice! – zawołała radośnie, wstając.
Naprawdę nie mogła uwierzyć w szczęście, które ją spotkało. Może jednak autor, który bawił się jej życiem nie był taką mendą jak jej się wydawało.
Do przyjaciółki dzieliło ją zaledwie kilka kroków, gdy nagle Shadow Prove odepchnął ją i sam przytulił rudowłosą. Alice zastygła bez ruchu z przerażeniem w oczach. Runo nie dziwiła się takiej reakcji. Sama pewnie stałaby tak kilka sekund, zanim strzeliłaby przez ten głupi, pusty łeb. Z lekkim zdziwieniem stwierdziła, że nikt nie ratuje biednej dziewczyny. Westchnęła rozczarowana. Faceci zawsze wymiękali przy sprawach, które ich przerastały. Czy to, że Vexos Darkusa wołał: „Siostrzyczko Alice, chodźmy na cukierki!” usprawiedliwiało ich zachowanie? Gdyby taki Shadow nie był po ich stronie, chłopcy już by nie żyli. Nie dlatego, że taki ktoś byłby silniejszy, ale dlatego, że nie wiedzieliby co zrobić w momentach jego głupoty. Może na tym polegała strategia Prove? Jeśli tak, to trzeba przyznać, że pomimo całej swej głupowatości była mądra.
Niebieskowłosa postanowiła wziąć sprawy w swoje ręce, ale ktoś wreszcie się ruszył. Nie był to jednak ani wspaniały Shun Kazami, ani silny Volt Luster. Oni nie wyszli jeszcze z szoku. Jedyną osobą poza nią, która chyba uodporniła się na głupotę Shadowa, był mały Lync Volan.
Zabawnie to wyglądało, gdy groźnie zażądał, żeby albinos przestał się zachowywać jak dziecko. Śmieszna była też jego mina, gdy Shadow wyszczerzył się do niego z niepokojącym błyskiem w oczach. Jeśliby się tak zastanowić, to Vexosi w ostatnim czasie dawali jej więcej powodów do śmiechu niż Młodzi Wojownicy. Chyba od czasu mini-spięć w grupie wolała przebywać z nimi niż z własną drużyną. Nie! Nie mogła tak myśleć! Przecież Młodzi Wojownicy powstali dlatego, że w Vexosach działo się źle. Choćby z tej przyczyny nie mogli się lubić.
Z ulgą odrzuciła od siebie rozmyślanie na poważniejsze tematy i popatrzyła na różowowłosego chłopaczka, który próbował się wyrwać z objęć albinoskiego dziwaka. Ludzie byli tak zaskoczeni, że aż przystawali i wyjmowali komórki. Niecodziennie było się świadkiem takiej głupoty. Shadowa, nazywającego Lynca braciszkiem w przerwach między wierszami o słodyczach, zdawało się to nakręcać. W przeciwieństwie do czerwonego ze wstydu Volana, pozował ładnie do każdego zdjęcia.
 C-co on właściwie wyprawia? – spytała niepewnie Alice, stając bliżej swojej przyjaciółki.
Jej brązowe oczy były otwarte tak szeroko, jakby nie wierzyła w to co widzi. Runo zaśmiała się głośno, czując pewnego rodzaju dumę ze swojej przewagi.
– Wiesz, to u niego normalne. Po prostu próbuje wydębić od nas cukierki – oznajmiła z dziwną lekkością.
Ból brzucha całkiem minął, za chwilę będą mogli jechać do Lorsono... Czego można było chcieć więcej?
– Beznadziejny ten plan – odezwał się nagle Shun.
Nawet nie zauważyła kiedy podszedł, co trochę ją zabolało. Zawsze była świetną obserwatorką - na misjach była to jej główna rola, a teraz się rozproszyła. Postanowiła nie robić sobie z tego powodu wymówek i skupiła się na przyjaciołach, a w szczególności na brunecie wątpiącym w intelekt Shadowa.
– To bardzo dobry plan! – oznajmiła butnie. – Nawet nie wiesz jak świetnie działa, póki nie staniesz się jego ofiarą.
Shun nadal miał wątpliwości. Było to widać po jego oczach. Za to Alice od razu rozumiała jej punkt widzenia.
– Też byłaś jego „siostrzyczką”? – zapytała łagodnie.
Runo pokręciła głową, mimowolnie dostrzegając rosnącą liczbę gapiów.
– Gorzej. Matką!
Na te słowa, wypowiedziane widocznie w złej godzinie, Shadow zesztywniał. Wypuścił szybko Lynca ze swojego stalowego uścisku i pognał w kierunku Misaki. Ta, przygotowana na taką możliwość, trzasnęła go mocno w łeb. Kiedy pokonany albinos ze łzami w oczach doczłapał do Volta, mamrocząc coś o przemocy w rodzinie, odezwał się komunikator niebieskowłosej.
Dziewczyna spojrzała z lekkim niepokojem na urządzenie na ręku i wybrała pierwszą z opcji wyświetlania rozmówcy. Na ekraniku pojawił się Dan Kuso na tle jakiegoś tłumu, budząc w niej nowe pokłady irytacji. Shun i Alice przysunęli się bliżej.
– Hej, Runo! Lekka zmiana planów! – wyszczerzył się poczochrany szatyn.
– Chyba nie muszę kogoś zastąpić? – spytała z obawą.
Nie po to pogodziła się z brakiem rozmowy z Alice, żeby ją teraz zostawić. Przecież dla niej czekała tu z tymi Vexosami! Dla niej pozwalała sobie szarpać nerwy! Dla niej znosiła Prove’a! Jej męki miały pójść na marne?! Poczuła złość.
– Nie, jasne, że nie! – uspokoił ją wyszczerzony chłopak. – Tyle, że... Hmm... Jakby to powiedzieć? Jest mała zmiana planów!
Zaczął się idiotycznie śmiać z zamkniętymi oczami, łapiąc się zakłopotany za tył głowy. Jak ona nie znosiła takich sytuacji.
– Mów wreszcie o co chodzi! – warknęła.
– Marucho musi wypróbować taką małą maszynkę do wynajdowania ludzi z mocami i... I prosił, żebyście trochę pochodzili tam gdzie nie ma ludzi, a on spróbuje was namierzyć.
Dziewczyna zatrząsała się ze złości.
– Czy ty się słyszysz, Dan?! – krzyknęła. – Mamy nagle latać w jedną i drugą stronę w nadziei, że może jednak ten przeklęty wynalazek nas znajdzie, zamiast siedzieć w domu?! Jakbyście nie mogli się z nami umówić wcześniej! Myślisz, że jaka jest odpowiedź?! Nie!!!
Jak śmiał w ogóle zmieniać plany w ostatniej chwili? Jak mógł być taki głupi, żeby myśleć o testach przy Vexosach? Jak mógł im zdradzać ich technologie? Pewnie o nich zapomniał!
– Spodziewałem się tego –  westchnął Kuso. – Ale pomyśl. Są też osoby nie z naszej drużyny...
Oho! Więc jednak ich uwzględnił! Jakie zaskoczenie!
–...dzięki temu test będzie wiarygodniejszy – tłumaczył dalej. – Poza tym nie tylko ty decydujesz co robicie. Alice! – zwrócił się do rudowłosej. – Zgadzasz się, prawda?
Dziewczyna pokiwała głową. To był cios poniżej pasa! Ona zawsze chciała pomagać ludziom! Jedyna nadzieja w...
– Ale świetny pomysł! – wrzasnął Shadow, który nie wiadomo skąd znalazł się przy nich.
Runo wydała cichy, zaskoczony okrzyk.
– Jeśli myślisz, że możesz się tak skradać, a potem jeszcze mieszać w nasze sprawy...
– Na twoim miejscu przypomniałbym sobie scenę sprzed chwili – przerwał jej cicho Volt. Też podszedł nie wiadomo kiedy. Zmówili się, czy co? – Wolę już chodzić bez sensu po mieście, niż mieć z tego powtórkę.
Dziewczyna momentalnie zastygła. Zdawała sobie sprawę, że jest na przegranej pozycji. Z łatwością wytrzymałaby podobne jęczenia Shadowa, bo to ją raczej bawiło, a nie irytowało, ale na błagania Alice nie była odporna. Poczuła, że ból brzucha wraca.
– Niech będzie – wysyczała zrezygnowana.
Dan wydał z siebie okrzyk radości, który wbił się w jej umysł jak szpilka.
– Więc zaczynacie od zaraz! Powodzenia! – zawołał, rozłączając się.
Runo dygotała z wściekłości. Zdała sobie sprawę, że radość była przedwczesna. Jednak podpadła autorowi, który opisywał jej beznadziejne życie!
------------------------------------------------------------------------
Lubię dynamikę Shadow-Runo. I lubię ten rozdział. Jak zwykle całkiem zmieniłam początek. W sumie to pocieszające - środki nadal mi się podobają. ^^

2 komentarze:

  1. Bardzo lubię Twoja wersję Runo- jest tak waleczna i asertywna jak w oryginale, a jednak widać w niej też wrażliwszą stronę i jej przywiązanie do Alice. Podoba mi sie zwłaszcza jej feministyczna natura, oraz jej relacja z Shadowem- jest to naprawdę oryginalny pomysł, te dwie postacie nigdy nie są przedstawiane razem, zazwyczaj Runo jest wpatrzona w Dana jak w obrazek i cała akcja z Runo jest ściśle związana z Danem. Twoja wersja Runo widzi jego wady, co mi się bardzo podoba- osobiście nie lubię Dana jako postaci, jest dla mnie zbyt idealistycznie przedstawiany. Dlatego dziękuję Ci za opisanie także jego wad i życzę dalszej weny.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. :)
      Osobiście nie lubię, gdy Runo jest pokazywana jako wpatrzona w Dana. Do samego paringu nic nie mam.

      Usuń