Runo westchnęła
ciężko, opierając się o wystawiony na zewnątrz kawiarniany stolik, przy którym
siedziała w oczekiwaniu na Alice, towarzyszących jej Shuna i Lynca, albo mających
ich zastąpić Vexosów. Kiedy Dan przydzielił ją do chronienia przyjaciółki
zamiast uczestników festiwalu Zenohelda, nie była zachwycona. Nie chciała przebywać
koło dziewczyny razem z innymi, bo to mogłoby skończyć się rozlewem krwi. I nie
chodziło o samych Vexosów. Po prostu potrzebowała pogadać z Alice w cztery oczy,
a świadomość, że inni ludzie cały czas będą się obok nich kręcić, była
frustrująca.
To nie było
tak, że nagle dopadła ją chęć na babskie pogaduszki, którymi z całych sił
gardziła. Miała prawdziwy problem. Jej emocje wariowały, a ona nie wiedziała
jak sobie z tym poradzić. Od kilku dni poważnie nienawidziła Dana. Chociaż może
to były za mocne słowa? Raczej zaczęła dostrzegać jego wady, nad którymi nie
mogła przejść do porządku dziennego. Sam widok albo głos chłopaka ją drażnił i
jeśli mogła, unikała jego towarzystwa. To właśnie o tym chciała z Alice
podyskutować. Albo raczej się jej wyżalić. Gdyby poruszyła ten temat przy
Julie, mogłaby się niechcący dowiedzieć o sobie coś, czego nie chciała
przyznać, bo Makimoto była nieco zbyt szczerą obserwatorką, a z innymi
dziewczynami w swoim wieku Runo po prostu nie rozmawiała. Tak więc Alice była
jej jedyną opcją, ale oczywiście, skoro Vexosi mieli im towarzyszyć, nie było
szansy, by choćby wspomnieć o tych niekomfortowych dla niej tematach. Ale może
tak było lepiej? Emocje nie były jej mocną stroną.
Dziewczyna wypatrywała
reszty bez większego zainteresowania. Z każdą chwilą zaczynała coraz bardziej
tęsknić za swoim łóżkiem. Od samego przebudzenia nie czuła się zbyt dobrze, a
teraz jej brzuch zaczynał pomalutku pobolewać. Może od wczorajszej zapiekanki?
Tata przecież ostrzegał, żeby nie jadła u konkurencji. Myślała, że to przez
zazdrość, ale może miał rację?
Żeby oderwać
się od swoich problemów, zerknęła na idących w kierunku festiwalu rozbawionych ludzi.
Wielki pochód trochę ją denerwował. Święto założenia miasta od zawsze było
dniem wolnym, ale po raz pierwszy ktoś zrobił coś więcej niż zorganizowanie
krótkiej uroczystości w centrum. I tym prawdopodobnie się ekscytowali, co było
dla niej strasznie abstrakcyjne. Przecież takie zabawy sprzyjały kradzieżom i
rozbojom, przez co Młodzi Wojownicy i Vexosi mieli więcej pracy. Nawet jeśli
każdy z członków grup otrzymał tylko wycinek terenu do patrolowania, wciąż
mieli masę na głowie. I tylko po to, żeby takie osobniki, łaziły, szczerząc się…!
– Hej, Księżniczko! – Wesoły głos sprawił, że
zadrżała ze złości.
Wyprostowała
się natychmiast, ale nie odwróciła w jego stronę. Może tylko się przesłyszała?
Może z nudów przysnęła i właśnie miała koszmar? Nie mogli przecież przysłać jej
tego psychola! Nie mogła mieć aż takiego pecha! Dziewczyna zacisnęła wargi i
pochyliła głowę, nie chcąc się upewnić do kogo należał głos. Łudziła się
jeszcze, że jej umysł zrobił jej kawał. Słaby i nie śmieszny, ale jednak kawał.
Wiedziała w głębi duszy, że szanse były marne, ale zawsze lepiej było mieć
nadzieję do końca.
– Chyba mnie olała! – przybysz odezwał się
ponownie, rozwiewając jej podejrzenia. – Volt, powiedz jej coś! – poskarżył się
po dziecięcemu.
Runo wzięła
głęboki wdech. Nie miała ochoty się z nimi zadawać, ale ignorowanie kogoś
takiego jak Prove było niebezpieczne. A jeśli zacząłby gadać bzdury, a gdzieś
byliby członkowie jej rodziny? Czy to nie byłoby straszne? Musiała więc stawić
czoła wyjątkowo ohydnej rzeczywistości, jeśli nie chciała najeść się wstydu.
Ze złością
spojrzała na Shadowa i Volta. Zwłaszcza na tego pierwszego. Nie rozumiała
dlaczego świat tak się na nią uwziął. Czuła się jakby była bohaterką jakiegoś
opowiadania a autor (albo, o zgrozo, autorka! One zawsze lubiły pastwić się
psychicznie nad bohaterkami!) uznał, że zabawnie będzie jeśli się tak pomęczy.
Aż wzdrygnęła się na tą myśl.
Gdy albinos
zajął miejsce naprzeciwko niej, mogła rzucić mu tylko wściekłe spojrzenie. Nie
miała ochoty na takie towarzystwo. Zwłaszcza teraz! Chłopak chyba nie widział
albo nie rozumiał jej wzroku. Podparł twarz rękoma i przybliżył się do niej z
szeroko otwartymi, czerwonymi ślepiami. Miała ochotę wydłubać mu oczy, ale
powstrzymywała się przez wzgląd na ból brzucha.
– Eee, Volt! – powiedział jej niechciany
towarzysz, przechylając głowę w bok. – Ona też jest taka cicha i mizerna jak
ty. Może złapaliście to samo choróbsko?
Misaki
mimowolnie zerknęła na drugiego Vexosa. Zaciekawiła ją ta wypowiedź. Zwłaszcza
część o mizerności. Jakoś trudno jej było sobie wyobrazić takiego Volta, ale
kiedy obadała go wzrokiem, zgodziła się z tym stwierdzeniem. Był blady, trochę
chudszy niż ostatnio a pod jego oczami widniały cienie informujące o
nieprzespanej nocy. Choć stał stabilnie, miała wrażenie, że może się za chwilę
przewrócić. Jak to jej się poetycko nasunęło - wydawało się, że cień go
opanował. A to przy jego mocy Haosa, byłoby naprawdę paskudne.
– Jakby coś przeciwnego jego naturze pożerało go
od środka – wymamrotała nie do końca świadomie.
Czerwone oczy
Shadowa błysnęły, a on sam cofnął się i oparł o krzesło. Na jego ustach ukazał
się szeroki uśmiech białych, ostrych zębów.
– Sugerujesz... pasożyta? – spytał.
Dziewczyna
zmierzyła go pogardliwym spojrzeniem.
– Coś przeciwnego jego naturze, tępaku – powtórzyła
chłodno.
Albinos
zaśmiał się pogodnie.
– Ale obojętnie, z której strony nie spojrzysz, to
on tasiemca nie przypomina! – oznajmił. Po chwili jednak zmrużył oczy i
wyszczerzył się do granic możliwości. – Chociaż...
– Chodziło mi, że on jest światłem, a niszczy go
ciemność – przerwała mu Runo, kątem oka dostrzegając jak Volt się wzdryga.
Była coraz
bardziej zła na ostatnią lekcję, na której omawiali poezję jednej z pierwszych
poetek, nawiązującej do swojej mocy w dziełach. Runo nie była dobra w odczytywaniu
poezji. Nie była dobra w jej używaniu w prawdziwym życiu. A teraz jeszcze jej
to wypominali, ciągnąc tą rozmowę! Ból nieco się nasilił.
– To aluzja do mnie? – Vexos zrobił obrażoną minę.
Skrzyżował
przy tym ręce na piersi i patrzył na nią spod byka. Nie można było jednak nie
zauważyć tych iskierek radości, które błyszczały w czerwonych ślepiach. Drań
sobie z nią pogrywał! Gdyby nie ten ból, po prostu by mu przyłożyła, a tak
musiała wymyślać riposty. Chociaż to może było dobre? Odciągało uwagę od
skurczów.
– Jesteś niewyrobionym wampirem, Vexosie – powtórzyła
swoją ulubioną obelgę. – Nic więc dziwnego, że wysysasz z niego siły.
– Na ciebie też działam?
Spytał niby
niewinnie, jednak po jego twarzy można było zobaczyć, że chodzi o coś więcej. I
Runo miała zamiar to zignorować.
– Oczywiście! – odpowiedziała bez zastanowienia. –
Czuję się po prostu okropnie! Nawet nie wiesz jak się męczę. Już niedługo nie
zostanie we mnie ani trochę z dobrej, miłej dziewczyny jaką jestem. A wtedy już
nic cię nie uratuje. Może więc przysłałbyś kogoś innego na swoje miejsce? To
taka przyjacielska rada.
Vexos
przyjrzał się jej, jakby widział ją po raz pierwszy w życiu. Wyglądałby przy
tym jak normalny człowiek, gdyby nie jego nietypowa kolorystyka, nastroszone
włosy i oryginalny ubiór.
– Jesteś dziś całkiem spokojna – zauważył chłopak.
– Czy to możliwe, żebyś była tak słaba i poddała się mojemu urokowi?
Trafił w
czuły punkt. Bardzo czuły. Jak on śmiał nazwać ją słabą? Bo co? Bo była
dziewczyną? O to chodziło?! Dziewczyny były przecież mądrzejsze od chłopaków!
Bardziej odporne na ból! Pracowitsze! Silniejsze! Pod każdym względem lepsze!
Nie musiały być zależne. Nie musiały się dostosowywać. Nie musiały, do licha
ciężkiego, czekać w wieży na rycerza na białym koniu!
Dlatego tak
denerwowało ją przezwisko „księżniczka”. Kwalifikowało ją jako kogoś bezbronnego,
poddanego swojemu księciu. A Runo za żadne skarby świata nie zgodziłaby się
grać drugich skrzypiec. Całkowicie zignorowała ból brzucha i trzasnęła pięścią
w stolik, budząc zainteresowanie najbliższych przechodniów.
– Urokowi? – syknęła. – Masz chyba na myśli czarną
magie!
Shadow, jeśli
to tylko możliwe, jeszcze bardziej się ożywił.
– Urok osobisty, Księżniczko. Osobisty!
– Biedaku... Sama już nie wiem, czy mam cię
uświadomić, czy pozwolić żyć w kłamstwie.
Oczy Shadowa
otworzyły się przesadnie, a on sam z głośnym jękiem złapał się za serce.
Dziewczynie przypomniał się ostatni program telewizyjny, który oglądała razem z
Julie w ramach przeprosin za to jak ją ostatnio potraktowała. Makimoto bardzo
podobał się prowadzący i nie zwracała uwagi na treść, ale Runo szybko się
wciągnęła. Omawiano dokładnie książki, muzykę, filmy i zjawiska z dawnych lat
tak, by były przystępne dla młodego widza. Dzięki temu dostała nawet piątkę za
interpretacje wiersza. Tak. Tego nieszczęsnego, który zmusił ją do
skomentowania stanu Volta w ten sposób. A wracając do programu - najbardziej utkwił
jej w głowie fragment poświęcony grze dawnych aktorów. Pokazywali wtedy podobną
scenę. Tyle, że wśród czarno-białego ogrodu z różami.
– To zabolało! – jęknął chłopak. – Och, kobieto
niegodna! Ten ból mnie zabija...
Mówił to
jakby naprawdę konał. Misaki musiała przyznać, że był świetnym aktorem. Te
rzężenie i powolne osuwanie się na ziemię... Nieco przesadzone, ale brakowało
tylko noża, żeby ktoś w to całkowicie uwierzył. Chociaż i tak przechodnie
zatrzymywali się wystraszeni i zdenerwowani. Runo starała się nie roześmiać.
Zastanawiała się kiedy ktoś pęknie i zadzwoni po pomoc.
– Dość – odezwał się wreszcie Volt.
Miał
strasznie zmęczony głos. Runo współczuła mu całym sercem, choć był tylko Vexosem.
Nikt nie powinien aż tak cierpieć. Gdyby ją coś tak wyniszczało, miałaby wokół
siebie rodzinę i przyjaciół. Tamci pewnie nie mieli na kogo liczyć. Z tego co
słyszała, w większości byli sierotami.
Potrząsnęła
głową. Nie powinna się tak rozwodzić nad wrogami. Szybko skupiła się na chłopakach i ich wyczynach. Uśmiechnęła się
lekko, gdy Volt z łatwością podciągnął Shadowa do właściwej pozycji na krześle
i surowym głosem nakazał zachowywać się przyzwoicie.
Prove
spojrzał na niego na wpół wściekle, na wpół radośnie. Już pewnie miał jakiś
szalony pomysł. Runo nie mogła się doczekać, żeby przekonać się jaki. Lubiła
jego głupotę, gdy ktoś inny padał jej ofiarą. Tak jak kiedyś lubiła idiotyzmy
Dana…
– Oczywiście, tatusiu! – wyszczerzył się.
Volt
westchnął głęboko, co było błędem, bo zaraz zaczął kasłać. Runo udała, że tego
nie widzi. I tak nie miała pomysłu jak mu pomóc. Na szczęście (a może wręcz
przeciwnie) Shadow nie pozwolił jej długo się namyślać.
– Ale mamusia mi pozwala umierać w miejscach
publicznych! – zawołał swoim zwykłym, męskim głosem.
To było...
dziwne. Przerażające. Gdyby chociaż zmienił głos na dziecinny, gdyby seplenił,
gdyby zrobił cokolwiek, żeby przestać przypominać psychopatę, może by się dała
namówić na taką „zabawę”. Była nawet dość śmieszna, jeśli brało się pod uwagę
wszystkie okoliczności.
Shadow
delikatnie przechylił głowę i skupił się tylko na niej. Ostre zęby błyskały jak
w jakiejś reklamie.
– Bo moja mamusia mnie kocha! – kontynuował
poprzednią myśl. – Bardziej od tatusia. Pozwala mi na więcej! Na przykład na
słodycze o każdej porze i w każdej ilości!
To było tak
zaskakujące, że Runo mogła tylko patrzeć na niego tępym wzrokiem. Co się
właśnie działo?!
– Niech zgadnę. Dopóki nie dostaniesz słodyczy,
będziesz się tak do nas zwracał? – Volt najwyraźniej był już zaprawiony w
bojach.
Albinos
pokiwał szybko głową z radosnym uśmiechem.
– Tatusiu! Mamusiu! Im szybciej spełnicie moje
warunki, tym mniejszy będzie wstyd! – zarechotał.
Runo
rozejrzała się ukradkiem. Faktycznie, dziewiętnastoletni Vexos zwracający się w
taki sposób do młodszej od siebie dziewczyny i kolegi mniej więcej w tym samym
wieku, budził zainteresowanie. Szczególnie młodych ludzi, którzy uważali
Młodych Wojowników i Vexosów za wielkie gwiazdy. A co napiszą plotkarskie
czasopisma, kiedy zobaczą ją z tymi... z tym...
– Jak ja lubię słodycze! Każde! Bo słodycze to
rzecz przewspaniała! Prawda, mamusiu? A pójdziemy potem z tatusiem do parku na
pikniczek? I pochlapiemy się w tej fajnej fontannie? Proooszę!!! Mamu...!
– Można przerwać tą jakże pasjonującą rozmowę? – odezwał
się nagle jakiś kpiący głos.
Dziewczyna
zerknęła w kierunku, z którego dochodził i uśmiechnęła się szeroko. Oczywiście
nie do różowowłosego dzieciaka na przedzie ani do Shuna, tylko do Alice. Jej
drogiej przyjaciółki, która to miała ją uwolnić od tak strasznej zarazy jaką
był Shadow Prove!
– Alice! – zawołała radośnie, wstając.
Naprawdę nie
mogła uwierzyć w szczęście, które ją spotkało. Może jednak autor, który bawił
się jej życiem nie był taką mendą jak jej się wydawało.
Do
przyjaciółki dzieliło ją zaledwie kilka kroków, gdy nagle Shadow Prove
odepchnął ją i sam przytulił rudowłosą. Alice zastygła bez ruchu z przerażeniem
w oczach. Runo nie dziwiła się takiej reakcji. Sama pewnie stałaby tak kilka
sekund, zanim strzeliłaby przez ten głupi, pusty łeb. Z lekkim zdziwieniem
stwierdziła, że nikt nie ratuje biednej dziewczyny. Westchnęła rozczarowana. Faceci
zawsze wymiękali przy sprawach, które ich przerastały. Czy to, że Vexos Darkusa
wołał: „Siostrzyczko Alice, chodźmy na cukierki!” usprawiedliwiało ich
zachowanie? Gdyby taki Shadow nie był po ich stronie, chłopcy już by nie żyli.
Nie dlatego, że taki ktoś byłby silniejszy, ale dlatego, że nie wiedzieliby co
zrobić w momentach jego głupoty. Może na tym polegała strategia Prove? Jeśli
tak, to trzeba przyznać, że pomimo całej swej głupowatości była mądra.
Niebieskowłosa
postanowiła wziąć sprawy w swoje ręce, ale ktoś wreszcie się ruszył. Nie był to
jednak ani wspaniały Shun Kazami, ani silny Volt Luster. Oni nie wyszli jeszcze
z szoku. Jedyną osobą poza nią, która chyba uodporniła się na głupotę Shadowa,
był mały Lync Volan.
Zabawnie to
wyglądało, gdy groźnie zażądał, żeby albinos przestał się zachowywać jak
dziecko. Śmieszna była też jego mina, gdy Shadow wyszczerzył się do niego z
niepokojącym błyskiem w oczach. Jeśliby się tak zastanowić, to Vexosi w
ostatnim czasie dawali jej więcej powodów do śmiechu niż Młodzi Wojownicy.
Chyba od czasu mini-spięć w grupie wolała przebywać z nimi niż z własną
drużyną. Nie! Nie mogła tak myśleć! Przecież Młodzi Wojownicy powstali dlatego,
że w Vexosach działo się źle. Choćby z tej przyczyny nie mogli się lubić.
Z ulgą
odrzuciła od siebie rozmyślanie na poważniejsze tematy i popatrzyła na
różowowłosego chłopaczka, który próbował się wyrwać z objęć albinoskiego
dziwaka. Ludzie byli tak zaskoczeni, że aż przystawali i wyjmowali komórki.
Niecodziennie było się świadkiem takiej głupoty. Shadowa, nazywającego Lynca
braciszkiem w przerwach między wierszami o słodyczach, zdawało się to nakręcać.
W przeciwieństwie do czerwonego ze wstydu Volana, pozował ładnie do każdego
zdjęcia.
– C-co on
właściwie wyprawia? – spytała niepewnie Alice, stając bliżej swojej
przyjaciółki.
Jej brązowe
oczy były otwarte tak szeroko, jakby nie wierzyła w to co widzi. Runo zaśmiała
się głośno, czując pewnego rodzaju dumę ze swojej przewagi.
– Wiesz, to u niego normalne. Po prostu próbuje
wydębić od nas cukierki – oznajmiła z dziwną lekkością.
Ból brzucha
całkiem minął, za chwilę będą mogli jechać do Lorsono... Czego można było
chcieć więcej?
– Beznadziejny ten plan – odezwał się nagle Shun.
Nawet nie
zauważyła kiedy podszedł, co trochę ją zabolało. Zawsze była świetną
obserwatorką - na misjach była to jej główna rola, a teraz się rozproszyła. Postanowiła
nie robić sobie z tego powodu wymówek i skupiła się na przyjaciołach, a w
szczególności na brunecie wątpiącym w intelekt Shadowa.
– To bardzo dobry plan! – oznajmiła butnie. – Nawet
nie wiesz jak świetnie działa, póki nie staniesz się jego ofiarą.
Shun nadal
miał wątpliwości. Było to widać po jego oczach. Za to Alice od razu rozumiała
jej punkt widzenia.
– Też byłaś jego „siostrzyczką”? – zapytała
łagodnie.
Runo
pokręciła głową, mimowolnie dostrzegając rosnącą liczbę gapiów.
– Gorzej. Matką!
Na te słowa,
wypowiedziane widocznie w złej godzinie, Shadow zesztywniał. Wypuścił szybko
Lynca ze swojego stalowego uścisku i pognał w kierunku Misaki. Ta, przygotowana
na taką możliwość, trzasnęła go mocno w łeb. Kiedy pokonany albinos ze łzami w
oczach doczłapał do Volta, mamrocząc coś o przemocy w rodzinie, odezwał się
komunikator niebieskowłosej.
Dziewczyna
spojrzała z lekkim niepokojem na urządzenie na ręku i wybrała pierwszą z opcji
wyświetlania rozmówcy. Na ekraniku pojawił się Dan Kuso na tle jakiegoś tłumu,
budząc w niej nowe pokłady irytacji. Shun i Alice przysunęli się bliżej.
– Hej, Runo! Lekka zmiana planów! – wyszczerzył
się poczochrany szatyn.
– Chyba nie muszę kogoś zastąpić? – spytała z
obawą.
Nie po to pogodziła
się z brakiem rozmowy z Alice, żeby ją teraz zostawić. Przecież dla niej
czekała tu z tymi Vexosami! Dla niej pozwalała sobie szarpać nerwy! Dla niej znosiła
Prove’a! Jej męki miały pójść na marne?! Poczuła złość.
– Nie, jasne, że nie! – uspokoił ją wyszczerzony
chłopak. – Tyle, że... Hmm... Jakby to powiedzieć? Jest mała zmiana planów!
Zaczął się
idiotycznie śmiać z zamkniętymi oczami, łapiąc się zakłopotany za tył głowy.
Jak ona nie znosiła takich sytuacji.
– Mów wreszcie o co chodzi! – warknęła.
– Marucho musi wypróbować taką małą maszynkę do
wynajdowania ludzi z mocami i... I prosił, żebyście trochę pochodzili tam gdzie
nie ma ludzi, a on spróbuje was namierzyć.
Dziewczyna zatrząsała
się ze złości.
– Czy ty się słyszysz, Dan?! – krzyknęła. – Mamy nagle
latać w jedną i drugą stronę w nadziei, że może jednak ten przeklęty wynalazek
nas znajdzie, zamiast siedzieć w domu?! Jakbyście nie mogli się z nami umówić
wcześniej! Myślisz, że jaka jest odpowiedź?! Nie!!!
Jak śmiał w
ogóle zmieniać plany w ostatniej chwili? Jak mógł być taki głupi, żeby myśleć o
testach przy Vexosach? Jak mógł im zdradzać ich technologie? Pewnie o nich
zapomniał!
– Spodziewałem się tego – westchnął Kuso. – Ale pomyśl. Są też osoby nie
z naszej drużyny...
Oho! Więc
jednak ich uwzględnił! Jakie zaskoczenie!
–...dzięki temu test będzie wiarygodniejszy – tłumaczył
dalej. – Poza tym nie tylko ty decydujesz co robicie. Alice! – zwrócił się do
rudowłosej. – Zgadzasz się, prawda?
Dziewczyna
pokiwała głową. To był cios poniżej pasa! Ona zawsze chciała pomagać ludziom!
Jedyna nadzieja w...
– Ale świetny pomysł! – wrzasnął Shadow, który nie
wiadomo skąd znalazł się przy nich.
Runo wydała
cichy, zaskoczony okrzyk.
– Jeśli myślisz, że możesz się tak skradać, a
potem jeszcze mieszać w nasze sprawy...
– Na twoim miejscu przypomniałbym sobie scenę
sprzed chwili – przerwał jej cicho Volt. Też podszedł nie wiadomo kiedy.
Zmówili się, czy co? – Wolę już chodzić bez sensu po mieście, niż mieć z tego
powtórkę.
Dziewczyna
momentalnie zastygła. Zdawała sobie sprawę, że jest na przegranej pozycji. Z
łatwością wytrzymałaby podobne jęczenia Shadowa, bo to ją raczej bawiło, a nie
irytowało, ale na błagania Alice nie była odporna. Poczuła, że ból brzucha
wraca.
– Niech będzie – wysyczała zrezygnowana.
Dan wydał z
siebie okrzyk radości, który wbił się w jej umysł jak szpilka.
– Więc zaczynacie od zaraz! Powodzenia! – zawołał,
rozłączając się.
Runo dygotała
z wściekłości. Zdała sobie sprawę, że radość była przedwczesna. Jednak podpadła
autorowi, który opisywał jej beznadziejne życie!
------------------------------------------------------------------------
Lubię dynamikę Shadow-Runo. I lubię ten rozdział. Jak zwykle całkiem zmieniłam początek. W sumie to pocieszające - środki nadal mi się podobają. ^^
Bardzo lubię Twoja wersję Runo- jest tak waleczna i asertywna jak w oryginale, a jednak widać w niej też wrażliwszą stronę i jej przywiązanie do Alice. Podoba mi sie zwłaszcza jej feministyczna natura, oraz jej relacja z Shadowem- jest to naprawdę oryginalny pomysł, te dwie postacie nigdy nie są przedstawiane razem, zazwyczaj Runo jest wpatrzona w Dana jak w obrazek i cała akcja z Runo jest ściśle związana z Danem. Twoja wersja Runo widzi jego wady, co mi się bardzo podoba- osobiście nie lubię Dana jako postaci, jest dla mnie zbyt idealistycznie przedstawiany. Dlatego dziękuję Ci za opisanie także jego wad i życzę dalszej weny.
OdpowiedzUsuń:)
UsuńOsobiście nie lubię, gdy Runo jest pokazywana jako wpatrzona w Dana. Do samego paringu nic nie mam.