Runo nie odezwała się ani słowem od czasu ruszenia w drogę.
Zaciskała tylko usta i pięści, próbując skupić się na czymś
innym niż na bólu brzucha. Początkowo myślała, że będzie mogła
odtrącać przeprosiny Alice i wredne prztyczki ze strony Shadowa,
ale przyjaciółka, rozumiejąc jej zły nastrój, solidarnie
milczała, a Prove gnał na przedzie, podskakując radośnie.
Dziewczyna była na nich zła. Szczególnie na tego denerwującego
Vexosa, bo akurat kiedy potrzebowała, by ją rozpraszał, postanowił
zająć się czymś innym.
To
nie była nawet zdrada. To była zwykła podłość! Na pewno
wiedział o jej stanie! Jedynie widok bladego, wymizerniałego Volta
cieszył jej duszę. Nie była sadystką. Nic z tych rzeczy. Po
prostu miała nadzieję, że drugi z Vexosów szybko poprosi o koniec
tej zabawy, a dwa głosy na nie to już dużo. Alice pewnie
zlitowałaby się nad biednym, wykończonym człowiekiem, więc nawet
Shadow nie będzie problemem.
Z
lekkim uśmiechem zerknęła przed siebie, a gdy dostrzegła brak
albinosa, mina jej zrzedła. Już otwierała usta, by rzucić
pytanie, gdy nagle jakiś cień zmaterializował się tuż koło
niej. Odskoczyła od niego, nie tylko przez zaskoczenie. Ten dureń
darł się wniebogłosy!
–
...a za trzy miesiące ZIMA! A za sześć miesięcy! A za sześć
miesięcy WIOSNA! A za dziewięć miesięcy! A za dziewięć miesięcy
LATO! Ale za to jesień! Ale za to jesień już JEST!
Misaki
poznała dziecięcą przyśpiewkę. Sama uczyła się jej jako
czterolatka. Piosenka była prosta, niekoniecznie poprawna pod
względem logicznym, a co najważniejsze radosna. Kiedyś uwielbiała
ją na równi z tą o żonkilach i narcyzie. Teraz jednak, w obecnych
okolicznościach, wzbudzała w niej tylko złość.
–
Możesz się zamknąć?! – wydarła się, czując ulgę.
Tego
właśnie potrzebowała. Ból z lekka ustąpił. Zwłaszcza, gdy
Shadow zacisnął usta i zrobił zbolałą minę, która w zamyśle
miała chyba prowokować wyrzuty sumienia.
–
A mogę zaśpiewać o kwitnącym krokusie albo oceanie urodzajnym w
ryby? – spytał żałośnie.
Runo
nigdy nie słyszała o takich piosenkach, założyła więc, że albo
Vexos nie zna prawdziwych tytułów, albo po prostu ma ochotę na
improwizację. Tak czy siak pokręciła głową.
–
Ani się waż! – wycedziła przez zaciśnięte zęby.
Prove
zaśmiał się nagle radośnie i zaczął nucić coś wyjątkowo
głośno. Zanim wściekła dziewczyna spytała go, czemu nie pójdzie
na początek pochodu, jej komunikator zarządził kontakt. Misaki
niecierpliwie odgarnęła włosy i przyjęła połączenie.
–
Czego chcesz, Marucho? – warknęła, widząc blondynka w okularach.
Chłopiec
nie przejął się jej złością, jakby spodziewał się takiego
przywitania. Nie siląc się na uprzejmość, przeszedł od razu do
rzeczy.
–
Jesteście już w głównym parku, prawda? – zapytał.
Runo
już otwierała usta, kiedy Shadow przytulił się do jej policzka,
by być dobrze widoczny.
–
Już prawie! – zawołał śpiewnie.
Dziewczyna
zadziałała instynktownie. Popchnęła chłopaka z całej siły, a
gdy ten się przewrócił i zaczął śmiać, poczuła dreszcze.
Naprawdę musiała się męczyć w jego towarzystwie?! Bolesne
ćmienie w brzuchu powróciło.
–
Kiedy dotrzecie na miejsce, schowajcie się – pouczył ich
spokojnie Marucho, nie zwracając uwagi na dźwięki w tle ani na
stopień zaangażowania rozmówcy. – Park jest na tyle duży, że
wszystko powinno pójść dobrze i powtórny eksperyment w samotni
nie będzie konieczny.
Runo
wymamrotała coś, jakby zgodę, i rozłączyła się. Była
wściekła. Skoro ten eksperyment miał być tak ważny, pewnie nie
skończą szybko. Z lekkim westchnieniem zerknęła na park przed
nimi. Był wielki i przypominał las, jak gdyby miasto chciało
wynagrodzić ludziom zaduch i zmusić ich, by zostawali w jego
obrębie. Runo nie miała nic przeciw parkom, choć budowano je
praktycznie wszędzie. Teraz jednak zmierzyła to miejsce wzrokiem
czystej wściekłości. Na drzewach pozostały jeszcze ślady po
lecie, ale krzaki były już praktycznie gołe. To sprawiało, że
liczba kryjówek drastycznie zmalała. Z lekkim zadowoleniem
zauważyła, że przynajmniej ludzie odpowiedzialni za opiekę nad
tym miejscem, uprzątnęli opadnięte liście. Na myśl, że trzeba
by było biegać po obślizgłej, wpół zgniłej masie, zadrżała.
–
Chcesz rękawiczki? – spytała cicho zapomniana Alice.
Patrzyła
na nią z przepraszającym uśmiechem. Pewnie wciąż się obwiniała
za zły humor przyjaciółki. To choć trochę złagodziło nerwowość
i Misaki zdobyła się na niewyraźny uśmiech.
–
Nie, dzięki – odparła. – Po prostu coś sobie wyobraziłam.
–
Uuu!– zawył Shadow, podskakując do nich. – A czy byłem w tej
wizji? – zapytał.
Jego
czerwone oczy świeciły się, jakby naprawdę chciał uzyskać
odpowiedź. To odkrycie było niepokojące. Nikt nie powinien
zastanawiać się nad tak nieznaczącym szczegółem, a wypytywanie o
niego z prawdziwej ciekawości to już przesada! Skoro tak bardzo
chciał znać takie duperelki, to co z naprawdę ważnymi rzeczami?
Czy przejmie się jej bólem brzucha i zrobi wszystko by mu zaradzić?
Wątpiła w to. Takiego wariata prędzej zainteresuje fakt, że brat
ojca jego dziewczyny znalazł wreszcie swoją ukochaną książeczkę
z dzieciństwa, niż to, że ten przykładowy ojciec ma problemy z
konkurencją.
–
Myślałam o obrzydliwych, zgniłych liściach – oznajmiła
wyniośle dziewczyna. – Jeśli się z nimi identyfikujesz, nie moja
sprawa.
Shadow
zaczął rechotać. Ta wizja chyba do niego przemówiła. Nie
zauważył jak Volt ciężko opada na ławkę, ani tego, że Alice
pyta biedaka o zdrowie. Całą swoją uwagę przelał na wypowiedź.
–
Słyszałem o tym, że ludzie identyfikują się ze swoimi idolami –
oznajmił po opanowaniu wybuchu radości. – ale to raczej ja jestem
wzorem dla masy młodzieży.
Runo
skrzywiła się nieco zbyt teatralnie.
–
Nie podoba mi się wizja setek Shadowów – mruknęła.
Prove
nagle spoważniał. Niestety w jego oczach wciąż było widać
wredne iskierki, co całkowicie odebrało powagę jego poczynaniom.
–
Mi też nie – powiedział. – Wystarczyłby mi jeden. Żebym miał
dla kogo gotować i wracać do kwatery.
Dziewczyna
nie zwróciła uwagi ani na znaki od Alice, ani na to, że ta razem z
Voltem przeszła w gęstsze krzaki. Uśmiechnęła się jedynie do
swojego rozmówcy.
–
Czyli jednak przydałaby ci się taka armia Shadowów – powiedziała
słodko. – Bo jednego wytrułbyś...
Shadow
nie pozwolił jej dokończyć. Szybko złapał ją za rękę i
wciągnął za drzewo. Sam oparł się o nie, a wyczuwając, że
Wojowniczka chce się wyszarpnąć, przytulił ją do siebie.
–
Co ty wyrabiasz?! – warknęła.
Sama
nie wiedziała, czy była zła bardziej o to, że jej przerwał, czy
o to, że pozwalał sobie na tak wiele. To wszystko dlatego, że
widział w niej słabą dziewczynę, którą można pomiatać! Była
tego pewna! Spróbowała go kopnąć, ale nie trafiła. Jej stopa
boleśnie zderzyła się z twardym drewnem. Syknęła, ale była w
sumie zadowolona. Dzięki temu ćmienie w brzuchu jeszcze bardziej
zelżało. Prove tymczasem powoli nachylił się do jej ucha i z
jakimś takim opętańczym uśmiechem wyszeptał:
–
Ten mały konus już tu jest.
Runo
zadrżała. Nie bała się odkrycia, a nawet w głębi serca miała
nadzieję, że nastąpi ono szybko, ale ten chory wyraz na bladej
twarzy sprawił, że jej oddech przyspieszył. Serce również
zwiększyło swoje obroty. Po prostu się bała. Tak samo jak wtedy
na dachu. Tylko, że w tamtym przypadku mogła rozluźnić atmosferę
żartem, a teraz musiała w milczeniu opierać się o tego dziwoląga.
Przełknęła
ślinę i spuściła wzrok. Przez to, że nie chcieli wykonywać
gwałtownych ruchów, które mogłyby ich zdradzić, musieli zostać
w takiej pozycji, w jakiej się tu znaleźli. To znaczy Shadow wciąż
obejmował ją w talii. Jego ręce opierały się o nią delikatnie,
wyraźnie z konieczności, a nie dlatego, że on miał taki kaprys, a
co najważniejsze, nie próbował jej do siebie dociskać. Dzięki
temu czuła się całkiem swobodnie. To znaczy czułaby się
swobodnie, gdyby to nie był on. Dokładnie tak! O to jej chodziło!
Jak mogłaby czuć się swobodnie przy Vexosie? Znów zerknęła w
górę, na twarz wyrażającą najwyższe skupienie. Wyglądało to
tak jakby Shadow się na coś szykował i to jej się nie podobało.
Drgnęła,
słysząc głośne kroki. To bez wątpienia Marucho przedzierał się
przez krzaki. Mamrotał coś do siebie. Gdy dziewczyna wytężyła
słuch, usłyszała:
–
Mocne stężenie Darkusa... Haos mniej aktywny... Tylko jak ja
przełączałem na mapę szczegółową?
Dzieciak
nigdy nie zachowywał ciszy. To był chyba główny powód, dla
którego nie brali go na misje. Teraz też wyraźnie nie przejmował
się, że jego „zwierzyna” została ostrzeżona. Runo wychyliła
się zza drzewa i dostrzegła jak chłopak stoi na widoku, wpatrując
się w ekran. Ten znajomy widok sprawił, że się rozluźniła.
–
Jak zwykle – wymamrotała z uśmiechem.
W
tym momencie Shadow popchnął ją i obydwoje ruszyli biegiem między
drzewami. Marucho niczego nie dostrzegł. Jego całą uwagę
pochłaniał mały ekranik.
***
Alice
spojrzała na Volta, który podobnie jak ona przemykał między
krzakami, starając się dostatecznie skulić. Było to dla niego
dużym wyzwaniem nie tylko ze względu na wielkie rozmiary, ale też
na ogólny stan. Dziewczyna zerknęła na niego po raz kolejny. Nie
mogła się powstrzymać od kontrolowania jego stanu. Był blady,
wyczerpany i na tyle uparty, by nie mówić o tym głośno. Czuła
się za niego odpowiedzialna. Taką już miała naturę.
Nagle
Volt upadł na kolana. Alice zatrzymała się, nie wiedząc co robić.
Chciała zawołać o pomoc, ale nie zdążyła, bo Vexos złapał ją
za rękę i delikatnie pociągną w dół. Wychłodzona ziemia
natychmiast dała o sobie znać i dziewczyna zadrżała. Kiedy
spojrzała na swojego towarzysza, domagając się wyjaśnień, Luster
wskazał na coś przed nimi. Dopiero wtedy dostrzegła Marucho. Znów
był pochłonięty swoim urządzeniem i nie zwracał na nic innego
uwagi. Uśmiechnęła się na ten widok, a potem pochyliła w stronę
Vexosa.
–
Możemy zawrócić – szepnęła.
Volt
pokręcił powoli głową i dopiero teraz pozwolił sobie na nieco
szybszy i płytszy oddech. Alice ze strachem dostrzegła, że jest
spocony, a jego ciało dygocze. To nie było normalne!
–
Kończmy już – poprosiła cicho.
Nie
wiedziała co zrobi, jeśli Volt zemdleje. Przecież nie potrafiłaby
go nawet stąd wyciągnąć, a ludzie, którzy znaliby się na
pomocy, mogliby przybyć za późno! Dziewczyna rozejrzała się
nerwowo, jednak nic nie potrafiło jej udzielić wskazówek. Gdy Volt
zaproponował, żeby tu zostali do czasu aż zostaną odkryci,
zgodziła się od razu. Siedzieli więc w milczeniu, przyglądając
się grzybkom i małym kałużom.
***
Runo
zatrzymała się koło jednego z większych drzew. Oparła się o
jego pień i pochyliła, próbując oddychać głęboko. Ten bieg
pogorszył tylko jej problemy. Czuła, że zaraz zwymiotuje albo
zemdleje. Było jej tak gorąco i duszno, że rozpięła kurtkę.
Niestety na niewiele się to zdało.
–
Masz taką słabą kondycję? – spytał nagle Shadow, pojawiając
się przy niej.
Choć
nie używał swojej mocy, był w stanie zaskakiwać swoją
obecnością. Znów szczerzył ostre zęby jak kretyn. Ten widok
powinien doprowadzić ją do szału, ale była tak wyczerpana, że
nie mogła się skupić.
–
Boli mnie brzuch – wymamrotała cicho.
–
Ojej! – pisnął albinos. – Brzuszek cię boli? Może rozmasować?
Potem
zaczął skakać na około niej, jakby wiedział, że będzie go
śledziła. Tak szybkie ruchy sprawiły, że zaczęło jej się
kręcić w głowie. Przymknęła oczy tylko na chwilę, ale to
wystarczyło. Poczuła, że kolana jej miękną i zsunęła się na
ziemię. Oddychając głośno i rozpaczliwie, usłyszała jak kroki
Shadowa ustają, a on sam kuca obok. Z wielkim wysiłkiem otworzyła
oczy. Zatracanie się w niebyt mogłoby jej pomóc w domu, ale
tracenie świadomości w parku, w towarzystwie Shadowa to był średni
pomysł.
–
Aż tak cię boli? – spytał chłopak.
Widać
było, że jest tak zafascynowany całą tą sytuacją, że zapomina
o żartach. A może nie zafascynowany, tylko zwyczajnie po ludzku
poważny? Runo uśmiechnęła się pod nosem na taką możliwość.
Co ona sobie ubzdurała? Chciała rzucić jakąś ironiczną uwagę,
ale kolejny skurcz sprawił, że tylko się skrzywiła.
–
Założę się, że Volt też teraz męczy się w krzakach! Zaraził
cię! – zaśmiał się albinos, wywalając jęzor.
Dziewczyna
chciał mu powiedzieć, że to na pewno nie to samo, ale jej rozmówca
wstał. Posłusznie spojrzała w górę. Wyglądał ciekawie na tle
ostatnich jesiennych liści i zachmurzonego nieba. Zwłaszcza z tym
swoim szerokim uśmiechem. Runo miała wrażenie, że już kiedyś to
przeżyła.
–
Zaraz wrócę – oznajmił nagle Shadow i nauczony doświadczeniem
odbiegł, a dopiero po tym zmienił się w cień.
Misaki
patrzyła za nim, rozpaczliwie próbując sobie przypomnieć skąd
kojarzyła tę scenę. Dzięki skupieniu na czym innym, poprawił się
jej stan, a gdy wreszcie znalazła odpowiednie wspomnienie, nawet się
wyprostowała.
Prawie
rok temu podczas biegu na orientację przewróciła się. Nic nie
złamała ani nie skręciła, ale przez moment miała wątpliwości.
Kiedy kazała Danowi poczekać, on spojrzał na nią z góry
i oznajmił z uśmiechem, że ma przestać się wygłupiać. Gdy
wydarła się na niego, że to poważna sprawa, machnął ręką i
poszedł po zwycięstwo. Dopiero Alice i Julie opatrzyły
zapobiegliwie kostkę i pomogły jej wstać. Nie odzywała się wtedy
do Daniela przez ponad miesiąc. Teraz znów ktoś ją zostawił. I
choć powiedział, że wróci, miała przeczucie, że tak się nie
stanie.
***
Alice
westchnęła z rozczarowaniem. Marucho prawie ich nakrył, gdy jego
uwagę zwróciło „stężenie Darkusa mówiące o używaniu mocy”.
Chłopak zignorował łatwy cel, pobiegł na oślep w przeciwną
stronę i tyle go widzieli.
–
Mogliśmy go zawołać – powiedziała do Vexosa obok.
Volt
spojrzał na nią spokojnie i pokręcił głową.
–
Niech zrobi te swoje eksperymenty. Tyle chyba wytrzymamy – mruknął
cicho.
To
„chyba” nie spodobało się dziewczynie, ale nic nie powiedziała.
Po raz pierwszy od czasu zajęcia pozycji, patrzyła mu w oczy dłużej
niż pół sekundy. Wydawał się już stabilny i poczuła, że może
się rozluźnić. Uśmiechnęła się lekko i zmieniła klęczenie na
kucnięcie. Nie była to może najwygodniejsza opcja, ale
przynajmniej trochę lepsza.
Volt
tymczasem przyglądał się jej twarzy przez dłuższą chwilę,
jakby zastanawiając się co zrobić. Nie było to natarczywe ani
nachalne, więc Alice nie miała potrzeby by spuścić wzrok. Nie
wiedzieć czemu czuła się w jego towarzystwie dziwnie swobodnie.
Może chodziło o fakt, że potrzebował pomocy?
–
Masz błoto – wydusił z siebie w końcu. – Na policzku.
Dziewczyna
uniosła dłoń do twarzy, ale Luster pokręcił głową.
–
Drugi – poprawił ją. – I zaczekaj.
Po
tym wsunął rękę do kieszeni. Alice przyglądała się jego
poczynaniom raczej z braku innej rozrywki niż z ciekawości. Z
cichym podziękowaniem przyjęła wielorazową, tkaninową
chusteczkę.
–
Jeszcze czysta – zapewnił jej właściciel.
Alice
domyśliła się tego, ale mimo to skinęła głową i jeszcze raz
podziękowała. Szybko wytarła wskazane miejsce i oddała chustkę.
–
Nie mam już żadnych barw maskujących? – spytała, cytując Runo.
Vexos
uśmiechnął się lekko, pierwszy raz w jej towarzystwie, i odebrał
swoją własność. Z chwilą, gdy przypadkowo musnął jej palce
swoimi, wziął nagły, głęboki wdech. Alice przestraszyła się
nieco, spodziewając się, że zaraz jego stan się pogorszy, ale
chłopak natychmiast się rozluźnił. Spokój i ulga na jego twarzy
walczyły o dominacje z nagłą energią. Bladość ustąpiła w
znacznym stopniu, a on sam nabrał więcej werwy.
–
Wszystko w porządku? – spytała niepewnie dziewczyna.
Spojrzał
na nią z nową siłą i wsunął chustkę do kieszeni.
–
Jeszcze nigdy nie było lepiej – odpowiedział spokojnie.
***
Runo
z nudów utworzyła swojego klona ze światła po drugiej stronie
parku. Podzielna uwaga stępiła ból, a nowe miejsce dostarczyło
nieco rozrywki. Widziała oczami swojej półprzezroczystej postaci
maleńkie grzybki zgniecione jakimiś wielkimi butami i pozostałości
po kałuży. Nachyliła się nad leżącym obok ładnym, dziwnie
okrągłym kamieniem i mimowolnie pomyślała jak tu cicho.
Wiedziała, że na festiwalu jest pewnie masa pchających się
wszędzie ludzi i myśl, że może rozkoszować się przyrodą dała
jej chwilową ulgę. Nagle dostrzegła oczyma swojego klona Marucho.
Biegł w stronę jej wytworu ze zdziwioną miną.
–
Runo! – zawołał. – Byłem pewny, że to ty, a nie twój twór!
–
Dlaczego? – spytała prawdziwa Runo.
Jej
półprzezroczysty klon nie otworzył ust ani nie zmienił wyrazu
twarzy, przekazał jednak wiadomość wyrzucając w przestrzeń jej
nieco przytłumione słowa.
–
Okazuje się, że gdy robisz takie siebie, oddajesz im dużo energii
Haosa! Sobie zostawiasz jej mniej! – zawołał podekscytowany
blondyn.
Runo
nie podzielała jego zachwytu. Tego była pewna.
–
Skoro już tyle wiesz, to może skończymy ten eksperyment –
zaproponowała.
Marucho
spojrzał na nią tak jak ona na Shadowa.
–
Chcesz się poddać? – spytał, przyglądając się jej
podejrzliwie.
Dziewczyna
westchnęła, zastanawiając się jak można trafić do tak
logicznego człowieka.
–
Odłożyć to na później – poprawiła go. – Skoro masz tyle
danych, to może…
–
Nawet nie wiesz ilu rzeczy jeszcze nie odkryłem! – przerwał jej
nieco zły chłopak. – Muszę jeszcze sprawdzić czemu Alice i Volt
emitują więcej Darkusa niż wy!
Dziewczyna
nigdy nie lubiła eksperymentów. Nie to, że jej nie wychodziły. Po
prostu, gdy starała się iść tylko z dowodami, świat stawał się
nagle trudny do zrozumienia.
–
Może dlatego, że Shadowa tu nie ma – podpowiedziała przymilnie,
choć miała ochotę wybuchnąć.
Mocniejsza
fala bólu dźgnęła ją w podświadomość.
–
Mówię o wcześniejszych odczytach! – oburzył się Marucho.
Zabawnie
wyglądał tak naburmuszony. Runo już-już chciała się odgryźć,
gdy nagle straciła wszystkie zmysły. Bez strachu sprawiła, że
klon zniknął, a ona sama spojrzała na Shadowa. Albinos stał przed
nią z szerokim uśmiechem. W rękach trzymał butelkę wody
mineralnej i opakowanie jakiś tabletek. Wyraźnie był z siebie
dumny.
–
Mam! – oznajmił i wepchnął jej swoje pakunki.
Dziewczyna,
czując ból ze zdwojoną siłą, szybko wyjęła tabletkę i popiła
ją wodą. Teraz musiała tylko zaczekać aż zacznie działać.
Zerknęła na Vexosa, zastanawiając się, czy mu podziękować.
Chłopak chyba tego nie potrzebował, bo usiadł obok niej i
zaproponował:
–
Opowiem ci skąd się wzięły owoce granatu!
***
Volt
nigdy nie był miłośnikiem baśni i legend, ale mógł powiedzieć,
że właśnie doświadczył cudownego ozdrowienia. Tak jakby ktoś
dotknął go magiczną różdżką. Prawie zapomniał, że jeszcze
niedawno walczył o życie. Wszystko wskoczyło na swoje miejsce i
już się nie zwalczało. Mógł śmiało stwierdzić, że narodził
się na nowo.
–
Volt, na pewno już dobrze? – spytała nieśmiało Alice.
W
jej oczach wciąż był lekki niepokój. Było mu miło, że ktoś
przejął się jego stanem zdrowia. Nawet jeśli nie mógł mu pomóc.
–
Tak – powtórzył po raz kolejny.
To
starczyło chyba za zupełny dowód, bo dziewczyna przestała go
obserwować i skupiła się na pustych krzakach. Miłe odprężenie
między nimi zmieniło się w niepewną ciszę. Volt nie do końca
rozumiał dlaczego, ale wolał się skupić na swoich przeżyciach.
Powiedziano
mu, że to lekkomyślne dobierać moc przeciwną do swojej. Mówili,
że to zwiększa ryzyko, czego dowiedli po wielu próbach. Nie
słuchał ich nie z powodu złośliwości ani chęci pokazania, że
nie mają nic do gadania. Po prostu Mylene potrzebowała Darkusa. I
teraz go miała. Na myśl o jej reakcji, kiedy się o tym dowie,
uśmiechnął się. Może dostrzeże, że jest wartościowym
człowiekiem i...
–
Nie chcąc zapeszać, zerknął przed siebie. – Może pochodzimy
trochę po parku, żeby mu utrudnić zadanie? – spytał cicho.
Alice
skinęła lekko głową i wyjrzała, by znaleźć najlepszą drogę
ucieczki.
***
Opowieść
Shadowa nie trzymała się sensu. Tak przynajmniej wydawało się
Runo na początku, gdy rozpoczęli swoją wędrówkę po parku. Kiedy
jednak skupiła się na niej, odkryła masę odniesień do różnych
dzieł i całkiem spójną historię. Żeby utrzymać się na
dziwnym, pokrętnym szlaku logicznym, musiała przeznaczyć całą
swoją uwagę na jego opowiastkę. Dzięki temu nie minęła nawet
minuta, a ból zelżał. Potem tabletka zaczęła działać i
Wojowniczka mogła swobodnie się wyprostować.
–
To pomogło – przyznała zdziwiona, gdy Vexos umilkł. – A
myślałam, że chcesz mnie torturować!
Shadow
zaśmiał się, odchylając głowę.
–
Ciebie akurat nie mam serca! – zawołał radośnie.
Dziewczyna
patrzyła na niego pytająco, ale on milczał z szerokim uśmiechem,
jakby czekał aż zapyta na głos. To ją trochę zirytowało, ale
poddała się.
–
Dlaczego? – spytała chłodno, by okazać swoje niezadowolenie.
Albinos
postąpił krok w jej stronę. Potem drugi. Nie cofnęła się nawet
wtedy, gdy dzieliło ich tylko kilka centymetrów. Nie miała zamiaru
dawać mu tej chorej radości.
–
Bo jesteś rozkoszna – oznajmił pewnym siebie głosem.
Runo
drgnęła, a jej mózg zaczął powoli pracować. Nie mogła
uwierzyć, że się nie przesłyszała.
–
Rozkoszna? – powtórzyła głucho.
–
Rozkoszna, słodka i urocza! – padła odpowiedź.
Runo
przypomniała sobie wszystkie te sytuacje, kiedy tłumaczono jej, że
jest słodką dziewczynką. Kiedy chciała bawić się z chłopcami w
wojny albo poszukiwaczy skarbów, mówili, że to męska gra. Rodzice
powtarzali jej, że musi znaleźć dobrego męża do przejęcia
interesu, bo dziewczynie nie wypada mieć własnej firmy. Gdy ojciec
dowiedział się o jej mocy, cieszył się, że jest tak delikatna i
dziewczęca jak jego córka. Żadne tam pociski, wdzieranie się do
umysłu czy krzywdzenie ludzi. Brak pozwolenia na sporty, prócz
jazdy konnej. Ale nie takiej wspaniałej, szybkiej, tylko
eleganckiej. Ciągłe strofowanie jej, by była urocza i dziewczęca.
Znienawidzone sukienki, które udało jej się przemienić na
spódniczki. Długie negocjacje, by mogła dołączyć do Młodych
Wojowników, bo to w końcu „zajęcie nie dla dziewczynek”.
Odsuwanie jej od trudniejszych zadań, bo jest na nie za słaba.
Gniew
zawładnął jej ciałem.
–
Bo jestem słabą dziewczyną, tak?! – wrzasnęła, próbując
uderzyć Vexosa.
Ten
zmienił się w cień i pojawił się klika kroków od niej. Runo nie
miała zamiaru rezygnować. Zaszarżowała na niego z obłędem w
oczach. Shadow ponownie wykonał swój ruch.
–
Taką słabą, co można nią pomiatać?! – darła się, nie
przerywając szturmu.
Nawet
nie poczuła satysfakcji, że jej przeciwnik ma przez nią problemy.
–
Więc można jej wszystko narzucić! Tylko postawić w gablotce, bo
jest tak urocza!!!
Sytuacja
nagle się zmieniła. Prove przestał uciekać, tylko odchylał się,
by nie oberwać.
–
Jesteś słodka, bo taka dumna, twarda i silna – wyjaśnił z
uśmiechem.
Runo
zatrzymała się. Oddychała bardzo szybko, a w oczach błyszczało
jej niedowierzanie.
–
Twój urok to samodzielność i upór – mówił dalej Shadow. –
Może dla innych rozkoszne są tylko normalne księżniczki, ale mnie
takie wojownicze jak ty, przyprawiają o zawrót głowy!
Młoda
Wojowniczka poczuła, że jej policzki się rozgrzewają. Chciała to
ukryć, ale nie mogła. Te słowa odebrały jej cały rezon. Nie była
przyzwyczajona do komplementów. Zwłaszcza takich, po których nie
musiała bić rozmówcy, bo zamiast jej pochlebiać, obrażały albo
zamykały w stereotypach.
–
Podobasz mi się, Runo – szczerzył się dalej Vexos. – Bardzo.
Chciałbym spędzić z tobą więcej czasu, poznać cię lepiej. Nie
potrafię być miłym dla ludzi, po prostu nie wiem jak, ale pozwól
mi się nauczyć.
Dziewczyna
zacisnęła wargi. Jej myśli szalały. Mimowolnie pomyślała o
Danie. Kiedyś jej się podobał, a potem okazał się napuszonym
głąbem. Shadow już był napuszonym głąbem, więc może okaże
się, że jej się spodoba? Przynajmniej próbował być miły i
naprawdę się starał. Milczała, zawstydzona. Nie mogła znaleźć
słów. Po prawdzie nie mogła nawet znaleźć myśli. Męczyło ją
to.
–
Skoro wzięłaś ode mnie tabletki, to chyba znaczy, że mam jakieś
szanse, co? – odezwał się po raz kolejny.
Przez
moment pomyślała, że to wszystko to tylko beznadziejny żart. Że
utopi tego durnego pseudo-wampira, jeśli ją oszukuje. Gdy jednak
spojrzała w te dziwne, czerwone ślepia poczuła, że jest poważny.
–
Tak mnie bolało, że zrobiłabym wszystko, żeby przestało. To nie
była kwestia zaufania – wymamrotała.
–
Niech więc zaboli jeszcze raz – oznajmił Shadow, przytulając ją.
Nie
zdążyła się nawet zastanowić, czy go odepchnąć, gdy Shadow
zmienił ich w cień i przeniósł na oczach zdziwionego Marukury.