wtorek, 3 września 2019

44. Konferencja


     Lync nigdy nie przypuszczał, że cała akcja skończy się dla niego z chwilą opanowania sytuacji. Kiedy tylko policja przejęła inicjatywę i na wolności nie został ani jeden napastnik, jego obecność stała się całkowicie zbędna. Nie potrafił udzielać pierwszej pomocy, więc odsuwał się, by zrobić miejsce ludziom posiadającym odpowiednią wiedzę. Nie prosił kolejnych osób do specjalnego punktu, by spisać zeznania, bo to było zadanie wydzielonych funkcjonariuszy. Zresztą ani Młodzi Wojownicy, ani Vexosi nie musieli prowadzić takich zapisków, bo mieli dostęp do każdych akt w mieście. Volan mógł tylko usuwać się z drogi, gdy ludzie biegali wte i wewte, szukając bliskich.

     Gdyby poprosili o pomoc albo wyznaczyli mu jakieś zadanie, nie odmówiłby. Nikt jednak nie zwracał na niego uwagi. Tak jakby uznali, że już się na dziś namęczył. Tak naprawdę nie miał nic przeciwko takiemu stanowi rzeczy, ale wolałby stąd pójść. Czuł się jak intruz. Nie chciał jednak spytać Spectrę o pozwolenie (w końcu już się dzisiaj naraził. Ręka wciąż mu o tym przypominała), co prowadziło do bezsensownego milczenia i obserwowania zajętych czymś ludzi.


     Nagle jego komunikator zarządził kontakt. Lync przyjął połączenie automatycznie, bez zastanowienia. Jakie było jego zdziwienie, gdy rozmówcą okazała się Mylene! Dopiero po chwili przypomniał sobie, że Phantom oddał jej na razie dowództwo. Wciąż wydawało się to nierealne.
 

     – Jesteś ranny? – spytała chłodno na jego widok.
 

     Lync nie był aż tak naiwny, by wierzyć, że akurat Lodowa Dama martwi się o jego stan.
 

     – Nie – odpowiedział, starając się przybrać pewny siebie wyraz twarzy. – Mogę wykonać zadanie.
 

     Taka była prawda. Prócz rozdartej nogawki, rozczochranych bardziej niż zwykle włosów i ogólnych potłuczeń nic mu się nie stało. Ale ten nieidealny stan po walce to nie było nic wyjątkowego. Nawet Mylene miała zniszczoną fryzurę. Tym razem nie odstawał od reszty!
 

     – Zadziwiające – wymamrotała Vexoska, co zabolało mniej niż zazwyczaj. Musiała być przecież z niego chociaż trochę dumna! – Masz stawić się przed punktem A i zająć media. 
Tylko bez ociągania się i koloryzowania. Tylko ty odpowiadasz za wypowiedziane słowa. Nikt nie będzie ci pomagał, jeśli wpadniesz.
 

     Lync wpatrywał się w komunikator bezmyślnie, starając się zrozumieć rozkaz. To było takie nierealne! Miał wrażenie, że Mylene właśnie kazała mu iść na spotkanie z dziennikarzami! Na samą myśl chciało mu się śmiać. Przecież nigdy nie wysłano by go na konferencję po akcji! Wywiady, jakieś programy, gdzie mówiono o bzdurach i występowano całą grupą to co innego niż uspokajanie ludzi! Musiał źle usłyszeć. To była odpowiedzialna robota dla Gusa, Mylene albo i samego Spectry! Nawet Shadow byłby lepszy w tej roli!
 

     – Przecież to twoja robota – wyrzucił w końcu, starając się wykrzywić pogardliwie.
 

     Czuł, że drżą mu dłonie, a żołądek ściska niewidzialna ręka. On miałby wystąpić jako przedstawiciel? I miałby przyznać się, że obyło się bez większych strat, bo znajomy zapewnił mu mniejszą ilość wrogów do pokonania, a tłum sam załatwił sprawę?
 

     – Dziś ty ją wykonasz – warknęła. – Mam już i tak za dużo spraw na głowie!
 

     Nawet przez komunikator oczy Mylene przeszyły go na wylot. Wiedział, że nie ma sensu się kłócić. Czasem bardzo kojarzyła mu się ze Spectrą. Też nie okazywała uczuć, potrafiła świetnie dowodzić, budziła strach i szacunek. Była jednak na swój sposób prosta i łatwa do zrozumienia. Jasno precyzowała swoje oczekiwania i nie ukrywała swojej podłej natury. Phantom za to bawił się ludźmi i męczył ich, jakby to była jedyna rozrywka godna lidera Vexosów. Gdyby on zaproponował mu bycie przedstawicielem, Lync już gubiłby się w domysłach. Kiedy rozkaz wyszedł od Mylene, mógł być pewny, że słowa o wielu obowiązkach były prawdziwe.
 

    – Tylko się pospiesz – pożegnała go chłodno.– Makimoto już zaczęła.
 

                                                                    ***

      Dan nie wyglądał teraz jak Młody Wojownik. Szukał swojej młodszej siostry tak jak inni, zwykli obywatele, którzy mieli prawo martwić się tylko o najbliższych. Choć jako lider miał jeszcze wiele do zrobienia, odrzucił to na rzecz poszukiwań. Julie kazał rozmawiać z mediami, Shunowi zorientować się w ogólnym stanie, a Kuroi  skontaktować z Runo i Marucho, dzięki czemu mógł skupić się jedynie na poszukiwaniach.
 

     Tak naprawdę słowo poszukiwanie zostało użyte na wyrost. Daniel biegał, rozglądając się na boki i rozpaczliwie modląc o znalezienie siostrzyczki całej i zdrowej. Oczywiście, gdyby coś się jej stało, miał już przygotowaną mowę. Było w niej przerzucenie winy na pozostałych członków rodziny i kazanie o odpowiedzialności. A im Dan dłużej biegał, tym bardziej ją doskonalił.
 

     Kto by pomyślał, że w stresie powstają najlepsze słowa? Teraz, gdy poznał sekret będzie miał najwspanialsze wypracowania w klasie! Na samą myśl miał ochotę się śmiać. Doszedł już do takiego poziomu paniki, że wariował!
 

     Po raz nie wiadomo który zawrócił, znów rozglądając się na boki. Nie rozumiał co się dzieje. Chciał tylko wrócić do domu i zwinąć się w kłębek. Z dala od komunikatora, który wciąż przypominał, że jego mama czeka na kontakt. Przecież nie mógł teraz odebrać! Nie mógł wesoło powiadomić, że puścił siostrę samą i teraz nie wie czy żyje. Jego matka miała grubą skórę i stalowe nerwy, ale czegoś takiego by nie zniosła!
Znów przypomniał sobie o zwłokach dziewczyny. Obiecał chronić tych ludzi! Jak mogli zostać zaatakowani?!
 

     – Dan! – odezwał się nagle cudownie znajomy głos.
 

     Chłopak nie mógł się powstrzymać. Gdy dostrzegł Lucy, prowadzoną przez właściciela ulubionej kawiarni Runo, upadł na kolana, wypuszczając z siebie olbrzymie westchnięcie ulgi. Łzy popłynęły mu po policzkach, a on bardzo starał się udawać, że to z radości, a nie przez ciężar w piersi, który narastał z każdym oddechem.
 

                                                                    ***

     Lyncowi szło naprawdę dobrze. Chyba na wszystkie kłopotliwe pytania zdążyła odpowiedzieć Julie, bo te, które teraz padały były bardzo łatwe.
 

     „Jak oceniacie zniszczenia?” „Czy jest wielu rannych?” „Podobno zapanował pan nad tłumem, panie Volan! Jak sobie poradzili?”
 

     Początkowa suchość w gardle i niepewność ustąpiła prawie od razu. Odpowiadał szczerze o sprawach ogólnych (co wiązało się z częstym powtarzaniem „nie wiem”) i przedstawiał nieco chełpliwie i nieprawdziwie swoją rolę w przywracaniu porządku. Oczywiście podkreślił  kilka razy, że cywile cały czas pomagają, ale szybko okazało się, że zwykli ludzie już opowiedzieli swoją wersję, z której wynikało, że jest świetnym przywódcą. A media potrzebowały bohatera.
 

     Tak samo Julie była wychwalana. Pytania, które w normalnych warunkach mogłyby być trudne lub postawiłyby ich w złym świetle, formułowano tak, by same już zawierały korzystną odpowiedź. Lync zastanawiał się, czy ci ludzie nie są podesłani przez Zenohelda, ale doszedł do wniosku, że w artykułach po prostu oberwie ktoś inny. Może szukali haków na policję? Odkąd pojawili się Vexosi co chwila wypływały nowe doniesienia o nieudolności tego organu.
 

     – Dlaczego zaatakowano festiwal? – padło pytanie, które uparcie powtarzało się już pod różnymi postaciami.
 

     Julie rozłożyła ręce jak zrozpaczony uczeń, który nie ma już nic do stracenia.
 

     – Nie mam pojęcia! – oznajmiła głośno. – Dopiero zbieramy materiały!
 

     Ta odpowiedź pozornie usatysfakcjonowała dziennikarzy, ale Lync nie mógł pozbyć się wrażenia, że zaraz zapytają o to znowu.
 

     – Osobiście uważam – odezwał się. – że chciano przerazić miasto. Dlatego wybrano festiwal pana Kinga.
 

     – Czyli Vexosi sugerują, że ktoś chciał nadszarpnąć reputacje pana Zenohelda Kinga? – zapytał jeden z dziennikarzy.
 

     – I w ten sposób pozbawić go zaufania większości obywateli? – dopowiedziała uśmiechnięta blondynka z wielkimi, okrągłymi kolczykami.
 

     Lync zrozumiał, że podał im fascynujący temat jak na tacy. Przełknął ślinę, przypominając sobie słowa Mylene.
 

     – To moja prywatna opinia! – zaznaczył rozpaczliwie. – Znaczy, nie ta opinia! Ja tego nie powiedziałem!
 

     Ale nikt nie zwracał na niego uwagi. Kolejne zdania podpowiadały jak będą wyglądały jutrzejsze okładki i ta wiedza wcale nie ucieszyła chłopaka. Zastanawiał się jak zareaguje Spectra, podczas gdy Makimoto za sprawą zręcznie sformułowanych pytań „przyznała się”, że podziela poglądy Vexosów. Lync myślał, że zaraz zacznie się śmiać. Afera coraz bardziej się rozkręcała. I to przez kogo? Przez głupiego smarkacza, który poczuł się zbyt pewnie!
 

     Był na siebie zły. Znów schrzanił robotę.
 

     Nagle usłyszał coś, czego spodziewał się od początku:
 

     – Dlaczego nie zapobiegnięto akcji?
 

     Niski, pełen pretensji głos przeszył jego umysł. Może gdyby takie pytanie padło na początku, zdenerwowałby się i milczał, czekając na ratunek. Teraz jednak, gdy zdążył się zirytować, nie panował nad tym co mówi.
 

     – Bo nie potrafimy przewidywać przyszłości – powiedział głośno i wyraźnie. – Dlatego skupiliśmy się na ochronie ludzi w razie ataku!
 

     Udawał złośliwego i pewnego siebie, ale rzadko bywał taki naprawdę, bez wymuszania i poprzedniego przygotowania tekstu. Bycie takim było przyjemne. Wreszcie nie wyrzucał sobie jaki to jest beznadziejny.
 

     Mężczyzna, który zadał kłopotliwe pytanie nie został już dopuszczony do głosu przez innych dziennikarzy. Z jednej strony Lync się z tego cieszył, ale z drugiej przeraziła go siła tych ludzi. Szukając wsparcia zerknął na Julie. Kiedy jednak zobaczył, że Młoda Wojowniczka ignoruje jego istnienie, przypomniał sobie prosty fakt. Młodzi Wojownicy i Vexosi byli wrogami. To, że polubił ich byłą członkinię, Alice, nie znaczyło, że może się spoufalać i na nich liczyć.

     Zły, że zapomniał o takiej oczywistości znów skupił się na udzielaniu bezpiecznych odpowiedzi.


---------------------------------------------------------------------------

     Nawet nie wiecie jakie to frustrujące uczucie. Nie wstawiam rozdziału przez ten cały długi czas i jak się pojawiają pytania o rozdział, to jest mi tak głupio, że nie chcę odpisywać "Tak. Będę pisać", bo to przecież nie da rozdziału, tylko sprawi, że będę mogła "legalnie" nie pisać, a przecież chcę pisać, więc nie odpisuję i jest mi jeszcze bardziej głupio.

     Nie będę obiecywać regularności, bo obecnie sobie z tym totalnie nie radzę, ale mogę zapewnić, że będę pisać i to dokończę!


     I dziękuję za fanarty. Nawet nie wiesz, kochana osobo, któraś mi to dała, jak wiele to dla mnie znaczy.